Prawda nie skrywa się, a przesiąka
I
Latem było bardzo źle:
miesiąc, albo i dłużej, oglądałam Archiwum X
na początku dla zabawy, potem się uzależniłam
na końcu tak siebie nienawidziłam, że postanowiłam
obejrzeć wszystko
choć marzyłam o tym, by być jak Scully – mądra
pracować do nocy, zrezygnować z siebie
pomimo zmęczenia być rześka i olśniewać bladością
z przerażeniem zrozumiałam: to koniec
nie napiszę książki, nie oddałam się temu
rodzina, przyjaciele, wydawca zdradzą mój sekret –
jestem oszustką i miernotą
zamiast krwi pieni się we mnie
zielony wypalający oczy płyn podobny do lemoniady i „Fairy”.
II
Któregoś wieczoru spacerowałam po cmentarzu na Rossie
po obejrzeniu siedmiu serii o kosmitach i politycznych spiskach
świat wydawał się nieco mniej dziwny
pusty cmentarz pachniał ziemią i sianem
przeszłam przez ulicę, trafiłam do jego opuszczonej, obskurnej części
wyglądała, jakby miała nigdy się nie skończyć
jeśli pójdę dalej, wejdę w nieskończony, szeleszczący las
było jak we śnie – pełno tajemnic
z opcją niepowrotu
PS
po jakimś tygodniu zrobiłam badanie:
postanowiłam znaleźć koniec cmentarza, skrycie wierzyłam
może okaże się, że go nie ma…
ale cmentarz spoczywał w metalowym ogrodzeniu
a za nim – podpróchniałe chaty, kopce, zarośla
i coś zamajaczyło daleko
nie pamiętam co
Pod(d)anie
Przeczytałam artykuł reklamowy
96% zgonów powodują pasożyty
ma je każdy człowiek, ale bywają te dobre
i te złe, które trują –
jelita, wątroby, mózgi i serca
białe cienkie robaki wielkości dłoni
wijące się w otwartej czaszce
czytałam i w końcu zrozumiałam:
w moim ciele żyje wiele obcych
stworzeń, które nie śnią, nie gryzą
niczego nie żałują
moje ciało ugniata wiele innych
małych ciałek, których w ogóle nie interesuje, jak się tu znalazły
ich pałace są czerwone, ciepłe i śliskie
nawet się nie łudzę, mam pasożyty
to wszystko wyjaśnia! chroniczne zmęczenie
wysypkę na brzuchu, swędzenie, okropne poczucie
że ktoś mnie oszukał, że sama siebie oszukałam
już dawno przegrałam, choć gra trwa dalej
(coraz wyraźniej widzę
jak desperacko w tym uczestniczę)
mam dwie opcje: stać się mądrą
albo pozostać głupią, zażywać herbatę z piołunu, może nawet poważne leki
już nie sprawdzać fejsbuka, słuchać swojego głosu
i trzecia, ta najgorsza – wprosić się do kostnicy
zobaczyć prawdziwe zwłoki
zastygłe, obce, nikomu niepotrzebne
w aureoli chemicznego zapachu
jestem w 100% pewna, że przestałabym o nich pisać
o śmierci, mięsie i innych okropnościach
może w końcu zobaczyłabym – – –
moja chłodna suterena zalałaby się oślepiającym światłem
błękitnymi językami płomieni
może w końcu zrozumiałbym, o czym należy mówić
a o czym – lepiej nie.
Oprzytomnienie
Najpewniej nigdy go nie zobaczę, nikt go nie zobaczy
chyba że w krematorium – po spaleniu mięsa i włosów
paznokci, przed zmieleniem kości na popiół
tak polubiłam się bać, wyobrażać sobie zapach i kolor
rozpadającego się ciała
stan bezsilności:
zmieniłam się w przedmiot, który nie umie mówić
nigdy nie pomyślałam, że mogę zmienić się w wiele
przedmiotów, w rustykalną biżuterię, uszczęśliwić psa
który może mnie zabrać do lasu
bawić się mną
mój szkielet jest moim przyjacielem:
nie pozwoli mi upaść, potknąć się, zgnić
stracić nadziei
biały, wyszlifowany przez wiatr
lub brązowawy i matowy
wyłaniający się spod szczoteczek archeologów
mój szkielet nie jest i nie będzie
banalnym memento mori
mój szkielet jest moim przyjacielem:
jedyny, niezastąpiony, wierny
o nic nie prosi, mogłabym go nawet nie zauważyć
gdyby nie metody dedukcji
świetliste zdjęcie rentgenowskie, zwichnięte obojczyki
ta tajemna siła, która nawet w najgorszym momencie
pozwala wstać
żywot mój, silny i kruchy
jak dusza
Osobiste doświadczenie
W styczniu jechaliśmy nocnym pociągiem
Marakesz–Tangier przedział z kuszetkami
nasze błękitne oczy rozbłysły: kuszetki! ciepło
wszystkie komórki naszych ciał falowały na szynach
kończyłam czytać Osobiste doświadczenie Kenzaburō Ōe
przez sen drżałam od myśli
że wali się świat
obudziłam się, nerwowo pakowałam rzeczy
(co jeśli nie zdążę wyjść, zgubię się i już nigdy
się nie spotkamy)
nie było głosu, który powiedziałby gdzie i kiedy
gdy z nosa pociekła miękka słodka krew
z zadartą głową stałam przy oknie
było czarno, w ciszy wirowały
seledynowe i błękitne kapuściane gąsienice
które później zobaczymy
gdy będziemy szli przez łąki i śmieciowiska,
przez wymarłe osiedla i pastwiska dla krów
rozbolą mnie mięśnie, a ja przypomnę sobie, co to znaczy śnić
gdy miękkim sennym tłuszczem
są umazane wolne dni
Pocałunek
Śpiąca niebieska ulica w czerwcu
z zapartym tchem podziwiamy jak ślimaki roztapiają się w ekstazie
te magiczne proporcje, ich wspaniała równość
na początku obleśne, ale hipnotyzują
z rdzewiejącej skrzynki pocztowej
spuszcza się przezroczysty kleisty smark
tak wytrzymały, że utrzymał obydwa
powoli powoli kołują w powietrzu
błyszczą kleiste, obsypane ciemnymi plamami
a najstraszniejsze są te ich miniaturowe buźki
tworzą olbrzymie korony o kształcie dzwonu
organy płciowe
(nawet bym takich nie wymyśliła!)
w świetle telefonu las Pelerino świeci neonami
tego nie pokazują w telewizji
nigdy więcej tego nie zobaczę, udało się nam
to dla mnie o wiele większy cud
od obsypanego złotą kaszką
oprószonego złotym pyłem obrazu Klimta
lecz gdyby nie on, patrzyłabym inaczej
– Ieva!
–Tu jestem!
rano wybrzeże usłane jest glonami i meduzami –
przezroczystymi żelowymi pagórkami,
trudno stwierdzić, żywe czy martwe, w środku
delikatnie kołyszą się i mienią od strumieni wody
niewidoczne dla ludzi na plaży
biegamy i krzyczymy
nadzy, oszołomieni słońcem
lodowatą wodą, słoną pianą i powietrzem
robimy jumping jacks, skręcamy się ze śmiechu,
wszystkie części ciała podskakują nam synchronicznie
kompromitują wszelką powagę
kamienie i skały, pomniki, wiedzę statyczną
„wyzwolić od niepokoju, strzec od zazdrości”
później krzyczysz do mnie:
przy Twoim ciele lata meduza w bufiastej spódnicy
z cyklamenową koroną, z długim welonem
nie mamy odwagi jej dotknąć, może poparzyć –
radosnego to nie pociąga