
Dopytanie
debaty / ankiety i podsumowania Krzysztof SiwczykGłos Krzysztofa Siwczyka w debacie „Kroniki osobiste”.
WięcejFragmenty książki Krzysztofa Siwczyka Dane dni.
Życie nie zwraca na siebie uwagi. Jest
tam, gdzie dalekie wycie, przy którym zasypia.
Krawędź betonu, poranne mdłości, sen do bólu
głowy. Potem, w ciepłym blezerze, sen do zmierzchu.
W nocy jak w ciągu dnia, życie nie zwraca na siebie uwagi.
Nic nie ma wagi, dopóki sen się nie zjawi.
Teraz bierze odwet siedząc w oknie.
Z widokiem na to, co zawsze, co nigdy.
Wplątany w inne ciało, pościel i obietnice.
Poorane nieużytki i szybkie pożegnanie. Życie
do użytku wewnętrznego, w przedziale dla palących.
Urny, do których strzepuje popiół z kartki,
z numerem telefonu kogoś,
kto go z kimś pomylił.
Nawet, jeżeli wszystko się zgadza.
Właśnie dlatego.
Powrót. Nic się nie zgadza.
Z dala od siebie, jest u siebie.
28.02.2000
Po wszystkim przegląda puste kanały.
Milczy do słuchawki lub mówi
byle co, byle jak, byle kończyć. Najwyższy
czas. Szlafrok, zęby, pufy i wydech.
Trzy pozycje. Prawy bok, lewy bok, na wznak. Wreszcie.
Dzień nie ma tego w zwyczaju. Myli
adresata.
01.03.2000
Zawsze musi mieć wszystko wyliczone,
podsumowane i opracowane, jak mawiasz.
Tysiąc dwieście w dwa dni, tak jakby
nie mogli po prostu umówić się, że punkt
do którego podobno zmierzają, to mityczne
miejsce spotkania, jest dawno za nimi.
W zasięgu mają tylko gesty w rodzaju tych,
jakie oferują ciała, tak bardzo nieposłuszne
krotochwilne szpileczki. Pancerny budzik dziś ich
nie dotyczy. Na dobrą sprawę niczego nie zobaczyli,
ale czy pocztówka kupiona na dworcu nie jest
bardziej realna, niż karzeł, mieszkaniec
robotniczej dzielnicy, do którego szepnął
słowo, ostatnie słowo przed wyjazdem?
Potem komunikowali się wyłącznie oczami.
Pionowe źrenice, pożądanie i przesiadki.
Pokój z obrazem, na który zareagowałaś znacznie.
Jak sobie to wyobraża? Jak zawsze nie wie?
Jacyś przypadkowi goście, którzy wnieśli szkło i
szereg dobrze skrojonych zdań. Uśmiechnięci
ludzie budzą w nim ochotę na długi spacer.
Na co masz ochotę? Po drobnej korekcie wysokości,
wydawałaś się usatysfakcjonowana, ale rano,
no cóż, pamięć jest dla nich obiektem, powiedzmy
jak izba pamięci, czymś co wymusza powagę,
wzruszenie albo cichutkie zsikanie się ze śmiechu.
Szybka ablucja, pożegnanie dupowatego portiera i
okazało się, że robią sobie zdjęcie z parowozem,
a on kładzie głowę pod koło i puszcza oko do siebie.
Teraz mówisz, że chciałabyś mieć fotografię, coś,
co pozwoliłoby umiejscowić tę podróż,
która kończy się zwykle w tym miejscu, a z którego,
prawdę mówiąc, nigdzie już się nie rusza.
Nagle okazuje się, że nie jest tym,
którym się zmyślił. W nocy, w parku,
zdarza się zapomnieć o swoim fantomie,
miłym stworzonku, będącym na każde
zawołanie grzecznym interlokutorem,
któremu można wyznać wszystko,
a nawet więcej, oddać mu się i
prezentować to, co ma się najlepszego,
czyli naiwność i tak zwane emocje.
Mówisz do opakowania, maleństwo.
Podwozisz opakowanie wprost pod dom i
otrzymujesz w zamian zestaw gestów,
takich jak machanie ręką, podskoki i
szereg ewolucji głową.
Na dobrą sprawę autentyczność,
podobnie jak spowiedź i żal za grzechy,
jest luksusem, czymś, na co
mogą sobie pozwolić tylko prawdziwi
rewolucjoniści, a więc tacy ze sztucznego tworzywa,
jakim bez wątpienia jest idea i
śmierć.
I wszystko jest idealnie odwracalne.
I wszyscy są zadowoleni.
I nikogo nie brakuje, bo nikogo nie ma.
Porę nazwie nocą, teren parkiem, a to,
co się wydarzyło, wydarzyło się naprawdę,
jednym słowem w ogóle
nie miało miejsca.
Przegotowana woda z solą pozwala
przyjść do siebie, rozgościć i poczuć się w ciele
jak w domu. Tego mu było trzeba. Odrobiny
bezwarunkowych odruchów, które redukują
wyobraźnię do zera, ośmieszają problematyczność
postanowień dnia poprzedniego i przypominają,
że liczy się motoryka i awaryjność, nic więcej.
Brak głębszego oddechu? Refleksyjność?
Woli dmuchać na zimne, poważnie, w ciągu
minionej doby wielokrotnie zarejestrował dreszcze,
jakie przeszły go z myślą o innych,
z obawy o bliskich, których nigdy nie zdoła
wykluczyć, inaczej, nie starczy mu sił
na przeniesienie ich w sferę nietykalności właściwą fikcji.
Tak to jest, że do czasu psychoza i samoutrapienie
są jak bezmyślne wakacje. Beztroskość i ulga
pojawiają się również w momentach weryfikacji,
wykluczenia z gry kogoś, kto zapadł na nieuleczalność,
bo szczegóły wtedy jakoś umykają i nagle okazuje się,
że wszystko dobrze się skończyło, a wtedy dopiero
można mówić o prawdziwej udręce.
Odwrotnie? Z troski mógłby zabić?
Wyobraża sobie siebie w śnieżnej bieli,
w doskonale skrojonej dwurzędówce,
pośród głosów sprzeciwu i niedowierzania i
ma wrażenie, że nigdy wcześniej
nie był sobie tak
bliski.
I tak zbliżają się do celu.
Stopień, sforsowanie domofonu i
mówi, żeby czuć się jak w domu.
Tak sobie to wymyślili. Śniadanie
do łóżka, Apap i konwencja,
którą przyjęli na deszczowe godziny
wypełnione tym samym spokojem,
jakiego może zaznać jedynie
pospolita wyobraźnia. Gotowy szablon
przyłożony do siebie świetnie pasuje.
W razie zniecierpliwienia stosuje
błyskawiczną ekspiację, zanim coś zacznie się
na dobre chrzanić, bo płynność przechodzenia
od zauroczenia, przez zgorzknienie, do apatii
jest tym, co pozwala uznać mimowolność
swojego życia za podróż w nieznane,
które powielone w jednym egzemplarzu,
czyni go zdolnym do poświęceń, byle tylko
nie wracać do siebie i związanych z tym
tekstów. Z dwojga złego wybiera kopię,
którą będzie nazywał twoją tajemnicą.
Tak, pamięta, że szukał w ludziach
czegoś jeszcze poza chorobą lub
jej pierwszymi objawami. Szczególnie
dotyczyło to bliskich, co nie dziwi teraz,
natomiast wtedy traktowano go jak fachowca,
a nawet ptaka. Nie kracz, mawiano.
Oczywiście, w miarę upływu czasu
jego autorytet rósł. Ilość diagnoz zaczęła odpowiadać
ilości trafień. O ile zabawniej byłoby wiedzieć wcześniej,
że tym szajsem rządzi metoda kalki,
przez którą przebija zaledwie nieczytelna zapowiedź
oryginalnego świata. Spokojnie, już po strachu.
Widzisz, dowcip polega na tym, że nigdy nie udało mu się
niczego doprowadzić do końca, a to dobry znak,
skoro zwiastuje zupełnie co innego,
niż to, z czym mamy
przyjemność.
Ur. 1977. Polski poeta, eseista i krytyk literacki, autor osiemnastu tomów poetyckich oraz licznych książek krytyczno-literackich. Debiutował w 1995 roku zbiorem wierszy Dzikie dzieci. W kolejnych latach wydał m.in. Wiersze dla palących(2001), Centrum likwidacji szkód (2008), Gody (2012) oraz trylogię Krematoria (2021-2022). Jego twórczość była tłumaczona na wiele języków, w tym niemiecki, francuski i włoski. Jest również autorem kilku książek eseistycznych –Ulotne obiekty ataku (2010) i Bezduch (2018). Laureat Nagrody Fundacji Kościelskich, Nagrody Literacka Gdynia i Nagrody Silesius. Był także finalistą francuskiej nagrody Prix de la revue NUNC oraz laureatem międzynarodowej Nagrody Václava Buriana. Ostatnio jego wiersze wybrane A Calligraphy of Days zostały wydane przez Seagull Books (Londyn). Regularnie pisuje felietony do tygodnika „Polityka” i zasiada w jury Nagrody Nike. Mieszka w Gliwicach.