książki / POEZJE

Doba hotelowa

Bartłomiej Majzel

Fragmenty książki Bartłomieja Majzla Doba hotelowa, wydanej w Biurze Literackim 28 września 2009 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

przychody i rozchody słońca (pokój numer jedenaście)

wyma­zu­ję cię ze ści­śnię­ty­mi zęba­mi.
zasko­czo­ny wście­kło­ścią któ­rej dotąd nie.

wykre­ślam. tar­gam kart­ki. popi­jam her­ba­tę.
oto nad­cho­dzi czas aby znisz­czyć.
słoń­ce zaszło. teraz świe­cić musi już ktoś inny.

powo­du­ję że zni­kasz. choć jesteś wszyst­ko
co napi­sa­łem. ster­ta pia­chu i papie­ru.
może jesz­cze tro­chę lito­ści
dla wro­ga i dobre sło­wo w gar­ści.

ale ja jestem two­im żebrem któ­re tkwi.
więc już cię nie ma. bo jesteś rów­no­cze­śnie
wszyst­ko co wykre­ślam
leżąc na pod­ło­dze w tym sza­rym hote­lu.

sły­sza­łem kro­ki w kory­ta­rzu. ktoś szedł przez czas
ale nie dostrze­głem twa­rzy. bo ten hotel
pozba­wio­ny jest luster zapal­ni­czek i drzwi.

u mnie biel. poma­rańcz na lam­pie i błę­kit poście­li.
życie jest gięt­kie. powsta­je w zatło­czo­nych poko­jach
skąd dobie­ga płacz. pod­czas gdy w pustych usta­je
niczym rytm pomarsz­czo­nych kwia­tów.

więc doty­kam się przez chu­s­tecz­kę
aby napo­cząć ten dzień nowym cia­łem.
wyma­zu­ję się tak jak wyma­za­łem
to wszyst­ko czym był świat.

żegnaj słoń­ce.
jeste­śmy wspa­nia­li.


Dezynfekcja

wybacz mój zako­pa­ny kamień.
ukry­łem go głę­bo­ko pomię­dzy języ­kiem
a sło­wem obcym i nie­prze­ma­kal­nym.

jed­nak mój język pro­sto w twój.
a sło­wo niczy­je na pobo­czu dro­gi jak potrą­co­ny pies.

jak się zacho­wać w takiej sytu­acji?

szu­kam kamie­nia któ­ry ide­al­nie paso­wał­by
w dłoń. któ­rym mógł­bym cisnąć w nie­bo
aby dobie­gła z nie­ba soczy­sta muzy­ka.

kamień w sło­wie. w poło­wie na języ­ku.
na brzu­chu świerszcz i kamy­czek boży
któ­ry ude­rzył w moje okno.
zatrze­po­tał i wpadł mi do ust.

kto poły­ka kamień nie sta­je się kamie­niem.

co więc robię gdy języ­kiem potrą­cam?
kogo strą­cam? w czy­im imie­niu sadzę go
i cze­kam aż wyro­śnie ocza­mi do nie­ba.

co dźwi­gam gdy prze­pły­wam? w jakie miej­sce wbi­jam się
i wsu­wam palec w język? jak prze­gry­wam? z kim bywam
tak pięk­nie że nad­cho­dzi nie­skoń­czo­ny przy­pływ?


przychody i rozchody księżyca

pół­noc. pół czło­wiek pół wiersz.
pół­sen. pół­księ­życ. pół­mrok. zero zero.
wpół do pierw­szej w nocy.
w słod­kim pół­ho­te­lu zatrzy­ma­ło się świa­tło.
w pół­po­ko­ju gdzie z pół­łóż­ka
zwi­sa­ło pół koca i pół gwiaz­dy.
pół życia cze­ka­łem aż w poło­wie
dro­gi zatrzę­sło się ser­ce.
zatrzy­ma­ło się lecz ruszy­ło dalej.

to pół­u­mie­ra­nie wchła­nia znacz­nie wię­cej
cie­bie niż mnie. ja ukła­dam na zie­mi
cień pta­ka. potem się przy­glą­dam
czy to na pew­no ja.

w poko­ju naprze­ciw­ko poja­wił się dłu­gi cień.
pół nocy umie­ra­nia. życie tyl­ko w dzień.
pół życia i pół śmier­ci przy­gnia­ta go
i spy­cha jak naj­głę­biej w dół.
jego poło­wa coraz bar­dziej dzie­li się na pół.
skó­ra zatrzy­ma­ła się
i utknę­ła gdzieś w poło­wie skó­ry.
jego oddech o poło­wę płyt­szy
a oczy do poło­wy zamknię­te.
każ­da część cia­ła o poło­wę krót­sza.
a poło­wa poło­wy przez chwi­lę
sta­ła się cia­łem w poło­wie nie ludz­kim.

zanuć raz jesz­cze tę sta­rą melo­dię.
chciał­bym jej słu­chać spo­glą­da­jąc na suche
gołę­bie.

roz­pacz patrzy zbyt wyraź­nym wzro­kiem.
a ja zwy­kle zaglą­dam w oczy jak naj­głę­biej.


kości zostały już rozpakowane i schowane w szafce

cóż uczy­ni­łem że nie ma w kra­nie krwi baran­ka?

wciąż pra­gnę! i ześli­zgu­ję się wycie­ka­jąc z rąk.
zbli­żam usta do wnę­trza drze­wa. tak jest dobrze.
tak zostaw – kolec wbi­ty aż po samą szy­ję.

więc takie życie mogło się przy­da­rzyć.
bra­ło się sny. w gar­dle się sta­wa­ło.
drża­ło się nawet i w wer­bel się biło.
więc takie życie mogło się przy­da­rzyć.
lecz przez przy­pa­dek.

puka­ło w nocy i szu­ka­ło kogoś kto mie­czem
woju­je lecz od sło­wa ginie.
a rośnie od ude­rzeń a wzbie­ra od cio­sów.

puka­ło w drzwi więc się otwo­rzy­ło.
popa­trzy­ło w oczy aż oczy zmro­zi­ło
wycią­gnę­ło rękę i cud! wciąż się tli­ło
tym życiem sło­nym. któ­re choć się przy­da­rzy­ło
to na kra­wę­dzi tyl­ko. sło­no się pła­ci­ło
za każ­dą run­dę. za każ­de odda­nie
bo życie już nie dane lecz raczej zada­ne.

więc żyło się nawet ale przez pomył­kę.
wpa­da­jąc z wol­na w mar­twą melan­cho­lię.

łagod­na roz­pacz? to dobre dla koni.


ktoś na końcu w ustach tulipana

jestem ostat­nim miesz­kań­cem ogro­du
w któ­rym osi­wia­ły drze­wa.

mia­sto jesz­cze nie spło­nę­ło doszczęt­nie.

więc patrzę na to cze­go już nie widać.
widzę dziad­ka któ­ry gwiż­dże jak kos.
znów jest drze­wem pochy­łym. ma ręce poro­śnię­te
tra­wą. czo­ło zakry­wa mech i kora.

dzia­dek rósł za pło­tem i pięk­niał o każ­dej porze roku.
gąsie­ni­ce owi­ja­ły się o jego paznok­cie
a pod pacha­mi wyle­gi­wa­ły się pisklę­ta.

dziś w poko­ju jede­na­ście wszyst­kie gło­sy nale­żą
do nie­obec­nych. gdy wystrza­ły zamil­kły
jakiś sta­rzec wszedł przez gru­zy i kamie­nie
szu­ka­jąc klu­cza. sta­łem w oknie
zabi­tym deska­mi. przez szpa­rę
widzia­łem dziad­ka jak wędru­je z krze­słem
w dło­ni pod roz­ro­śnię­tą jabłoń.
jak wpa­da w wiel­ki otwór w zie­mi.
jak ścią­ga czap­kę popra­wia­jąc śnież­ne wło­sy.

jestem mia­stem w któ­rym tym­cza­so­wo zamiesz­kał pusty kształt.
jesteś drze­wem któ­re­go nie powa­li­ło nic prócz deli­kat­no­ści.


lakmusowe papierki

wywie­si­łem czar­ną fla­gę w oknie.
aby sztorm nad­szedł i zabrał nas w nie­zna­ne.

słoń­ce pły­nę­ło w rze­ce jak kośla­wa łódź.

sły­sza­łem gło­sy któ­re spa­ły w moim łóż­ku od lat.
mia­łem popla­mio­ne cia­ło. i to nie była śmierć.

dużo cia­ła w pla­mach. dużo ciał w pla­ne­tach.
ktoś zapu­kał. choć wła­ści­wie wca­le nas nie było.
nie puka­ło. nie drża­ło. nicze­go nie żyło.

niko­go nie wyło. w niczym nie dud­ni­ło. nie char­cza­ło.
nie bra­ło i we mnie nie mia­ło już żad­nej pamię­ci.

wyschnię­te pla­my na ustach. pla­my na języ­ku.
w tym pomię­dzy bra­ku gdzie bra­ku­je naj­bar­dziej.

w pomię­dzy drze­wie gdzie i żył­ki i tkan­ki i te zadra­pa­nia
z któ­rych się nic nie sączy. bo niko­go drża­ło.

drze­wo mia­ło wysu­szo­ne usta i nie rze­kło ni sło­wa
tyl­ko się skrzy­wi­ło. i nikt nie patrzy­ło
bo zwy­kle się tli­ło z dale­ka od pozo­sta­łych.

tyl­ko raz zama­rzy­ło by go oświe­tli­ło.
więc daj mi rękę. jesz­cze rękę zanim minę.
a ty mnie nazwij kie­dy będziesz w nie­bie
nazwij tę ciszę któ­ra nie­bem minie.

szem­rzą­ca gałąź prze­ciw drze­wu pły­nie.
wodę we łzy prze­mie­nia suną­cy oce­an.

trwa sztorm. lecz od tej chwi­li sta­tek nie zato­nie

ktoś podał mi ocet na gąb­ce. mam prze­bi­te dło­nie.


zachodzący w ciszy. wschodzący w milczeniu

check out!
wyno­cha bra­cie.
zabie­raj kości i won.

tam prze­cież hia­cynt w oku. zaćma albo krót­ko­wzrocz­ność.
dzi­kie pla­my w polu widze­nia.
błysk i huk. nagła jasność któ­ra sto­pi­ła oczy.

sto tysię­cy diop­trii
obró­co­ne w kamień.

zabie­raj tę opo­wieść i zmia­taj.
zaci­naj się. jąkaj. zaszyj się w dur­ny kąt.
nie roz­ma­wiaj pod żad­nym pozo­rem. z nikim.
roz­mo­wa jest pokie­re­szo­wa­na i tak już zosta­nie.
kto­kol­wiek prze­pły­nie. kto­kol­wiek drę­czyć będzie
kogoś cie­płem lasów. miło­ścią albo łka­niem.
nie kładź słów na stół. zbie­raj je sumien­nie
pod kamie­niem wewnątrz sta­re­go jezio­ra.
niech wypły­ną na powierzch­nię już po nas.

nie widzę! macam lecz prze­le­wa się
przez pal­ce. coś obok sie­bie. inna dłoń
w dłoń ocie­ra się o dru­gą stro­nę mona­dy.
u pro­gu jakieś cia­ło. jest jak w raju.
jest bosko. bo nie ma już szans.

idę po omac­ku tara­nu­jąc mocar­stwo.

moje pięk­ne cia­ło zbu­do­wa­ne jest z liści.
któ­re opa­da­jąc tra­fia­ją na fale.

chciał­bym prze­pły­nąć to mia­sto nie­obec­ną łodzią.

O autorze

Bartłomiej Majzel

Poeta i podróżnik. W 2002 roku nominowany był do Paszportu "Polityki". Najmłodszy laureat Nagrody Literackiej Czterech Kolumn (2003). Mieszka w Katowicach.

Powiązania

Drobiazgowa explozja

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Jerze­go Jar­nie­wi­cza, Bar­tło­mie­ja Maj­zla, Mar­ty Pod­gór­nik, Mar­ci­na Sen­dec­kie­go i Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło pod­czas Por­tu Wro­cław 2006.

Więcej

ta zbrodnia mogła się wydarzyć tylko w tym hotelu – poród za pękniętą ścianą

recenzje / KOMENTARZE Bartłomiej Majzel

Autor­ski komen­tarz Bar­tło­mie­ja Maj­zla do wier­sza z książ­ki Doba hote­lo­wa.

Więcej

O Listopadzie nad Narwią

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann Andrzej Sosnowski Bartłomiej Majzel

Komen­ta­rze Bar­tło­mie­ja Maj­zla, Andrze­ja Sosnow­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na.

Więcej

O Wierszach przeciwko opodatkowaniu poezji

recenzje / NOTKI I OPINIE Bartłomiej Majzel Bogusław Kierc Tomasz Fijałkowski

Komen­ta­rze Toma­sza Fijał­kow­skie­go, Bogu­sła­wa Kier­ca i Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

O Duszach monet

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Boh­da­na Zadu­ry, Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, Bar­tło­mie­ja Maj­zla i Toma­sza Fijał­kow­skie­go.

Więcej

O Dowodzie osobistym

recenzje / NOTKI I OPINIE Bartłomiej Majzel Bogusław Kierc

Komen­ta­rze Bogu­sła­wa Kier­ca, Krzysz­to­fa Siw­czy­ka i Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

Zgodnie z rytmem obcego świata

wywiady / o książce Artur Burszta Bartłomiej Majzel

Roz­mo­wa Artu­ra Bursz­ty z Bar­tło­mie­jem Maj­zlem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Bia­ła Afry­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 stycz­nia 2006 roku.

Więcej

Co przemilczeć, aby wzmocnić to, co się powiedziało

wywiady / o książce Bartłomiej Majzel Zbigniew Machej

Ze Zbi­gnie­wem Mache­jem o książ­ce Kra­ina wiecz­nych zer roz­ma­wia Bar­tło­miej Maj­zel.

Więcej

ta zbrodnia mogła się wydarzyć tylko w tym hotelu – poród za pękniętą ścianą

recenzje / KOMENTARZE Bartłomiej Majzel

Autor­ski komen­tarz Bar­tło­mie­ja Maj­zla do wier­sza z książ­ki Doba hote­lo­wa.

Więcej

To miejsce to jest neutralny teren…

recenzje / IMPRESJE Marcin Jurzysta

Recen­zja Mar­ci­na Jurzy­sty z książ­ki Doba hote­lo­wa Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

Hotel, horror prod. polskiej, 2009

recenzje / ESEJE Bartosz Sadulski

Recen­zja Bar­to­sza Sadul­skie­go z książ­ki Doba hote­lo­wa Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

Przychody i rozchody sensu

recenzje / IMPRESJE Julia Fiedorczuk

Recen­zja Julii Fie­dor­czuk z książ­ki Doba hote­lo­wa Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

To miejsce to jest neutralny teren…

recenzje / IMPRESJE Marcin Jurzysta

Recen­zja Mar­ci­na Jurzy­sty z książ­ki Doba hote­lo­wa Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

Przychody i rozchody sensu

recenzje / IMPRESJE Julia Fiedorczuk

Recen­zja Julii Fie­dor­czuk z książ­ki Doba hote­lo­wa Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

Hotel, horror prod. polskiej, 2009

recenzje / ESEJE Bartosz Sadulski

Recen­zja Bar­to­sza Sadul­skie­go z książ­ki Doba hote­lo­wa Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej