książki / POEZJE

Dom ran

Andrzej Sosnowski

Fragmenty książki Andrzeja Sosnowskiego Dom ran, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 9 lutego 2015 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Red Bull Action

Co zro­bi­my z dziec­kiem wydy­ma­nym we mgle, któ­re na wózecz­ku i hemo­dia­li­zie, na samych modli­twach i ane­ste­ty­kach dłu­go nie pocią­gnie? Hej, o ile łaska papie­ża, o tyle cud papie­ża. Apli­kuj­my, supli­kuj­my.
Już nie nawią­że nite­czek szcze­bio­tu z mamuś; nigdy nie będzie na gali gwiazd estra­dy i spor­tu. Nie dla nie­go Sali­cjo­nał czy Gam­ba na Camp Nou.
Lecz ofia­ra zysku­je roz­głos i spon­so­rów. Dia­men­to­we tara­sy wzno­szą się nad mia­stem i góru­ją. Nasze tara­sy są w kolo­rach śnie­gu i gwiazd, dziec­ko mogło­by tu zje­chać na sanecz­kach.
Moż­na by je też pod­to­czyć na Kopę Kop­ciusz­ki.
Albo spu­ścić z kra­wę­dzi stra­tos­fe­ry. Hełm z kame­rą, kom­bi­ne­zon ciśnie­nio­wy (strój zmi­ni­ma­li­zu­je symp­to­my dekom­pre­sji) oraz nie­za­wod­ny spa­do­chron z naszym logo. Spe­cjal­ny port umoż­li­wi Marecz­ko­wi picie. Będzie pięk­nie pod­ska­ki­wał na sprę­ży­nach, kie­dy wylą­du­je na pro­te­zach naszej fir­my.
Przej­dzie do histo­rii, podob­nie jak Pisto­rius. Takie dziec­ko, a już Baum­gart­ner i Pisto­rius.


Oblężenie

Słusz­nie więc mówią, że życie prze­ży­wa dziś „praw­dzi­we oblę­że­nie”, bo w chwi­li obec­nej napraw­dę się opła­ca. Ludzie usta­wia­ją się w nocy, w ogon­kach snów, a wyrwa­ni z onie­mia­łe­go snu, natych­miast spie­szą ku naszym cen­trom i kasom, któ­re to kasy teraz są melo­dyj­ne, śpie­wa­ją­ce i tak sper­so­na­li­zo­wa­ne, że każ­dy pła­cą­cy klient na koniec sły­szy swo­ją ulu­bio­ną muzę. W ten spo­sób jego pozy­tyw­ne emo­cje zawsze są gwa­ran­to­wa­ne. Nawet jeśli zja­wił się ktoś pozor­nie wyzby­ty pra­gnień czy marzeń, cze­ka go praw­dzi­wa eks­plo­zja nie­za­po­mnia­nych wra­żeń.


Nowhere, Shampoo, TV, Combat

Wyda­je się też, że wszy­scy wyszli lub wła­śnie wycho­dzą z cie­nia. Nie­roz­po­zna­ni rekor­dzi­ści, wyna­laz­cy i hob­by­ści, uśmiech­nię­ci bie­ga­cze i wete­ra­ni piel­grzy­mek, człon­ko­wie eli­tar­nych jed­no­stek, któ­re tak podzi­wia­my, komor­nik i detek­tyw, ofia­ry rzad­kich i bar­dzo rzad­kich cho­rób, fatal­nych błę­dów leka­rzy i pija­ne­go kon­ku­ben­ta, pan Ste­fan, ste­pu­ją­ce rodzi­ny i sym­pa­tycz­nie „zakrę­co­ne” dzie­ci.
Niniej­szym chce­my pona­glić pozo­sta­łych naszych milu­siń­skich i spóź­nial­skich.
Rekor­dzi­ści! Bez­u­stan­nie prze­kra­cza­ne są gra­ni­ce i barie­ry. Ludz­kich moż­li­wo­ści, natu­ral­nie. Naj­cen­niej­sze rekor­dy czło­wiek zawsze bije sam w sobie, jak zło­te mone­ty, w swo­im ser­cu, kie­dy poko­nu­je wła­sne ogra­ni­cze­nia i sła­bo­ści. Potem wypa­la je na pły­cie lub jakoś ina­czej uwiecz­nia — oczy­wi­ście rekor­dy, nie momen­ty sła­bo­ści — i przy­sy­ła na poda­ny adres, a my ten mate­riał poka­zu­je­my wie­lo­krot­nie, żeby nasi cza­so­wo nie­czyn­ni widzo­wie też pra­gnę­li poko­ny­wać i prze­kra­czać, spie­sząc z pomo­cą jesz­cze innym ludziom, któ­rzy mogą być nawet bar­dziej potur­bo­wa­ni i któ­rym w oku kame­ry nie­ustan­nie krę­ci się łza.


Tematem wiersza jest po prostu pamięć

Ver­sa­ce i do przo­du. Czy ty pamię­tasz,
jak ona codzien­nie nie mogła się ubrać,
a mia­ła kur­wa ciu­chów dwie waliz­ki?
W koń­cu nago zatań­czy­ła przy gril­lu
i musia­ła się poże­gnać z dobrą fir­mą.

Jak tajem­ni­cze, jak swoj­skie to życie,
kie­dy sta­ry pies szcze­ka jak voco­der
z gło­du cza­sem borem, lasem, Lucil­le.
Pamię­tasz swo­je augu­stow­skie noce.
Two­je szy­cho­we fara­musz­ki, szar­fy

szły z dymem; gapi­łem się w popiół.
Potem nago śpie­wa­łaś przy ogni­sku
i musia­łaś się roz­stać z dobrą fir­mą.
Cało­wa­łem srebr­ne dru­ci­ki po tobie,
pła­cząc przez dłu­gie dni. Sczer­nia­ły

od ognia; mia­łem też zlew­kę popio­łu
& nagle coś pękło, tyl­ko nie wiem co.
Mój śmiech odnaj­dy­wał mnie we śnie.
Prze­cią­łem sze­reg strun w for­te­pia­nie.
Trze­ba się było żegnać z dobrą fir­mą.

Obec­nie zbie­ram pusz­ki nad Rospu­dą.
Goła Zoś­ka… szu­mią wspo­mnie­nia­mi.
Cza­sa­mi gry­wam na pustych za peł­ną,
za pustą nie­kie­dy na peł­nych. Żar­tu­ję.
Włó­czy­my się z Voco­de­rem, sypia­jąc

w zie­mian­kach. Śnią ci się „szpa­cje­ry”?
Dziś pięk­na wio­sna, idzie­my nad Net­tę.
Piszę na posto­ju, w naszym uro­czy­sku,
w czu­łym ustro­niu, tam, kędy sze­lesz­cze.
Kędy sze­lesz­cze lipa w kwie­cie, Lucil­le.

Kie­dy cia­ło roz­mó­wi­ło się ze świa­tem,
może już sobie dalej iść. Borem, lasem,
pusto cza­sem. Tan­da­ra­dei. Czy zmię­te
kwia­ty pomną nas… I pew­nie mil­czeć
będzie już… Hej ho.


Theatre of Dreams

Zagra­my teraz na pły­cie głów­nej teatru świet­nych marzeń. Dwa i pół raza szyb­sze od wia­tru, lewi­tu­ją­ce kata­ma­ra­ny. A my na wido­ko­wych tara­sach, szczę­śli­wi świad­ko­wie regat, też z roz­wia­ny­mi wło­sa­mi, z szam­pań­ski­mi drin­ka­mi, z naszą cha­ry­zma­tycz­ną dzia­twą i dziar­ski­mi pie­ska­mi, z naszy­mi opa­li­zu­ją­cy­mi pla­sti­ka­mi, któ­re mogli­by­śmy zaraz, ot, gang­bang wło­żyć we wszyst­kie szpa­ry pobli­skich ter­mi­na­li, a wte­dy dało­by się chy­ba nabyć jeden taki żagiel, trzy­sta pięć­dzie­siąt metrów kwa­dra­to­wych, i posłać go kurie­rem nie­szczę­snym sahe­lij­skim ryba­kom, żeby już nie musie­li się parać swo­im pociesz­nym rybo­łów­stwem, tyl­ko zbu­do­wa­li sobie jakiś sty­lo­wy, sta­ro­egip­ski rydwan i pod tym naszym fan­ta­stycz­nym żaglem, przy wście­kłej burzy pia­sko­wej, pędzi­li przed sie­bie na zła­ma­nie kar­ku, bijąc rekord, któ­ry wpi­sze­my im do księ­gi Guin­nes­sa.


Körperwelten

My, dry­lo­wa­ni ludzie, razem się sła­nia­my, razem się kła­nia­my, samot­ni w sam raz. Nasze lot­ne wnę­trza poszły się rzeź­bić w skal­nym nie­bie dla pestek, alas; w zda­niach, któ­re mówi­my, łań­cusz­ki kom­po­zy­tów; w szep­tach — sta­re lepisz­cze. Ta kome­dia trwa.
Na stro­nach z przy­szłym życiem — kąpie­le. Ciał bez wad jest nie­wie­le. Śnież­no­bia­łe wan­ny z mroź­nym ace­to­nem; bok­sy próż­nio­we, o jakich biu­rom i ban­kom jesz­cze się nie śni­ło; krzep­kie kor­po­ra­cje poli­me­rów (te żywi­ce nie żywią: nie ma nas, nie jest to las). A jed­nak, wbrew pro­gno­zom, „w tym ostat­nim miej­scu spo­tka­nia” — Dobry wie­czór, Dobra­noc — cały czas oko bawią kształ­ty, for­my i kolo­ry.
Forem­ne kształ­ty, wie­lo­barw­ne cie­nie. Po takiej pla­sty­na­cji, jakież powo­dze­nie. Gdy tyl­ko znaj­dą się oczy, po tej lub po tam­tej stro­nie, poko­cha­ją wła­śnie nas, dry­lo­wa­nych ludzi, wystrych­nię­tych ludzi.


* * * (1)

W koń­cu dzi­siaj nastą­pił ten wiel­ki roz­strój
zmy­słów, któ­re roz­bie­gły się na wszyst­kie stro­ny.
Każ­dy na wła­sny rachu­nek, w jed­ną z pię­ciu stron świa­ta.
Jesz­cze moment na czu­cia opacz­ne, drże­nia, apro­zo­die.
Potem sta­nął czas, żeby spo­koj­nie moż­na go było zabić.
Został zabi­ty, a z nim zie­mia, języ­ki, cia­ła, gwiaz­dy też
musia­ły się zatrzy­mać, więc napraw­dę nie zosta­ło nic.
Albo nic pozo­sta­ło, jak wolisz. Pyta­nie tyl­ko, po co
taka rzecz mia­ła się wyda­rzyć. Cie­bie nawet tu nie ma.


Hegel

Takich poetów, w któ­rych trze­ba się wczy­ty­wać
Takich poetów, w któ­rych trze­ba się wczy­ty­wać i z któ­ry­mi trze­ba bar­dzo dłu­go obco­wać,
Takich poetów, w któ­rych trze­ba się wczy­ty­wać i z któ­ry­mi trze­ba bar­dzo dłu­go obco­wać, jeże­li pra­gnie się poznać życie
Takich poetów, w któ­rych trze­ba się wczy­ty­wać i z któ­ry­mi trze­ba bar­dzo dłu­go obco­wać, jeże­li pra­gnie się poznać życie słów
Takich poetów, w któ­rych trze­ba się wczy­ty­wać i z któ­ry­mi trze­ba bar­dzo dłu­go obco­wać, jeże­li pra­gnie się poznać życie słów i wnik­nąć w nie do głę­bi —
takich auto­rów, u któ­rych moż­na szu­kać
takich auto­rów, u któ­rych moż­na szu­kać nie tyl­ko prze­mi­ja­ją­cej myśli,
takich auto­rów, u któ­rych moż­na szu­kać nie tyl­ko prze­mi­ja­ją­cej myśli, lecz głę­bo­kiej i praw­dzi­wej roz­ko­szy,
takich auto­rów, u któ­rych moż­na szu­kać nie tyl­ko prze­mi­ja­ją­cej myśli, lecz głę­bo­kiej i praw­dzi­wej roz­ko­szy, nie ma tak wie­lu, jak by się mogło zda­wać.

O autorze

Andrzej Sosnowski

Poeta, tłumacz. Pracownik redakcji "Literatury na Świecie". Laureat nagród: im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1992), Fundacji Kultury (1994 i 1999), Kościelskich (1997), "Odry" za całokształt twórczości (1998), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2008) oraz Nagrody Literackiej Gdynia – specjalne wyróżnienie (2011). Mieszka w Warszawie.

Powiązania