książki / POEZJE

Epifanie

James JOYCE

Fragmenty książki Epifanie Jamesa Joyce’a, wydanej w przekładzie Adama Poprawy w Biurze Literackim w wersji papierowej 23 sierpnia 2016 roku, a w wersji elektronicznej 27 marca 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

3

Dzie­ci, któ­re zosta­ły do póź­na, zbie­ra­ją się do domu, już po przy­ję­ciu. Ostat­ni tram­waj. Wychu­dłe kasz­tan­ki wie­dzą o tym i potrzą­sa­ją dzwon­ka­mi w bez­chmur­ną noc, na uwa­gę. Kon­duk­tor roz­ma­wia z woź­ni­cą; obaj co i rusz kiwa­ją gło­wa­mi w zie­lo­nym świe­tle lam­py. Niko­go wokół. Wyglą­da­my na zasłu­cha­nych, ja na wyż­szym stop­niu, ona na niż­szym. Mnó­stwo razy wcho­dzi na mój sto­pień i wra­ca na dół, mię­dzy naszy­mi zda­nia­mi, i raz czy dwa zosta­je przy mnie, zapo­mi­na­jąc zejść, i potem znów scho­dzi… Niech tak będzie, niech tak zosta­nie… I teraz nie zaprzą­ta sobie myśli tym, co próż­ne – swo­ją pięk­ną sukien­ką i wstąż­ką, i dłu­gi­mi czar­ny­mi poń­czosz­ka­mi – bo teraz (mądrość dzie­ci) jeste­śmy chy­ba prze­ko­na­ni, że to zakoń­cze­nie będzie dla nas przy­jem­niej­sze niż tam­to, o któ­re­śmy się tak moc­no sta­ra­li.


18

[Dublin, na North Cir­cu­lar Road, Boże Naro­dze­nie]

Pan­na O’Callaghan – (seple­ni) – Mówi­łam ci tytuł,
Uciec­ka sio­scyc­ki.
Dick She­ehy – (gło­śniej) – O, nie czy­tał­bym
takiej książ­ki… Muszę
spy­tać Joyce’a. Joy­ce, pytam, czy
czy­ta­łeś kie­dy­kol­wiek Uciecz­kę
sio­strzycz­ki?
Joy­ce – Zauwa­żam, że zacho­dzi
pew­ne zja­wi­sko oko­ło
tej godzi­ny.
Dick She­ehy – Jakie zja­wi­sko?
Joy­ce – O… poja­wia­ją się gwiaz­dy.
Dick She­ehy – (do Pan­ny O’Callaghan).. Czy
zauwa­ży­łaś kie­dy­kol­wiek, jak…
poja­wia­ją się gwiaz­dy na koniusz­ku
nosa Joyce’a oko­ło tej
godzi­ny?… (ona uśmie­cha się).. Ponie­waż
ja zauwa­żam to zja­wi­sko.


20

Wszyst­kich pogrą­żył sen. Pój­dę teraz na górę.…. Leży w moim łóż­ku, w któ­rym leża­łem wczo­raj w nocy; przy­kry­li go prze­ście­ra­dłem i zamknę­li mu powie­ki gro­sza­ka­mi.… Bied­ny mój! Czę­sto śmia­li­śmy się razem – poru­szał swo­im cia­łem bar­dzo łagod­nie.… Tak żału­ję, że umarł. Nie mogę się modlić za nie­go, jak robią to inni.…. Bied­ny mój! Wszyst­ko inne jest takie nie­pew­ne.


25

Już po prze­lot­nym, lek­kim desz­czu, tyl­ko gro­na dia­men­tów utrzy­mu­ją się jesz­cze wśród krze­wów na czwo­ro­kąt­nym dzie­dziń­cu, gdzie opa­ry wzno­szą się znad czar­nej zie­mi. Pod kolum­na­dą sta­nę­ły dziew­czę­ta, kwiet­nio­wa kom­pa­nia. Opusz­cza­ją schro­nie­nie, raz po raz nie­pew­nie zer­ka­jąc; papla­ni­na ścię­tych obca­sów i zgrab­nie rato­wa­ne hal­ki; pod para­sol­ka­mi, lek­ką bro­nią trzy­ma­ną na stra­ży pod zmyśl­nym kątem. Wra­ca­ją do klasz­to­ru – do schlud­nych kory­ta­rzy i skrom­nych dormi­to­riów, do bia­łe­go różań­ca godzin – usły­szaw­szy obiet­ni­ce Wio­sny, tego prze­świet­ne­go amba­sa­do­ra.…..
Pośród pod­mo­kłych nizin płu­ka­nej desz­czem kra­iny stoi wyso­ki pospo­li­ty budy­nek, o oknach prze­pusz­cza­ją­cych nie­wy­raź­ne dzien­ne świa­tło. Trzy set­ki chłop­ców, gło­śnych i głod­nych, sie­dzą przy dłu­gich sto­łach, jedząc woło­wi­nę pola­ną zżół­kłym tłusz­czem i jarzy­ny, któ­re jesz­cze czuć zie­mią.


29

Dłu­ga, bie­gną­ca łukiem gale­ria: od pod­ło­gi wzno­szą się słu­py ciem­nych opa­rów. Zalud­nio­na figu­ra­mi baśnio­wych kró­lów, zasty­gnię­tych w kamień. Ich ręce sple­cio­ne na kola­nach, na znak znu­że­nia, a ich oczy zaciem­ni­ły się od ludz­kich omy­łek, wiecz­nie cią­gną­cych się przed nimi w górę jak ciem­ne opa­ry.


32

Ludz­ki tłum roi się na pado­ku, bro­dząc w brei. Tłu­sta kobie­ta prze­su­wa się z odważ­nie pod­cią­gnię­tą suk­nią, twarz jej wsy­sa się w poma­rań­czę. Bla­dy mło­dzie­niec mówią­cy cock­ney­em poka­zu­je sztucz­ki z ręka­wa­mi i pije z butel­ki. Mały sta­ru­szek ma myszy na para­so­lu; poli­cjant w cięż­kich butach ude­rza z góry i wyry­wa para­sol; mały sta­ru­szek zni­ka. Buk­ma­che­rzy wywrza­sku­ją imio­na i staw­ki, jeden z nich drze się dzie­cię­cym gło­sem: „Bon­ny Boy! Bon­ny Boy!”… Ludz­kie isto­ty roją się na pado­ku, tapla­jąc się wte i wewte w grzą­skim mule. Nie­któ­rzy chcą wie­dzieć, czy goni­twa jesz­cze trwa; odpo­wia­da­ją im: „Tak” i „Nie”. Orkie­stra zaczy­na grać.….. Pięk­na kasz­tan­ka z żół­tym jeźdź­cem mignę­ła dale­ko w słoń­cu.


36

Tak, to wła­śnie są te dwie sio­stry. Ta, któ­ra ubi­ja masło (to masło jest słyn­ne) moc­ny­mi ręka­mi, spo­glą­da gniew­nie i z nie­za­do­wo­le­niem; ta dru­ga jest zado­wo­lo­na, bo poszło po jej myśli. Ma na imię R.… Rina. Wiem, jak w ich języ­ku brzmi cza­sow­nik „być”.
– Ty jesteś Rina? –
Wie­dzia­łem, że to ona.
Lecz oto on sam we fra­ku z poła­mi i sta­ro­mod­nym cylin­drze. Nie zwra­ca na tam­te uwa­gi, sta­wia kró­ciut­kie kro­ki, odsta­ją mu poły fra­ka.… O mój Boże! Jaki on mały! Musi być bar­dzo sta­ry i próż­ny.…. Może nie jest taki, jak się mi… To dziw­ne, że te dwie potęż­ne kobie­ty kłó­ci­ły się o takie­go drob­ne­go męż­czy­znę.… Ale prze­cież to naj­więk­szy czło­wiek na świe­cie.…


39

Wsta­je, lek­ko uno­si książ­kę na wyso­kość pier­si, czy­ta lek­cję. Przez kon­trast z ciem­nym mate­ria­łem suk­ni, jej twarz o łagod­nych rysach, ze spusz­czo­ny­mi powie­ka­mi, obwie­dzio­na w świe­tle mięk­kim kon­tu­rem; ze sfał­do­wa­nej czap­ki, nie­bacz­nie zsu­nię­tej do przo­du, opa­da frędz­la wzdłuż jej uło­żo­nych w pukle kasz­ta­no­wych wło­sów…
Któ­rą lek­cję czy­ta – o mał­pach człe­ko­kształt­nych, o dziw­nych wyna­laz­kach, czy legen­dy o męczen­ni­kach? Kto wie, w jakim głę­bo­kim sku­pie­niu, jak roz­pa­mię­tu­je ta pięk­ność z Rafa­ela?

O autorze

James JOYCE

Urodzony w 1882 roku w Dublinie, irlandzki prozaik i poeta. Powszechnie uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy europejskiego i światowego modernizmu. Swoje rodzinne miasto uwiecznił nie tylko w Dublińczykach, ale również w Ulissesie, bodaj najwybitniejszym ze swoich utworów. Ogłosił m.in. tomy poetyckie Chamber Music (1907) oraz Pomes Penyeach (1927), wspomniany zbiór opowiadań pt. Dublińczycy (1914), powieść Portret artysty w wieku młodzieńczym (1916) oraz Finneganów tren (1939), najbardziej kontrowersyjne ze swoich dzieł. Po wyjeździe z Dublina mieszkał także w Trieście i Zurychu, w którym zmarł 13 stycznia 1941 roku.

Powiązania