
Co literatura daje, co zabiera?
debaty / ankiety i podsumowania Piotr MatywieckiGłos Piotra Matywieckiego w debacie „Kroniki osobiste”.
WięcejFragmenty książki Epika Piotra Matywieckiego, wydanej w Biurze Literackim 24 marca 2025 roku.
Cień kolumny przybiera kształty świata.
Jest fragmentem psalmu w kryminalnym filmie.
Deszczem bijącym o zamknięty dach stadionu.
Przypadkowym rytmem głosek w mojej mowie.
Niemożliwą wspólną myślą miejskiego tłumu.
Jest zaropiałym okiem wszechwidzącej myszy –
w mrugnięciu sekundy wzrokiem przebija ludzi.
Jest sekundą. Jest mną za sekundę.
Nikt nie zna mojej przyszłej twarzy,
ale jeśli jej nie będzie,
nie popatrzy na mnie żadna twarz.
Cień kolumny drży, bo uciekła mu ziemia i słońce,
wysokie znaczenia nie dotykają mnie cieniem.
Za tatrzańskim szczytem,
za dzieckiem, za biegnącym psem
ukazują się strzępki ich cieni,
rzucanych w przeszłość, gdy jeszcze nie zanikło
rajskie istnienie.
Ktoś chwyta za nami
rzeczy i zdarzenia
i formuje ich rajski byt.
Jakimi oczami, gestami?
Dlaczego możemy Go tylko przeczuwać,
poznawać dzięki skórce jabłka,
chwianiu się topoli, uśmiechowi dziewczyny?
To nie jest Bóg ani żaden z bogów.
Jednak ma coś boskiego. Dzięki Niemu
możemy się wahać między światem a rajem.
Po każdym spotkanym człowieku mogę się spodziewać,
że wyprzedza nie tylko moje życie wśród ludzi,
ale widzenie i przeżywanie pierwszej przeszłości.
Każdy jest najdawniejszym Mesjaszem,
przychodzi do mnie z tamtym kolorem, ciężarem, zapachem,
dźwiękiem rozmowy albo milczeniem o świecie.
I każdy może wszystko najdawniej przeczuć w raju.
Ale tego nie mógłbym Jemu zawdzięczać,
gdybym nie dotknął wierzbowej kory, dzisiaj, teraz.
Bywał-pływał sobie w oceanie
wielki jak wyspa potwór Kraken.
Może był rozległy i nerwowy
jak powierzchnia oceanicznych fal,
a może zgłębiał sam siebie
do dna oceanu.
Ja też bywam i pływam sam sobie,
czasami wszędzie, czasami na dnie.
I jestem tym marynarzem,
który mnie widzi z daleka
niepewny, czy jestem wyspą,
czy potworem. Bać się siebie,
czy być?
Miliony bezkształtnych lat,
długa chwila przelatująca przez długą chwilę.
Czasami, kiedy zwierzę przystawało,
jedna zaczepiała o drugą
i mgnienie życia zaczynało się przeżywać,
chwytało cokolwiek, odłupywało
i nadawało temu rzeczywistość.
Samo już było człowiekiem.
Ociosując krzemienie
układał rękę do myśli o rzeczach.
Rozpalając ognisko
iskrzył myśl od ognia.
Widzę go dzisiaj –
wybiera miód z plastrów,
hebluje deski, spawa metale.
Patrzenie na niego
mioduje, gładzi, łączy,
myśli o nim, mówi.
Tak samo jego patrzenie na mnie.
Skąd mamy na to czas?
– Z miliona bezkształtnych, zwierzęcych lat.
Szpiedzy przy stolikach
zasłaniają się przezroczystymi gazetami,
nawet czarna fotografia dyktatora
rozrzedza się oddechem ulgi
i wyjaśnia się wszystko, co tajne.
Szpiedzy spacerują,
wyjmują raporty z gipsowych atrap kamieni.
Upadło ich państwo, skrytki wietrzą się.
Na Zjednoczonych Autostradach Równinnych
samochody o zimnych światłach
krążą bez granic.
Rozwleczona jawność.
Jasny terror
każdego dnia.
Urodzony 5 czerwca 1943 roku w Warszawie. Poeta, eseista, krytyk literacki, autor antologii poetyckich, edytor. Wieloletni pracownik Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1980–1989 działacz Solidarności jawnej i w konspiracji. Autor wielu tomów poezji, m.in. Zdarte okładki – wiersze zebrane (2009), a ostatnio Poematy biblijne (2020) i Cykle (2024). Napisał kilka książek eseistycznych, w tym Kamień graniczny (1994) poświęcony filozoficznym i egzystencjalnym problemom Zagłady Żydów, a niedawno tom esejów o sztukach wizualnych Własne oczy (2024).