Nowiny
Okej, teraz go zarymuję
Są nowiny! Skurwysyny! Dziewczyny
Są nowiny! Z wykopaliska mej skamieliny
Nawet jeśli wszyscy już w ciebie zwątpili
Pokaż, że się mylili nie czekaj ani chwili dłużej
Życie to nie zawsze droga na niej róże
Duże PFK, raz na dole, raz na górze
I potrafię słodko-kwaśny być jak chilli, gdy się wkurzę
To nie do wiary! To czary-mary! Słyszę w oddali
To surrealizm, jak Salwador Dali
M‑A-G-I‑K tak jak Mulder i Scully
Za was jointa spali, tym co się odwrócili
PFK nie są mili jak Milli Vanilli, czyli
Zapraszam skurwysyny na me narodziny
To nowiny z wykopaliska mej skamieliny
Życie to teatrzyk, nikt się nie ogląda, każdy patrzy
Jak zdobyć główną rolę, najlepiej raz, dwa, trzy i pierdolę
Wolę być otwarty, odkryty na stole karty
Chcieli mnie pogrzebać oho! Wolne żarty, żarty!
Czy zajmujesz się biznesem czy hip-hopem
Tu i tu łapią okazję podróżując autostopem
I pochopne opinie egzotyczne jak pinie
Spójrzmy prawdzie w oczy, z tego nikt się nie wywinie
Skurwysynie ej, uważaj, kiedy znajdziesz się na minie
Będzie bum! Bum! Czy słyszysz ten tłum?
Gra M‑A-G-I‑K znów robi szum
I szura nie jak huragan, wichura
A wbrew zasadom, wbrew fizyki prawom
Ruszam się żwawo, a więc bijcie brawo
Nie ma mnie dla nikogo
Chcę mieć spokój w stresowych sytuacji natłoku
Jestem jak statek zadokowany w doku
Od półtora roku, nikogo na widoku
Tylko dźwięki hip hopu na dziewiątym piętrze w bloku
Tak między nami, sam na sam z płytami
Nikt mi nie da tego co to właśnie da mi
Badam grunt pod stopami, gdzie mi kurwa z butami?
To jak Koontza szepty słyszane za uszami
Wciąż sami jak palec co dobrze nie wróży
Obcy jak ósmy pasażer podróży
Milionami, na przestrzeni Ziemi rozsiani
Obcują tu obcy wyobcowani ludzie
Co to ma być? Pytam co to ma znaczyć?
Tego wrogom nie można wybaczyć
Niestety, wszystko ma swe priorytety
Vis-à-vis z drzwiami od pokoju do planety
Panie i panowie, są tacy co stają na głowie
Tak jakby wszyscy byli w zmowie
Do czasu aż sobie jeden z drugim uzmysłowi
Jacy oni wszyscy są małostkowi
Aż rzygać się chce… ten kto to wie kurwa
Życie upstrzone jak gołębim gównem bulwar
Zrobi tak jak ja, pójdzie własną drogą
Prócz cienia nie ma ze mną nikogo
Dzikie dzieciaki
Hej stary! Czy ty o tym wiesz
że po twojej ulicy dzieci biegają?
Być w złym miejscu o złej porze bać się może
To nie jest dobre więc pilnuj się dobrze
Pocałuj Bozie, może, może Bozia Ci pomoże
Albo pompuj, dopompuj, pompuj, pompuj, ćwicz!
Żeby dobrym być, trzeba ćwiczyć
Na złej ulicy lub w kamienicy
Gdzie złe dzieci w gangsterów bawią się
Zabawką może być twój kolega
Masz szanse zachować dupę w mojej dzielnicy
Ciągle to hasło w mej głowie
Więcej szmalu, więcej czadu, więcej dup
To parę słów o byciu gangsterem…
Jeden przykład bycia, bycia złym dzieckiem
Czekaj człowieku do ciebie Magik I ty jesteś niebezpieczny
Dziecko ulicy ciągle krzyczy że pragnie być niegrzeczne
To krzyczeć to znaczy brudne ręce
Brudne pieniądze brudny chuj i płuca wątrobę
Ale czad pojebany jest ten świat
Z każdym pokoleniem gorsze gówno z nas wyrośnie
Sprawdź to człowieku kilkanaście lat temu
Kopiesz piłkę w naszym wieku teraz to jest wielka bzdura
Twoją córeczkę bawi długość mego chuja
Powiesz mi że oni są źli to jest prawdą
No a twój bachor lepiej sprawdź to
Zaraz do was te numery
Macie macie dzieciaki a gówno o nich wiecie
A dziecię, bobasek, to takie niewinne.
Lecz Dzikie Dzieciaki – to dzieci inne.
Czy ty wiesz, o czym ja mówię? Czy Ty wiesz, o czym ja dupię?
Czy Ty słuchasz mnie? Znaczy już, że wcisnąłeś PLAY, to dobrze.
To znaczy, że możesz, bo ja już nie mogę.
Ja chwytam się za głowę, widzę ich na ulicy
Z biednej rodziny, w ich oczach nie ma winy.
Ale jest zło, a takie małe to.
Kilka latek, przez inne bachory wychowane.
Nie mają wyboru i nie znają szkoły.
Szkołę to pierdoli, jak każdy z nas powoli.
To jara tamto jara. W mózgu je aż boli
i mnóstwo jaboli chłepce, stop, stop!
To ja jestem złym dzieckiem.
On jest bobasem, a tego to ja nie chcę!
Dzikie dzieciaki złym dzieckiem jestem
ToNieMy
What the fuck is this man?
Co nie my, ToNieMy
Co? To ToNieMy
My nie kłamiemy
Bo ToNieMy
W betonie my toniemy
Tym co nie potrafią współczuć
My nie współczujemy
Bo ToNieMy
Nie pojmujemy więcej niż zjemy
ToNieMy
Nie pojmujemy więcej niż chcemy
Bo ToNieMy możemy
To czego nie pragniemy
ToNieMy nie wątpimy
Mimo ToNieMy nie śnimy
Nie słyszymy, nie widzimy
ToNieMy to mówimy
ToNieMy Einsteiny, Beethoveny, Tuwimy
ToNieMy nie mierzymy
Bo ToNieMy nie trafimy
Bo ToNieMy Pfk
ToNieMy z całą elitą
ToNieMy incognito
ToNieMy finito
Film
Oto ma wycieczka, np. do wewnątrz pudełeczka
Zagłębiam się w struktury budowli z tektury
Wtem, kontemplacji mej procesy
Zakłócają zewnętrzne ekscesy pojazdem
Który zawraca koło głowy
Jego kolorowy, to mój głowy
A głowy mój to kolorowy jego głowy
Koło, zawraca, stój, daj spokój
Myślenia toku nie prowokuj
Jeden moment, długa chwila
Coś mnie tu gila i łaskocze
Oto ma wycieczka do wesołego miasteczka
Za rogiem czeka na mnie śmiechu beczka
Ha, ha, ciasteczka są tu tak dobre jak nigdzie indziej
A na miejscu pudełeczka
Wtem z impetem unosi, porywa
Diabelski młyn co przede mną odkrywa
Obrazy czy dźwięki, kontrastu razy do potęgi
Szósty zmysł działa dla umysłu i ciała
To boskie Olimpu rozkosze
Łakoci łaknę i proszę, gdy brak mi, tak bywa
Wtem z impetem w dół, porywa
Diabelski młyn co wszystko odkrywa
Oto ma wycieczka, gdzie wypełnia się karteczka
Czysta jak łza w dniu narodzin człowieczka
Według Johna Locke’a znów pryska powłoka
A na miejscu wesołego miasteczka
Stoją otworem podwoje gdzie pytajników roje
Troję, przekroje ich badam
Nieujarzmioną mocą, poznania władam
Eureka! Unosi się kolejna powieka
Co ciąży – pogrąży C.Z.K.
Bo za późno zobaczy to co widzę ja
Oto ma wycieczka do końcóweczki kawałeczka
O miejscu które będzie Mekką, cztery-cztery kolebką
To nie bajeczka, bowiem istnieje kraina
Gdzie wszystko jest naj, więc zaczynaj
Psy
A czy to pies, że u jednych wzbudza stres?
Cóż, innych rozbawia do łez, a mnie woła S.O.S
Taki jest pies na posterunku, gotów do meldunku
Lecz brak mu szacunku w stosunku do, w stosunku bo
Haua, haua, haua burda, szczeka, ja nie kupuję psa
Choć nie uciekam, przyrzekam, że czekam, bo jestem pewien,
że oswoi się tak, jak oswoił się niejeden
997, chwytasz za słuchawkę
Zanim przypniesz psa jak kwiatek do kożucha,
Słuchaj, sprawdź mą zajawkę
Nie kryję, że chałtury ja nie trawię,
Lecz nie trawię też braku kultury,
Gdy z grubej rury ponury strzela bzdury,
który błąd, paszoł won!
Niejednemu psu ponury, a więc to
Pada, mi nie odpowiada,
Nawet gdy to hip-hopu zasada
U stóp mych pada jak trup, nie kupuję psa
Jeśli chcesz, to kup
Nie kupuję psa, który na mnie szczeka
Choć nic mnie nie czeka, kiedy pies na mnie szczeka
Wiem, co czeka psa, który na mnie szczeka
Tak, ja nie kupuję psa, aha, a ty
Psychodela
Witaj, skurwielu, człowieku, ty stoisz nagi
Nagi twój umysł wśród pierwszej bramy do świata magii!
Dzień dobry, stary, hokus-pokus, czary-mary
Nasz styl sprawia dziś, że już jesteś zaczarowany
Punkty magii, poziom mocy, sprawdzam czar i rzucam!
Błyskawicznie setki iskier wypuszcza ma różdżka na ciebie
Ubiwszy-biwszy, czyżby? Dźwięk jak każdy inny – niby
Jednak jesteś jakiś dziwny!
Przybliżyć? Jasne! To jest twój pierwszy krok!
Otworzyłeś dziś stronice Księgi Tajemniczej, to był szok!
Tak jak telewizor
Słuchajcie kobiety, może nazwiecie to schizą
Lubię dobrą telewizję, miałem ten… telewizor
To z życia epizod jak? Telewizor? Tak, to epizod
Ej panowie, chyba każdy z was wie
Bez telewizji można, telewizora nie
Kiedy dzień powszedni jak lep na kawałki cię tnie
Czas na wieczorynki, bajki, muminki
Słodkie jak landrynki, mandarynki
To nowiny są tu, nie nowinki
A było to tak: minęło z 6 lat
Ten telewizor zdobyłem bez rat
Dzisiaj grad, bez telewizora, za oknem padał
Zajebiście się nadał, bo ogólnie gadał
Co miał w programie, gdzie tam panie przekłamanie
Na kolację, obiad czy śniadanie
Na zawołanie, na prawdziwej spontanie
No tak tak kochanie, na łba połamanie
Zielonego pojęcia, co się stanie
Tanie części czy nie, zaniedbanie?
To to, części tanie, a nie zaniedbanie
To rozczarowanie, to niedowierzanie
Niby było wszystko oka,
Kumasz, telewizor? Fatalne rozdanie
Zakłócenia z atmosfery, szmery, bajery
Sranie w banię, pierdolenie na scenie
Myśl, ten nabytek to nieporozumienie
Przyzwyczajenie, zobowiązanie
Dla dzieciaka niech bajki ma, ma na ekranie
Filip, bieda, rady tu nie da nikt
Telewizor się nie bał, zjebał się w mig
Chciałem naprawić, lecz się nie dał i znikł
I znikły jego wewnętrzne atuty
Samo opakowanie, w środku pusty, zepsuty
Stukam, telewizor, sygnał nie dociera
Wypierdolić, w pizdu i cholera
Tera problem z głowy, nie ugotowany, a gotowy
Wyjebałem stary, a nabyłem nowy
Ten, kto wie, jak moi wrogowie, to powie
Telewizory robią z głowy jajo panowie
Mimo to znów na wizji pochłonięty w telewizji
M‑A-G-I‑K kontra hipokryzji