książki / ROZMOWY

Gdybym wiedział

Ryszard Krynicki

Fragmenty książki Ryszarda Krynickiego Gdybym wiedział. Rozmowy z Ryszardem Krynickim, wydanej w Biurze Literackim 15 grudnia 2014 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Chodzenie z wierszami

Byłem tutaj

Błysk, gasną­cy hie­ro­glif pro­mie­nia na murze -
i powta­rza­ne z upo­rem bez­rad­ne zaklę­cie
„Kil­roy was here” jak naskal­ne
ryty. We wnę­ce zmro­ku bez­dom­ny
roz­kła­da swo­je kar­to­ny na noc­leg. Nikt
odbi­ja się w ścia­nie.


Mag­da­le­na Rybak: Był Pan „tutaj”, czy­li gdzie? W jakich oko­licz­no­ściach ten wiersz powstał?

Ryszar­dem Kry­nic­ki: Ten wiersz zwią­za­ny jest z moim poby­tem w Lon­dy­nie, w lutym 1989 roku. Zosta­łem zapro­szo­ny na festi­wal poezji Child of Euro­pe. Nazwa festi­wa­lu nawią­zy­wa­ła do tytu­łu wier­sza Cze­sła­wa Miło­sza i bra­li w nim udział poeci z kra­jów Euro­py Wschod­niej i Środ­ko­wej, w tam­tym cza­sie jesz­cze komu­ni­stycz­nych, m.in. Györ­gi Petri i Wol­fgang Hil­big, któ­rych wte­dy pozna­łem.

Byłem wte­dy po raz pierw­szy w Lon­dy­nie (jak dotąd zresz­tą po raz pierw­szy i ostat­ni), zale­d­wie kil­ka dni, i bar­dzo prze­ży­wa­łem tę podróż, bo było to dla mnie mia­sto po tro­sze mitycz­ne, nie umia­łem go sobie wyobra­zić.

Miesz­ka­łem wte­dy w małym hote­lu nie­da­le­ko Natio­nal Gal­le­ry, w boga­tej dziel­ni­cy. Byłem bar­dzo cie­kaw mia­sta, chcia­łem jak naj­wię­cej zoba­czyć. Jed­nak ponie­waż dużo cza­su spę­dza­łem w muze­ach, bra­łem udział w spo­tka­niach poetyc­kich, na zwie­dza­nie pozo­sta­wa­ły mi wie­czo­ry i noce. Bar­dzo dużo cho­dzi­łem. I kie­dy jed­nej nocy wra­ca­łem do moje­go hote­lu jakąś eks­klu­zyw­ną uli­cą, przy któ­rej mie­ści­ły się oka­za­łe kamie­ni­ce, ban­ki i skle­py, zatrzy­ma­łem się przed jed­ną z witryn, żeby przyj­rzeć się cze­muś na wysta­wie. Sta­łem tam tak dłuż­szą chwi­lę – i nagle usły­sza­łem jakiś dziw­ny szmer obok. Spoj­rza­łem w tam­tą stro­nę i w ciem­nej wnę­ce przed wej­ściem do skle­pu ze zdu­mie­niem spo­strze­głem ludz­ką postać, gra­mo­lą­cą się ze sto­su papie­rów i roz­ło­żo­nych kar­to­nów. Był to bez­dom­ny, któ­ry zna­lazł w tym miej­scu schro­nie­nie. Ten widok i ten kon­trast pomię­dzy bogac­twem i nędzą ogrom­nie mnie poru­szy­ły. Mia­łem wyrzu­ty sumie­nia, że nie­chcą­cy zakłó­cam czyjś spo­kój, sto­jąc tak i nie mogąc nic pomóc.

Zaraz też stam­tąd odsze­dłem, bo nie chcia­łem już dłu­żej prze­szka­dzać – lecz przez krót­ką chwi­lę, mia­łem wra­że­nie, jak­by za mną stał ktoś jesz­cze i patrzył. Nawet obej­rza­łem się za sie­bie, ale niko­go nie było.

Ta sce­na bar­dzo moc­no utkwi­ła mi w pamię­ci. Rok póź­niej, jadąc pocią­giem przez Ber­lin do Frank­fur­tu nad Menem, napi­sa­łem trzy wier­sze, wśród nich „Byłem tutaj”. Nad dwo­ma pozo­sta­ły­mi dosyć dłu­go jesz­cze potem pra­co­wa­łem, ten powstał pra­wie od razu, nie­mal bez skre­śleń, co ma miej­sce bar­dzo rzad­ko, bo wia­do­mo prze­cież, że zda­rza mi się popra­wiać wier­sze nawet po ich wydru­ko­wa­niu.

Krok po kro­ku, jak ten wiersz powsta­wał?

Wła­śnie krok po kro­ku, bo myślę, że powstał on już wte­dy w Lon­dy­nie, kie­dy wra­ca­łem do hote­lu. Powstał jako obraz, roz­pi­sa­ny na trzy zda­nia, któ­re potem tkwi­ły w mojej świa­do­mo­ści, czy też pod­świa­do­mo­ści. Nie­wy­po­wie­dzia­ne, nie­za­pi­sa­ne.

Pamię­tam jesz­cze, że tam­tej nocy, kie­dy ochło­ną­łem tro­chę z wra­że­nia, pró­bo­wa­łem sobie przy­po­mnieć wiersz Nor­wi­da „Lar­wa” z Vade­me­cum, bo czu­łem, że prze­ży­wam coś, co i on prze­ży­wał w tym samym miej­scu sto trzy­dzie­ści lat wcze­śniej.

Wcze­śniej zresz­tą zda­rza­ło mi się tak­że, że nie zapi­sy­wa­łem wier­szy czy też pomy­słów do wier­szy. Nosi­łem je w sobie, mia­łem bar­dzo dobrą pamięć, a jeże­li coś zapo­mi­na­łem, to myśla­łem, że widać było mniej waż­ne.

W każ­dym razie ten wiersz zapi­sa­łem dopie­ro ponad rok póź­niej, w pocią­gu. Dla­cze­go aku­rat w pocią­gu? Zda­rza­ło mi się już wcze­śniej, że pisa­łem w pocią­gu, nie było w tym więc nic dziw­ne­go. Byłem sam w prze­dzia­le, czu­łem się bez­piecz­ny, za Ber­li­nem opa­dły ze mnie emo­cje zwią­za­ne z prze­kra­cza­niem gra­ni­cy, na któ­rej wcze­śniej kil­ka­krot­nie byłem rewi­do­wa­ny i gdzie kon­fi­sko­wa­no mi książ­ki. Naj­pierw coś czy­ta­łem, potem odło­ży­łem książ­kę i zaczą­łem wyglą­dać przez okno, może to zmie­nia­ją­cy się kra­jo­braz i rytm kół pocią­gu spo­wo­do­wa­ły, że przy­po­mnia­łem sobie te trzy zda­nia, któ­re tkwi­ły we mnie przez kil­ka mie­się­cy. Wyją­łem kalen­da­rzyk i zapi­sa­łem je ołów­kiem, któ­rym wcze­śniej zazna­cza­łem coś w książ­ce.

Jak już mówi­łem, jest to jeden z nie­licz­nych wier­szy, któ­rych pra­wie nie popra­wia­łem. Wpro­wa­dzi­łem dwie, trzy zmia­ny, naj­po­waż­niej­szą z nich widać na repro­duk­cji maszy­no­pi­su, zamiesz­czo­nej na okład­ce książ­ki Kamień, szron. „Magicz­ne zaklę­cie” zamie­ni­łem już w cza­sie prze­pi­sy­wa­nia wier­sza na maszy­nie na „bez­rad­ne zaklę­cie”.
Jeden z wni­kli­wych czy­tel­ni­ków zwró­cił mi uwa­gę, za co jestem mu wdzięcz­ny, że na maszy­no­pi­sie jest data 1992, nato­miast wewnątrz książ­ki – 1990. Ta wcze­śniej­sza, to data powsta­nia wier­sza, ta póź­niej­sza, to data prze­pi­sa­nia go na maszy­nie, kie­dy przy­go­to­wy­wa­łem go do dru­ku. W nowym wyda­niu książ­ki, żeby nie wpro­wa­dzać zamie­sza­nia, pozo­sta­wi­łem datę 1992.

Czy­li nosi Pan wier­sze?

Tak, noszę w sobie wier­sze, czy też raczej cho­dzę z wier­sza­mi. Jakieś fra­zy tkwią we mnie w posta­ci zaląż­ko­wej, roz­wi­ja­ją się, dłu­go żyją wła­snym życiem, aż wresz­cie zmu­sza­ją mnie do ich zapi­sa­nia. Co nie zawsze zna­czy, że powsta­ną z nich wier­sze, bo czę­sto się zda­rza, że pozo­sta­ją one w posta­ci zaląż­ko­wej albo że w trak­cie pisa­nia aku­rat one zosta­ją skre­ślo­ne i powsta­ją zupeł­nie inne, niż się na to zano­si­ło.
Nie­mniej w tym, co dotąd napi­sa­łem, jest kil­ka wier­szy, któ­re powsta­ły nagle, w nagłym olśnie­niu umy­słu – to do nich jestem naj­bar­dziej przy­wią­za­ny.

Jak pra­co­wał Pan nad tym wier­szem po jego zapi­sa­niu?

Ten wiersz skła­da się jak­by z trzech róż­nych obra­zów, któ­re pozor­nie nastę­pu­ją po sobie. Tym­cza­sem w rze­czy­wi­sto­ści są to trzy róż­ne punk­ty widze­nia, któ­re nakła­da­ją się na sie­bie i sie­bie prze­ni­ka­ją. Pierw­szy to punkt widze­nia oka kame­ry, dru­gi mój, i wresz­cie trze­ci, naj­waż­niej­szy, to punkt widze­nia Niko­go, o któ­re­go isto­cie ja nawet nie pró­bu­ję mówić.

W lite­ra­tu­rze moż­li­wy jest nie­ste­ty tyl­ko układ line­ar­ny – i nawet gdy­bym zre­zy­gno­wał z inter­punk­cji, mój zapis taki by pozo­stał. Gdy­by było to moż­li­we, chciał­bym ten wiersz napi­sać tak, żeby te trzy widze­nia nakła­da­ły się na sie­bie, jak w fil­mie.

Kie­dy wiersz jest goto­wy?

Myślę, że każ­dy poeta tro­chę ina­czej odpo­wie­dział­by na to pyta­nie. Rzad­ko mam poczu­cie, że mój wiersz jest już goto­wy i że nicze­go nie chciał­bym w nim zmie­nić. Gdy­bym był mala­rzem, nale­żał­bym praw­do­po­dob­nie do tych, któ­rzy zakra­da­ją się do muzeum, żeby coś popra­wić w swo­im dzie­le, albo do tych, któ­rzy malu­ją cykle obra­zów, w któ­rych jeden motyw poja­wia się w róż­nych warian­tach.

Czy to szcze­gól­ny wiersz? Zamie­ścił Pan go na okład­ce książ­ki.

Dla mnie jest to jeden z naj­waż­niej­szych moich wier­szy. Mówi on bowiem o bez­dom­no­ści, któ­ra jest jed­nym z naj­więk­szych nie­szczęść, jakie mogą spo­tkać czło­wie­ka. Ele­men­tar­nym pra­wem ludz­kim jest mieć wła­sne miej­sce na tym świe­cie, na któ­ry przy­cho­dzi­my prze­cież bez wła­snej woli. Czło­wiek bez­dom­ny jest cał­ko­wi­cie bez­bron­ny.

Nie chcę swo­je­go wier­sza inter­pre­to­wać, to nie moje zada­nie, poprze­sta­nę więc na tym.

Rytm kół, rytm wier­sza. Jak dale­ce waż­na jest muzy­ka w wier­szu?

Na tyle, na ile jest koniecz­na. Dla mnie waż­niej­szy jest rytm, moje wier­sze potrze­bu­ją ryt­mu i ruchu. Jestem pery­pa­te­ty­kiem, nie sie­dzę przy biur­ku, żeby napi­sać wiersz, tyl­ko sia­dam przy biur­ku, żeby go zapi­sać. Moż­na powie­dzieć, że moja pra­ca lite­rac­ka to jest przede wszyst­kim cho­dze­nie.

W mojej książ­ce Kamień, szron, z któ­rej pocho­dzi „Byłem tutaj”, znaj­du­je się cykl utwo­rów zaty­tu­ło­wa­ny „Wier­sze podróż­ne”. Wła­ści­wie mógł­bym tak nazwać więk­szość moich wier­szy, bo więk­szość z nich powsta­wa­ła w cza­sie jakiejś podró­ży. Dal­szej lub bliż­szej, real­nej z miej­sca do miej­sca, samo­lo­tem, pocią­giem, tram­wa­jem lub pie­szo – albo wyima­gi­no­wa­nej, podró­ży w głąb sie­bie, w marze­niu lub we śnie. Naj­więk­sza ich część powsta­ła pod­czas cho­dze­nia.

„Kil­roy was here” fak­tycz­nie tam było?

Tam aku­rat nie, tam­ta ścia­na była nie­ska­zi­tel­nie czy­sta, chy­ba mar­mu­ro­wa. W moim wier­szu ten napis peł­ni jedy­nie rolę współ­rzęd­nej, ma napro­wa­dzać na obszar języ­ko­wy poprzez dale­kie sko­ja­rze­nie, bo nie prze­ży­łem tego prze­cież w Bosto­nie. Rów­nie dobrze mógł­bym napi­sać „K. was here”, Józef K. albo Ryszard K. Kie­dy piszę wiersz, robię prze­cież to samo, co ten, któ­ry pisze „byłem tutaj” na murze, chcąc zosta­wić swój ślad. „Byłem tutaj. Ja, ktoś inny”. Napis jako ślad obec­no­ści. Mógł­by go zosta­wić bez­dom­ny, mógł­bym zosta­wić go ja. Mógł­by zosta­wić go Nikt. Któ­re­go inten­syw­ną obec­ność czu­łem za swo­imi ple­ca­mi.


Wywiad pocho­dzi z książ­ki Mag­da­le­ny Rybak Roz­biór­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w 2007 roku.

Nazywać rzeczy po imieniu

Gra­ży­na Banasz­kie­wicz: Roz­mo­wę naszą z góry obwa­ro­wał pan wie­lo­ma zastrze­że­nia­mi.

Ryszard Kry­nic­ki: Raczej uni­kam pra­sy ofi­cjal­nej. Wolał­bym, żeby moja wypo­wiedź nie zna­la­zła się w kon­tek­ście mi nie­mi­łym. Poza tym pra­sa sta­ra się teraz pośpiesz­nie nad­ro­bić zale­gło­ści, prze­pro­wa­dzić spóź­nio­ny (ale lepiej póź­no niż wca­le) rachu­nek sumie­nia. Wyda­je mi się, że poezja, przy­naj­mniej ta, któ­ra jest mi bli­ska, ma to już daw­no za sobą. Ponad­to dzie­je się tyle rze­czy wyma­ga­ją­cych natych­mia­sto­wej reak­cji i zaję­cia sta­no­wi­ska, że roz­mo­wa o poezji wyda­je mi się tro­chę nie na miej­scu.

Prze­tłu­ma­czył pan Ele­gie bukow­skie i inne wier­sze Ber­tol­ta Brech­ta. Czy moż­na mówić o tych prze­kła­dach w ode­rwa­niu od pań­skiej twór­czo­ści poetyc­kiej?

Może naj­pierw małe wyja­śnie­nie: tytuł tego wybo­ru utwo­rów Brech­ta pocho­dzi ode mnie, chcia­łem pod­kre­ślić, że „Ele­gie bukow­skie” (więc chro­no­lo­gicz­nie ostat­ni cykl wier­szy tego poety) cenię w jego liry­ce naj­bar­dziej.

Jeśli cho­dzi pani o to, czy Brecht wywarł na mnie więk­szy wpływ jako poeta, to nie, raczej nie. Wręcz na począt­ku tłu­ma­czy­łem go za bar­dzo po swo­je­mu, co potem przy kolej­nych oka­zjach sta­ra­łem się napra­wić. O tym, że zaczą­łem inte­re­so­wać się Brech­tem zade­cy­do­wał przy­pa­dek: w oko­li­cach 1968 roku prze­czy­ta­łem „Die Lösung” (napi­sa­ne po roz­ru­chach robot­ni­ków ber­liń­skich w czerw­cu 1953 roku) – i to „Roz­wią­za­nie” otwo­rzy­ło mi oczy. Do tej pory bowiem Brecht koja­rzył mi się w naj­lep­szym razie z „Lamen­ta­cją o Mac­kiem Maj­chrze” z Ope­ry za trzy gro­sze, a w naj­gor­szym na przy­kład z poema­tem „Upra­wa pro­sa”, gdzie znaj­du­je­my i taką zwrot­kę:

Józef Sta­lin mówił do uczniów Miczu­ri­na o pro­sie
I nazwał pro­so zdzi­cza­łym dziec­kiem
O suchych wia­trach mówił i nawo­zie
Wiel­ki żni­wiarz naro­dów radziec­kich.

Nawia­sem mówiąc i tu, jak to cza­sa­mi u nie­go bywa, zda­rzy­ło się Brech­to­wi nie­chcą­cy powie­dzieć praw­dę o Wiel­kim Żni­wia­rzu naro­dów.

Po odkry­ciu dla sie­bie „Roz­wią­za­nia” zaczą­łem się Brech­tem bli­żej inte­re­so­wać, gro­ma­dzić jego wier­sze (wca­le nie było to takie pro­ste), nie­któ­re z nich tłu­ma­czyć. Sta­ra­łem się go zro­zu­mieć. Jeże­li odgry­wał w tym rolę jakiś ele­ment oso­bi­sty, to chy­ba to, że nale­żę do poko­le­nia (zaczą­łem cho­dzić do szko­ły w 1949 roku), na któ­rym doko­na­no pew­ne­go eks­pe­ry­men­tu: zara­żo­no nas kłam­li­wą uto­pią. W 1956 roku oka­za­ło się, że w imię tej kłam­li­wej uto­pii doko­ny­wa­no zbrod­ni oraz prze­sie­dla­no naro­dy. Chcia­łem się dowie­dzieć, jak to było moż­li­we, że poeta tak zda­wa­ło­by się nie­uf­ny i kry­tycz­ny jak Brecht zaczął słu­żyć dok­try­nie i dogma­to­wi, bio­rąc przez to na sie­bie część odpo­wie­dzial­no­ści za nie.

Była to więc z mojej stro­ny pra­ca bar­dziej poznaw­cza niż poetyc­ka. Sko­ro tak dłu­go (od cza­su socre­ali­stycz­nych Wier­szy wybra­nych z 1954 roku) nikt się nie kwa­pił, żeby tłu­ma­czyć Brech­ta, wypa­dło na mnie. Z jed­nej stro­ny popra­wia­łem wcze­śniej­sze prze­kła­dy, z dru­giej – wydaw­cy, do któ­rych się zwra­ca­łem, odma­wia­li mi wyda­nia tych prze­kła­dów ze wzglę­du na nazwi­sko tłu­ma­cza: jeże­li dodać do tego wro­dzo­ną mi powol­ność, wszyst­ko to spo­wo­do­wa­ło, że popra­wio­ne wyda­nie Ele­gii bukow­skich i innych wier­szy uka­za­ło się dopie­ro w 1979 roku nakła­dem WLiK w Pozna­niu oraz (jesz­cze raz popra­wio­ne) w 1980 roku w NOWej. Ten mój upór spra­wiać może wra­że­nie, że Brecht odgry­wa dla mnie jakąś szcze­gól­ną rolę. Nie wyda­je mi się, żeby tak było, nie wyda­je mi się też, żebym był pod wpły­wa­mi jego poezji.Napisałem, co praw­da, frasz­kę „Widocz­ny postęp”, któ­ra jest alu­zją do Brech­tow­skie­go „Słu­chaj, mówiąc”, ale aku­rat z niej nie jestem zado­wo­lo­ny.

Być może, jak Brecht, nauczy­łem się co nie­co od sta­rych chiń­skich (z prze­kła­dów, z prze­kładów!) i japoń­skich poetów – ale to już inna spra­wa.

Tytuł jed­ne­go z pana wier­szy brzmi: „Czym jest poezja, któ­ra nie oca­la naro­dów ani ludzi”?

Są to, jak wszy­scy wie­dzą, sło­wa Cze­sła­wa Miło­sza z „Przed­mo­wy” do wyda­ne­go w 1945 roku Oca­le­nia. Muszę się przy­znać, że nie dawa­ły mi one spo­ko­ju. Rozu­mia­łem to pyta­nie (wbrew Miło­szo­wi) dosłow­nie, to zna­czy jako pyta­nie pod adre­sem poezji w ogó­le, któ­ra nie oca­la prze­cież naro­dów ni ludzi. W tym duchu zresz­tą je roz­wi­jam. Prze­czu­cie, któ­re­go nie umiem nazwać, naka­zu­je mi bowiem to „oca­lać” poj­mo­wać dosłow­nie.

Zda­je się zresz­tą (jeśli nie jest to kwe­stia sty­li­sty­ki albo przy­pad­ku), że sam Cze­sław Miłosz jak­by zawa­hał się przed powtó­rze­niem swe­go oskar­ża­ją­ce­go pyta­nia, nie znaj­du­je­my go bowiem w lon­dyń­skim wyda­niu Wier­szy z 1967 roku. Nato­miast w zamiesz­czo­nym tam wier­szu „Nie wię­cej” czy­ta­my:

Powi­nie­nem powie­dzieć kie­dyś, jak zmie­ni­łem
Opi­nię o poezji i jak to się sta­ło,
Że uwa­żam się dzi­siaj za jed­ne­go z wie­lu
Kup­ców i rze­mieśl­ni­ków Cesar­stwa Japo­nii
Ukła­da­ją­cych wier­sze o kwit­nie­niu wiśni,
O chry­zan­te­mach i peł­ni księ­ży­ca.

Otóż jeże­li ja ośmie­li­łem się powtó­rzyć Miło­szow­skie „Czym jest poezja” po to, by je na nowo prze­my­śleć, to powta­rzam je jak­by usta­mi jed­ne­go z tych, czę­sto bez­i­mien­nych, „kup­ców i rze­mieśl­ni­ków Cesar­stwa Japo­nii ukła­da­ją­cych wier­sze o kwit­nie­niu wiśni”. Wte­dy, kie­dy pisa­łem ten wiersz (1979), czu­łem się jed­nym z nich: bez­i­mien­nym miesz­kań­cem pla­ne­ty Fan­ta­sma­go­rii.

Ale Cze­sław Miłosz nie jest prze­cież jed­nym z wie­lu, lecz wiel­kim poetą – a wiel­ka poezja rze­czy­wi­ście oca­la. I dosłow­nie, i sym­bo­licz­nie. Pamię­ta­my prze­cież, że Schlie­mann odkrył Tro­ję nie dzię­ki stu­dio­wa­niu setek sprzecz­nych ze sobą dzieł, lecz dzię­ki temu, że wie­rzył Home­ro­wi i Ilia­dzie.

Wyda­je mi się, że do napi­sa­nia tego wier­sza zmu­si­ło mnie to, co Tade­usz Peiper nazy­wał „wsty­dem poetyc­kim”, pudor poetae: prze­ko­na­nie, że poezja nie powin­na obie­cy­wać wię­cej, niż jest w sta­nie oca­lić. Ale powta­rzam jesz­cze raz – jest to głos jed­ne­go z wie­lu. Jed­ne­go z wie­lu bied­nych ludzi. Cały tomik Nie­wie­le wię­cej skła­da się z takich gło­sów. Ja jestem tyl­ko ich medium. Ale medium świa­do­mym.

Żeby jaśniej wyra­zić wąt­pli­wość, któ­ra kie­ro­wa­ła mną przy pisa­niu tego wier­sza, przy­po­mnę może jesz­cze jed­no zda­nie Simo­ne Weil (zresz­tą, w tłu­ma­cze­niu Miło­sza):

Jeże­li jest praw­dą, że samo cier­pie­nie o wie­le trud­niej jest znieść ze szla­chet­nych moty­wów niż z moty­wów niskich (ludzie, któ­rzy sta­li w ogon­ku, nie­ru­cho­mo, od pierw­szej do ósmej rano, żeby dostać jed­no jaj­ko, z wiel­ką trud­no­ścią zro­bi­li­by to samo, żeby ura­to­wać życie ludz­kie), być może cno­ta niskie­go rzę­du opie­ra się pod pew­ny­mi wzglę­da­mi lepiej prze­ciw­no­ściom, poku­som i nie­szczę­ściom niż cno­ta wyso­kie­go rzę­du.

Miłosz, Brecht…

Wyda­je mi się, że to zupeł­nie odmien­ne posta­wy wobec świa­ta. Nie moż­na ich porów­ny­wać.

Nawet mówiąc o ich poczu­ciu wyob­co­wa­nia, wręcz teo­rii wyob­co­wa­nia?

Nie wyda­je mi się, żeby poczu­cie wyob­co­wa­nia odgry­wa­ło więk­szą rolę u Brech­ta. W wier­szu „W dru­gim roku mojej uciecz­ki” mówi on, co praw­da z lek­ką iro­nią, nie­mniej jed­nak: „Los zbie­gów nie wydał mi się gor­szy ani­że­li tych, co pozo­sta­li”. Jak mówi­łem – Miło­sza i Brech­ta nie spo­sób porów­ny­wać. Jeśli coś mogło­by ich łączyć, to „los zbie­gów”, któ­ry jest udzia­łem wszyst­kich wygnań­ców tego świa­ta. Dzie­lą ich nato­miast odmien­ne filo­zo­fie życia i lite­ra­tu­ry. Wia­ra w inne hie­rar­chie war­to­ści decy­do­wa­ła chy­ba o ich osta­tecz­nych wybo­rach. W powo­jen­nej twór­czo­ści Brech­ta, przy­naj­mniej w tym, co uka­zy­wa­ło się dru­kiem w latach 1948–1955 (i cze­mu zawdzię­czał naj­wię­cej ofi­cjal­ne­go uzna­nia), odnaj­du­je­my, nie­ste­ty, wie­le obja­wów umy­słu znie­wo­lo­ne­go. Tro­chę ina­czej to wyglą­da, kie­dy się czy­ta Arbe­it­sjo­ur­nal (czy­li „Dzien­nik robo­czy”) albo cho­ciaż­by „Roz­wią­za­nie”, opu­bli­ko­wa­ne dopie­ro po jego śmier­ci. Zawsze jest to jed­nak tyl­ko kry­ty­ka błę­dów, a nie sys­te­mu.

Co panu dyk­tu­je wybo­ry? Pana poczu­cie wyob­co­wa­nia…

Moje wybo­ry może mi dyk­to­wać tyl­ko prze­ko­na­nie (czy „siła fatal­na”, jak chciał Sło­wac­ki), że nale­ży tak, a nie ina­czej postą­pić. Po pro­stu – głos sumie­nia.

Póki słu­cham tego gło­su, nie czu­ję się wyob­co­wa­ny. Z moich wier­szy naj­bliż­sze są mi te, któ­re są jak­by zapi­sem tego gło­su. Cza­sa­mi zarzu­ca mi się skłon­ność do „poucza­nia” innych. Tym­cza­sem ja sam jestem czę­sto owym pierw­szym „ty”, do któ­re­go mój głos wewnętrz­ny się zwra­ca. Poezja, jak roz­mo­wa, jest natu­ral­nym prze­ła­my­wa­niem ludz­kiej samot­no­ści.

Chy­ba nie jest to zatem u mnie poczu­cie wyob­co­wa­nia, raczej dąże­nia do wspól­no­ty, oraz poczu­cie wspól­no­ty i soli­dar­no­ści z tymi, któ­rzy chcą żyć i żyją w praw­dzie. Prze­ciw­ko tym, któ­rzy kła­mią i żyją z kłam­stwa. (Albo, w naj­lep­szym razie – dzię­ki prze­mil­cze­niu praw­dy.)

Gro­ma­dzi pan w wier­szach opi­sy: sytu­acje, sprzę­ty…

Ja ich nie gro­ma­dzę, lecz wybie­ram te z nich, któ­re mają dla mnie zna­cze­nie sym­bo­licz­ne. W skraj­nych wypad­kach są to dosłow­nie cyta­ty z „rze­czy­wi­sto­ści” (a raczej: nie­rze­czy­wi­sto­ści, jak mówi Kazi­mierz Bran­dys), hasła, ogło­sze­nia. Afi­sze, jak ten nie­sa­mo­wi­ty o lote­rii na Cen­trum Zdro­wia Dziec­ka. W poezji nie wystar­czy reje­stro­wać. Cza­sa­mi jed­nak rze­czy­wi­stość jest tak zakła­ma­na, że wystar­czy pro­sto­li­nij­nie nazwać rze­czy po imie­niu, by doznać ilu­mi­na­cji oraz oczysz­cze­nia, jakie wyzwa­la naj­czyst­sza poezja. Może to jest pierw­szym zada­niem: nazy­wać rze­czy po imie­niu.


Gra­ży­na Banasz­kie­wicz, „Nazy­wać rze­czy po imie­niu”, „Tydzień” 1981, nr 26.

Zapamiętane z…

roz­mo­wy z Ryszar­dem Kry­nic­kim, któ­ra odby­ła się w majo­we póź­ne popo­łu­dnie w domu poety na kra­kow­skim Pod­gó­rzu

Zaczę­li­śmy od pyta­nia, czy to Tade­usz Peiper, któ­ry uro­dził się nie­opo­dal, w jakiś spo­sób „patro­no­wał”  wybo­ro­wi tego domu i czy poeta, któ­ry nie mógł zna­leźć swe­go miej­sca i z duży­mi nadzie­ja­mi prze­pro­wa­dzał się z Pozna­nia wła­śnie do Kra­ko­wa, czu­je się w koń­cu zako­rze­nio­ny.

Oka­zu­je się jed­nak, że w momen­cie wybo­ru domu Kry­nic­ki nie wie­dział, że wła­śnie w pobli­żu uro­dził się Peiper, a kie­dy sobie to uświa­do­mił, potrak­to­wał to jako waż­ny znak „obec­no­ści” poety, któ­ry tak moc­no zawa­żył na jego mło­dzień­czej twór­czo­ści. Kra­ków dał mu też poczu­cie pew­ne­go „osa­dze­nia”, swoj­sko­ści, ale „kom­pleks nie­za­do­mo­wie­nia” pozo­stał, bo ma on dużo głęb­szy cha­rak­ter. Wią­że się z jed­nej stro­ny z samą kon­dy­cją arty­sty-poety, któ­re­mu zawsze towa­rzy­szy poczu­cie wyob­co­wa­nia, z dru­giej – z prze­ży­cia­mi z dzie­ciń­stwa. Pierw­sze, zna­czą­ce, mimo iż pozor­nie nie­pa­mię­ta­ne dwa lata życia prze­żył Kry­nic­ki z rodzi­ca­mi w obo­zie pra­cy w Niem­czech, a póź­niej dora­stał w miej­scu, w któ­rym w powo­jen­nej zawie­ru­sze spo­tka­li się ludzie, któ­rzy podob­nie jak jego rodzi­ce zosta­li zmu­sze­ni do opusz­cze­nia rodzin­nych stron, ode­rwa­ni od natu­ral­ne­go śro­do­wi­ska i tra­dy­cji. O tych prze­ży­ciach poeta mówi nie­wie­le, pod­kre­śla­jąc jedy­nie fakt, że w tej sytu­acji egzy­sten­cjal­nej jedy­nym miej­scem „zako­rze­nie­nia” stał się dla nie­go język.

W ostat­nim tomie, zaty­tu­ło­wa­nym Kamień, szron dają się sły­szeć – po raz pierw­szy tak wyraź­ne, choć oczy­wi­ście ści­szo­ne i prze­fil­tro­wa­ne przez poetyc­ką wizję – echa dzie­ciń­stwa, stra­chu, samot­no­ści. Poeta wra­ca do prze­szło­ści, a obok wier­szy przy­po­mi­na­ją­cych zmar­łych poetów i przy­ja­ciół poja­wia­ją się tu rów­nież krót­kie pro­zy – frag­men­ty przy­go­to­wy­wa­nej, lecz zanie­cha­nej już książ­ki, nie tyle wspo­mnie­nio­wej, co „przy­wo­łu­ją­cej” jego wła­sną prze­szłość – zarów­no to, co w niej wyda­je mu się dziś naj­waż­niej­sze, jak i to, cze­go nie moż­na wypo­wie­dzieć. O tych krót­kich pro­zach mówi poeta jako o pró­bie „wyrwa­nia się” z poetyc­kiej koniecz­no­ści mil­cze­nia, pró­bie poszu­ki­wa­nia odpo­wied­nie­go języ­ka dla odda­nia tego, co z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy o tam­tych doświad­cze­niach da się powie­dzieć. Przy­wo­łu­je przy tym nie­miec­kie poję­cie Dich­tung, okre­śla­ją­ce utwór lite­rac­ki bez roz­róż­nie­nia na poezję i pro­zę, a tak­że pod­kre­śla, że takie rozu­mie­nie lite­ra­tu­ry jest mu naj­bliż­sze i że taką wła­śnie lite­ra­tu­rę sam pró­bu­je two­rzyć.

Język nie­miec­ki jest dziś bar­dzo bli­ski Kry­nic­kie­mu, mimo iż nauczył się go sto­sun­ko­wo póź­no, pod wpły­wem fascy­na­cji poezją Ril­ke­go, czy­ta­ne­go jesz­cze w prze­kła­dzie Ste­fa­na Napier­skie­go. Choć dziś Kry­nic­ki tłu­ma­czy wie­le, w tym przede wszyst­kim swo­ich ulu­bio­nych poetów: Pau­la Cela­na i Nel­ly Sachs, trak­tu­jąc tę dzia­łal­ność na rów­ni z wła­sną poetyc­ką twór­czo­ścią (i z pew­no­ścią dla­te­go tłu­ma­czy tyl­ko te wier­sze, któ­re sam chciał­by napi­sać), do tej pory jed­nak nie pod­jął się prze­ło­że­nia wier­szy Ril­ke­go. Fakt ten uza­sad­nia mię­dzy inny­mi nie­zwy­kłą trud­no­ścią tej poezji oraz podzi­wem dla tłu­ma­czeń Mie­czy­sła­wa Jastru­na, coraz czę­ściej jed­nak myśli o wła­snych prze­kła­dach i pla­nu­je „zmie­rzyć się” przede wszyst­kim z Ele­gia­mi Duinej­ski­mi.

Pyta­ny o dro­gi poetyc­kie­go roz­wo­ju od momen­tu debiu­tu po dzień dzi­siej­szy, i o rolę, jaką ode­gra­ło w nim nowo­fa­lo­we doświad­cze­nie, Kry­nic­ki przy­zna­je, że postrze­ga doj­rze­wa­nie swo­jej twór­czo­ści jako wyraź­ną kon­se­kwen­cję pod­ję­tych na począt­ku poetyc­kich poszu­ki­wań. Opi­su­je ten pro­ces meta­fo­rycz­nie jako spi­ral­ne krą­że­nie wokół naj­waż­niej­szych – sta­wia­nych już w pierw­szych utwo­rach – pytań i języ­ko­wych roz­wią­zań. Jed­nym z takich „okrą­żeń” był dla auto­ra Nie­pod­le­głych ni­cości epi­zod nowo­fa­lo­wy, pole­ga­ją­cy na mani­fe­sta­cyj­nym prze­ła­ma­niu mil­cze­nia wobec zakła­ma­nia ówcze­snej rze­czy­wi­sto­ści, oraz zwią­za­ne z nim pró­by stwo­rze­nia nowe­go poetyc­kie­go języ­ka. Każ­dy z nowo­fa­lo­wych poetów robił to na swój wła­sny spo­sób i każ­dy wycią­gnął z tego inne kon­se­kwen­cje, wybie­ra­jąc wła­sną doj­rza­łą dro­gę. Choć Kry­nic­ki przy­zna­je też, iż był taki krót­ki czas, kie­dy moż­na było mówić o wspól­nym poko­le­nio­wym języ­ku, któ­ry wte­dy zaczę­to utoż­sa­miać z publi­cy­sty­ką, to prze­cież nie o publi­cy­sty­kę cho­dzi­ło. Jed­nak­że świat, rów­nież „świat poetyc­ki”, nie zaczy­nał się ani nie koń­czył dla nie­go na Nowej Fali.

W tym kon­tek­ście zawar­te we wstę­pie do debiu­tanc­kie­go tomu – nie­lu­bia­ne­go przez poetę ze wzglę­dów poza­po­etyc­kich, zwią­za­nych ze spo­so­bem wyda­nia tego zbior­ku – mło­dzień­cze dekla­ra­cje, że „doświad­cze­nia z tru­dem wydo­sta­ją się nad powierzch­nie języ­ka” i że on jako poeta nie może „usta­lić gra­ni­cy zwie­rze­nia poza któ­rą wiersz nie powi­nien wykra­czać” (Pęd pogo­ni pęd uciecz­ki, 1968) kore­spon­du­ją moc­no z zawar­tym w ostat­nim tomie wyzna­niem: „w obcym języ­ku mniej odczu­wam bez­wstyd swo­je­go wyzna­nia” („Efekt obco­ści” z tomu Kamień, szron, 2004). Od począt­ku twór­czo­ści był to dla Kry­nic­kie­go-poety jeden z naj­waż­niej­szych pro­ble­mów i do dziś nie uda­ło mu się wyzna­czyć tej gra­ni­cy, choć ma świa­do­mość, że nale­ży jej wciąż poszu­ki­wać. Za każ­dym razem jed­nak, kie­dy poeta zatrzy­mu­je się na gra­ni­cy tego, co powie­dzia­ne, i tego, cze­go wypo­wie­dzieć się nie da, naj­waż­niej­sze wyda­je się wła­śnie to, co „pomię­dzy”. Jed­nym z istot­nych spo­so­bów poszu­ki­wa­nia gra­nic wyra­żal­no­ści była pró­ba ogra­ni­cza­nia słów, upar­te dąże­nie do pre­cy­zji, pro­wa­dzą­ce do swo­iste­go poetyc­kie­go mil­cze­nia.

Od począt­ku też intry­go­wał go pro­blem języ­ka poetyc­kie­go, i to w wie­lu wymia­rach: zarów­no w per­spek­ty­wie poetyc­kiej wyra­żal­no­ści, jak i w per­spek­ty­wie „doty­ka­nia” współ­cze­sno­ści poprzez język uli­cy, gaze­ty, a dziś cho­ciaż­by inter­ne­tu. Poetyc­kie śla­dy tych zain­te­re­so­wań i otwar­to­ści poety na to, co nie­sie języ­ko­wa codzien­ność, widocz­ne są rów­nież w ostat­nim zbio­rze wier­szy. Kry­nic­ki – ostroż­nie posłu­gu­ją­cy się każ­dym sło­wem – nie tyle bawi się nie­po­rad­no­ścią nowo­mo­wy, ile wydo­by­wa jej kale­kie, opar­te na obco­ję­zycz­nych zapo­ży­cze­niach, obli­cze.

W trak­cie roz­mo­wy wie­lo­krot­nie przy­wo­ły­wa­ny był Peiper – poeta i nie­zwy­kły czło­wiek. Kry­nic­ki przy­po­mi­nał, że w cza­sach jego debiu­tu odsu­nię­ty na mar­gi­nes życia Peiper był w śro­do­wi­sku arty­stycz­nym w jakimś stop­niu posta­cią kul­to­wą, swo­istym „wyrzu­tem sumie­nia”, przy­po­mi­nał też swo­je pierw­sze wra­że­nia z lek­tu­ry jego wier­szy i nie­od­par­te prze­ko­na­nie, że obok poetyc­kie­go kunsz­tu dostrze­ga w nich nie­zwy­kłą dobrą ener­gię. A póź­niej przy­szła wie­dza o Peipe­rze wraz z legen­dą o zgu­bie­niu przez nie­go ręko­pi­su pierw­szych utwo­rów – trak­to­wa­ną przez mło­de­go Kry­nic­kie­go, któ­ry też zgu­bił zeszyt z debiu­tanc­ki­mi wier­sza­mi, jako kolej­ne „potwier­dze­nie” swo­istej wspól­no­ty. Mia­no­wał się wte­dy „peipe­ry­stą” i pró­bo­wał naśla­do­wać „układ roz­kwi­ta­nia”, a choć ten etap ma już daw­no za sobą, nie­wąt­pli­wa fascy­na­cja i samym Peipe­rem, i jego miło­sny­mi wier­sza­mi pozo­sta­ła. Dzie­ło (i duch) Peipe­ra czu­wa też nad wydaw­ni­czym przed­się­wzię­ciem poety. Pro­wa­dzo­ne przez Kry­nic­kie­go i jego żonę wydaw­nic­two a5 osią­ga nie­wąt­pli­we suk­ce­sy mimo nie­ko­mer­cyj­nych publi­ka­cji. W tej dzie­dzi­nie swo­jej aktyw­no­ści opie­ra się Kry­nic­ki na naj­lep­szych wzor­cach – czy­li na dzia­łal­no­ści wydaw­ni­czej Zeno­na Prze­smyc­kie­go oraz na „Biblio­te­ce Zwrot­ni­cy”. Trak­tu­je ją przy tym jako dopeł­nie­nie wła­snej twór­czo­ści, jako jed­ną z trzech – obok pisa­nia poezji i tłu­ma­cze­nia – rów­no­le­głych dzie­dzin twór­czo­ści i prze­ko­nu­ją­co dowo­dzi, że wyda­wa­nie cudzych ksią­żek jest czyn­no­ścią bar­dzo podob­ną do pisa­nia wier­szy. Kry­nic­ki już w mło­do­ści marzył o tym, by wyda­wać cza­so­pi­smo lite­rac­kie, a dziś sądzi, że gdy­by żył wów­czas w nor­mal­nym kra­ju, to udał­by mu się i ten zamiar, i pro­jekt wyda­wa­nia bli­skich mu wów­czas poko­le­nio­wo ksią­żek. Nie było to wów­czas moż­li­we, więc tym bar­dziej cie­szą go dzi­siej­sze wydaw­ni­cze doko­na­nia, jak rów­nież i to, że wydaw­nic­two a5 nie podzie­li­ło losu podob­nych przed­się­wzięć, któ­re upa­dły po opu­bli­ko­wa­niu paru ambit­nych ksią­żek. To, że sta­ło się ina­czej, jest zasłu­gą wyłącz­nie poezji, co – zda­niem poety – oczy­wi­ście jest cudem, a przy­naj­mniej z cudem gra­ni­czy.

Tade­usz Peiper poja­wił się ponow­nie w przy­po­mnie­niu o oko­licz­no­ściach powsta­nia ostat­nie­go tomu Kry­nic­kie­go. Tajem­ni­cze (choć z pozo­ru wytłu­ma­czal­ne nie­for­tun­nym klik­nię­ciem) znik­nię­cie pisa­nych przez ostat­nie lata utwo­rów z pamię­ci kom­pu­te­ra wzbu­dzi­ło w poecie dziw­ne poczu­cie, że jego wier­sze krą­żą gdzieś nie­uchwyt­ne w wir­tu­al­nym świe­cie, ale też zmo­bi­li­zo­wa­ło go do ich odtwo­rze­nia i opu­bli­ko­wa­nia. Dziś upa­tru­je on w tym zda­rze­niu jakie­goś zna­ku z inne­go świa­ta, tajem­ni­czej ener­gii… choć jego zain­te­re­so­wa­nia wszech­świa­tem mają też bar­dzo racjo­nal­ny, ujaw­nio­ny w ostat­nim poetyc­kim tomi­ku, cha­rak­ter. W nawią­za­niu do tych zain­te­re­so­wań, do obser­wa­cji gwiazd i fascy­na­cji kosmo­sem Kry­nic­ki przy­wo­łu­je Tade­usza Miciń­skie­go i żar­to­bli­wie mówi o sobie, że jest „ostat­nim poetą Mło­dej Pol­ski”, ostat­nim, któ­ry tak patrzy w gwiaz­dy.

I tak… zapa­dał zmrok, roz­mo­wa ury­wa­ła się i prze­cho­dzi­ła w róż­ne wymia­ry i… sta­ło się to, co zapew­ne stać się musia­ło: na taśmie magne­to­fo­no­wej zare­je­stro­wa­ło się tyl­ko parę ostat­nich minut z dłu­giej roz­mo­wy. Resz­ta znik­nę­ła w wir­tu­al­nej prze­strze­ni, a nie­zbyt zdzi­wio­ny tym fak­tem poeta zgo­dził się na takie wła­śnie, nie­do­sko­na­łe, jej odtwo­rze­nie…

Spi­sa­ła Doro­ta Kozic­ka
Doro­ta Kozic­ka, „Deka­da Lite­rac­ka” 2005, nr 3/4

O autorze

Ryszard Krynicki

Urodzony 28 czerwca 1943 roku w Sankt Valentin (Austria). Poeta, tłumacz. Zaliczany do poetów Nowej Fali. Współzałożyciel krakowskiego Wydawnictwa a5, które prowadzi wraz z żoną od 1991 roku. Laureat m.in. niezależnej Nagrody Poetów (1975), Fundacji im. Kościelskich (1976), Fundacji im. Jurzykowskiego (1989), niemieckiej Nagrody Gundolfa (2000) oraz Ministra Kultury (2006). Ostatnio wydał tom Przekreślony początek (2013). Większość życia spędził w Poznaniu, obecnie mieszka w Krakowie.

Powiązania

Tramwaj

dzwieki / WYDARZENIA Ewa Lipska Ryszard Krynicki Urszula Kozioł

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Urszu­li Kozioł, Ewy Lip­skiej i Ryszar­da Kry­nic­kie­go pod­czas Por­tu Wro­cław 2007.

Więcej

Rozbiórka

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Urszu­li Kozioł, Ryszar­da Kry­nic­kie­go, Boh­da­na Zadu­ry, Pio­tra Som­me­ra, Jerze­go Jar­nie­wi­cza, Zbi­gnie­wa Mache­ja, Andrze­ja Sosnow­skie­go, Tade­uszy Pió­ry, Dar­ka Fok­sa, Woj­cie­cha Bono­wi­cza, Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, Dariu­sza Suski, Mariu­sza Grze­bal­skie­go, Dariu­sza Sośnic­kie­go, Krzysz­to­fa Siw­czy­ka, Mar­ty Pod­gór­nik i Jac­ka Deh­ne­la pod­czas Por­tu Wro­cław 2007.

Więcej

Polityka jest dla mnie obcym światem

wywiady / o książce Ryszard Krynicki Stanisław Bereś

Roz­mo­wa Sta­ni­sła­wa Bere­sia z Ryszar­dem Kry­nic­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Prze­kre­ślo­ny począ­tek, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 mar­ca 2017 roku*.

Więcej

Pośród nich, w środku

dzwieki / RECYTACJE Ryszard Krynicki

Wiersz zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Wier­sze z gazet” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2015.

Więcej

Pęd pogoni, pęd ucieczki

nagrania / stacja Literatura Rafał Skonieczny Ryszard Krynicki

Zapis kon­cer­tu „Pęd pogo­ni, pęd uciecz­ki” Ryszar­da Kry­nic­kie­go i zespo­łu RARA w ramach Sta­cji Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Przekreślony początek (2)

utwory / zapowiedzi książek Ryszard Krynicki

Frag­ment dru­gie­go wyda­nia książ­ki Prze­kre­ślo­ny począ­tek Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

O wiele prostsze

dzwieki / RECYTACJE Ryszard Krynicki

Wiersz zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Tram­waj” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2007.

Więcej

Przekreślony początek

utwory / zapowiedzi książek Ryszard Krynicki

Frag­ment dru­gie­go wyda­nia książ­ki Prze­kre­ślo­ny począ­tek Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o książce Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim.

Więcej

Postscriptum 2016

recenzje / KOMENTARZE Ryszard Krynicki

Autor­ski komen­tarz Ryszar­da Kry­nic­kie­go do wzno­wie­nia debiu­tanc­kiej książ­ki Pęd pogo­ni, pęd uciecz­ki, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 paź­dzier­ni­ka 2016 roku.

Więcej

Wierzę

dzwieki / RECYTACJE Ryszard Krynicki

Wiersz zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Wier­sze z gazet” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2015.

Więcej

Poeci: Ryszard KRYNICKI

nagrania / między wierszami Ryszard Krynicki

Pro­gram lite­rac­ki „Poeci”, w któ­rym Woj­ciech Bono­wicz roz­ma­wia z Ryszar­dem Kry­nic­kim.

Więcej

Wiersze z gazet

nagrania / z fortu do portu Bohdan Zadura Ryszard Krynicki Zbigniew Machej

Zapis spo­tka­nia autor­skie­go „Wier­sze z gazet” z Ryszar­dem Kry­nic­kim, Zbi­gnie­wem Mache­jem i Boh­da­nem Zadu­rą 20. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2015.

Więcej

Język, to dzikie mięso

nagrania / z fortu do portu Ryszard Krynicki

Ryszard Kry­nic­ki pod­czas wie­czo­ru autor­skie­go „Wier­sze z gazet”. Fort Legni­ca 1999.

Więcej

Pęd pogoni, pęd ucieczki

utwory / zapowiedzi książek Ryszard Krynicki

Frag­ment książ­ki Pęd pogo­ni, pęd uciecz­ki Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

kosmyk włosów mi zostaw…

utwory / zapowiedzi książek Ryszard Krynicki

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Pęd pogo­ni, pęd uciecz­ki Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o pisaniu Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze jego książ­ki Gdy­bym wie­dział wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Gdybym wiedział Ryszarda Krynickiego

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go ze zbio­ru roz­mów z Ryszar­dem Kry­nic­kim Gdy­bym wie­dział, któ­ra uka­za­ła się na stro­nie Biblio­te­ka Mło­de­go Czło­wie­ka.

Więcej

Precyzja wiersza

recenzje / ESEJE Jan Burnatowski

Recen­zja Jana Bur­na­tow­skie­go z książ­ki Gdy­bym wie­dział Ryszar­da Kry­nic­kie­go.

Więcej

Poznawanie poety

recenzje / ESEJE Jarosław Czechowicz

Recen­zja Jaro­sła­wa Cze­cho­wi­cza z książ­ki Gdy­bym wie­dział Ryszar­da Kry­nic­kie­go.

Więcej

Ryszard Krynicki jako rozmówca. Kilka myśli wstępnych

recenzje / IMPRESJE Marian Stala

Esej Maria­na Sta­li towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Gdy­bym wie­dział. Roz­mo­wy z Ryszar­dem Kry­nic­kim Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Przełamywanie samotności

recenzje / IMPRESJE Marcin Orliński

Esej Mar­ci­na Orliń­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Gdy­bym wie­dział. Roz­mo­wy z Ryszar­dem Kry­nic­kim Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o pisaniu Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze jego książ­ki Gdy­bym wie­dział wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Poeci: Ryszard KRYNICKI

nagrania / między wierszami Ryszard Krynicki

Pro­gram lite­rac­ki „Poeci”, w któ­rym Woj­ciech Bono­wicz roz­ma­wia z Ryszar­dem Kry­nic­kim.

Więcej

Wiersze z gazet

nagrania / z fortu do portu Bohdan Zadura Ryszard Krynicki Zbigniew Machej

Zapis spo­tka­nia autor­skie­go „Wier­sze z gazet” z Ryszar­dem Kry­nic­kim, Zbi­gnie­wem Mache­jem i Boh­da­nem Zadu­rą 20. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2015.

Więcej

Język, to dzikie mięso

nagrania / z fortu do portu Ryszard Krynicki

Ryszard Kry­nic­ki pod­czas wie­czo­ru autor­skie­go „Wier­sze z gazet”. Fort Legni­ca 1999.

Więcej

Gdybym wiedział Ryszarda Krynickiego

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go ze zbio­ru roz­mów z Ryszar­dem Kry­nic­kim Gdy­bym wie­dział, któ­ra uka­za­ła się na stro­nie Biblio­te­ka Mło­de­go Czło­wie­ka.

Więcej

Precyzja wiersza

recenzje / ESEJE Jan Burnatowski

Recen­zja Jana Bur­na­tow­skie­go z książ­ki Gdy­bym wie­dział Ryszar­da Kry­nic­kie­go.

Więcej

Poznawanie poety

recenzje / ESEJE Jarosław Czechowicz

Recen­zja Jaro­sła­wa Cze­cho­wi­cza z książ­ki Gdy­bym wie­dział Ryszar­da Kry­nic­kie­go.

Więcej

Ryszard Krynicki jako rozmówca. Kilka myśli wstępnych

recenzje / IMPRESJE Marian Stala

Esej Maria­na Sta­li towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Gdy­bym wie­dział. Roz­mo­wy z Ryszar­dem Kry­nic­kim Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Przełamywanie samotności

recenzje / IMPRESJE Marcin Orliński

Esej Mar­ci­na Orliń­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Gdy­bym wie­dział. Roz­mo­wy z Ryszar­dem Kry­nic­kim Ryszar­da Kry­nic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Warto uczyć się milczenia…

recenzje / ESEJE Justyna Radomińska

Recen­zja Justy­ny Rado­miń­skiej z książ­ki Prze­kre­ślo­ny począ­tek Ryszar­da Kry­nic­kie­go.

Więcej

Granica

recenzje / ESEJE Arkadiusz Morawiec

Recen­zja Arka­diu­sza Moraw­ca z Prze­kre­ślo­ne­go począt­ku Ryszar­da Kry­nic­kie­go.

Więcej