In Absentia
dzwieki / RECYTACJE Katarzyna FetlińskaWiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2011, zarejestrowany podczas spotkania „Połów 2011” na festiwalu Port Wrocław 2012.
WięcejFragmenty książki Katarzyny Fetlińskiej Glossolalia, wydanej w Biurze Literackim 21 czerwca 2012 roku.
Śniadanie w trawie czy futrze? Wybierajcie, panowie: czas
na piknik, taka nasza natura – martwa. Doświadczamy lata
na własnej, gęsiej skórze. Rose Sélavy, niech żyje eros
i naga prawda; wznieśmy więc toast za życie, póki poszycie
soczyste i miękkie; a nam miłe pożycie i słowa, skraplające
się cicho na nerwach, jak ślina na brzegu filiżanki obszytej
sierścią. Który mnie stworzyłeś – dlaczego pędzlem nalałeś
mi sadła za skórę i muszę słuchać rozmów toczonych aż po
wieczność. Patrzeć w obiektyw sztalug, na wieki wieków
prześwietlona: soczyste krągłości wytoczone na trawę,
na widok publiczny – mechate podszerstkiem brzoskwinie,
wisienki poczerniałe słońcem. Szkoda, że nie mam wpływu:
nie mogę odwrócić głowy albo chociażby kichnąć, łaskotana
wyrosłym na krawędzi porcelany włosiem. Boże, dlaczego.
Wypełniłeś kosze owocami, nagimi kobietami – futra i klatki
kostkami marmuru bez skrzydeł. Niech żyje sztuka! Boże,
dlaczego świat wynaturzasz i w Bois de Boulogne umieściłeś
Eden: Adama Buonarotti i Ewę, wodzącą na biczowanie wśród
drzew morwowych. Wyglądamy na sztucznych, a tak bardzo
chcielibyśmy stać się bardziej zwierzęcy, zadziorni, gryzący
i zamiast dostawać wilka – usiąść w kawiarni, zjeść bezę,
wywarczeć: ermine furs adorn the imperious*. Zanurzyć usta
w ciepłym futrze, obudzić w sobie Wenus i zwierzę. O nicości
mówić tylko szczerze. Na koniec łzy otrzeć – łyżką, talerzem.
Dałam się zaszufladkować i niewiele mi
zostało, mówię, oszlifowany kryształ – kostki
lodu w dębowej szkatułce. Właściwie nic: to
również stopnieje i wsiąknie w ziemię. Podobno
cudnie było stanąć en pointe i w poprzek
drogi na zdartej skórze, carskim futrze – mroziło,
a ty spode łba patrzyłeś, przez palce, twardy
i wsparty o kibitkę, jej burtę. Od zimna pękały
drzewa, a od tańca wargi: wreszcie zrozumiałeś
balet, a ja poczułam wilgoć na własnym skalpie;
ale to nic – wolę chodzić nago, niż znosić ludzką
skórkę. Nikt się nie urodzi, nikt się nie dowie
i wcale nie trudno. I wcale nie szkoda. Ja też
uwierzyłam w legendę – sama wyryłam epitafium,
aksamitem wyścieliwszy trumnę: wśród kolii
nosiłam kryształową kulkę, ku pamięci nocy
kiedy tańczyłam (oddałam bez walki) na irbisowym
futrze (słomie i końskim gównie), wokół wielkie
nieba i mróz (nóż) na gardle osiadał tak miękko,
w pół nocy (w południe), der Himmel gestirnte
über mir (und kein moralische Gesetz in mir).
I wszystkie damy się zachwycały – och, jaka piękna
opowieść. Ja również. Rozmawiałam o miłości
do Wiednia, o transcendencji i romantycznej
sztuce. W ręku zaciskając kryształ, zapominałam
(z bólem): jak to jest napluć na talerz, posągom
zadać pytanie i szczerze schlać się Veltliner Grüner.
Wkroczyłam więc na scenę i w nową epokę -
wiedeńskie bale zaroiły się od elfów, sylfid i najad,
zwiastując świt pantomimy pod moim ostrokrzew-
nie wiecznie żywym tytułem. Pudło. To też straciłam.
Przy kryształowej zastawie i mokrych udach
uczennic to wszystko brzmiało sztucznie. Skończyłam
więc na odbiciu szkła w lustrze, w Nowym Jorku, w
artystycznej trumnie. Dałam się na oczach dam
zaszufladkować – na lodzie, w gablocie – podwójnie.
Czy jeśli położę się na tobie, będę rzucać cień? Czy rozwinie
się torbiel, czy wytropię cierń? Nowa twarz, kolaż, malarka,
abordaż. Małe fale: nie zadrżysz, nie zdarzy się nic. Zdyszane
spadniemy z dachu, jak zwykle. W malignie, do szynkwasu,
choć bez szyku. No chodź. Znów cisza. Po krzyku. Czeka mnie
nowa martwa matka, znów kundel zaszczeka i będą mnie grzebać.
Wśród kur. Gdakanie, pijane pianie. Szanowne panie: lejmy jajami.
Spływam po płótnie, cieniuję i zasycham, potworząc skorupę, więc
zedrzyj mnie, proszę, albo zdrap wszystkie strupy. Nie przydam się
na nic, nanizana na nitkę, przewrócona na nice.
Czy jeśli wejdę w ciebie, to wzniesiemy się jak balony z helem,
czy będziemy spadać jak krople i wniesiemy piekło na językach
butów? Czy wzniosą za nas toast zmartwychwstałe matki?
Bozie. Buzie. Bazie. La fille de l’homme, nie chowaj już twarzy
za kotką, za wierzchem dłoni, za morzem namalowanym na
murze, za murami w zamrożonym morzu. Czy kiedykolwiek,
gdziekolwiek cię zobaczę, czy za wzgórzem śnią spalone
miasta? Już czuję dym, a Ty mówisz: Ceci n’est pas une pipe.
I mimo wszystko się nabijamy, wypalamy. Niespieczone
na jednorodną masę, na nagar na garbatej, zaciernionej
drodze. Patrzymy sobie w usta, puszczone za pirs
z torbami, za skorupą farby, miast oczu.
Przyleciałaś z bliska, no i po co zamówiłaś pokój
w tym domu. Pamiętam, pielęgniarki przecinały druty,
drżące linie mojego łona, wokół których zaciskałaś
palce. Dzięki tobie nasz dom oświetla milion słońc,
powiedziałaś, rozbijając szklankę. W naszych
skromnych progach zamarznięte wrony, trzaskające
kości i drzwiczki do wygasłych wulkanów. Skrzypiące
bramy u stóp łonowych wzgórz. Zamówiłaś telegraficznie
dom. W moim spokoju, brawo, słowo daję, rosołek na
żeberkach matki. Li, li, laj; się porobiło. Przestań. Nie słucha
cię żadna z płyt. Nie widzi cię żaden z obrazów, żaden
z aktorów po drugiej stronie sukni. Nie chce cię ani jedno
miasto na mapie mojej pamięci, ani jeden człowiek, którego
świat byłby sobie w stanie wyobrazić. Ani jeden uśmiech
rzucony w szybę przedziału, ani jedna łza zgubiona w trawie,
telefon kurczowo uczepiony krawędzi kieszeni; nawet żadne
słowo – kostka lodu – cicha śmierć na dnie szklanki.
Co kryjesz pod woskowo lśniącą skórką? Już nie
zielony – nabrałeś rumieńców pod czujnym boskim
okiem i jestem pewna, że twoje ciało stało się
słowem: rajskie, wężowe, dojrzałe wokół gniazd
nasiennych. Widzę ciebie gołym, bez mrugnięcia,
okiem – Parysie, synu człowieczy. Z piany przyboju
wynurzyłeś żonę – co z tego, jeśli nigdy mnie nie
poznasz: zamiast pod powieki, rzucimy się w morza
owoce. Kondycja ludzka: skok na głęboką wodę,
prosto w objęcia, lśniące więcierze, mosty zwodzone
niezrozumiałym i niepoczytalnym losem. Od tysięcy
lat, oko w oko, dzieci boże. Pod niebem zazębiamy się
głosem. Adamie, synu człowieczy – wszystko od nowa -
nowe; jesteśmy sobie jabłkiem w oku, niezmiennie,
na wiosnę i na niezgodę. Każdy choć raz odwiedził
raj albo Troję, na wzór Venus Pudica zawstydził się
w zachwaszczonym ogrodzie. Z zamkniętymi oczyma
wychwalamy Prawdy, cywilizacyjny dorobek. Ja też
dałam się nabrać – na Pańskie oko, na właściwą
drogę. Dziś pode mną skamienia się sól i morze
jest we mnie, zjeżone łuską; więc idę w kierunku
człowieka. Mój boże: wiem, że nic nie da się zrobić,
dlatego zanim splamię się grzechem, przesłonię ci
twarz zakazanym owocem. Módlmy się szczerze,
że raju nie będzie; a jakiś artysta zerknie i zechce
uwiecznić nas w locie. Psu oczy sprzeda. Pomoże.
Rozwiesili palmy i chrapy wielbłądów
pieściły parapet sterczący na biodrach
rachitycznych blondynek. W retuszu
plakatów brakowało im zmarszczki
bądź pryszczy nad wargą; oazy
miały w sercu lub w dupie, jak Atlas
obarczone kamieniem.
Bardzo dobrzy z nas ludzie. Podzielmy
się wszystkim – czerstwą skórą chleba,
snem, wąsami i zezem rozbieżnym.
Poderżnijmy gardła, niechaj mury
trysną, jak łono kariatydy z Itaki
hojnie obdarzone potrójnym
penisem. Porządni z nas
ludzie. Gęsiego w pizdu, za Bogiem
człapiemy. Odbija się parkiem
przetrawionym zielenią, no i popatrz,
wypaczone to wszystko. Niby niebo,
niebyt. Na chwilę nieśmiertelni
pozdrawiamy policjantów w kulbakach
dromaderów, czyjś numer
telefonu, nieaktywne nazwisko
na rozdartym czole. Nie może być
zbyt pięknie, zgodnie z oczekiwaniem
zrównajmy oazy z pustynią. Nic
nie zginie w naturze, bo dobrzy
z nas ludzie, bez serca
i bez żadnej skazy.
Urodzona 15 czerwca 1991 w Ciechanowie.W 2011 roku została laureatką projektu „Połów. Poetyckie debiuty”. Autorka tomów poetyckich „Glossolalia” (2012) oraz „Sekstaśmy” (2015), wydanych nakładem Biura Literackiego. Ukończyła filologię angielską na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.
Wiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2011, zarejestrowany podczas spotkania „Połów 2011” na festiwalu Port Wrocław 2012.
WięcejKomentarze Marty Podgórnik, Katarzyny Fetlińskiej, Anny Kałuży, Romana Honeta do wierszy z książki Julii Szychowiak Naraz, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2016 roku.
WięcejAutorski komentarz Katarzyny Fetlińskiej do wiersza „Kraksa” z książki Sekstaśmy, która ukazała się 21 czerwca nakładem Biura Literackiego.
WięcejGłos Katarzyny Fetlińskiej w debacie „Jak zapodawać poezję”.
WięcejRozmowa Katarzyny Fetlińskiej z Bronką Nowicką, towarzysząca premierze książki Nakarmić kamień, wydanej 29 czerwca 2015 roku w Biurze Literackim.
WięcejEsej Katarzyny Fetlińskiej towarzyszący premierze antologii poetek brytyjskich Poetki z Wysp w wyborze i przekładzie Jerzego Jarniewicza oraz Magdy Heydel, która ukazała się 11 maja 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejGłos Katarzyny Fetlińskiej w debacie „Wakacje z książkami”.
WięcejZ Filipem Zawadą o książce Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się rozmawia Katarzyna Fetlińska.
WięcejRozmowa Katarzyny Fetlińskiej z Martą Podgórnik, towarzysząca premierze książki Nic o mnie nie wiesz, wydanej nakładem Biura Literackiego w 2012 roku.
WięcejAutorski komentarz Katarzyny Fetlińskiej do wiersza „In Absentia” z książki Glossolalia, która ukazała się 21 czerwca 2012 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejGłos Katarzyny Fetlińskiej w debacie „Co dał mi Połów?”.
WięcejRecenzja Katarzyny Fetlińskiej z książki Muszle w kapeluszu Andrzeja Kopackiego.
WięcejZ Katarzyną Fetlińską rozmawia Maciej Taranek.
WięcejRecenzja Marty Podgórnik z książki Glossolalia Katarzyny Fetlińskiej.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z książki Glossolalia Katarzyny Fetlińskiej.
WięcejAutorski komentarz Katarzyny Fetlińskiej do wiersza „In Absentia” z książki Glossolalia, która ukazała się 21 czerwca 2012 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejEsej Joanny Żabnickiej towarzyszący premierze książki Sekstaśmy Katarzyny Fetlińskiej, która ukazała się 23 września 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejRecenzja Marty Podgórnik z książki Glossolalia Katarzyny Fetlińskiej.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z książki Glossolalia Katarzyny Fetlińskiej.
Więcej