książki / POEZJE

Glossolalia

Katarzyna Fetlińska

Fragmenty książki Katarzyny Fetlińskiej Glossolalia, wydanej w Biurze Literackim 21 czerwca 2012 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Breakfast in Fur, 1936 (on the Grass, 1863)

Śnia­da­nie w tra­wie czy futrze? Wybie­raj­cie, pano­wie: czas
na pik­nik, taka nasza natu­ra – mar­twa. Doświad­cza­my lata
na wła­snej, gęsiej skó­rze. Rose Séla­vy, niech żyje eros
i naga praw­da; wznie­śmy więc toast za życie, póki poszy­cie

soczy­ste i mięk­kie; a nam miłe poży­cie i sło­wa, skra­pla­ją­ce
się cicho na ner­wach, jak śli­na na brze­gu fili­żan­ki obszy­tej
sier­ścią. Któ­ry mnie stwo­rzy­łeś – dla­cze­go pędz­lem nala­łeś
mi sadła za skó­rę i muszę słu­chać roz­mów toczo­nych aż po

wiecz­ność. Patrzeć w obiek­tyw szta­lug, na wie­ki wie­ków
prze­świe­tlo­na: soczy­ste krą­gło­ści wyto­czo­ne na tra­wę,
na widok publicz­ny – mecha­te pod­szerst­kiem brzo­skwi­nie,
wisien­ki poczer­nia­łe słoń­cem. Szko­da, że nie mam wpły­wu:

nie mogę odwró­cić gło­wy albo cho­ciaż­by kich­nąć, łasko­ta­na
wyro­słym na kra­wę­dzi por­ce­la­ny wło­siem. Boże, dla­cze­go.
Wypeł­ni­łeś kosze owo­ca­mi, nagi­mi kobie­ta­mi – futra i klat­ki
kost­ka­mi mar­mu­ru bez skrzy­deł. Niech żyje sztu­ka! Boże,

dla­cze­go świat wyna­tu­rzasz i w Bois de Boulo­gne umie­ści­łeś
Eden: Ada­ma Buona­rot­ti i Ewę, wodzą­cą na biczo­wa­nie wśród
drzew mor­wo­wych. Wyglą­da­my na sztucz­nych, a tak bar­dzo
chcie­li­by­śmy stać się bar­dziej zwie­rzę­cy, zadzior­ni, gry­zą­cy

i zamiast dosta­wać wil­ka – usiąść w kawiar­ni, zjeść bezę,
wywar­czeć: ermi­ne furs adorn the impe­rio­us*. Zanu­rzyć usta
w cie­płym futrze, obu­dzić w sobie Wenus i zwie­rzę. O nico­ści
mówić tyl­ko szcze­rze. Na koniec łzy otrzeć – łyż­ką, tale­rzem.


Taglioni’s Jewel Casket, 1940

Dałam się zaszu­flad­ko­wać i nie­wie­le mi
zosta­ło, mówię, oszli­fo­wa­ny krysz­tał – kost­ki
lodu w dębo­wej szka­tuł­ce. Wła­ści­wie nic: to
rów­nież stop­nie­je i wsiąk­nie w zie­mię. Podob­no

cud­nie było sta­nąć en poin­te i w poprzek
dro­gi na zdar­tej skó­rze, car­skim futrze – mro­zi­ło,
a ty spode łba patrzy­łeś, przez pal­ce, twar­dy
i wspar­ty o kibit­kę, jej bur­tę. Od zim­na pęka­ły

drze­wa, a od tań­ca war­gi: wresz­cie zro­zu­mia­łeś
balet, a ja poczu­łam wil­goć na wła­snym skal­pie;
ale to nic – wolę cho­dzić nago, niż zno­sić ludz­ką
skór­kę. Nikt się nie uro­dzi, nikt się nie dowie

i wca­le nie trud­no. I wca­le nie szko­da. Ja też
uwie­rzy­łam w legen­dę – sama wyry­łam epi­ta­fium,
aksa­mi­tem wyście­liw­szy trum­nę: wśród kolii
nosi­łam krysz­ta­ło­wą kul­kę, ku pamię­ci nocy

kie­dy tań­czy­łam (odda­łam bez wal­ki) na irbi­so­wym
futrze (sło­mie i koń­skim gów­nie), wokół wiel­kie
nie­ba i mróz (nóż) na gar­dle osia­dał tak mięk­ko,
w pół nocy (w połu­dnie), der Him­mel gestirn­te

über mir (und kein mora­li­sche Gesetz in mir).
I wszyst­kie damy się zachwy­ca­ły – och, jaka pięk­na
opo­wieść. Ja rów­nież. Roz­ma­wia­łam o miło­ści
do Wied­nia, o trans­cen­den­cji i roman­tycz­nej

sztu­ce. W ręku zaci­ska­jąc krysz­tał, zapo­mi­na­łam
(z bólem): jak to jest napluć na talerz, posą­gom
zadać pyta­nie i szcze­rze schlać się Vel­tli­ner Grüner.
Wkro­czy­łam więc na sce­nę i w nową epo­kę -

wie­deń­skie bale zaro­iły się od elfów, syl­fid i najad,
zwia­stu­jąc świt pan­to­mi­my pod moim ostro­krzew-
nie wiecz­nie żywym tytu­łem. Pudło. To też stra­ci­łam.
Przy krysz­ta­ło­wej zasta­wie i mokrych udach

uczen­nic to wszyst­ko brzmia­ło sztucz­nie. Skoń­czy­łam
więc na odbi­ciu szkła w lustrze, w Nowym Jor­ku, w
arty­stycz­nej trum­nie. Dałam się na oczach dam
zaszu­flad­ko­wać – na lodzie, w gablo­cie – podwój­nie.


Les Amants, 1928

Czy jeśli poło­żę się na tobie, będę rzu­cać cień? Czy roz­wi­nie
się tor­biel, czy wytro­pię cierń? Nowa twarz, kolaż, malar­ka,
abor­daż. Małe fale: nie zadrżysz, nie zda­rzy się nic. Zdy­sza­ne
spad­nie­my z dachu, jak zwy­kle. W mali­gnie, do szynk­wa­su,
choć bez szy­ku. No chodź. Znów cisza. Po krzy­ku. Cze­ka mnie
nowa mar­twa mat­ka, znów kun­del zaszcze­ka i będą mnie grze­bać.
Wśród kur. Gda­ka­nie, pija­ne pia­nie. Sza­now­ne panie: lej­my jaja­mi.
Spły­wam po płót­nie, cie­niu­ję i zasy­cham, potwo­rząc sko­ru­pę, więc
zedrzyj mnie, pro­szę, albo zdrap wszyst­kie stru­py. Nie przy­dam się
na nic, nani­za­na na nit­kę, prze­wró­co­na na nice.

Czy jeśli wej­dę w cie­bie, to wznie­sie­my się jak balo­ny z helem,
czy będzie­my spa­dać jak kro­ple i wnie­sie­my pie­kło na języ­kach
butów? Czy wznio­są za nas toast zmar­twych­wsta­łe mat­ki?
Bozie. Buzie. Bazie. La fil­le de l’hom­me, nie cho­waj już twa­rzy
za kot­ką, za wierz­chem dło­ni, za morzem nama­lo­wa­nym na
murze, za mura­mi w zamro­żo­nym morzu. Czy kie­dy­kol­wiek,
gdzie­kol­wiek cię zoba­czę, czy za wzgó­rzem śnią spa­lo­ne
mia­sta? Już czu­ję dym, a Ty mówisz: Ceci n’est pas une pipe.
I mimo wszyst­ko się nabi­ja­my, wypa­la­my. Nie­spie­czo­ne
na jed­no­rod­ną masę, na nagar na gar­ba­tej, zacier­nio­nej
dro­dze. Patrzy­my sobie w usta, pusz­czo­ne za pirs
z tor­ba­mi, za sko­ru­pą far­by, miast oczu.


Sanatorium , 1973

Przy­le­cia­łaś z bli­ska, no i po co zamó­wi­łaś pokój
w tym domu. Pamię­tam, pie­lę­gniar­ki prze­ci­na­ły dru­ty,
drżą­ce linie moje­go łona, wokół któ­rych zaci­ska­łaś
pal­ce. Dzię­ki tobie nasz dom oświe­tla milion słońc,

powie­dzia­łaś, roz­bi­ja­jąc szklan­kę. W naszych
skrom­nych pro­gach zamar­z­nię­te wro­ny, trza­ska­ją­ce
kości i drzwicz­ki do wyga­słych wul­ka­nów. Skrzy­pią­ce
bra­my u stóp łono­wych wzgórz. Zamó­wi­łaś tele­gra­ficz­nie

dom. W moim spo­ko­ju, bra­wo, sło­wo daję, roso­łek na
żeber­kach mat­ki. Li, li, laj; się poro­bi­ło. Prze­stań. Nie słu­cha
cię żad­na z płyt. Nie widzi cię żaden z obra­zów, żaden
z akto­rów po dru­giej stro­nie suk­ni. Nie chce cię ani jed­no

mia­sto na mapie mojej pamię­ci, ani jeden czło­wiek, któ­re­go
świat był­by sobie w sta­nie wyobra­zić. Ani jeden uśmiech
rzu­co­ny w szy­bę prze­dzia­łu, ani jed­na łza zgu­bio­na w tra­wie,
tele­fon kur­czo­wo ucze­pio­ny kra­wę­dzi kie­sze­ni; nawet żad­ne

sło­wo – kost­ka lodu – cicha śmierć na dnie szklan­ki.


The Son of Man, 1964

Co kry­jesz pod wosko­wo lśnią­cą skór­ką? Już nie
zie­lo­ny – nabra­łeś rumień­ców pod czuj­nym boskim
okiem i jestem pew­na, że two­je cia­ło sta­ło się
sło­wem: raj­skie, wężo­we, doj­rza­łe wokół gniazd

nasien­nych. Widzę cie­bie gołym, bez mru­gnię­cia,
okiem – Pary­sie, synu czło­wie­czy. Z pia­ny przy­bo­ju
wynu­rzy­łeś żonę – co z tego, jeśli nigdy mnie nie
poznasz: zamiast pod powie­ki, rzu­ci­my się w morza

owo­ce. Kon­dy­cja ludz­ka: skok na głę­bo­ką wodę,
pro­sto w obję­cia, lśnią­ce wię­cie­rze, mosty zwo­dzo­ne
nie­zro­zu­mia­łym i nie­po­czy­tal­nym losem. Od tysię­cy
lat, oko w oko, dzie­ci boże. Pod nie­bem zazę­bia­my się

gło­sem. Ada­mie, synu czło­wie­czy – wszyst­ko od nowa -
nowe; jeste­śmy sobie jabł­kiem w oku, nie­zmien­nie,
na wio­snę i na nie­zgo­dę. Każ­dy choć raz odwie­dził
raj albo Tro­ję, na wzór Venus Pudi­ca zawsty­dził się

w zachwasz­czo­nym ogro­dzie. Z zamknię­ty­mi oczy­ma
wychwa­la­my Praw­dy, cywi­li­za­cyj­ny doro­bek. Ja też
dałam się nabrać – na Pań­skie oko, na wła­ści­wą
dro­gę. Dziś pode mną ska­mie­nia się sól i morze

jest we mnie, zje­żo­ne łuską; więc idę w kie­run­ku
czło­wie­ka. Mój boże: wiem, że nic nie da się zro­bić,
dla­te­go zanim spla­mię się grze­chem, prze­sło­nię ci

twarz zaka­za­nym owo­cem. Módl­my się szcze­rze,
że raju nie będzie; a jakiś arty­sta zer­k­nie i zechce
uwiecz­nić nas w locie. Psu oczy sprze­da. Pomo­że.


Last Minute, 2010

Roz­wie­si­li pal­my i chra­py wiel­błą­dów
pie­ści­ły para­pet ster­czą­cy na bio­drach
rachi­tycz­nych blon­dy­nek. W retu­szu
pla­ka­tów bra­ko­wa­ło im zmarszcz­ki
bądź prysz­czy nad war­gą; oazy
mia­ły w ser­cu lub w dupie, jak Atlas
obar­czo­ne kamie­niem.

Bar­dzo dobrzy z nas ludzie. Podziel­my
się wszyst­kim – czer­stwą skó­rą chle­ba,
snem, wąsa­mi i zezem roz­bież­nym.
Pode­rżnij­my gar­dła, nie­chaj mury
try­sną, jak łono karia­ty­dy z Ita­ki
hoj­nie obda­rzo­ne potrój­nym
peni­sem. Porząd­ni z nas

ludzie. Gęsie­go w piz­du, za Bogiem
czła­pie­my. Odbi­ja się par­kiem
prze­tra­wio­nym zie­le­nią, no i popatrz,
wypa­czo­ne to wszyst­ko. Niby nie­bo,
nie­byt. Na chwi­lę nie­śmier­tel­ni
pozdra­wia­my poli­cjan­tów w kul­ba­kach
dro­ma­de­rów, czyjś numer

tele­fo­nu, nie­ak­tyw­ne nazwi­sko
na roz­dar­tym czo­le. Nie może być
zbyt pięk­nie, zgod­nie z ocze­ki­wa­niem
zrów­naj­my oazy z pusty­nią. Nic
nie zgi­nie w natu­rze, bo dobrzy
z nas ludzie, bez ser­ca

i bez żad­nej ska­zy.

O autorze

Katarzyna Fetlińska

Urodzona 15 czerwca 1991 w Ciechanowie.W 2011 roku została laureatką projektu „Połów. Poetyckie debiuty”. Autorka tomów poetyckich „Glossolalia” (2012) oraz „Sekstaśmy” (2015), wydanych nakładem Biura Literackiego. Ukończyła filologię angielską na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

In Absentia

dzwieki / RECYTACJE Katarzyna Fetlińska

Wiersz z anto­lo­gii Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2011, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Połów 2011” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2012.

Więcej

Cztery razy (o) Naraz

recenzje / KOMENTARZE Różni autorzy

Komen­ta­rze Mar­ty Pod­gór­nik, Kata­rzy­ny Fetliń­skiej, Anny Kału­ży, Roma­na Hone­ta do wier­szy z książ­ki Julii Szy­cho­wiak Naraz, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Komentarz do wiersza „Kraksa”

recenzje / KOMENTARZE Katarzyna Fetlińska

Autor­ski komen­tarz Kata­rzy­ny Fetliń­skiej do wier­sza „Krak­sa” z książ­ki Sek­sta­śmy, któ­ra uka­za­ła się 21 czerw­ca nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Chciałabym, żeby żywi ludzie byli mniej martwi

wywiady / o książce Bronka Nowicka Katarzyna Fetlińska

Roz­mo­wa Kata­rzy­ny Fetliń­skiej z Bron­ką Nowic­ką, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Nakar­mić kamień, wyda­nej 29 czerw­ca 2015 roku w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Dziennik podróży (jednodniowej) na Wyspy

recenzje / IMPRESJE Katarzyna Fetlińska

Esej Kata­rzy­ny Fetliń­skiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze anto­lo­gii poetek bry­tyj­skich Poet­ki z Wysp w wybo­rze i prze­kła­dzie Jerze­go Jar­nie­wi­cza oraz Mag­dy Hey­del, któ­ra uka­za­ła się 11 maja 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Jeśli to przez tę rozmowę w korytarzu

wywiady / o książce Filip Zawada Katarzyna Fetlińska

Z Fili­pem Zawa­dą o książ­ce Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się roz­ma­wia Kata­rzy­na Fetliń­ska.

Więcej

Swoimi słowami

wywiady / o pisaniu Katarzyna Fetlińska Marta Podgórnik

Roz­mo­wa Kata­rzy­ny Fetliń­skiej z Mar­tą Pod­gór­nik, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Nic o mnie nie wiesz, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go w 2012 roku.

Więcej

Komentarz do wiersza „In Absentia”

recenzje / KOMENTARZE Katarzyna Fetlińska

Autor­ski komen­tarz Kata­rzy­ny Fetliń­skiej do wier­sza „In Absen­tia” z książ­ki Glos­so­la­lia, któ­ra uka­za­ła się 21 czerw­ca 2012 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Szkic o szkicu, wiersz o wierszu

recenzje / ESEJE Katarzyna Fetlińska

Recen­zja Kata­rzy­ny Fetliń­skiej z książ­ki Musz­le w kape­lu­szu Andrze­ja Kopac­kie­go.

Więcej

Wywiad z samą Tobą, samym Tobą

wywiady / o pisaniu Katarzyna Fetlińska Maciej Taranek

Z Kata­rzy­ną Fetliń­ską roz­ma­wia Maciej Tara­nek.

Więcej

Echolalia czy iluminacja?

recenzje / NOTKI I OPINIE Marta Podgórnik

Recen­zja Mar­ty Pod­gór­nik z książ­ki Glos­so­la­lia Kata­rzy­ny Fetliń­skiej.

Więcej

Kto się boi słowika?

recenzje / ESEJE Marcin Jurzysta

Recen­zja Mar­ci­na Jurzy­sty z książ­ki Glos­so­la­lia Kata­rzy­ny Fetliń­skiej.

Więcej

Komentarz do wiersza „In Absentia”

recenzje / KOMENTARZE Katarzyna Fetlińska

Autor­ski komen­tarz Kata­rzy­ny Fetliń­skiej do wier­sza „In Absen­tia” z książ­ki Glos­so­la­lia, któ­ra uka­za­ła się 21 czerw­ca 2012 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Język uwagi

recenzje / IMPRESJE Joanna Żabnicka

Esej Joan­ny Żab­nic­kiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Sek­sta­śmy Kata­rzy­ny Fetliń­skiej, któ­ra uka­za­ła się 23 wrze­śnia 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Echolalia czy iluminacja?

recenzje / NOTKI I OPINIE Marta Podgórnik

Recen­zja Mar­ty Pod­gór­nik z książ­ki Glos­so­la­lia Kata­rzy­ny Fetliń­skiej.

Więcej

Kto się boi słowika?

recenzje / ESEJE Marcin Jurzysta

Recen­zja Mar­ci­na Jurzy­sty z książ­ki Glos­so­la­lia Kata­rzy­ny Fetliń­skiej.

Więcej