książki / POEZJE

Hurtownia ran i Wiersze ludowe

Wojciech Bonowicz

Fragmenty książki Hurtownia ran i Wiersze ludowe Wojciecha Bonowicza, wydanej w Biurze Literackim 10 grudnia 2007 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Tryb

Ręka­wicz­ka wmar­z­nię­ta w chod­nik zgi­na czte­ry pal­ce.
Za nią z głę­bi wynu­rza się twarz żół­ta i śli­ska.

Chór dziew­cząt alle­lu­ja śpie­wa w ciem­nej sal­ce.
Anty­chry­stus pod oknem stoi notu­je nazwi­ska.


Hieny

Tak być powin­no: niech noszą na cmen­tarz
siat­ki z jedze­niem i wodę. Zwróć naszym zmar­łym cia­ła
daj im nowe sza­fy. Co było pro­chem niech nie będzie
pro­chem. (I moż­na było prze­czy­tać podob­ne modli­twy
na wstąż­kach papie­ru sztan­da­rach z bibuł­ki.)


Obóz wewnętrzny

Czte­ry dni wyje we mnie. Potem nie
cich­nie. Już tędy sze­dłem. Pole
dwie stro­ny chmu­ry jak ręka­wy
maź­gi we mnie. Na wszyst­kim

co będzie za mną. Raz roz­po­czę­te
nigdy się nie skoń­czy to maza­nie
czer­nią. I zaraz przy­po­mi­nam sobie
komu to obie­ca­łem we mnie. Ile

razy. I jak wma­sze­ro­wa­ło we mnie
to prze­ra­ża­ją­ce uczu­cie że i ja
mógł­bym ulec nie mówić nie
cho­ciaż coś prze­cież mówi nie we mnie.


Gruz

Moi przy­ja­cie­le sto­ją na wyso­kim brzeż­ku.
Jeden z naj­więk­szym nie­ru­cho­mym brzu­chem.
Przy­jem­ny: nie bie­rze cudzych poglą­dów za wła­sne.
Dru­gi tak hała­śli­wy że mógł­by być cen­trum mia­sta.
Wahał się czy tu przyjść. Teraz mru­ży oczy.
Trze­ci opo­wia­da jak nakrył czy­jeś zwło­ki mary­nar­ką.
Kie­dy odbie­rał ją z pral­ni mia­ła już inny kolor.
Czwar­ty z twa­rzą prze­cięt­ną. Nie­po­ko­jem w gło­sie
jak­by okra­dli go wczo­raj. A okra­dli go daw­no.
A ten naj­niż­szy z noga­mi jak jasz­czur­ka.
Przy­pro­wa­dził dwie cór­ki i roz­ma­wia z nimi.
Jest jesz­cze szó­sty – boi się ciem­no­ści.
Zapra­sza kobie­ty. Coraz to inne. A mat­ka pła­cze.


Solid

Na koń­cu mia­sta jest burzo­wa chmu­ra.
Głów­ki dziew­cząt w świe­tli­ku pod­ska­ku­ją jak­by
chcia­ły stur­lać się po dachu krzy­cząc: „Ucie­kaj!”.
Sypie się groch na zie­mię. Małe wil­got­ne piąst­ki.
Prze­źro­czy­ście okrwa­wio­ny. Ciem­ny. Wygię­ty
jak łyż­ka łapię ich ude­rze­nia. (Wie­lu, wie­lu
ludzi. Wśród nich nie­wie­lu to ja.)


Złote talerze

On odcho­dzi. To nic nie zna­czy.
Skrę­ca­my. Teraz poka­zu­jesz mi
jak będę wyglą­dał. W tym kie­run­ku
jest też inne sło­wo. Są rze­czy
waż­niej­sze. Ja bym ich nie robił.
Ale kim ja jestem? Cza­sem nie moż­na
pogo­dzić tego że jesteś i tego kim.

O autorze

Wojciech Bonowicz

Urodzony 10 stycznia 1967 roku w Oświęcimiu. Poeta, publicysta, dziennikarz. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Otrzymał wyróżnienie w Konkursie na Brulion Poetycki (1989), nagrodę główną w konkursach poetyckich "Nowego Nurtu" (1995) oraz im. K.K. Baczyńskiego (1995). Laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Pełne morze (2007). Do Nagrody Literackiej Nike nominowano biografię Tischner (2001) oraz Pełne morze (2007). Tom Echa (2013) nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym" (jako felietonista) i miesięcznikiem "Znak". Mieszka w Krakowie.

Powiązania