
Hotel, Makijaż, Piosenki
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Mariusza Grzebalskiego, Jerzego Jarniewicza i Bartłomieja Majzla podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejFragmenty książki Mariusza Grzebalskiego Kronika zakłóceń (1994-2010), wydanej w Biurze Literackim 24 czerwca 2010 roku.
Światło lamp ustępowało
przed napierającą od strony osiedli ciemnością.
Po tamtej stronie bunkrów ona z trawy wstała,
poprawiła zmiętą sukienkę.
Jej zielone kolana, dlaczego tak go rozśmieszyły?
I skąd smutek, który naszedł nas, małoletnich podglądaczy,
kiedy w jakiś czas później zebrali się do odejścia?
Gdy wracaliśmy, wiatr unosił nad drzewami obce przekleństwa,
śmiechy pijanych słychać było od niewidocznych w ciemności rowów
i szyba pękała w obrabianym kiosku.
Chłopiec, który na strzelnicy kupował
plastykowych motocyklistów i z matką
w Boże Narodzenie przebijał się przez śnieg
w drodze do stajenki – umarł.
Zszedł pod wodę i zarosła go trzcina,
ciemna i gęsta, jak wnętrze płuc zwierzęcych.
Teraz porusza się wewnątrz powietrznego pęcherzyka.
I ty byłeś chłopcem, przechodniu.
Nazywałem się Latos. Tej środy, jak każdego
dnia kwadrans po ósmej, jechałem
samochodem do pracy. Dziwna rzecz – jakiś
czas temu poczułem, że tracę serce
do tych wszystkich spraw. Zacząłem się oddalać.
Nie przykręciłem półki. Sądząc, że jeszcze
zdążę, nie pozwoliłem zrobić sobie zdjęcia
z własnym synem. Zniechęcony rozmyślałem
wyłącznie o drobnych porażkach. Teraz leżę
ubrany w weselny garnitur. Mój ojciec
płacze głosem zranionego zwierzęcia.
Moja matka pyta bez końca: Dlaczego?
Nie rozumiem, co zaszło. Moja zdeformowana
głowa tonie w poduszce, jakby zapadała
się w ciemność. Ludzie, których kochałem i których
nie potrafię teraz rozpoznać, opowiadają
zdumiewającą historię, jakoby pogoda rozpadła
się na dwoje w miejscu mojego zejścia.
Do zakrętu słońce. Od zakrętu deszcz. Czuję, że
słabnę. Powoli staję się kimś innym. Ale
jak przez mgłę przypominam sobie, że nazywałem
się Latos, zanim nastąpiło cięcie.
Zasuszone staruszki na ławce
pośrodku podwórka. Ich ptasie
paznokcie, ich stopy w foliowych
torbach, okutane warstwami skarpet.
Powoli brniemy pod górę, po schodach
wyślizganych ich starczymi modlitwami.
Donos Legia kurwa na ścianie, czyjeś życie
za drzwiami ciężkimi od brązowej farby,
pies patrzy na nas i nie widzi ze starości.
Piękne są te brązy, piękne są te ślepe ślepia.
Pięknie psia sierść zakwita jak światło latarki.
Przyjemnie kaleczą oczy te brudne obrazki.
1.
Kobieta wchodzi do jeziora i kuca,
jakby zaczynała rodzić. Ma silne, męskie uda.
Patrzę na nią, odganiając muchy,
które nie pozwalają przeczekać parnego popołudnia.
Znałem kiedyś malarza – nie trzeźwiał,
ale codziennie punkt szósta wychodził malować pejzaże.
Powtarzał: Naucz się patrzeć i dużo ćwicz!
I dopóki możesz, trzymaj dziób na kłódkę.
Był jak jego dom: najgłośniejsza telewizja w mieście,
dużo taniego wina i dwie stare mewy,
w przybrudzonych halkach, na kanapie.
Niczego nie można się było od niego nauczyć,
ale w tamtym miał rację: trzymałem się z boku,
aż stałem się jak woda. Jak woda odbijam menela,
który przestawia zdezelowanego forda pod drzwi knajpy,
siada za ławą i wlewa w siebie dziesiąte tyskie,
wciąż nie wierząc, że to już nie sobota.
Odbijam ciotę w jasnych dżinsach, kiedy przybija piątkę
ze spoconym grubasem, emablującym nieletnią mulatkę,
potem nie trafia w drzwi, próbując wejść do toalety.
Kobieta kucająca w wodzie przypomina moją babcię -
ta sama prymarna siła, która pozwala rodzić
dziecko za dzieckiem, harować od rana do wieczoru,
bawić się do upadłego, a po powrocie, nad ranem,
cerować skarpety mężczyźnie.
Na jej oczach Niemcy wymordowali getto,
widziała jak na gruzach jednego miasta wybudowano drugie,
by zniszczyć i to. Nic nie zabiło w niej chęci życia.
2.
Nie pamiętam dokładnie pierwszego razu.
Idąc przez park, czytałem Sonety ciemnej miłości Lorki -
coś kazało mi usiąść na ławce i napisać wiersz
o wole i margerytkach na złotym polu.
1.
Dziś przede wszystkim śmieci,
puste butelki, lęk, zmęczenie.
Jacyś ludzie dokądś jadą, jak każdego dnia -
wcale ich to nie bawi.
Na ostatnim piętrze kamienicy
znudzona dziewczyna
próbuje doprowadzić do orgazmu
pijanego mężczyznę.
Teraz ty, mówi do koleżanki,
wali się na fotel obok łóżka,
bierze do rąk gazetę,
przegląda program telewizyjny.
Ktoś inny nie może zasnąć,
zaparza kawę,
siada do komputera,
pisze list, czyta go po napisaniu,
potem drze na drobne kawałki
i śmiejąc się, wyrzuca do kosza.
Szczury buszują w najlepsze w starej rzeźni.
2.
Wczoraj para łabędzi,
chłopiec wspinał się na skałki, udawał lwa.
Żagle w moich myślach, słońce na twojej twarzy.
Urodzony w 1969 roku w Łodzi. Poeta, prozaik, redaktor. Studiował polonistykę i filozofię w Poznaniu. Były redaktor naczelny Ogólnopolskiego Dwutygodnika Literackiego „Nowy Nurt”. Obecnie redaktor w Wydawnictwie WBPiCAK. Laureat m.in. nagrody literackiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny (za Negatyw, 1994), nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (za Ulicę Gnostycką, 1997), nagrody Ericha Burdy (2002). Mieszka w Dąbrówce koło Poznania.