książki / PROZA

Kroniki ukrytej prawdy

Anna Sawicka

Pere Calders

Fragment książki Kroniki ukrytej prawdy Pere Caldersa, w tłumaczeniu Anny Sawickiej, wydanej w Biurze Literackim 15 lipca 2019 roku, a w wersji elektronicznej 25 października 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Historia naturalna

Każ­dy w mia­rę oczy­ta­ny czło­wiek wie, że w stre­fie tro­pi­kal­nej są wspa­nia­łe mia­sta, któ­re w niczym nie ustę­pu­ją praw­dzi­wym mia­stom Zacho­du. Zanim jed­nak sam się wypo­wiesz, czy­tel­ni­ku, na ten temat, powi­nie­neś zapo­znać się z nim dokład­niej. Przed­sta­wię pew­ne zna­ne mi fak­ty, pozwa­la­ją­ce zoba­czyć ten pro­blem w innym świe­tle.

Kie­dyś, nie pamię­tam już dokład­nie, z jakie­go powo­du, poczu­łem się bar­dzo zmę­czo­ny i posta­no­wi­łem zamiesz­kać w tro­pi­kach, w mie­ście zbu­do­wa­nym z ame­ry­kań­skim roz­ma­chem: na jezd­ni asfalt, na każ­dym skrzy­żo­wa­niu świa­tła i poli­cjan­ci, a do tego były jesz­cze dla miesz­kań­ców i przy­jezd­nych tram­wa­je jeż­dżą­ce według roz­kła­du jaz­dy i boga­ty asor­ty­ment posług reli­gij­nych.

Wyna­ją­łem nowo­cze­sne miesz­ka­nie, z żela­za i beto­nu, z urzą­dze­nia­mi sani­tar­ny­mi z naj­now­sze­go kata­lo­gu bar­dzo zna­nej (jak zapew­niał gospo­darz) fir­my. Mogło mi tam być dobrze. Ale skąd!

Pierw­sze­go dnia ze wszyst­kich kątów zaczę­ły wypeł­zać owa­dy. Śle­dzi­ły mnie, okrą­ża­ły i cze­ka­ły, aż pój­dę spać, żeby mnie zaata­ko­wać. Mając do dys­po­zy­cji cały arse­nał środ­ków ofe­ro­wa­nych miesz­kań­com przez nowo­cze­sny prze­mysł nie musia­łem się nimi przej­mo­wać. Tak mi się wyda­wa­ło.

Nie­ste­ty, naza­jutrz poja­wi­ło się jakieś robac­two, któ­re trze­ba było roz­dep­ty­wać, zaraz potem szczu­ry, następ­nie tro­pi­kal­ne gry­zo­nie śpie­wa­ją­ce nocą, skor­pio­ny, groź­na mime­ola-alleu­qu­is, któ­ra odgry­za dzie­ciom uszy, a z bra­ku dzie­ci zada­wa­la się doro­sły­mi, bia­łe ter­mi­ty i Bóg wie jesz­cze co.

Mia­łem wra­że­nie, że jestem intru­zem we wła­snym miesz­ka­niu, co mogłem cza­sa­mi wyczy­tać w oczach tych istot, kie­dy obrzu­ca­ły mnie peł­ny­mi wyrzu­tu spoj­rze­nia­mi. Wia­do­mo jed­nak, że my, Euro­pej­czy­cy, nie cofa­my się przed niczym, dąży­my do swe­go i mamy bojo­wy tem­pe­ra­ment. Tacy jeste­śmy! Zde­cy­do­wa­łem się wydać roba­lom woj­nę i od rana do wie­czo­ra sta­wia­łem im czo­ło. Z koł­kiem w ręce kry­łem się po kątach, śle­dząc każ­dy ruch żywe­go inwen­ta­rza.

Aż pew­ne­go dnia zasko­czył mnie tygrys w kuch­ni. To było we śro­dę. Poczu­łem się głę­bo­ko ura­żo­ny. Nie, tego już było za wie­le.

Prze­ska­ku­jąc po czte­ry stop­nie zbie­głem na por­tier­nię.
‑W mojej kuch­ni jest tygrys! – zawo­ła­łem.
‑Już? ‑zdzi­wi­ła się dozor­czy­ni-. Wcze­śnie się w tym roku zaczy­na…
‑Ach, tak?
‑Tak – odpo­wie­dzia­ła. Na począt­ku pory desz­czo­wej sami­ce szu­ka­ją schro­nie­nia w miesz­ka­niach, żeby się oko­cić. Jeśli nie będzie pan jej prze­szka­dzał, nic panu nie zro­bi. Naj­le­piej niech pan na nią nie zwra­ca uwa­gi, tyl­ko pro­szę przy­pad­kiem na nią nie nadep­nąć. Te bestie są miłe w obej­ściu, jeśli się je dobrze trak­tu­je.
‑Ach, tak?
‑Tak. Kło­pot z nimi tyl­ko w chwi­li roz­wią­za­nia. Ale kie­dy pan zauwa­ży, że już czas, może się wypro­wa­dzić na kil­ka dni do hote­lu. Gospo­darz obni­ży panu czynsz, żeby zre­kom­pen­so­wać dodat­ko­wy wyda­tek.

Wra­ca­łem do miesz­ka­nia ze spusz­czo­ną gło­wą, pełen naj­gor­szych prze­czuć. Byłem już wyso­ko na scho­dach, kie­dy dozor­czy­ni zawo­ła­ła:
‑Zapo­mnia­łam panu powie­dzieć, żeby przy­go­to­wał pan dla niej lego­wi­sko ze sło­my w kuch­ni i ‑koniecz­nie!- zawsze miał w pogo­to­wiu wia­dro z czy­stą wodą.


Pojedynek

Pew­ne­go dnia będąc na woj­nie zna­la­złem się z dala od swo­ich, sam jak palec. Poczu­łem się smut­ny i upo­ko­rzo­ny, bo wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że mój udział w dzia­ła­niach wojen­nych nie będzie roz­strzy­ga­ją­cy. Bitwa toczy­ła się jak­by nigdy nic. Drża­łem z wra­że­nia, taki był huk i tylu wokół zabi­tych.

Sia­dłem na skra­ju dro­gi, żeby się nad tym zasta­no­wić, kie­dy nagle wylą­do­wał obok mnie dziw­nie ubra­ny spa­do­chro­niarz. Pod płasz­czem miał kara­bin maszy­no­wy i skła­da­ny rower, tak prze­myśl­nie ukry­te, że na pierw­szy rzut oka nie było ich widać.

Pod­szedł do mnie i zapy­tał, z wyraź­nym obcym akcen­tem:
‑Prze­pra­szam pana, czy doj­dę tędy do urzę­du mia­sta?
(Tydzień temu w tych oko­li­cach było mia­sto.)
‑Osioł jesteś- odpo­wie­dzia­łem mu na to. Od razu widać, żeś wróg, więc jeśli tam pój­dziesz, zła­pią cię.
Usły­sza­łem, jak gniew­nie pstry­ka pal­ca­mi i mru­czy pod nosem:
‑Wie­dzia­łem, że na pew­no coś skno­cą. Cze­go mi brak? Co mnie dema­sku­je?
‑Mun­dur masz sta­ry. Już dwa lata temu gene­rał zmie­nił nam bar­wy, bo trze­ba iść z duchem cza­su. Jeste­ście nie­do­in­for­mo­wa­ni.
‑Taki był w ency­klo­pe­dii – wes­tchnął smut­no.
Usiadł koło mnie i pod­parł gło­wę ręka­mi, żeby wygod­niej myśleć. Patrzy­łem na nie­go i w pew­nym momen­cie zre­flek­to­wa­łem się:
‑Prze­cież my powin­ni­śmy się bić. Gdy­bym był uzbro­jo­ny, ina­czej byśmy sobie poga­da­li.
‑Nie, to by się nie liczy­ło. Jeste­śmy poza polem bitwy, więc wynik naszej potycz­ki nie został­by ofi­cjal­nie uzna­ny. Ale gdy­by­śmy się włą­czy­li do wal­ki, gdy­by się uda­ło nam wejść na pole bitwy, to mogli­by­śmy się zmie­rzyć.

Chy­ba z dzie­sięć razy pró­bo­wa­li­śmy się prze­bić, ale zwar­ta ścia­na kul i dymu nie ustę­po­wa­ła. Szu­ka­jąc w niej jakie­goś wyło­mu wdra­pa­li­śmy się na nie­wiel­ką ska­łę, skąd widać było cały teatr woj­ny. Toczy­ła się z wiel­kim roz­ma­chem. Gene­ra­ło­wie mogli być dum­ni.
Wróg powie­dział:
‑Wyglą­da na to, że „tam” jeste­śmy zbęd­ni…
(Zgod­nie przy­tak­ną­łem.)
-…Ale „tu” nie może­my tak tej spra­wy zosta­wić – dokoń­czył.
Miał cał­ko­wi­tą rację. Idąc za jego myślą zasu­ge­ro­wa­łem:
‑A może byśmy się bili na pię­ści?
‑Nie, odpa­da. Trze­ba usza­no­wać postęp, pre­stiż two­je­go i moje­go kra­ju. Pro­blem jest napraw­dę trud­ny.
Posze­dłem po rozum do gło­wy i zna­la­złem roz­wią­za­nie:
‑Wiem! Zagra­my w mary­na­rza. Jeśli ty wygrasz, oddam ci mój mun­dur i będziesz mógł wziąć mnie do nie­wo­li; jeśli wygram ja, ty zosta­niesz jeń­cem i całe two­je wypo­sa­że­nie będzie dla nas. Zgo­da?

Zgo­dził się, zagra­li­śmy, ja wygra­łem. Tego wie­czo­ru wkro­czy­łem do obo­zu tasz­cząc swój łup. Kie­dy gene­rał zoba­czył, jak się spi­sa­łem, zapy­tał, jaką chcę nagro­dę. Odpo­wie­dzia­łem, że jeśli nie ma nic prze­ciw­ko temu, to naj­chęt­niej wziął­bym sobie rower.


Rzeczy pozornie bez znaczenia

Przez dłu­gi czas miesz­ka­łem w pen­sjo­na­cie bli­sko por­tu. Rodzi­na, któ­ra go pro­wa­dzi­ła, nabra­ła do mnie sym­pa­tii. Kie­dy więc powie­dzia­łem im, że z powo­du kło­po­tów z poli­cją muszę wyje­chać do Bra­ty­sła­wy, pani domu powie­dzia­ła:
‑Pro­szę nam zosta­wić swo­je zdję­cie. Umie­ści­my je na for­te­pia­nie i przy­jem­niej nam będzie tęsk­nić.
Odpo­wie­dzia­łem, że nie mam nicze­go takie­go, bo też nigdy nie byłem zwo­len­ni­kiem uwiecz­nia­nia mojej oso­by, ale dama nale­ga­ła:
‑To niech pan sobie każe zro­bić. Nie cho­dzi o nic nad­zwy­czaj­ne­go. Wie pan, skrom­ny por­tre­cik. Tyle, żeby zacho­wać pana podo­bi­znę.
Rze­czy­wi­ście, łatwo było jej spra­wić przy­jem­ność, a ja mia­łem dług wdzięcz­no­ści za wie­le rze­czy, o któ­rych się nie mówi. Tak więc tego same­go popo­łu­dnia zna­la­złem się w pocze­kal­ni foto­gra­fa w naszej dziel­ni­cy.

Kie­dy przy­szła moja kolej wyja­śni­łem, że zale­ży mi na por­tre­ci­ku nie­wiel­kim, tanim, i im szyb­ciej, tym lepiej. Sta­ra­łem się dać do zro­zu­mie­nia, że spoj­rze­nie obiek­ty­wu bar­dzo mnie depry­mu­je i gdy­by moż­na było zro­bić zdję­cie w znie­czu­le­niu, to bym reflek­to­wał.
‑Posta­ra­my się, żeby nie bola­ło. Uży­je­my magne­zji i nic pan nie poczu­je.
Usta­wił mnie jak trze­ba, wycią­gnął rękę i powie­dział, żebym patrzył w obiek­tyw, z któ­re­go wyle­ci pta­szek. To oczy­wi­ście zawsze war­to zoba­czyć, więc żeby nicze­go nie prze­ga­pić wpa­try­wa­łem się, sze­ro­ko otwie­ra­jąc oczy. Tym­cza­sem foto­graf naci­snął guzik, a potem jesz­cze gumo­wą grusz­kę, któ­ra znaj­do­wa­ła się obok apa­ra­tu.

W tym momen­cie nastą­pi­ły rze­czy nie­zwy­kłe. Po mojej pra­wej stro­nie magne­tycz­ny pło­mień wniósł do poko­ju jasność let­nie­go nie­ba. Usko­czy­łem zwin­nie, żeby się schro­nić za apa­ra­tem. I stam­tąd widzia­łem, jak ogień zaj­mu­je kur­ty­nę z czar­ne­go aksa­mi­tu i prze­no­si się na meble. W prze­cią­gu pię­ciu minut pło­nął już cały dom, z któ­re­go arty­sta i ja wydo­sta­li­śmy się cudem.

Tego same­go wie­czo­ru roze­szła się wia­do­mość, że spło­nę­ła cała dziel­ni­ca i zgi­nę­ło ponad trzy­sta osób, sami porząd­ni oby­wa­te­le.

1942


Słaby charakter

Pew­ne­go razu, kie­dy sobie smacz­nie spa­łem, obu­dził mnie hałas docho­dzą­cy z mojej pra­cow­ni.
‑Aha! ‑pomy­śla­łem sobie-. Zło­dziej.
Stą­pa­jąc cicho na pal­cach poko­na­łem odle­głość, któ­ra mnie dzie­li­ła od miej­sca, gdzie ktoś mnie wła­śnie ogra­biał. Jakiś nie­zna­jo­my męż­czy­zna z wor­kiem wybie­rał tam spo­śród moich rze­czy te, któ­re mu naj­bar­dziej przy­pa­dły do gustu i odkła­dał je na bok.
‑Ej! Poroz­ma­wiaj­my… – zagad­ną­łem.
Odwró­cił się bez naj­mniej­sze­go zdzi­wie­nia czy zasko­cze­nia, obej­rzał mnie od stóp do głów i powie­dział:
‑Nie ma o czym. Jestem od pana lep­szy. Tak na oko ważę ze dwa­dzie­ścia kilo­gra­mów wię­cej niż pan. Ta oczy­wi­sta prze­wa­ga zwal­nia mnie z potrze­by skła­da­nia jakich­kol­wiek wyja­śnień. Ma pan broń?
‑Nie.
‑Tym bar­dziej.
I zabrał się do napeł­nia­nia wor­ka moimi dobra­mi, nie zwra­ca­jąc na mnie uwa­gi. Ja, bro­niąc słusz­nej spra­wy, nie dawa­łem za wygra­ną:
‑Ależ, czło­wie­ku, tu nie cho­dzi o siłę, cho­dzi o moral­ność, rozu­mie pan? Bez zasad dale­ko pan nie zaj­dzie. Wszy­scy będą na pana krzy­wo patrzeć.
‑Moral­ność! ‑odpo­wie­dział-. Moral­ność to zbęd­ny cię­żar.
Nie­spo­dzie­wa­nie jed­nak spo­waż­niał i spy­tał mnie:
‑A może pan rze­czy­wi­ście w nią wie­rzy?
‑A jak­że, na litość Boską, a jak­że!
Bar­dzo się zmie­szał po tym moim oświad­cze­niu. Porzu­cił swo­ją robo­tę, wziął mnie pod rękę i zapro­po­no­wał, żeby­śmy obaj usie­dli na sofie.
I tak do mnie prze­mó­wił:
‑Żal mi pana. Chcę panu wyświad­czyć przy­słu­gę. Podzie­lę się z panem moim życio­wym doświad­cze­niem.

Kie­dyś, daw­no temu, ja też wie­rzy­łem w moral­ność. Byłem żona­ty, mia­łem syna, mia­łem ser­decz­ne­go przy­ja­cie­la i mały skle­pik. W całej dziel­ni­cy nie było czło­wie­ka lep­sze­go ode mnie, ani też więk­sze­go fra­je­ra. Spo­wied­nik drżał na mój widok, bo moje czy­ste sumie­nie nie dawa­ło mu pola do popi­su. „Nud­ny jesteś, bra­cie!”, mówił mi zazwy­czaj, a potem bło­go­sła­wił mocą swo­je­go urzę­du.

Cza­sa­mi ta moja gnu­śność mnie same­go przy­pra­wia­ła o dresz­cze, ale spo­kój ogni­ska domo­we­go, dobre imię rodzi­ny i czy­stość oby­cza­jów dawa­ły mi opar­cie. „Cier­pli­wo­ści, chło­pie, cier­pli­wo­ści – mówi­łem sobie – dosta­niesz kie­dyś za to nagro­dę”.

I wie pan, jaka była ta nagro­da? Niech no pan posłu­cha. Pew­ne­go dnia mój syn, któ­ry skoń­czył wła­śnie czter­na­ście lat, uciekł ze słu­żą­cą. Wstrzą­śnię­ty, szu­ka­łem mojej żony, aby z nią prze­ży­wać ten cios. Ale po żonie został tyl­ko list, z któ­re­go się dowie­dzia­łem, że ma już dość mojej poczci­wo­ści i że woli sąsia­da z trze­cie­go pię­tra, bo jest prze­bo­jo­wy i wie, jak korzy­stać z życia.

Zdru­zgo­ta­ny, zde­cy­do­wa­łem się rzu­cić w wir inte­re­sów. Po kil­ku dniach dowie­dzia­łem się, że mój ser­decz­ny przy­ja­ciel dzię­ki spryt­nym machi­na­cjom han­dlo­wym wystrych­nął mnie na dud­ka. Został mi tyl­ko mój spo­wied­nik. Opo­wie­dzia­łem mu, co się sta­ło, a on bez chwi­li waha­nia odparł, że to wszyst­ko moja wina i zadał mi taką poku­tę, że aż mi dech zapar­ło.

A moje dobre imię, sza­no­wa­ne w całej dziel­ni­cy? Powiem panu: kie­dy prze­cho­dzi­łem uli­cą ludzie oglą­da­li się za mną i śmia­li się za moimi ple­ca­mi.

Sam pan rozu­mie, że to był odpo­wied­ni moment, żeby pod­su­mo­wać życie. Dosze­dłem do wnio­sku, że cały czas błą­dzi­łem. Nie moż­na bez­kar­nie pły­nąć pod prąd. To sta­ło się dla mnie tak oczy­wi­ste, że posta­no­wi­łem wszyst­ko zmie­nić. Teraz robię to, na co mam ocho­tę, a sumie­nie nie ma nic do gada­nia. Wszy­scy są ze mnie zado­wo­le­ni. Kobie­ty za mną sza­le­ją, zna­jo­mi twier­dzą, że jestem sym­pa­tycz­ny, a sąsie­dzi, kie­dy o mnie mowa, komen­tu­ją mię­dzy sobą: Widzi­cie, nie jest taki głu­pi na jakie­go wyglą­dał. Jesz­cze z nie­go będą ludzie!

To wszyst­ko. Może się panu na coś przy­da.
‑Idę z panem! ‑zawo­ła­łem. Nie chciał­bym stać się ofia­rą zbyt póź­no pod­ję­tej decy­zji.
Następ­ne­go dnia gaze­ty opu­bli­ko­wa­ły nastę­pu­ją­cą infor­ma­cję:

„Wczo­raj wcze­snym ran­kiem zło­dzie­je wtar­gnę­li do miesz­ka­nia przy Alei Wschod­niej. Poza inny­mi cen­ny­mi przed­mio­ta­mi stwier­dzo­no brak pana domu. Kto­kol­wiek wie o obec­nym miej­scu poby­tu pana Cal­der­sa, wzo­ro­we­go, oby­czaj­ne­go oby­wa­te­la, regu­lar­nie pła­cą­ce­go podat­ki, pro­szo­ny jest…”

1941

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

 

belka_1

O autorach i autorkach

Anna Sawicka

Iberystka, tłumaczka literatury katalońskiej i hiszpańskiej. Język kataloński poznała podczas pięcioletniego kontraktu lektorskiego na Uniwersytecie Barcelońskim, który stał się również inspiracją jej dwóch książek autorskich. Ma w dorobku przekłady utworów sześciu katalońskich dramaturgów, opowiadania Pere Caldersa i Javiera Tomeo, średniowieczny brewiarz mistyczny Ramona Llulla, powieści Alberta Sáncheza Piñola, Lluisa-Antona Baulenasa, Marii Àngels Anglady i Eduarda Mendozy. W 2015 r. odebrała nagrodę Instytutu Ramona Llulla za przekład Głosów Pamano(2014) Jaume Cabrégo, opublikowanej przez wydawnictwo Marginesy. W Marginesach ukazało się sumie pięć powieści tego poczytnego katalońskiego autora i dwa zbiory jego opowiadań. Anna Sawicka jest członkiem Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. Mieszka i pracuje w Krakowie.

Pere Calders

Urodził się w 1912 r., a zmarł w 1994 r. Tworzący w języku katalońskim pisarz z Barcelony, autor opowiadań humorystycznych i kilku powieści. Debiutował w 1936 r. zbiorem opowiadań El primer arlequí. W czasie hiszpańskiej wojny domowej zaangażował się aktywnie po stronie Republiki, a po jej upadku wyemigrował do Meksyku, skąd wrócił po dwudziestu trzech latach. Do wojny domowej nawiązuje w formie alegorycznej w powieści Ronda naval sota la boira (1966), a w powieści L’ombra de l’atzavara (1964) opisuje hiszpańskie środowisko emigracyjne. W 1955 r. ukazał się zbiór utrzymanych w konwencji realizmu magicznego opowiadań Cròniques de la veritat oculta, najciekawszy w jego dorobku. W Polsce opowiadania Caldersa publikowała „Literatura na świecie” (12/1999, tłum. A. Sawicka; 5‒6/2003, tłum. M. Cedro, P. Freixa), „Kamena” (8/1982, tłum. J. Wieluński), „Odra” (11/1997, tłum. A. Sawicka) i „Dykcja” (7‒8/1997, tłum. A. Sawicka).

Powiązania

Ostatni patriarcha

utwory / zapowiedzi książek Anna Sawicka Najat El Hachmi

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Ostat­ni patriar­cha Najat El Hach­mi w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 27 czerw­ca 2022 roku.

Więcej

„O, jakże zmęczony jestem tą moją tchórzliwą, starą, tak nieokrzesaną ziemią” [1]

recenzje / ESEJE Anna Sawicka

Esej Anny Sawic­kiej towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Salva­do­ra Espriu Skó­ra byka, w tłu­ma­cze­niu Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 4 maja 2020 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy, Sroga zima oraz Biblia i inne historie

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere­’a Cal­der­sa, Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au i Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa z udzia­łem Anny Sawic­kiej, Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, Anny Wasi­lew­skiej, Anny Kału­ży i Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Tłumaczenie opowiadań to sport wyczynowy

wywiady / o książce Anna Sawicka Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Anną Sawic­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Historia naturalna: wiadro z wodą, czyli sposób na tygrysy Pere Caldersa

recenzje / KOMENTARZE Anna Sawicka

Komen­tarz Anny Sawic­kiej, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy

utwory / zapowiedzi książek Anna Sawicka Pere Calders

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawi­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Tłumaczenie opowiadań to sport wyczynowy

wywiady / o książce Anna Sawicka Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Anną Sawic­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Dziwny żywot kronikarza

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Historia naturalna: wiadro z wodą, czyli sposób na tygrysy Pere Caldersa

recenzje / KOMENTARZE Anna Sawicka

Komen­tarz Anny Sawic­kiej, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy

utwory / zapowiedzi książek Anna Sawicka Pere Calders

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawi­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej