książki / PROZA

Magnetyczna góra

Elżbieta Sobolewska

Réka Mán-Várhegyi

Fragment książki Réki Mán-Várhegyi Magnetyczna góra, w tłumaczeniu Elżbiety Sobolewskiej, która ukazała się w Biurze Literackim 6 lipca 2020 roku, a w wersji elektronicznej 10 maja 2021 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

– Czy to miej­sce przy­po­mi­na two­je rodzin­ne mia­sto? – zapy­ta­ła kula­wa Iza­bel­la. Leża­ła na dywa­nie i huś­ta­ła się na boku, jed­ną ręką przy­trzy­mu­jąc gło­wę, dru­gą szu­ka­jąc cze­goś przed sobą, na nogi w nylo­no­wych poń­czo­chach narzu­ci­ła brą­zo­wy swe­ter, nie było widać, któ­ra z nóg jest krót­sza.
– Nie, w ogó­le go nie przy­po­mi­na – odpo­wie­dział Bog­dán.
Na pierw­szy rzut oka było widać, że jest tu jedy­ną oso­bą o inte­li­genc­kim pocho­dze­niu. Mówi­ły to jej orto­pe­dycz­ne buty, nie­praw­do­po­dob­nie powol­ne ruchy, ele­ganc­kie, zadba­ne ubra­nia i się­ga­ją­ce pasa gęste czar­ne wło­sy. Dobie­ga­ła pięć­dzie­siąt­ki. Bog­dán zaczął czuć do niej pociąg, kie­dy w szcze­gó­łach jej sta­rze­ją­ce­go się cia­ła dostrzegł daw­ne pięk­no. Do cze­goś takie­go nale­ży podejść bli­sko, pochy­lić się, popa­trzeć z uwa­gą i słu­chać. Czło­wiek uważ­ny, a Bog­dán do takich nale­żał, zoba­czy wte­dy tę mło­dą dziew­czy­nę, któ­ra w 1979 roku, nie wia­do­mo skąd, nagle poja­wi­ła się na Békásme­gy­er.
Skąd przy­je­cha­ła? Nie pamię­ta. Z jakie­goś mia­sta na pro­win­cji. Jej rodzi­ce byli nauczy­cie­la­mi, aktyw­ny­mi człon­ka­mi par­tii, peł­ny­mi dobrych chę­ci funk­cjo­na­riu­sza­mi. Ona też mia­ła zostać nauczy­ciel­ką, ale w koń­cu dosta­ła inną pro­po­zy­cję. Otrzy­ma­ła szcze­gó­ło­wą listę zadań, peł­no­moc­nic­two, odpo­wie­dzial­ność i dom kul­tu­ry. Jakie mogła mieć nadzie­je, gdy przy­jeż­dża­ła do nowo­cze­sne­go i mrocz­ne­go świa­ta robot­ni­ków? Przy pomo­cy kul­tu­ry nale­ża­ło stwo­rzyć z miesz­kań­ców Békásme­gy­er lud­ność miej­ską i w jakiś spo­sób spra­wić, aby mło­dzi wła­śnie w murach domu kul­tu­ry dali upust swo­im bun­tow­ni­czym zapę­dom. Iza­bel­la wpro­wa­dzi­ła się więc za czar­ne szy­by okien i z mło­dzień­czym zapa­łem wszyst­ko prze­or­ga­ni­zo­wa­ła, nawet usta­wie­nie krze­seł w biu­rach. Stwo­rzy­ła biblio­te­kę, wyre­mon­to­wa­ła salę teatral­ną, na ścia­nach sali do tań­ca kaza­ła powie­sić lustra. Wysta­wy, warsz­ta­ty, chór, kon­kurs recy­ta­tor­ski, kół­ko dla mło­dych mam, taniec towa­rzy­ski, nowo­cze­sna gim­na­sty­ka.
Ile godzin od tam­te­go cza­su spę­dzi­ła Iza­bel­la w swo­im biu­rze? Stu­let­nia lam­pe­ria, brą­zo­we meble biu­ro­we, hafto­wa­ne ser­wet­ki, zacią­gnię­te cięż­kie zasło­ny, zamiast neo­no­wej lam­py trzy małe lamp­ki, mnó­stwo kak­tu­sów. Przy­naj­mniej trzy­dzie­ści. Albo pięć­dzie­siąt. Bog­dán usiadł obok Iza­bel­li, przy­niósł dyk­ta­fon i nie wzbra­niał się, kie­dy Iza­bel­la poło­ży­ła dłoń na jego policz­ku. Powie­dzia­ła mu, że w mło­do­ści była naiw­na, a po dłu­gim wstę­pie przy­zna­ła, że czu­je wiel­ką nostal­gię za lata­mi osiem­dzie­sią­ty­mi. Cza­sa­mi wyda­je się jej, że dzi­siej­szy świat dopro­wa­dzi ją do obłę­du. Wyję­ła foto­gra­fie, przez kil­ka dni oglą­da­li zdję­cia. Bog­dán chciał dotknąć lam­pe­rii, myślał tyl­ko o tym, żeby poło­żyć na niej dłoń.
– Nie oba­wiaj się – powie­dzia­ła Iza­bel­la. – Nicze­go od cie­bie nie chcę. Nie musisz się mnie bać.
– Nie boję się – powie­dział Bog­dán.
– Dobrze mi z tobą. Nawet jeśli nigdy wię­cej mnie nie dotkniesz. Nawet kie­dy tyl­ko roz­ma­wia­my ze sobą, czu­ję, że na nowo żyję – powie­dzia­ła i zapy­ta­ła, czy jak już go tu nie będzie, będzie mogła cza­sa­mi do nie­go zadzwo­nić.
– Oczy­wi­ście – powie­dział Bog­dán.
– Wystar­czy mi to, co możesz mi dać. To wszyst­ko, co będzie czymś wię­cej niż niczym. Przyj­mę ten naj­mniej­szy dar, i nie będę pro­sić o wię­cej – powie­dzia­ła, a Bog­dán pomy­ślał, że ta kobie­ta nie pro­si, ale żąda, wymu­sza i naci­ska. Nie trze­ba było iść z nią do łóż­ka. Popeł­nił wiel­ki błąd.
Gdy­by tu była Szi­lvi, powie­dzia­ła­by, że kobie­tę moż­na bez­kar­nie uwo­dzić, ale od chwi­li, w któ­rej się z nią prze­spa­łeś, jesteś odpo­wie­dzial­ny za wszyst­kie kon­se­kwen­cje. To jest już inna kate­go­ria. To kwe­stia zasad, doda­ła­by.
Jakich zasad?, zapy­tał­by ziry­to­wa­ny Bog­dán.
A męż­czy­zna, któ­ry nie przyj­mu­je tego do wia­do­mo­ści, nie zasłu­gu­je na litość.
Wybacz, ale o jakiej lito­ści ty mówisz?
Nie mogę słu­chać tego skam­la­nia, powie­dzia­ła­by Szi­lvi. Zgo­da, two­je mał­żeń­stwo było kosz­ma­rem, ale teraz, kie­dy już się z nie­go wyzwo­li­łeś, nie możesz każ­dej napo­tka­nej kobie­cie bez­kar­nie wła­zić do łóż­ka. I to nie jest tyl­ko spra­wa moral­na, ale kwe­stia zro­zu­mie­nia, że seks nie doty­czy jedy­nie cia­ła, lecz z natu­ry rze­czy wią­że się z psy­chicz­nym przy­wią­za­niem. Sam dobrze o tym wiesz. I wła­śnie dla­te­go skam­lesz, praw­da?
– Co to wszyst­ko ma zna­czyć? – pyta Bog­dán leżą­cą na dywa­nie Iza­bel­lę. – Co mam zro­bić, żeby to się skoń­czy­ło? Mam prze­pro­sić? No to prze­pra­szam.
Iza­bel­la nie odpo­wia­da. Po jej wąskich jak kre­ska war­gach prze­bie­ga bla­dy uśmiech. Bog­dán musi zaczerp­nąć powie­trza, szar­pie z tru­dem otwie­ra­ją­ce się okno i sze­ro­ko je otwie­ra. Zapa­chy, dźwię­ki, powie­trze. Jak gdy­by wypił szklan­kę wody. Nagle czu­je, że nim się odwró­ci, kula­wa Iza­bel­la znik­nie z poko­ju.
W budyn­ku ktoś słu­cha muzy­ki. Być może pio­sen­kę sły­chać zza otwar­tych drzwi na par­te­rze albo na pierw­szym pię­trze, gdzie opar­ta o balu­stra­dę opa­la twarz wiecz­nie mło­da Ella. Trzy­ma w dło­ni książ­kę w żół­tej okład­ce, wyda­je się, że książ­ka w każ­dej chwi­li może jej wypaść z ręki, ale ona nie boi się, że ją upu­ści.


Eni­kő tydzień temu wró­ci­ła do domu i Mar­ta nie­raz już wspo­mi­na­ła, że nie jest taką samą oso­bą, jaką była. Czy­li że nie jest już kobie­tą z krwi i kości? Nie, tego nie powie­dzia­ła. Dla Eni­kő zresz­tą Mar­ta jest nadal tą samą Mar­tą. I tę daw­ną Mar­tę widzia­ła pół­to­ra mie­sią­ca temu w lustrza­nej sza­fie w przed­po­ko­ju w Nowym Jor­ku, dokład­nie dwa dni po przy­jeź­dzie. Po osta­tecz­nym zerwa­niu z Bog­dánem i kosz­mar­nej kon­fe­ren­cji, mery­to­rycz­nie cał­ko­wi­cie bez­war­to­ścio­wej, po to wró­ci­ła tam z Buda­pesz­tu, żeby pogo­dzić się ze swo­im losem i zesta­rzeć w Nowym Jor­ku obok Joh­na, i wte­dy zoba­czy­ła w lustrze to odbi­cie. Tyl­ko prze­bie­gła przed sza­fą i jak zawsze w bie­gu obrzu­ci­ła się szyb­kim spoj­rze­niem, i już jej tam nie było, kie­dy uświa­do­mi­ła sobie, co widzia­ła. Swo­ją mat­kę. Zro­bi­ła kil­ka kro­ków w tył, jesz­cze raz spoj­rza­ła w lustro, teraz już na dłu­żej, ale patrzy­ła na nią ta sama co zawsze postać. Uspo­ko­iła się. A potem, tego same­go dnia, znów prze­bie­gła przed lustrem, jak nie­je­den raz wcze­śniej, spoj­rza­ła na sie­bie z boku, i znów na moment zoba­czy­ła mat­kę. To zmro­zi­ło jej krew w żyłach. Bez zasta­no­wie­nia, choć obie­cy­wa­ła sobie tego nie robić, natych­miast zadzwo­ni­ła do Mar­ge, aby powie­dzieć, że jest goto­wa na dal­szą tera­pię, i ku jej wiel­kie­mu zdzi­wie­niu Mar­ge ze wzglę­du na wyjąt­ko­wo pil­ną potrze­bę przy­ję­ła ją jesz­cze tego same­go dnia. Eni­kő wsko­czy­ła do tak­sów­ki i jak na fil­mach popro­si­ła szo­fe­ra, żeby doci­snął gazu, tak­sów­karz nie pro­te­sto­wał, a Eni­kő nie­mal sły­sza­ła, jak z włą­czo­ną syre­ną pędzą w kie­run­ku gabi­ne­tu Mar­ge na Bro­okly­nie. Tyle że w tak­sów­ce nie było syre­ny.

Kie­dy byłaś tu ostat­ni raz, zapy­ta­ła Mar­ge, rok temu? Dwa lata temu? Mar­ge potra­fi hip­no­ty­zo­wać pyta­nia­mi, a to wyjąt­ko­wo pro­ste pyta­nie zada­ła tak, że Eni­kő poczu­ła pust­kę w gło­wie, i nagle nie wie­dzia­ła, co ma odpo­wie­dzieć. Mar­ge, widząc jej minę, wzię­ła jej rękę i niczym szmat­ką do okien prze­su­nę­ła nią przed twa­rzą Eni­kő, never­mind, powie­dzia­ła, co to mia­ło zna­czyć, wszyst­ko jed­no, ale Eni­kő przy­po­mnia­ła się kase­ta Nirva­ny i jej dwu­dzie­ste pią­te uro­dzi­ny, kie­dy z kase­tą w kie­sze­ni płasz­cza weszła do fon­tan­ny, wyjąt­ko­wo nie­for­tun­nie, bo woda była tam głę­bo­ka na metr. Wspo­mnie­nie tak wyraź­nie poja­wi­ło się w jej pamię­ci, że poczu­ła się dziw­nie. Wspo­mnia­na histo­ria w żaden spo­sób nie łączy­ła się z tym wszyst­kim, o czym teraz chcia­ła poroz­ma­wiać. Musia­ła wypić szklan­kę wody i pozbie­rać myśli. Zoba­czy­łam w lustrze moją mat­kę, powie­dzia­ła. Mówi­ła cicho, wła­ści­wie szep­tem, Mar­ge dobrze jej nie sły­sza­ła, albo tyl­ko uda­wa­ła, że nie sły­szy, Eni­kő musia­ła powtó­rzyć gło­śniej, a Mar­ge zapy­ta­ła, czy dobrze rozu­mie, że Eni­kő twier­dzi, że zoba­czy­ła w lustrze swo­ją mat­kę, na co Eni­kő peł­nym zda­niem odpo­wie­dzia­ła, że owszem, dobrze rozu­mie, widzia­ła w lustrze swo­ją mat­kę.
To w grun­cie rze­czy dobra wia­do­mość, powie­dzia­ła Mar­ge, bo takie doświad­cze­nie pozwo­li nam odkryć cały sze­reg pro­ble­mów. W życiu czło­wie­ka nad­cho­dzą bowiem momen­ty, i to jest ta szczę­śli­wa oko­licz­ność, że wła­śnie nad­cho­dzą, kie­dy dostrze­ga, że mimo wszel­kich sta­rań i wbrew temu, o czym jest prze­ko­na­ny, napraw­dę jest dziec­kiem swo­ich rodzi­ców. Tu Mar­ge na moment zawie­si­ła głos. Tak bar­dzo jest dziec­kiem swo­ich rodzi­ców, że oka­zu­je się do nich podob­ny niczym kro­pla wody, tyle że to fizycz­ne podo­bień­stwo wyda­je się w tym wszyst­kim naj­mniej waż­ne. Albo­wiem im wię­cej upły­wa cza­su, a nasza twarz sta­je się coraz brzyd­sza i coraz bar­dziej pomarsz­czo­na, tym bar­dziej zza mło­dzień­cze­go obli­cza wyła­nia­ją się twa­rze naszych rodzi­ców. Przy­by­wa w niej zna­nych rysów, gry­ma­sów, min, tików czy afek­tów. A prze­cież jesz­cze nicze­go nie powie­dzie­li­śmy o zmia­nie cha­rak­te­ru, sys­te­mu war­to­ści czy zwy­cza­jów. Czło­wiek jest upar­ty, jest inny niż rodzi­ce, jest suwe­ren­ną indy­wi­du­al­no­ścią. Ale nie­ste­ty tu się myli. Jedno–dwa pyta­nia i oka­zu­je się, że tak samo jak ojciec czy mat­ka ma wrzo­dy żołąd­ka, brak mu pew­no­ści sie­bie, jest neu­ro­tycz­ny albo cier­pi na ago­ra­fo­bię, tak samo je, tyje lub chud­nie, jest prze­sad­nym pedan­tem, ma skłon­ność do ezo­te­ry­ki, nie­na­wi­dzi kotów i kocha psy, jest fran­ko­fo­nem, uwiel­bia ope­rę, jest rasi­stą bądź wręcz prze­ciw­nie. Nasz czło­wie­czek wal­czy, kopie, rzu­ca się, ucie­ka się do naj­roz­ma­it­szych chwy­tów, nagle dozna­je amne­zji, pro­si o pomoc spe­cja­li­stę i tak dalej. Aż w koń­cu nie ma inne­go wyj­ścia, jak zro­zu­mieć, że kon­ty­nu­uje histo­rię swo­ich rodzi­ców, powta­rza pro­gram ich życia, i nawet na łożu śmier­ci pod­po­rząd­ko­wu­je się ich woli. The end.
No dobrze, a jeśli rodzi­ce są róż­ny­mi oso­bo­wo­ścia­mi, mówi Eni­kő i głasz­cze się po bro­dzie tak, jak męż­czyź­ni dra­pią zarost, daj­my na to: jed­no kocha koty, a dru­gie ich nie­na­wi­dzi, to prze­cież ich dziec­ko nie będzie mogło naraz kochać i nie­na­wi­dzić kotów.
Nie trze­ba tego rozu­mieć dosłow­nie, rzu­ca Mar­ge, spró­buj prze­nieść to na poziom abs­trak­cji.
No to weź­my kolej­ny przy­kład, doda­je Eni­kő, co wte­dy, jeśli ojciec jest zna­ko­mi­tym naukow­cem, powiedz­my, że wykła­da filo­zo­fię w Ber­li­nie, ma poczu­cie humo­ru, jest przy­stoj­ny, sło­wem: każ­de dziec­ko chcia­ło­by być jego młod­szą wer­sją, praw­da? A mat­ka jest nar­cy­stycz­ną dzie­wu­chą, głu­pią jak but idiot­ką, pod­stęp­ną skry­to­bój­czy­nią, któ­ra w swo­im gabi­ne­cie den­ty­stycz­nym stra­szy pacjen­tów jaki­miś okrop­ny­mi implan­ta­mi, prze­cież żad­ne nor­mal­ne dziec­ko nie chcia­ło­by być do niej podob­ne, bo nią gar­dzi i czu­je do niej wstręt. W takim przy­pad­ku jak to dzia­ła? Do oby­dwu z nich nie może być podob­ne, to absurd i coś nie­moż­li­we­go.
Mar­ge spo­glą­da na nią mrocz­nym wzro­kiem i odpo­wia­da: grim rule. Regu­ła jest taka, mówi, że pod każ­dym wzglę­dem sta­no­wi­my naj­gor­szą kom­bi­na­cję naszych przod­ków, a zwłasz­cza naj­bar­dziej jeste­śmy podob­ni do tych, do któ­rych chcie­li­by­śmy być podob­ni jak naj­mniej.
Mam nadzie­ję, że żar­tu­jesz, mówi Eni­kő. W koń­cu pyta, czy Mar­ge napraw­dę sądzi, że sytu­acja jest tak bez­na­dziej­na.
Cze­ka­łam na to pyta­nie, odpo­wia­da Mar­ge. Nie, sytu­acja nie jest bez­na­dziej­na. Kie­dy już pogo­dzi­my się z tym, jacy są nasi rodzi­ce, kie­dy odro­bi­my to pozor­nie nie­wy­ko­nal­ne zda­nie, kie­dy już nie będą wzbu­dzać w nas iry­ta­cji, kie­dy wresz­cie przy­tu­li­my do pier­si naszych mamę i tatę, wów­czas, ale też tyl­ko…
Nie gnie­waj się Mar­ge, wtrą­ca Eni­kő, ale dla mnie to brzmi tro­chę jak New Age.
Kie­dy już zro­zu­mie­my, że nie może­my być lep­si od nich, że to oni dostar­czy­li nam mate­riał, któ­ry może­my kształ­to­wać i z któ­rym może­my pra­co­wać, wte­dy lepiej będzie­my umie­li wybrać przed­miot naszych marzeń. Nie zechce­my być ósmym cudem świa­ta, i w ten spo­sób zrzu­ci­my z naszych bar­ków wiel­ki cię­żar.
Z per­spek­ty­wy cza­su, kie­dy Eni­kő sie­dzi na kana­pie Mar­ty, to wszyst­ko wyda­je się fata­li­stycz­ną man­trą, Eni­kő nie rozu­mie, jak zawo­do­wy psy­cho­log może opo­wia­dać takie rze­czy, ale tak było, nie wyssa­ła sobie tego z pal­ca, dokład­nie pamię­ta poru­sza­ją­ce się war­gi Mar­ge wyma­wia­ją­cej sło­wo embra­ce, Eni­kő widzi i sły­szy jak na zwol­nio­nym fil­mie, że po lite­rze „m” nastę­pu­je lite­ra „b”, potem „r”, tak mówią sta­rzy, bez­zęb­ni ludzie. Jak gdy­by mie­li w ustach łyżecz­kę mar­ga­ry­ny. Tam jed­nak sło­wa Mar­ge wywar­ły na niej wra­że­nie, zapa­dły jej w pamięć, już nie pamię­ta, jak dotar­ła z leżan­ki do domu, tego, że tak­sów­ka już tak nie pędzi­ła i że cały czas mia­ła przed oczy­ma Mar­tę.
Potwor­na syl­wet­ka Mar­ty nie zni­ka­ła z jej pola widze­nia i nie dawa­ła spo­ko­ju przez naj­bliż­sze dni, a nawet tygo­dnie. Eni­kő nie patrzy­ła przez jakiś czas w lustro. Począt­ko­wo powta­rza­ła sobie, że to prze­cież głu­po­ta i nie może być praw­dą. Nie i już. To zupeł­nie nie­praw­do­po­dob­ne. Nie jestem swo­ją mat­ką! A potem zaci­ska­ła pię­ści i zagry­za­ła zęby. Kie­dy znu­dzi­ła ją wła­sna złość, poszła na kom­pro­mis: w porząd­ku, niech będzie, ma taki sam nos jak mat­ka, takie same wło­sy, jest tak samo nie­po­rząd­na i hała­śli­wa, ma takie same kom­plek­sy niż­szo­ści, na począ­tek to wystar­czy, ale po ojcu ma rysy twa­rzy, kształt dło­ni, rozum, wytrwa­łość i wyra­fi­no­wa­ny gust. Kil­ka dni póź­niej zała­ma­ła się i tyl­ko pła­ka­ła. Minę­ło kil­ka tygo­dni i sie­dząc pośród zasmar­ka­nych chu­s­te­czek do nosa, doszła do wnio­sku, że już wca­le nie prze­ra­ża jej fakt, że jest podob­na do mat­ki o wie­le bar­dziej, niż sądzi­ła czy mia­ła nadzie­ję. To wyjąt­ko­wo przy­kra oko­licz­ność, pomy­śla­ła, ale wie­le tłu­ma­czy.

 

belka_2

O autorach i autorkach

Elżbieta Sobolewska

Absolwentka filologii węgierskiej UW, wybitna tłumaczka i popularyzatorka literatury węgierskiej, redaktor, manager projektów wydawniczych. Tłumaczyła m.in. dzieła László Krasznahorkaiego, Imre Kertésza, Pétera Esterházyego. Jej publikacje na temat literatury węgierskiej można znaleźć na łamach Literatury na Świecie, Nowych Książek czy Gazety Wyborczej. Laureatka nagrody im. Milána Füsta za całokształt pracy translatorskiej. Mieszka w Warszawie.

Réka Mán-Várhegyi

ur. w 1979 r. w Rumunii, gdzie spędziła dzieciństwo. Po upadku reżimu komunistycznego w 1990 r. przeprowadziła się na Węgry, a od 1992 r. ma węgierskie obywatelstwo. Studiowała nauki społeczne, specjalizując się w etnologii i badaniach nad mniejszościami. Pracuje jako redaktor książek dla dzieci. Jej pierwszy zbiór opowiadań Boldogtalanság az Auróra-telepen (2014, polski tytuł: Nieszczęście na osiedlu Aurora) został przez krytykę okrzyknięty niezwykle dojrzałym debiutem. Ma w dorobku dwie książki dla dzieci i jeden tytuł dla młodych dorosłych. Jest laureatką Nagrody Literackiej JAKkendő (2013), Stypendium Literackiego Horvátha Pétera (2015) i Nagrody Literackiej Déry Tibor (2018). Jej ostatnią powieść Magnetyczna góra(Mágneshegy, 2018) wyróżniono Europejską Nagrodą Literacką. Mieszka w Budapeszcie.

Powiązania

Rozmowy na koniec: odcinek 22 Jacek Godek, Katarzyna Skórska, Elżbieta Sobolewska

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Dwu­dzie­sty dru­gi odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Wściekłość i gniew

wywiady / o książce Benedek Totth Elżbieta Sobolewska

Roz­mo­wa Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej z Bene­de­kiem Tot­them, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tru­pi bieg Bene­de­ka Tot­tha w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 20 mar­ca 2023 roku.

Więcej

Trupi bieg (2)

utwory / zapowiedzi książek Benedek Totth Elżbieta Sobolewska

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Tru­pi bieg Bene­de­ka Tot­tha w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 20 mar­ca 2023 roku.

Więcej

Trupi bieg (1)

utwory / zapowiedzi książek Benedek Totth Elżbieta Sobolewska

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Tru­pi bieg Bene­de­ka Tot­tha w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 20 mar­ca 2023 roku.

Więcej

Niebo w jeżynach i Magnetyczna góra

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Nie­bo w jeży­nach Nata­šy Kram­ber­ger i Magne­tycz­na Góra Réki Mán-Vár­he­gyi z udzia­łem Agniesz­ki Judyc­kiej, Nata­šy Kram­ber­ger, Réki Mán-Vár­he­gyi, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go i Joan­ny Roszak w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Czarne dziury pochłaniają wszystko

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Réka Mán-Várhegyi

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Réką Mán-Vár­he­gyi, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Jak czytać Magnetyczną górę?

recenzje / ESEJE Elżbieta Sobolewska

Szkic Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Magnetyczna góra (fragment)

utwory / zapowiedzi książek Elżbieta Sobolewska Réka Mán-Várhegyi

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy, Sroga zima oraz Biblia i inne historie

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere­’a Cal­der­sa, Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au i Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa z udzia­łem Anny Sawic­kiej, Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, Anny Wasi­lew­skiej, Anny Kału­ży i Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Podskórne zło

wywiady / o książce Elżbieta Sobolewska Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Elż­bie­tą Sobo­lew­ską, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

Historie chłopców dorastających w realiach komunistycznego reżimu

recenzje / KOMENTARZE Elżbieta Sobolewska

Komen­tarz Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

Biblia i inne historie

utwory / zapowiedzi książek Elżbieta Sobolewska Péter Nádas

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Péte­ra Náda­sa Biblia i inne histo­rie, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

Wielka rzeka ludzkiej pamięci

wywiady / o książce Elżbieta Sobolewska Krzysztof Sztafa

Roz­mo­wa Krzysz­to­fa Szta­fy z Elż­bie­tą Sobo­lew­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pamięć Péte­ra Náda­sa, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 kwiet­nia 2017 roku, a wer­sji elek­tro­nicz­nej 2 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Pamięć – spowiedź tłumacza

recenzje / KOMENTARZE Elżbieta Sobolewska

Autor­ski komen­tarz Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej do prze­kła­du Pamię­ci Pete­ra Náda­sa, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 kwiet­nia 2017 roku.

Więcej

Czarne dziury pochłaniają wszystko

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Réka Mán-Várhegyi

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Réką Mán-Vár­he­gyi, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Piętno rzeczywistości

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Jak czytać Magnetyczną górę?

recenzje / ESEJE Elżbieta Sobolewska

Szkic Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Magnetyczna góra (fragment)

utwory / zapowiedzi książek Elżbieta Sobolewska Réka Mán-Várhegyi

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Piętno rzeczywistości

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Jak czytać Magnetyczną górę?

recenzje / ESEJE Elżbieta Sobolewska

Szkic Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej