Wiersze ostatnie (1)
utwory / zapowiedzi książek Tadeusz RóżewiczFragmenty książki Tadeusza Różewicza Wiersze ostatnie, która ukaże się w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
WięcejFragment książki Tadeusza Różewicza Margines, ale…, wydanej w Biurze Literackim 3 grudnia 2010 roku.
„Międzynarodowy dzień teatru” obchodzony jest w roku 1974 pod hasłem „Pisarz w teatrze”. W związku ze zbliżającym się „świętem” mnożą się imprezy, artykuły, ankiety i różne akcje dobroczynne, jakby ludzie chcieli upewnić się, że „pisarz” jeszcze jest w teatrze. Zaprasza się również pisarzy na spotkania. I ja odbieram od kilku dni telefony i listy, w których znajdują się różne ankiety dotyczące „roli” pisarza w teatrze. Ponieważ przez okrągły rok słyszy się, że dramaturgia polska przeżywa głęboki kryzys, że nie ma przyzwoicie napisanych sztuk, że rola pisarza się skończyła, więc te oznaki zainteresowania wzruszają. Stosunek do pisarza „w teatrze” przypomina stosunek do upośledzonego dziecka. O „dramaturgii polskiej” mówi się jeszcze gorzej niż o telewizji i gastronomii.
Po tym dramatycznym wstępie pozwolę sobie odpowiedzieć na jedną z wielu ankiet. Oto pytania i odpowiedzi.
W jakim stopniu teatr współczesny odzwierciedla naszą rzeczywistość? Współczesny teatr jest częścią naszej rzeczywistości. Jest rzeczywistością, a nie zwierciadłem, które odbija rzeczywistość. Może to być – w zależności od twórcy – „rzeczywistość” pozorna, fałszywa, wykrzywiona, pozbawiona sensu, absurdalna, groteskowa… Mówiąc „teatr współczesny”, ciągle jeszcze myślę o teatrze i pisarzu. Pozwólcie mu zostać w teatrze obok reżysera, aktora, scenografa, kompozytora, elektryka, krawca, rady zakładowej, cenzora, fryzjera, kierownika artystycznego… Wracając do pytania: teatr nie odzwierciedla, teatr nie jest lustrem, w którym przegląda się „rzeczywistość”. Teatr organizuje, ogniskuje, skupia i wzmacnia rzeczywistość. Integruje. „Rzeczywistość” bez teatru jest niepełna. Teatr nie odzwierciedla, ale przemienia rzeczywistość, jest „wyższą” rzeczywistością. Poeta Rilke – ustami Maltego – tak mówi w chwili jasnowidzenia: „Ta oto godzina, pojmuję teraz, na zawsze odgrodziła mnie od naszych teatrów. Co mnie do nich?… To jest ta sama niedogotowana rzeczywistość, która po ulicach leży i po domach, tylko że tam więcej jej się gromadzi, niż mieści się w jednym wieczorze”… N i e d o g o t o w a n a r z e c z y w i s t o ś ć. Świetne określenie. Doskonały tytuł sztuki w stylu „Witkacego”.
Jeszcze raz powtórzymy pytanie: W jakim stopniu współczesny teatr odzwierciedla naszą rzeczywistość? „N a s z a r z e c z y w i s t o ś ć”… to zbyt proste. I dlatego trudno jest odpowiedzieć, chyba że sloganem płaci się za slogan, frazesem za frazes, pustosłowiem za pustosłowie. Być może, trzeba było zapytać: Czy i w jakim stopniu współczesny teatr i współczesna dramaturgia odzwierciedlają rzeczywistość PRL, Europy, świata… „Teatr współczesny” to bukiet złożony ze stu kwiatów (i nie tylko kwiatów). Jest to olbrzymi, ciągle rozrastający się organizm; w skład tego organizmu wchodzi teatr Grotowskiego obok teatru Kantora, teatr „STU” z Krakowa obok teatru Szajny, teatr jednego aktora obok „teatru muzycznego”, mamy też teatry reżyserów: teatr Jarockiego, teatr Hanuszkiewicza, teatr Swinarskiego, teatr Brauna, mamy teatry studenckie i amatorskie, mamy szczęśliwy (bo pozbawiony gadaniny) teatr pantomimy Tomaszewskiego, mamy teatr lalki i aktora… a potem idą teatry poszczególnych pisarzy: Szaniawskiego i Kruczkowskiego, Gombrowicza i Mrożka… sto teatrów, sto nazwisk, sto twarzy. Między „teatrami” istnieją obecnie większe różnice niż między zegarem i niedogotowaną wołowiną, między sonetem Rilkego i reklamą margaryny. A prócz tego z głębi historii teatru wydobywają się na powierzchnię głosy dawnych wielkich proroków i męczenników teatru. Artaud:
Jak dżuma, teatr jest czasem zła, triumfu czarnych mocy, które potężniejsza niż one siła ożywia – aż wygasną… Możliwe, że jad teatru zaszczepiony w ciele społeczeństwa rozkłada je, jak mówi święty Augustyn… Powstaje teraz pytanie, czy w świecie, który się stacza, który nieświadomie popełnia samobójstwo, znajdzie się związek, co utworzony z ludzi zdolnych narzucić społeczności wyższe pojęcie teatru – da nam wszystkim naturalny, magiczny odpowiednik dogmatów, w które przestaliśmy wierzyć… Teatr współczesny upada, ponieważ stracił poczucie powagi z jednej, śmiechu z drugiej strony… dlatego że zerwał z duchem głębokiej anarchii, który jest fundamentem wszelkiej poezji… Nasz literacki podziw dla Rimbauda, Jarry’ego, Lautréamonta i kilku innych, który pchnął dwóch ludzi do samobójstwa, ale który sprowadza się dla pozostałych do kawiarnianej paplaniny, jest cząstką pojęcia poezji literackiej, sztuki oderwanej, obojętnej działalności duchowej, która nic nie robi i nie tworzy.
Wróćmy jednak z tych podzielonych regionów na nasz śmietnik (to przenośnia, panowie donosiciele, estetyczni i inni!), do naszej „ankiety”. Jakie jest miejsce i rola adaptacji literackiej w repertuarze teatralnym? W zasadzie jest to rola zastępcza. Bierze się adaptację powieści lub opowiadania, kiedy brak dobrej sztuki teatralnej. Inna sprawa, że często adaptacja zmienia się w sztukę teatralną, która jest lepszym teatrem od teatru opartego na „prawdziwej sztuce”. To zależy od kompetencji, od stopnia „stężenia” materii dramatycznej (i teatralnej) w tym nowym dziele, które powstało „na podstawie” powieści, noweli, poematu… Tak zwany teatr faktu – czyli różne montaże i zestawienia akt sądowych, zeznań, fragmentów pamiętników, dokumentów, gazet – również nie jest ani teatrem, ani dramatem, jest zaledwie a d a p t a c j ą (do tego typu zaliczam różne widowiska typu Żołnierze, Proces Oppenheimera, „sztuki” spisane na sali sądowej itp.). Uważam, że tego typu w i d o w i s k a mówione nie mogą zastąpić sztuk teatralnych. Dramatów, komedii… a to dlatego, że sztuka teatralna, dramat żywi się przede wszystkim autorem, jego wyobraźnią, jego językiem („stylem”), wreszcie jego życiem (tak to, tak). Adaptacja w repertuarze teatralnym będzie odgrywała tym większą rolę, im mniej będzie dobrych, współczesnych sztuk teatralnych. Ale ponieważ teatr nie jest identyczny z tekstami dramatycznymi, może on przeżywać rozkwit w okresie „kryzysu” dramaturgii pisanej, może też być odwrotnie. Moim zdaniem w tej chwili teatr może istnieć i rozwijać się bez pisarza. Mogą też istnieć sztuki i pisarze bez realizacji teatralnej. Natomiast teatr nie może istnieć bez aktora i bez publiczności.
Jak daleko może sięgać ingerencja reżysera w tekst literacki? Sięgnę tutaj do zamierzchłych czasów. Tadeusz Peiper (który nb. ciekawiej pisał o teatrze niż dla teatru) opatruje swoją sztukę Szósta! Szósta! taką uwagą: „Utwór nie posiadałby pełni charakteru teatralnego, gdyby rola reżysera nie była w nim ujęta zgodnie z duchem całości”. W Szósta! Szósta! reżyser pojawia się jako współtwórca dzieła teatralnego w całkowitym znaczeniu wyrazu „współtworzenie”. Instrukcja do jednej z niemych scen zbiorowych brzmi: „O ile by uzyskanie właściwych kreacji scenicznych wymagało w pewnych miejscach wykrzyków, słów, zdań lub pieśni, dotwarza je reżyser”. Oczywiście należy się domyślać, że reżyser owe „słowa, wykrzyki, zdania lub pieśni” uzgodni z autorem. Zauważmy jednak, że „instrukcja” Peipera dotyczy „jednej z n i e m y c h scen zbiorowych”. Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że ingerencja reżysera w tekst literacki jest konieczna, jeśli z tego tekstu ma powstać spektakl teatralny. Oczywiście nie jest to ingerencja cenzora lub przedsiębiorcy, księdza lub przedstawiciela straży pożarnej. Jest to ingerencja twórcza. Są takie teksty, takie „chały” plecione z różnych „widzimisię”, że tylko ingerencja reżysera może uratować autora. Oczywiście ważne jest, k t o w c o ingeruje. Jeśli ingeruje głupiec, to narobi głupstw (zresztą zawsze znajdzie adwokatów swojej bzdury). Chociaż na „użytek domowy” wszyscy są genialni (albo od biedy „oryginalni”), to przecież wbrew całej tej gadaninie można odróżnić blagiera od uczciwego artysty, a nawet głupiego od mądrego. Mądry reżyser wie, gdzie leżą granice jego ingerencji w tekst literacki. Ciężkim grzechem w stosunku do autora jest fałszowanie, przekręcanie idei sztuki (przy pomocy różnych zabiegów, np. niezgodnego z intencjami autora rozkładania „akcentów”), ale tu już wkraczamy w dziedzinę nie „teatrologii”, jeno „kryminologii”.
Z cyklu Margines, ale…, „Odra” nr 5/1974Opowiadanie „Moja córeczka” – pisane w roku 1964 – było pierwotnie „nowelą filmową”, a właściwie scenariuszem filmowym. W tym czasie intensywnie współpracowałem z filmem i z reżyserem filmowym Stanisławem Różewiczem, moim bratem, który zrealizował kilka filmów na podstawie moich opowiadań i scenariuszy. Najwybitniejszym filmem z początków naszej współpracy był film o losach dzieci w okresie wojny pt. Świadectwo urodzenia, a ostatnim film Opadły liście z drzew, o młodym człowieku walczącym w szeregach polskiej partyzantki (w latach 1943–1944). „Moja córeczka” była zresztą przeznaczona dla innego reżysera, który nie skorzystał z propozycji. Zmieniła kształt i z noweli filmowej zamieniła się w opowieść o losach młodej dziewczyny i starszego człowieka, o losach córki i ojca. O stosunku między pokoleniem ludzi, których młodość przypadła na lata 1939–1945, a ich dziećmi…
Po wojnie, wraz ze zmianami politycznymi, ekonomicznymi, socjalnymi, następowały zmiany w losach milionów ludzi. Wielkie miasta zaczęły się rozrastać, a małe miasta i wsie zaczęły się wyludniać. Milionowe masy chłopów przesuwać się zaczęły ze wsi do ośrodków miejskich – przede wszystkim przemysłowych.
Ludzie tracili związek z ziemią. Z krajobrazami. Z drzewami, zwierzętami i całą przyrodą, z deszczem, śniegiem, błotem, suszą… z dojrzewaniem owoców i wzrostem zbóż. Tracili korzenie. Zamieniali się w tak zwanych chłoporobotników… ale nie byli ani chłopami, ani robotnikami. Ich dzieci nie należały więc ani do rodzin robotniczych o tradycjach proletariackich, ani do rodzin chłopskich o tradycjach chłopskich… nie były też dziećmi inteligenckich rodzin o tradycjach inteligenckich.
Życie i wychowanie stawało się powierzchowne i chaotyczne. Niestety, ani partia, ani Kościół nie miały dość siły, aby stworzyć nowe wzory moralne, etyczne, estetyczne dla tych młodych ludzi, którzy dojrzewali jakby w pustce wypełnianej frazesami i „trawą-mową”. Mieszkańcy wielkich miast, a szczególnie młodzież szukała daremnie autorytetów, źródeł odnowy. Doprowadziło to później do „rewolty” młodzieży w Europie i Ameryce. Rodzice nie mieli wizji przyszłości ani argumentów. Wielkie miasta zaczęły wytwarzać w swoich organizmach choroby i trucizny, którym najłatwiej poddawały się młode i słabe organizmy i indywidualności. Porozumienie między „młodymi” i „starymi” było coraz trudniejsze…
W takich warunkach znalazła się bohaterka opowiadania „Moja córeczka”. Z rodzinnego domu – w którym spędziła dzieciństwo i młodość – wyjechała do wielkiego miasta. Najpierw studiowała, potem trafiła w złe towarzystwo nierobów, lumpów, pijaków, kryminalistów i prostytutek. Traciła więź z rodzinnym domem, z ojcem. Świat sztuczny, świat pozorów, świat wielkiego miasta zniszczył najpierw psychikę i charakter, a potem życie młodej dziewczyny. Cynizm otoczenia, pseudoartystyczny bełkot, okrucieństwo połączone z błazeństwem… Wielkie miasto miało zawsze w sobie coś z wielkiego teatru, opery, cyrku: światła, ruch, pośpiech. Wszyscy gdzieś spieszą… jednostka jest anonimowa. Anonimowe jest też cierpienie. Pisarza – w przeciwieństwie do polityka – interesują losy jednostek, psychika jednostek. Polityk myśli o masach ludzkich, pisarz myśli o jednostkach. Jest jeszcze jeden problem: miłość rodzicielska. W tym wypadku miłość ojca do córki okazała się bezradna. Córka w imię złej i fałszywej miłości odeszła od miłości prawdziwej.
W tym opowiadaniu śmierć zwyciężyła miłość. Problemom życia w wielkim mieście poświęciłem wiele utworów. Poematy „Spadanie”, „Et in Arcadia ego”, „Non stop show” i pisany w latach 1959–1960 poemat „Zielona róża” oraz wiersze „W świetle dziennym”, „Kasa pancerna” i wiele, wiele innych. Te wiersze i poematy są najlepszym komentarzem do opowiadania „Moja córeczka” i stanowią właściwie jedną całość. Opowiadanie Moja córeczka nie jest sądem, jest opowiadaniem. Sąd pozostawiony jest u w a ż n e m u c z y t e l n i k o w i. To on jest sędzią, nie pisarz. Pisarz był tu tylko świadkiem. A zatem można powiedzieć, że „Moja córeczka” jest opowiadaniem o klęsce miłości rodzicielskiej. Miłości ojcowskiej.
„Odra” nr 9/1999Dnia 15 września 1829 roku nasz poeta Adam Mickiewicz z młodym przyjacielem Edwardem Odyńcem znaleźli się w Strasburgu. W liście do kraju Odyniec pisał: „Strasburg dwiema rzeczami sławi się u świata: katedrą i pasztetem…”, a że łatwiej dobrać się do pasztetu niż do katedry (entamer le pâtéque la cathédrale) więc najpierw Odyniec opisał pasztet i jego produkcję, gęsie wątróbki i trufle… Odyniec opisuje karmienie gęsi i męczarnie gęsi… wreszcie smak pasztetu. W drugiej części listu Odyniec opisuje katedrę, a przede wszystkim – wieżę: „wysokość jej jest 490 stóp, a jej pierwszy architekt nazywał się Erwin von Steinbach…”.
Nie będę streszczał całego listu Odyńca z 1829 roku. Muszę wtrącić parę słów o sobie. Przed wielu laty i ja byłem w Strasburgu, byłem krótko, może dzień, może trzy dni… wiem, że byłem w katedrze i w kościele św. Tomasza, i na starym mieście. Na wieżę nie wspiąłem się, choć wiedziałem, że sam Goethe wypróbował na niej swoją odwagę, przezwyciężając lęk przed utratą równowagi, lęk przed upadkiem. Nie wiem, czy nie ma tam teraz wygodnej windy dla turystów… zresztą Państwo macie możliwość to sprawdzić… Jeśli można się zakochać w wieży – to i ja zakochałem się w tej wieży… jako wielbiciel i czciciel dwóch największych poetów romantycznych Europy. Wyznam natomiast, że wstydzę się, że nie próbowałem, nie jadłem, nie smakowałem pasztetu strasburskiego z wątróbek udręczonych i umęczonych gęsi… ze wstydem też przyznaję, że nie widziałem nigdy i nie próbowałem trufli, choć wiem, że przepadają za nimi ludzie wysokiej kultury i polityki…
Mistyka i metafizyka kuchni, metafizyka i mistyka poezji i architektury są w duchowym jadłospisie współczesnego człowieka i poety – bo poeta też jest człowiekiem – równouprawnione. Bodaj stary niemiecko-polski szlachcic i filozof Fryderyk Nietzsche powiedział, że filozofia i myślenie zależą od tego, co się je… Inaczej myśli i filozofuje ktoś, kto je kaszankę z kapustą do piwa, a inaczej smakosz, konsument pasztetu z gęsich wątróbek i trufli… do szampana! Co jest zdrowsze dla poetów, tego nie wiem, bo w ostatnich latach XX wieku straciłem apetyt… przyszedł wiek XXI – doczekałem czasów, w których Harry Potter wypiera z głów i serc Homera, King-Konga, Apollina… Mawiało się w dawnych czasach, że poeta jest kapłanem i błaznem. Nietzsche gdzieś powiedział: Nur Narr, nur Richter… i tak dalej, i tak dalej… Zacząłem 87. rok życia, piszę wiersze od 70 lat… i nie wiem, kim jest poeta… ale wiem, że nie jestem kapłanem ani błaznem. Jestem człowiekiem, człowiekiem, który pisze wiersze.
Strasburg, 1 marca 2008
[Strasburska mowa poety z okazji przyznania mu Europejskiej Nagrody Literatury]
„Kwartalnik Artystyczny” nr 3/2008
Rafał Dutkiewicz: Bardzo mnie Pan zaintrygował tymi miejscami magicznymi, o których Pan wspomniał…
Tadeusz Różewicz: Teraz jest moda na magię, moda na magiczne miejsca, są ludzie zwani magami, czyli czarodziejami, ale są ludzie zwani magikami, i to jest zupełnie co innego, a miejsca magiczne to są miejsca czarodziejskie właśnie. Na samym Dolnym Śląsku jest w tej chwili zapewne przynajmniej kilkaset miejsc magicznych. Wie Pan, na przykład ulica Gliniana może być miejscem magicznym.
Może dlatego, że Pan tam mieszkał?
Mieszkałem. A obok za ścianą miałem pracownię dentystyczną dla dzieci i młodzieży. To może być kiedyś miejsce magiczne.
W wiekach średnich znano i uprawiano białą magię, i to uprawiano jawnie. Była ona siłą korzystającą z sił pozytywnych, z sił boskich nawet. I nie była karana przez żadne instytucje, przez Kościół, przez żadną inkwizycję, przez nikogo. Ale była w tym samym czasie czarna magia, uciekająca się do pomocy diabła, czyli siły nieczystej. I takich magów już często palono nawet na stosach.
Jest jednak jeszcze jedna magia: niezwykła siła oddziaływania na ludzi przy pomocy słów. Retoryka, słowo wywiera wpływ na innych ludzi… Taką magią z jednej strony posługiwali się Hitler i Stalin, ale z drugiej… powiedzmy Churchill i de Gaulle. W różnych celach. I wywierali na ludzi słowem wpływ magiczny.
Więc magiczny jest na Dolnym Śląsku również Wrocław. Nie mówię tego w związku z mistrzostwami Europy w piłce nożnej, bo na razie wie Pan, jak to wygląda. Magicznym miał być Wrocław w 2012, a prorokiem miał być Beenhakker.
Ale jak wiemy po meczu ze Słowenią…
Widział Pan jego twarz? I innych magików od piłki nożnej? No, ale oczywiście Kraków, to samo przez się rozumie, zawsze był magiczny – od królowej Wandy i smoka wawelskiego, aż do dzisiejszego dnia. W Krakowie wszystko jest magiczne, ale co zrobić z Radomskiem? Magiczny jest na pewno Rzym, Jerozolima. Ale na swój sposób magiczna jest oczywiście też i Moskwa, i Paryż, i Wenecja, i Florencja, i Asyż – wspaniały, niezwykły. Nie ze względu nawet na zabytki, na bazyliki, freski. Ale ze względu na świętego Franciszka…
A czy to są ziemskie zjawiska, czy tam jest taka dziura w niebie?
To jest dziura w ziemi raczej, ale nie wiadomo, na którą stronę. Jedna dziura prowadzi prawdopodobnie do Hadesu, do piekła, a druga do nieba. No, po drodze jest czyściec, ale jest to bardzo, najbardziej ziemskie miejsce między piekłem a niebem. Czyściec jest bardzo ziemski, jak Pan Prezydent wie. Magicznym naprawdę jest miasto, miasteczko, wieś, właściwie każda miejscowość, gdzie człowiek przyszedł na świat. Od tego zaczęło się jego życie, gdzie odejdzie nie wiadomo, i kiedy. Ale odejście nie jest już tak magiczne… Takie miejsce jest naprawdę magiczne. Dla mnie to jest Radomsko. Dla kogoś z Paryża czy Warszawy Radomsko to miejsce nieznane. I podobnie jest z Wadowicami późniejszego papieża Wojtyły. Wadowice nie były magicznym miejscem, kiedy Papież był, powiedzmy, uczniem w szkole powszechnej, gimnazjum…
A co to jest magia?
I teatr, i opera, i Szekspir, i Wagner; muzyka, malarstwo i poezja to sztuki magiczne. Dlaczego tak? Nie mogę tego rozwijać, bo trzeba by było, żebyśmy przesiedzieli razem kilka miesięcy, a może pół roku. Zabrałbym Panu czas, miasto przestałoby się rozwijać, i nie byłoby magiczne… Ale np. teatr to bardzo magiczna sztuka – zamieniająca życie w sen, a sen w życie. Teatr klasyczny i teatr jarmarczny, teatr zero. Kantor bodaj nazywał swój teatr „zero”, od śmierci. Teatr Antonina Artauda to był teatr okrucieństwa. A ostatnio zaistniał również, dla wygody można go nazwać – teatr dwóch zer, w którym akcja rozgrywa się często na sedesie.
Aż tak?
Tak, tak… Balladyna siedzi na sedesie, Hamlet wygłasza monolog w pisuarze i tam toczą się dialogi. Romans Romea i Julii może toczyć się pod wodą, w wodzie i tak dalej.
A miasta magiczne?
Jest jedna podstawowa rzecz… to nie miejsca magiczne tworzyły i tworzą ludzi. Ludzi wybitnych i tak zwanych zwykłych, których trudno czasem odróżnić od siebie. Ale ludzie wybitni i zwykli, normalni – tak zwani szarzy, tworzyli miejsca magiczne. Miejscem magicznym we Wrocławiu jest ośrodek Grotowskiego, przy Rynku bodaj… Byłem tam tylko raz czy dwa w życiu. Byłem na tym przedstawieniu słynnym jego…
W Teatrze Laboratorium?
Tak. Jak się to nazywało? No, najsłynniejsze jego przedstawienie… Tak jak Kantora „Umarła klasa”, tak jego był…
Zaraz nam się przypomni…
To wszyscy wiedzą we Wrocławiu, tylko myśmy zapomnieli, to jest ciekawe bardzo.
I Grotowski zaczarował Pana?
Myśmy się znali – mało, ale dość dobrze. Ośrodek Grotowskiego przy Rynku – ten duży, obszerny pokój, dość duszny, bez wentylacji, stał się w tej chwili miejscem magicznym na skalę europejską. A był zwykłą, duszną, taką niezbyt wielką salą, do której ja raczej rzadko chodziłem, bo nie było dobrej wentylacji. A ja lubię oddychać.
Wpisuję A‑po-cal-yp-sis…
…cum figuris.
Zobaczymy, co mi ten komputer powie.
Powie tak…
Powie, który rok. Już szukam. „Tadeusz Różewicz, ‘Apocalypsis cum figuris’ w Laboratorium Jerzego Grotowskiego”, to mi pokazuje internet.
A bo ja byłem na przedstawieniu.
Ale napisał Pan coś?
Napisałem…
„Misterium zgrozy i urzeczenia”…
… i o moich stosunkach z maestro Grotowskim napisałem i jego prorokiem Ludwikiem Flaszenem.
To charakterystyczne, że gdy zapytałem o „Apocalypsis” i o Grotowskiego, to internet pokazał mi Różewicza.
Tylko dwie sztuki zostały wymienione przez prymasa Wyszyńskiego, zresztą obie negatywnie. Właśnie „Apocalypsis cum figuris” i moje nieszczęsne „Białe małżeństwo”, które było bajką dla dzieci, snem o płci.
Czy kardynał Wyszyński zajmował się teatrem?
Ktoś widocznie Kardynałowi podesłał „Dialog”, żeby mi przysługę zrobić. W każdym razie byłem razem z Grotowskim przez Kardynała wymieniony w kazaniu na Skałce, która ze względu na ludzi tam pochowanych jest na pewno miejscem magicznym. Wyspiański tam leży. A ostatni jest Miłosz, prawda?
Tak jest.
Ale najpierw w tej dość dusznej izbie była praca, praca, praca i jeszcze raz praca, Grotowskiego, Flaszena i całego ich zespołu. Dopiero potem tam się zrobiła magia, wiele lat potem, ale ten proces musi trwać. I najpierw uczeń, aktor, konspirator, robotnik, i dopiero potem – jak Karol Wojtyła został Janem Pawłem II – Wadowice, których w Polsce są setki, tak jak Radomsków czy Przedborzy, czy Piotrkowów, stały się miastem na jakiś sposób magicznym. Nawet kremówka z Wadowic może uzyskać status cudownego ciastka, podczas kiedy moja kremówka, którą kupowałem – ja i mój młodszy brat Stasio – w cukierni Grosmanki w Radomsku prawdopodobnie nigdy nie uzyska ani statutu, ani smaku magicznego. Pozostanie taką napoleonką za 20 groszy.
To jest ciekawe na przykładach bardzo małych rzeczy. Muszą istnieć rzeczy, dookoła których dzieje się magia. Musi być naczynie, dusza musi mieć naczynie, a tym naczyniem jest ciało ludzkie.
Każda treść musi być ubrana w formę.
Musi, ale forma w pewnym momencie staje się treścią, a treść formą.
Wróćmy może do Wrocławia.
Przyjeżdżają do mnie tłumacze z różnych krajów, od Chin i Ameryki począwszy, z różnych miast, i z Barcelony, i z Lizbony, i z Paryża, ale również i z Warszawy, i z Krakowa. Mówią o tym naszym mieście Wrocławiu jak o jakimś pięknym, niezwykle pięknym i magicznym mieście. To już nie są żarty, są jacyś zachwyceni czy zauroczeni, nie wiem. Czy architekturą, czy atmosferą, mówią o tym…
…ale też ludźmi, Panie Tadeuszu.
Dla nich Wrocław jest miastem prawie magicznym. Dla mnie przyznam się, jest to przede wszystkim miejsce zamieszkania, a magicznym miastem jest Radomsko. Tak jak, w pewnym sensie, pępek jest „magicznym” miejscem na ciele człowieka. Bardziej magicznym niż te najbardziej popularne, eksponowane teraz części ciała. Pępek, który łączy płód z życiem.
Ponieważ on jest początkiem.
Niezwykłym miastem staje się Wrocław. Ale Wrocław nie powstał po wojnie z popiołów jak mityczny ptak Feniks. Wrocław stał się tym miastem dzięki wielu pracownikom, wielu swoim prezydentom (czy dawniej burmistrzom?). Ten Feniks z popiołów do życia powstał dzięki wytężonej pracy wielu uczonych, robotników, naukowców, ta praca nie była pracą mityczną, czarodziejską, była ciężką pracą milionów ludzi, którzy pracowali nad kształtem – lepszym albo gorszym – tego miasta już od roku ’45 do dnia dzisiejszego.
Dzięki tym, którzy odtworzyli tu Ossolineum, akademie, uniwersytety. Nie zrobili tego ludzie, którzy żyli i pracowali na przymusowej lub dobrowolnej emigracji, tylko ci, którzy tu zostali, tu żyli, tu umierali. TU, bez względu na to, jakie ponosili ofiary.
A miejsca „magiczne” we Wrocławiu?
Takim miejscem dla mnie jest Ogród Botaniczny, gdzie jest dobry, mądry, pracowity gospodarz, człowiek na swoim miejscu. Jest Muzeum Narodowe Hermansdorfera, który też nie stworzył sam tego muzeum, tylko przed nim byli poprzednicy, którzy swoją cegiełkę dokładali. Czy Muzeum Miejskie Łagiewskiego w Ratuszu, a teraz w pałacu Fryderyka II bodajże, znanego z tego, że to był straszny drań. A on grał na flecie i był dla niektórych Niemców kompozytorem, flecistą, filozofem, przyjacielem Woltera i tak dalej, prawda?
Prawda!
A nawet naszego biskupa Krasickiego.
Tego nie wiedziałem.
Tak, tak. Biskupa Warmińskiego. Wrocław… Musiałbym przez kilka nocy i dni wymieniać wszystkie instytucje, nazwiska, redakcje, szpitale. A przecież to my właśnie wszyscy stworzyliśmy i tworzymy, z dnia na dzień, z godziny na godzinę – to „magiczne” miasto.
A czy Ostrów Tumski jest magiczny?
Jest – już jako „ostrów”. W samym słowie jest coś osobnego. Wyspa. W Wiedniu, czyli Vindobonie rzymskiej, stacjonował legion i na rynku są ślady po – odkopanych – rzymskich fundamentach. Proszę Pana, ze swojej natury powinienem być pedagogiem. Bo jednak Marek Aureliusz umarł w Vindobonie. W Wiedniu.
Marek Aureliusz umarł w Wiedniu?
W Wiedniu, bo to była jego ostatnia wyprawa na jakichś barbarzyńców, po której już zapanował pokój.
Skąd Pan to wszystko wie, Panie Tadeuszu?
No ja się trochę przygotowywałem na spotkanie z Panem, i mówię z głowy, nie z dyskietki, jest Pan świadkiem, no a mam swoje lata, nie będę mówił ile.
Domyślam się… nawet wiem.
Jeden z komentatorów naszej teki, mojego dzieła z miedziorytnikiem, czyli z rzemieślnikiem Getem-Stankiewiczem (jest taka teka, gdzie połączyliśmy wiersze i rysunki; wiersze jakby szukają miejsca zamieszkania, bezdomne wiersze muszą gdzieś zamieszkać, gdzieś zaistnieć, tak jak obraz)… No więc jeden z komentatorów tej teki, bardzo zresztą mądry naukowiec, myślę, że trochę mistyk, pisze o magicznych właściwościach Wrocławia i miejsca, w którym stoi domek miedziorytnika.
Tuż obok Rynku.
Tuż obok kościoła św. Elżbiety, prawda?
Św. Elżbiety, tak.
Ten kościół się spalił i został odbudowany.
Tych organów, które się spaliły, słuchał Chopin, przebywając we Wrocławiu.
Nie wiedziałem… dziękuję.
Będziemy je odbudowywać, Panie Tadeuszu.
Nie wiem, jakie Chopin wyniósł wrażenie z Wrocławia. Ale mój starszy brat Janusz napisał piękny wiersz o tym, jak Słowacki z Wrocławia pisze list do swojej mamy.
Piękne to są listy, te z Wrocławia do matki. Krótkie, ale bardzo piękne.
Słowacki „grał” podobno znakomicie na giełdzie, ale przede wszystkim był geniuszem.
I świetnie tańczył walca.
Tego nie wiedziałem. W przeciwieństwie do mnie: ja byłem najgorszym tancerzem w gimnazjum, o czym mówię tylko Panu. Nie chcę sobie psuć „marki”. No więc ten filolog w komentarzu do teki, o której mówiłem, pisze, że współczesny Wrocław jest niczym starożytny Balch, miejsce urodzin Rumiego. Przyznam się ze wstydem, Panie Prezydencie, że nie wiem, gdzie leży Balch, jak wyglądał Balch. No bo powiedzmy, o Jerozolimie to wiemy, o Balchu nie… czy Balch albo Bagdad to był Babilon?
Nie!
Nie?
Moim zdaniem nie.
A moim zdaniem tak.
Mam sprawdzić w internecie? To druga rzecz, którą sprawdzam, Panie Tadeuszu, w internecie, szybko to sprawdzam. Już szukam Ba-gdad. Proszę mówić, a internet szuka.
Właśnie ten filolog w komentarzu mówi, że współczesny Wrocław niczym starożytny Balch jest miejscem szczególnym… Czy Pan słucha?
Tak, słucham.
Punkcikiem na mapie, a zarazem kompletnym uniwersum. Miastem-kosmosem, układem luster odbijającym wszystkie inne miejsca.
Może tak jak ów Balch, ma Wrocław do spełnienia jakąś misję, o której z naszej perspektywy jeszcze nic nie wiemy. Tak jak ja nic nie wiem o Balchu, a mieszkańcy Krakowa nic nie wiedzą o Radomsku i Oszmianie.
Gdzie się urodził Get.
Tak. Tak jak nikt nie wiedział o Wadowicach, Nowogródku czy Sosnowcu, zanim nie urodzili się tam ludzie, którzy stworzyli mit tych magicznych miast i miasteczek. Tak jak nikt nie wiedziałby o „podłych” i „nie-podłych” miastach Nazarecie czy Betlejem, póki nie narodził się w nich Bóg, Syn Człowieczy.
Czytam o Bagdadzie: Bagdad został założony w 762 r. przez drugiego kalifa z dynastii Abbasydów, został usytuowany w zakolu Tygrysu, pierwotna nazwa: Madinat Assala – Miasto Spokoju. Czyli to nie jest Babilon. Panie Tadeuszu, jest Pan magiem słowa?
Bywam czasem, bywam.
Poprzez słowo istnieje Pan w głowach milionów ludzi.
Oczywiście chcę mieć „publiczność”, ale nie za dużo. Lubię mieć bezpośredni kontakt z twarzami, z ludźmi. Ale to nie ja istnieję w ich głowach, to słowa, wiersze istnieją. Po napisaniu wiersz żyje swoim życiem, a potem poeta, jego twórca swoim… „samoswoim”.
Tak żyje wiersz?
Tak, wiersz zrodzony ze mnie jest albo lepszy, albo gorszy, albo ja go uznaję, albo on mnie. Prowadzi życie oddzielne. Wiersz nie musi być na utrzymaniu poety, a poeta jest na utrzymaniu wiersza. Wie Pan, kiedyś jak Pan będzie na emeryturze i się spotkamy, i jak Pan zacznie próbować wiersze pisać…
Panie Tadeuszu, to przeczytam Panu tłumaczenie pewnego wiersza Goethego, które zrobiłem, ale najpierw, jeśli Pan się nie pogniewa, powiem Panu wiersz. Kazali mi go kiedyś napisać. To taka częstochowska rymowanka.
To dla mnie miła niespodzianka, chociaż…
Kazali mi napisać wiersz pod tytułem „Trampek”.
To od słowa „tramp”?
Trampek, trampek, żeby było trampek.
A co to jest trampek? Bo tramp to taki wędrowiec, łazęga…
A buty sportowe to są trampki.
Aha, trampki.
Tak, i jeden taki but to jest trampek.
Był tramwaj, co zawsze jeździł prosto,
nigdy nigdzie nie skręcając,
jak w światłach syrenki Bosto,
uciekający drogą zając,
fraszka ta nic nie znaczy -
tramwaj zwyczajnie nie miał migaczy,
taki tramwaj bez lampek,
w skrócie po prostu: trampek
A pamięta Pan ten wiersz „Über allen Gipfeln”: „über allen Gipfeln / Ist Ruh. / In allen Wipfeln / Spürest du / Keinen Hauch; / Die Vöglein schweigen im Walde! / Warte nur, balde / Ruhest du auch”? Staff to tłumaczył, ja to tłumaczyłem.
Staff go tłumaczył, pięknie:
Wierzchołki wzgórz
Spowite w ciszę;
Drzew żaden już
Wiew nie kołysze;
Śpi las
I ptactwo w gęstwinie -
I tobie ninie
Spocząć już czas.
A ja go przetłumaczyłem tak:
Ponad wszelkim szczytem jest Bóg,
w górach nie masz już trwóg,
trwa ciszy smak i ptaków nie słychać śpiewu,
czekasz bez gniewu, przyszedł Twój czas
Ale musimy kończyć, bo Pan się zmęczył, Panie Tadeuszu.
Wiesławę na chwilkę poproszę. Maliny dzięki Wiesławie wyrosły na tej jałowej ziemi obok kwiatów. To właśnie jest magia…
Lubię maliny. Zmęczyłem Pana, Panie Tadeuszu, mam wyrzuty sumienia.
Ku chwale Ojczyzny i naszego magicznego Grodu nad magiczną Odrą. Zaczęliśmy, Panie Prezydencie, od malin i kończymy na malinach – one nie są trujące! Wraca Balladyna!
„Kwartalnik Artystyczny” nr 3/2008Tekst został opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” nr 48/2008.Urodzony 9 października 1921 roku w Radomsku. Poeta, prozaik, dramaturg. Laureat wielu nagród literackich zagranicznych i polskich, m.in. Nagrody Polskiego PEN-Clubu (1997), Nagrody Ministra Kultury i Sztuki (1997), Śląskiego Wawrzynu Literackiego (1999), Nagrody Wielkiej Fundacji Kultury (2000), Nagrody Literackiej Nike (2000), "Złotego Berła" (2006), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius za całokształt twórczości (2008). Odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski (1996). Zmarł 24 kwietnia 2014 we Wrocławiu.
Fragmenty książki Tadeusza Różewicza Wiersze ostatnie, która ukaże się w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Teksty odzyskane Tadeusza Różewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 18 kwietnia 2022 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Teksty odzyskane Tadeusza Różewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 18 kwietnia 2022 roku.
WięcejCzytanie z książki Odwrócona strefa w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejAutorski komentarz Tadeusza Różewicza towarzyszący premierze jego książki Wiersze odzyskane, wydanej w Biurze Literackim 4 października 2021 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Odwrócona strefa, która ukaże się w Biurze Literackim 13 grudnia 2021 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Wiersze odzyskane Tadeusza Różewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 4 października 2021 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Zmyślony człowiek Tymoteusza Karpowicza, Credo Tadeusza Różewicza i Prawdziwe życie bohatera Rafała Wojaczka z udziałem Joanny Roszak, Jana Stolarczyka, Bogusława Kierca, Joanny Orskiej i Karola Maliszewskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejRozmowa Stanisława Beresia z Tadeuszem Różewiczem, towarzysząca nowemu wydaniu książki Ostatnia wolność, które ukazuje się w Biurze Literackim 26 kwietnia 2021 roku.
WięcejRozmowa Witolda Zalewskiego* z Tadeuszem Różewiczem, towarzysząca premierze książki Credo Tadeusza Różewicza w opracowaniu Jana Stolarczyka, która ukazała się w Biurze Literackim 29 stycznia 2020 roku.
WięcejHistoria wiersza „Zwierciadło” Tadeusza Różewicza – od rękopisów do wersji ostatecznej.
WięcejFragment zapowiadający książkę Tadeusza Różewicza Credo w opracowaniu Jana Stolarczyka, która ukaże się w Biurze Literackim 29 stycznia 2020 roku.
WięcejZdobywca II nagrody w IV. edycji konkursu „Nakręć wiersz” – edycji poświęconej Tadeuszowi Różewiczowi. Film na podstawie wiersza pod tym samym tytułem.
WięcejZdobywca II nagrody w IV. edycji konkursu „Nakręć wiersz” – edycji poświęconej Taduszowi Różewiczowi. Klip na podstawie wiersza pod tym samym tytułem.
WięcejZdobywca I nagrody w IV. edycji konkursu „Nakręć wiersz” – edycji poświęconej Tadeuszowi Różewiczowi. Klip na podstawie wiersza „Bystrzyca Kłodzka”.
WięcejCeremonia przyznania Tadeuszowi Różewiczowi Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius 2008 za całokształt twórczości.
WięcejPremiera książki Kup kota w worku i fragment wieczoru autorskiego w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich 10. września 2008 roku. Animacja do wiersza „zabiegana i nominowany” Tomasz Broda i Sambor Dudziński.
WięcejWiersz Tadeusza Różewicza z książki Kup kota w worku (worku in progress). Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejRecenzja Olgi Szmidt z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Tadeusza Nyczka z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Justyny Sobolewskiej z książki Margines ale… Tadeusza Różewicza, która ukazała się w 2011 roku na łamach „Polityki”.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Jakuba Skurtysa towarzysząca premierze książki Teksty odzyskane Tadeusza Różewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 18 kwietnia 2022 roku.
WięcejPosłowie Przemysława Dakowicza do książki Teksty odzyskane Tadeusza Różewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 18 kwietnia 2022 roku.
WięcejPosłowie Przemysława Dakowicza towarzyszące premierze książki Wiersze odzyskane Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 4 października 2021 roku.
WięcejRozmowa Artura Burszty z Przemysławem Dakowiczem towarzysząca premierze książki Wiersze odzyskane, wydanej w Biurze Literackim 4 października 2021 roku.
WięcejRecenzja Tomasza Kunza towarzysząca nowemu wydaniu książki Ostatnia wolność, które ukazuje się w Biurze Literackim 26 kwietnia 2021 roku.
WięcejRecenzja Karola Maliszewskiego, towarzysząca premierze książki Credo Tadeusza Różewicza w opracowaniu Jana Stolarczyka, która ukazała się w Biurze Literackim 29 stycznia 2020 roku.
WięcejSzkic Bogusława Michnika opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejRecenzja Agnieszki Grabowskiej z książki Ostatnia wolność Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Włodzimierza Jurasza z książki Ostatnia wolność Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Piotra Bratkowskiego z książki Kup kota w worku (work in progress) Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Andrzeja Franaszka z książki Kup kota w worku (work in progress) Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Krystyny Dąbrowskiej z książki to i owo Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Joanna Lisiewicz z książki to i owo Tadeusza Różewicza.
WięcejKomentarz Jana Stolarczyka do wiersza „Połów” Tadeusza Różewicza z książki to i owo, która ukazała się 29 listopada 2012 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejDedykacje Zbigniewa Bieńkowskiego i Kazimierza Wyki z notami Jana Stolarczyka.
WięcejRecenzja Piotra Kępińskiego z książki Wbrew sobie Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Marcina Sierszyńskiego z książki Wbrew sobie Tadeusza Różewicza.
WięcejSzkic Jana Stolarczyka z książki Wbrew sobie Tadeusza Różewicza.
WięcejEsej Przemysława Dakowicza towarzyszący premierze książki Wbrew sobie Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Grzegorza Chojnowskiego z książki Kup kota w worku (work in progress) Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Mieczysława Orskiego z książki Wycieczka do muzeum Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Olgi Szmidt z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Tadeusza Nyczka z książki Kartoteka: reprint Tadeusza Różewicza.
WięcejEsej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Historia pięciu wierszy Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Tadeusza Nyczka z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejEsej Janusza Drzewuckiego towarzyszący premierze książki Kartoteka: reprint Tadeusza Różewicza.
WięcejEsej Zbigniewa Solskiego towarzyszący premierze książki Kartoteka: reprint Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Justyny Sobolewskiej z książki Margines ale… Tadeusza Różewicza, która ukazała się w 2011 roku na łamach „Polityki”.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Marcina Malczewskiego z książki Wycieczka do muzeum Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Janusza Drzewuckiego z książki Kup kota w worku Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Kup kota w worku Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Piotra Śliwińskiego z książki Kup kota w worku Tadeusza Różewicza.
WięcejKomentarze Tadeusza Nyczka, Piotra Kępińskiego, Mariana Stali, Andrzeja Skrendy i Roberta Rybickiego
WięcejRecenzja Adama Poprawy z książki nauka chodzenia / gehen lernen Tadeusza Różewicza.
WięcejNota Wojciecha Bonowicza o książce nauka chodzenia / gehen lernen Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Mirosława Ratajczaka z książki nauka chodzenia / gehen lernen Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Piotra Śliwińskiego z książki nauka chodzenia Tadeusz Różewicza.
Więcej