
Kanapeczka, Ogień
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Ostapa Sływynskiego, Kārlisa Vērdiņša, Bohdana Zadury i Jacka Dehnela podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejFragment książki Najdziwniejsze Jacka Dehnela, która ukaże się w Biurze Literackim 28 października 2019 roku.
Na ziarnku maku stoi mały dom,
Psy szczekają na księżyc makowy
Cz. Miłosz Przypowieść o maku
Miałem osiem lub dziesięć lat: dwie wiedzy strony,
dwa końce teleskopu złożyły się we mnie
i wreszcie zrozumiałem: atom otoczony
torami elektronów i elipsy planet
okrążających Słońce na obrazku w ciemnej
encyklopedii dziadków – to rzeczy te same.
Na każdym elektronie może w głębiach morza
pływać sobie ichtiozaur i rybak na kutrze,
łyskać jezioro rtęci, wstawać nocą zorza
nad szafirową albo złotą ziemią. Palec
czy włos, jeden jedyny włosek w kocim futrze,
ma w sobie galaktyki nieskończenie małe,
z kolei nieskończenie wielkie dla tych, którzy
patrzą w swoje księżyce po pracy o świcie.
Gdzie spojrzeć, to coś zniknie, to znów się wynurzy,
i wszystko, co istotne, gdzie indziej jest pyłem
na niewidocznej okiem kosmicznej orbicie.
Odtąd już nic ważnego się nie nauczyłem.
Warszawa, 14 VIII 2017
Tylko miłość z nas zostanie.
Philip Larkin Grobowiec w Arundel
Jak dwa liście paproci z karbonu, splecione
na szarym tle; jak zarys dwóch chudych ryb z jednej
ławicy, zatrzymanych w kamieniu – dwie biedne
resztki ludzkich szkieletów. Takie odkopują
setkami na cmentarzach, w bagnach, przy budowie
obwodnicy miasteczka. Przypiszą je ludom
i epokom, przetrzepią jak rabusie grobów,
żeby wyjąć tę sprzączkę, tamten grot, fibulę,
paciorek, dwie monety, ołowianą kulę.
Kość wezmą tylko, jeśli ma ciekawą ranę.
Reszta? Rzecz bez znaczenia, przeszkoda dla robót,
przestarzała biomasa, co wprowadza zamęt
w życie tych, którzy – właśnie, ta różnica – żyją.
Ale te dwa są inne: jest w nauce miejsce
na sentymenty, łzawe wzruszenie, obejście
procedur, gdy rysunek kości jest szczególny.
Nie mają żałobników, nikt nie wyje, bijąc
pięścią o wieko dawno rozbutwiałej trumny,
jednak gest, gest pozostał. I wędruje oko
od trylobitów czaszek, spękanych, zapadłych
(ta lewa odwrócona, prawa na nią patrzy)
przez gotyckie łodygi ramion, przez obręcze
żeber – w sam środek grobu, by znaleźć, głęboko,
gęsty splątek paliczków: połączone ręce.
I idą fotografie do gazet, jest siła!
Piszą o pięknej parze „Kochanków z Modeny”,
archeolog wyjaśnia, jest fejm i są memy,
the tender discovery. Kobieta ma głowę
zwróconą do mężczyzny, jakby nań patrzyła.
Z początku, jak sądzimy, leżeli oboje
twarzą w twarz. Układ kręgów mężczyzny wskazuje,
że głowa przekręciła się najpewniej w grobie.
A oko idzie dalej, zamknięte – i w sobie
szuka tych scen, gdzie leżą, zmęczeni, w pościeli,
śmieją się nad glinianym garnkiem, śpią. Tasuje
twarze, wnętrza i światło od czerni do bieli.
Po dekadzie – badania szkliwa. Dwaj faceci.
Bracia albo kuzyni. Towarzysze broni.
I całe to ich życie, co wyrosło z dłoni
splecionych w warstwach gliny, blaknie i zanika.
Leżą całkiem niewinni, aseptyczne dzieci,
wyprani do imentu jak księża liryka;
zwijają się bezgłośnie zdarzenia jak bele,
dzień za dniem, rok za rokiem, śmiech i płacz, i miłość;
życie, rwące, parzące, oddaje się iłom,
osadom zwiędłych liści. Miłość z nas zostanie,
ale tylko z niektórych. Tych innych zaściele
uważnie układana, jak pasjans, niepamięć.
Wiedeń, 13 IX 2019
jeśli twoją siostrą jest Pogarda
to bodajbyś się urodził w innej rodzinie
jest atrakcyjna owszem
jej życie towarzyskie kwitnie
cały czas czymś zajęta
cały czas czegoś jej mało
najpierw wstawi do twojego pokoju
tylko na parę dni
komódkę
potem jeszcze szafę łóżko
stół z sześcioma krzesłami
plazmę i stolik pod plazmę
nic się tu nie mieści
powie i zacznie wyrzucać
to co jest ci zbędne
a potem to co jest ci niezbędne
aż wszystkie twoje rzeczy
będą rzeczami Pogardy
i całe twoje życie
będzie życiem Pogardy
biegając po mieście
w topniejącym śniegu
załatwiając jej sprawy
płacąc jej rachunki
z wodą cieknącą za kołnierz
będziesz mówił:
i niech cię nie opuszcza?
wolne żarty
Wiedeń, 12 XII 2014
Ładnym wszystko przychodzi łatwo, a pięknym – najłatwiej. Niepowstrzymanie rosną apetyty pięknych. Nie dość mu było, że jako starszy dostał koronę. Nienasycony, po tym daniu zażyczył sobie jeszcze tej, którą kochałem moją pierwszą, nieopierzoną miłością. Nie bez wzajemności, choć potem udawała, że tego nie pamięta. Przełknął jak deser, popił winem. I już rozglądał się za kolejnymi podbojami.
To jego wieczne chodzenie w zbroi i przy mieczu, pobrzękiwanie żelastwem po zamkowych korytarzach, buta żołdaka, wodzowskie nadęcie, które kazało mu obrażać władców ościennych królestw, aż zbierali wojska, a on wyruszał, wielki i zgarbiony, na czele armii: chrząszcz padlinożerca w czarnym pancerzu. Kobiety stały przy drogach i machały ściętymi gałązkami, poszeptując między sobą o tych pięknych kędziorach, o szerokich barach; mali chłopcy tylko rozdziawiali gęby.
Zabił starego Fortynbrasa za skrawek jałowej wysepki, na której ziemi, błotnistej od krwi, nigdy więcej nie postawił stopy. Nie tylko on zresztą, nikt zgoła. Obmywana nieprzyjaznym morzem, trwała tak sama, sina, obojętna, że przeszła z rąk do rąk za cenę ośmiu tysięcy ludzkich istnień, wdeptanych w bitewne pola końskimi kopytami i wysokimi butami piechoty.
Ledwie rozpuścił swoje armie, zaraz wadził się z kolejnym królem i rozpuszczał wici, by ponownie zebrać wojska. Dania puchła w nowe terytoria jak cuchnąca rana zakażona trupami poddanych. Poloniusz, ten nudziarz, karmiący się kurzem z zamkowych kancelarii, widział to wszystko jak na dłoni w kolejnych raportach. Porównywał tabelki w Excelu, kolorowe torty statystyk: fale rekrutów wsiąkały w piasek, jedna za drugą, nie było komu obrabiać ziemi ani żąć zboża, całe zasiewy gniły na polach. Za tym przyszedł głód, za głodem – zarazy.
Czy duża to zbrodnia zabrać jedno życie, by ocalić tysiące?
Nawet jako duch nie potrafił zrezygnować z pompatyczności. W zbroi, z rozwianym włosem, zamiast ziemi wypluwał z ust kłamstwa. Pozer, blagier, kabotyn. Dobrze wiedział, że otruliśmy go krwawą kiszką z podsmażaną cebulką, a nie żadnym tam wlewaniem trucizny do ucha. Ale jego tanie widowiska „światło i dźwięk” wystarczyły, by wpuścić w żyły Elsynoru jad idiotycznej zemsty. Na nic zdały się wielkie publiczne roboty, budowa dróg i szpitali, transporty jedzenia dla głodujących.
Robiliśmy, co było w naszej mocy. Pierwszy zginął Poloniusz, naiwny państwowiec z nudnym urzędniczym wąsikiem, którego jedyną zbrodnią była miłość do własnego kraju. Potem Rosenkrantz, Guildenstern, Laertes, Ofelia – młode, wykształcone elity, które mogły zrobić z Danii porządne europejskie państwo. Wreszcie Hamlet, nadęty bubek w czarnych trykotach, walący swoją żałobą na oślep, jak cepem.
Ziarno, które mój brat, pobłyskując pancerzem, powiewając włosami, wysiał zza grobu, zakiełkowało i rosło niepowstrzymanie, aż wygubiło całą jego dynastię, a Dania, wszystkie jej miasta, wsie, zaciszne zatoki, stada owiec, katedralne wieże oraz szerokie równiny, tak świetnie nadające się na przemarsze wojsk, aż po tę małą, nieprzyjazną wysepkę, którą zdobył na starym królu Norwegii, trafiły w ręce młodego Fortynbrasa.
Dałoby się tego może uniknąć, gdybym od razu zabił również Hamleta, ale stanęło mi na drodze sumienie.
Zug, 21 VIII 2018
Myśli, że w pustym sklepie, na hektarach wieszaków
nikt jej nie widzi i
unosi długie, połyskliwe, platynowe pasma wysoko, jak infułę,
w lewo,
w prawo,
przegląda się, szesnastoletnia, siedemnastoletnia najwyżej.
Patrzę na nią – ze szczytu ruchomych schodów –
w bezinteresownym zachwycie,
jak na muszlę albo chmurę.
Sfotografować – i koniec,
szarganie po okładkach, rozkładówkach, instagramach,
zapisać – to samo.
Tylko w tej jednej chwili, z uniesionymi włosami,
kiedy ona jeszcze myśli, że nikt jej nie widzi,
a ja jeszcze nie myślę, żeby ją zapisać,
widzimy oboje to piękno, niezmącone.
Berlin, 17 I 2018
Naukę umierania rozpocznij już w dzieciństwie. Zapadnij na ciężką, trudno uleczalną chorobę. W wolnej chwili weź udział w niebezpiecznym wypadku komunikacyjnym. Zadanie na szóstkę: przyjdź na świat w strefie konfliktu zbrojnego.
Oglądaj zmarłych (woskowe dłonie, czoła, nad którymi schylają się usta, nawet trumnę wjeżdżającą do eleganckiego pieca krematoryjnego). Niewiele ci powiedzą, ale powiedzą ci wszystko.
Za każdym razem, kiedy natrafiasz na daty czyjegoś życia, obliczaj szybko w pamięci, ile ci zostało do tego wyniku lub o ile go przekraczasz. Żadna z tych różnic nie przyniesie ci pocieszenia.
Własnoręcznie zakopuj domowe zwierzęta w kącie ogrodu.
Jadąc tramwajem, pociągiem, stojąc w tłumie na bankiecie, patrz tak, żeby zobaczyć tłum szkieletów, oddzielonych od siebie tylko cienką warstwą mięsa i ubrań. Wyobraź sobie, że wino przepływa przez środek klatki piersiowej jak wodospad podziemnej rzeki.
Zmarłych w notesie z telefonami odznaczaj nie krzyżykiem, a ptaszkiem (sposób babci Krysi).
Zwiedzaj cmentarze. Dotykaj ziemi. Co jakiś czas trenuj: wkładaj w nią – rozkopaną, wilgotną – dłoń. Niech nabiera wprawy. I dłoń, i ziemia.
Wystrzegaj się hipochondrii, opowieści o duchach i religii.
Przyglądaj się pulsowaniu tętnic. Dzięki wiedzy, zdobytej podczas rozwiązywania w podstawówce zadań o kranach, basenach i odpływach, oblicz, jak długo uciekałaby z ciebie krew przez otwór o średnicy f. Przyjmij roboczo średnią 5 litrów, jeśli jesteś kobietą, a 6 litrów, jeśli jesteś mężczyzną.
Sprawdź, jakich jest dziesięć najpopularniejszych metod samobójstwa, i każdą z nich opisz w rubrykach za i przeciw. Kartkę złóż na cztery i schowaj w dolnej szufladzie biurka, pod zapasem spinaczy.
Pojedź, gdzie chciałeś lub chciałaś pojechać, bez względu na koszty; na miejscu dowiedz się, że nie było warto, albo że właśnie było; miej romans, drugi, piąty; sprzedaj akcje, kolekcję znaczków, srebrną cukiernicę, przemycaj kokainę, zjedz rybę fugu, uciekaj przed bombami; kochaj się po zmroku, w małym motelu przy prerii, z całą ścianą rozbłyskującą co sekundę czerwienią neonu Coca-Coli, w pokoju w Caracas, gdzie za ścianą ktoś umiera, w brudnym zaułku na tyłach neapolitańskiej restauracji, z kobietą, z mężczyzną, z kobietą i mężczyzną, z miastem, ze światem, z życiem; zrób wszystko, czego nie zrobisz po śmierci.
Przygotuj kopertę z napisem Otworzyć po mojej śmierci. Do środka nie wkładaj niczego.
Pociąg Warszawa–Kraków, 23 XII 2017
Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.