książki / POEZJE

Nic o mnie nie wiesz

Marta Podgórnik

Fragmenty książki Marty Podgórnik Nic o mnie nie wiesz w wyborze Romana Honeta, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w serii "Poezje" 18 października 2012 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

faceci i babki

więc to tak: tyl­ko cię­żar ucho­dzi za miłość
i rodzi się struk­tu­ra małe­go sys­te­mu
więc brak już łez i w koń­cu nie ma o czym pisać
dostrze­gasz jak dale­ce pozo­sta­łeś z tyłu

lecz nagle ci wystar­cza, pod­ło­żo­ne sło­wa
pod twój naj­lep­szy numer, któ­ry ci popsu­li
i cia­ło w któ­re wni­ka każ­dy i nikt go nie bie­rze
do koń­ca bo do koń­ca jest tyl­ko muzycz­ka

nie wier­szyk co się urwie pośrod­ku przy­ję­cia
bo znów nie był na cza­sie gdzie­kol­wiek byś nie był
musisz być na zachód albo wschód od gre­en­wich
ist­nie­ją gra­ni­ce i śmierć może śmie­szyć

tego co prze­szedł ponad wła­sną do porząd­ku
i spi­su­je tabe­le na pogod­ną przy­szłość
mój świat się kur­czy i boli – niech boli
niech po pro­stu ude­rzy, moc­no

mię­dzy wszyst­ko


nocny telefon

czar­ny płaszcz w któ­rym wyglą­dam jak wro­na
zgu­bio­ny szal i klu­cze tyle co po zimie
uwie­ra brak pew­no­ści kogoś prze­cież kocham
komuś jestem pisa­na dosłow­nie pisa­na

noc­ny tele­fon jak w pio­sen­ce gep­pert
wyłu­skał mnie z kosz­ma­ru w któ­rym pew­ni ludzie
zazdro­sne kobie­ty żało­śni męż­czyź­ni każą iść
wprost przed sie­bie a ja jak to cie­lę

twój głos z odle­gło­ści któ­ra tak czę­sto
roz­draż­nia a prze­cież w XXI wie­ku nie zna­czy
wyłu­skał mnie ze złud­ne­go porząd­ku tygo­dnia
wie­rzy­łam gdy mówio­no że już nie zadzwo­nisz

wie­rzy­łam że war­to sobie uło­żyć to tam­to
tak na wszel­ki wypa­dek gdy­byś się roz­my­ślił
wie­rzy­łam że dwóch lub trzech zastą­pi cie­bie
a teraz wstyd mi bo im się uda­ło


w przedziale

jutro na kana­pie na kre­dyt (ale to jest tap­czan! z ikei, mogę pła­cić kar­tą)
pokłó­ci­li­by­śmy się bez sen­su o sens życia, ale
(śmierć była­by prze­ciw­na podob­nym uzur­pa­cjom, nie sądzisz?)

kocha­nie, mam tę pew­ność, któ­ra zwa­na bywa „zło­wiesz­czym
spo­ko­jem”, że zaraz usły­szę: „pani pod­gór­nik, coś tam coś tam coś tam”,
przez twój mokry mega­fon. I wiesz co? Po cichu jakoś liczę

na to

patrzą na mnie przez pal­ce, a wiesz? Bio­rę na sen
pro­chy miał­kie jak sezam; a potem mam oczy jak nutrie
z tej hodow­li, pamię­tasz, kocha­nie? – w waka­cje. Wiesz, że nie mia­łam

nic poza nazwi­skiem, któ­rym się teraz pod­nie­cam jak gim­na­zja­list­ka
pierw­szą faj­ką, gdy nicze­go, inne­go. Wiesz to? Cóż,
wyglą­da na to, że nie wiesz; nic o mnie i tak
już zosta­nie.


Ostatni zdrowi ludzie

dla MM

Byli nie­ziem­sko znu­że­ni, nie po to jecha­li kil­ka godzin do sto­li­cy
sek­su, korup­cji i kul­tu­ry zwa­nej wyso­ką przez wszyst­kich, któ­rzy
tak na nią liczy­li, że nie poszli do uczci­wej pra­cy.

Festi­wal nie­speł­nień na dobre roz­sza­lał się pod bra­mą cmen­ta­rza.
Zro­zu­mie­li, że z pro­chu powsta­li i obró­cą się w coś podob­nie
nie­ła­pal­ne­go jak pro­szek. A pro­szek wiro­wał już w nie­ziem­skiej pral­ce.

Chcia­ła się kochać, chcia­ła poroz­ma­wiać, chcia­ła z nim zatań­czyć.
Nie wie­dzia­ła, że mówi o poten­cjal­nie zmar­łym, i mówi­ła jak lite­ra­tu­ra.
Myśla­ła o Elvi­sie, myśla­ła o san­kach, myśla­ła o struk­tu­rach języ­ka,

o Laca­nie, o swo­ich roman­sach i kłam­stwach tam­te­go grud­nia,
paź­dzier­ni­ka, o archi­tek­tu­rach tych kłamstw i ponow­nie o swo­ich kochan­kach.
A gdy brał ją pod rękę, była kimś z prze­szło­ści, kto się zgu­bił
w ohyd­nym i stra­szą­cym teraz.

Brat wdo­wy pro­sił o czy­tel­ne wier­sze. Będą czy­tel­ne wier­sze,
przy­się­gam. Kie­dyś będą nawet świet­ne, śmiesz­ne wier­sze na temat
śmier­ci, tej kon­kret­nej. I wte­dy będzie żywa.
I do nas podej­dzie.

Na razie ma się z boku. Szu­ka naj­pło­chliw­szej sztu­ki ze sta­da,
żeby ją pości­gać. Ot tak, dla zaba­wy, aż pęk­nie jej ser­ce.

Ostat­ni zdro­wi ludzie, ostat­nie oka­zy zdro­wia ze sta­da smut­nych
ludz­kich anty­lop, to my. Pój­dzie­my jesz­cze na jed­no, dwa piwa,
być może kil­ko­ro z nas pój­dzie się kochać w pod­miej­skich hote­lach,
kil­ko­ro z nas odu­rzy cyku­ta z sen­ni­ka.

Potem wró­ci­my na Połu­dnie, wyspać się, poszlo­chać.
Ostat­ni zdro­wi ludzie. Są w cenie jak nigdy. Mają jesz­cze w bakach
tro­chę cie­płej krwi.


reflektarz

moje ser­ce zna milion pie­śni nie­speł­nio­nych żądz
lecz zamiast pie­śni chce­cie facho­wej pora­dy
jak bez­brzeż­ny smu­tek bez przy­czy­ny wypchnąć
za bur­tę swej zmę­czo­nej łodzi

oto więc pro­sta rada, pro­sta, gdy wie­rzy­łeś
w coś – teraz uznaj śmier­tel­ność swej wia­ry
i wie­rze wypraw pogrzeb z mnó­stwem alko­ho­li
a kie­dy się obu­dzisz smu­tek musi znik­nąć

jeśli nie odnajdź w sobie i zbierz całą miłość
jaką cho­wasz do ludzi, rze­czy czy też zwie­rząt
i utocz z tej miło­ści coś na kształt mone­ty
ile­kroć przyj­dzie smu­tek będziesz ją wyda­wał

jeże­li to za mało jak mnie było mało
oddaj się bez opo­ru na uży­tek świa­ta
bo prze­zna­cze­niem two­im jest smu­tek bez kre­su
i prze­zna­czo­ny jesteś by roz­dać go innym

wyda­waj cia­ło, któ­re jest naczy­niem smut­ku
i któ­re jest bez woli i nie zna zmę­cze­nia
a każ­dy jego grzech jest ema­na­cją smut­ku
i sło­wa tego wier­sza podyk­to­wał smu­tek


Ci Mili Państwo

Ludzie są tyl­ko źli. Kto śni, niech wie: mylił się.
Nawet we śnie ich smo­ła wrze, że aż kłę­bi się rym.
Wrze smo­ła imion i serc; kocha­li­śmy się dziś w
topo­lo­wym pył­ku; bro­dzi­li­śmy w hał­dach listo­wia,

pla­ca­mi zabaw, przez sen. Bez przy­się­gi po kres;
Słoń­ce liście postrą­ca z drzew; ran­na pieśń zbu­dzi
odzew krwi. Ludzie są tyl­ko źli. Gaze­ty wyda­li Ci
niczym zgo­dę na śmierć. Park zaci­ska się, w pięść.

Nie są źli w głę­biach serc swych, nie. Mogli­by Cię
poko­chać wręcz; lecz poczy­tać? Co to to nie; Po co
welon, swój czar­ny tren, na zasło­ny prze­szy­wa (i
wie i ja wiem i), wiesz: Ludzie są tyl­ko źli. Wyko­pią

Ci dół, gdzie chcesz. Każ­dy garst­kę dorzu­ci Ci na
wierzch wie­ka, co stłu­mi dźwięk. Osku­bią gołę­bie,
i wygło­szą z twych listów wiersz; wskrze­szą łżą­ce
i mdlą­ce łzy. Mało Ci? No to śpij. Ludzie są tyl­ko źli.


wycieczka na groby

dłu­gi odpo­czy­nek. mam do sie­bie żal,
roz­mi­nę­łam się z oka­zją,
cel to prze­cież śro­dek

zbu­duj to, skon­stru­uj z powie­rzo­nych
czę­ści w piw­nicz­ce z narzę­dzia­mi
wie­czór jaki póź­ny

pod­krę­caj mnie i schła­dzaj
wejdź ze mną w rela­cję
doceń mnie i wte­dy posiądź

doce­nio­ną

O autorze

Marta Podgórnik

Ur. w 1979 r., poetka, krytyczka literacka, redaktorka. Laureatka Nagrody im. Jacka Bierezina (1996), stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nominowana do Paszportu „Polityki” (2001), laureatka Nagrody Literackiej Gdynia (2012) za zbiór Rezydencja surykatek. Za tomik Zawsze nominowana do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej (2016) oraz do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2016). W 2017 r. wydała nakładem Biura Literackiego tom Zimna książka, który również nominowany był do tych samych nagród. Książka Mordercze ballady przyniosła autorce Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike. Mieszka w Gliwicach.

Powiązania