książki / POEZJE

Palamedes

Piotr Matywiecki

Fragment poematu Piotra Matywieckiego Palamedes, wydanej w Biurze Literackim 1 maja 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

WSTĘP

Dzi­siaj mity grec­kie dobrze się mają tyl­ko w ency­klo­pe­diach. Wszę­dzie indziej świat je lek­ce­wa­ży, a jeśli zacze­pia, to tyl­ko dla orna­men­ta­cji swo­ich nader trzeź­wych spraw.

Cza­sem jed­nak i dzi­siaj mit potra­fi zra­nić.

Oto czło­wiek o imie­niu Pala­me­des, syn Nauplio­sa – żegla­rza z wyspy Eubei, mąż dobry i boha­ter­ski. Pod­czas bitwy o Tro­ję poczy­nił wie­le wyna­laz­ków waż­nych dla ludz­kiej kul­tu­ry. Mimo tych zasług tak dziw­nie żyje w mito­lo­gii Gre­ków, że niby w niej jest, a jak­by go nie było. Cho­ciaż nale­żał do zna­nych wojow­ni­ków achaj­skich pod wodzą Aga­mem­no­na – Homer o nim nie wspo­mi­na.

Ody­se­usz, zazdro­sny o sła­wę i msz­czą­cy się za dozna­ne od Pala­me­de­sa upo­ko­rze­nie (jak­że zasłu­żo­ne, bo obna­ża­ją­ce jego tchó­rzo­stwo!), uknuł prze­ciw Pala­me­de­so­wi intry­gę pod Tro­ją i Acha­jo­wie uka­mie­no­wa­li nie­win­ne­go.

Mówi się, że Homer chciał o tym opo­wie­dzieć w Ilia­dzie ale ktoś go zmu­sił (a może wewnętrz­ny uraz lub nakaz?) do pomi­nię­cia posta­ci Pala­me­de­sa, jego czy­nów i zasług.

I oto obec­ny – nie­obec­ny trwa zna­ny nie­wie­lu ludziom heros Pala­me­des. Tajem­ni­cza postać ścią­ga ku sobie domy­sły ducho­we i wąt­ki opo­wie­ści. Oso­ba jest okre­ślo­na, zamknię­ta i nie­zna­na jak kon­tur malo­wi­dła szki­co­wa­ny pałecz­ką ochro­wą i nie­wy­peł­nio­ny far­ba­mi, jak dół wydrą­żo­ny w zie­mi, do któ­re­go rzeź­biarz wle­je metal na odlew posą­gu.

Jego ojciec, Nauplios, żeglarz z wyspy Eubei, zemścił się na Gre­kach. Na wybrze­żu zbu­do­wał makie­tę świą­ty­ni, słu­żą­cą rów­nież, jak to wów­czas było w zwy­cza­ju, jako znak nawi­ga­cyj­ny. I tym oszu­kań­czym zna­kiem skie­ro­wał okrę­ty Acha­jów na ska­ły. Roz­bi­ły się i zato­nę­ły.

Coś zmu­sza moją wie­dzę i wyobraź­nię, żebym dowie­dział się, co o Pala­me­de­sie mówio­no i domy­ślił się nie­wia­do­me­go. Zmu­sza mnie ktoś we mnie, jakiś Pala­me­des, żebym jego życia doświad­czył. W zamian ja sam obie­cu­ję sobie dotknię­cie czy­stych żywio­łów, zna­jo­mość życia ludzi, przez bogów zapew­nio­ną obro­nę przed żywio­ła­mi, ludź­mi i boga­mi. Tego się dla sie­bie Pala­me­des słusz­nie spo­dzie­wał. I w chwi­li tej obiet­ni­cy wiem, że bogo­wie uczy­nią mnie bez­bron­nym wobec ludz­kie­go zbrod­ni­cze­go pod­stę­pu, że żywio­ły roz­przę­gną moje cia­ło pod cio­sem bogów. Los Pala­me­de­sa.

Tysią­ce lat temu nie­wi­do­my Homer pierw­sze­go świa­ta widzi wszyst­ko żywe, co trwa ufor­mo­wa­ne i uoso­bio­ne jak miliar­dy osob­nych zia­ren pia­sku ochro­we­go, i to samo wszyst­ko, co jest jak bez for­my wyla­ne z jed­no­li­cie i powszech­nie roz­to­pio­ne­go meta­lu. Wszyst­ko toczy się cza­sem i prze­strze­nią w podró­ży przez cały świat, od Eubei na pół­no­cy do Kre­ty na połu­dniu, od dzie­ciń­stwa świa­ta do jego sta­ro­ści, wszyst­ko żyje natu­ral­nym życiem i umie­ra natu­ral­ną śmier­cią, ale bar­dziej jesz­cze żyje spry­tem życia i umie­ra w śmier­tel­nych pułap­kach. Los Pala­me­de­sa zale­ży od Ody­se­usza, wszyst­ko Pala­me­de­so­we nale­ży do Ody­se­usza, ja wiem o tym teraz – ja, pierw­szy Homer począt­ku świa­ta, ostat­ni Homer ostat­nie­go świa­ta.

Mię­dzy Home­rem począt­ku a Home­rem koń­ca dzie­je się poemat, któ­ry jest cie­le­sny; nawet myśl i jej abs­trak­cje moż­na prze­czuć, wyobra­zić, wymó­wić – i umrzeć.


ŚMIECH ODYSEUSZA

W prze­strze­ni śmie­chu
przed­śmiert­ny jęk Pala­me­de­sa – zakrze­pła świą­ty­nia.
Ody­se­usz stoi obok – mię­dzy nimi
jest śmiech. Pala­me­des już tego śmie­chu nie sły­szy,
Ody­se­usz nawet nie wie, że się śmie­je,
cho­ciaż rozu­mie ten nie­swój śmiech
zabi­ja­nia.

To jest pierw­szy, dany na zawsze,
śmiech odłą­cze­nia ja od ja,
śmiech mię­dzy tym, któ­ry opo­wia­da,
a tym, któ­ry słu­cha – ale śmiech bez nich.
Śmiech przy zabój­stwie odłą­czo­ny od zabi­ja­nia.
Roz­dy­go­ta­na drwi­na drwin.

Ody­se­usz nie wyśmie­wa zabi­ja­ne­go.
I nie śmie­je się z nicze­go, któ­rym będzie czło­wiek zabi­ty.
To wzrok Ody­se­usza śmie­je się, bo widzi zabi­ja­nie.
Śmiesz­ne jest to, że widzi kogoś, kto nie będzie widział.
Widzi kogoś, kogo nie będzie. To śmiesz­ne.
Śle­py śmiech. Głu­chy śmiech. Nie­do­ty­kal­ny śmiech.
Bez­bo­le­sny śmiech.
Śmiech bez­cie­le­sne­go rozu­mu.
Ten śmiech nie ma into­na­cji, rów­ny wszę­dzie i zawsze,
ani pytaj­ny, ani wykrzyk­ni­ko­wy, ani oznaj­mu­ją­cy.
Bez­na­mięt­nie okrut­ny.

Wszę­dzie śmie­je się Ody­se­usz, nie musi być sobą,
widzi zabi­ja­ne­go, dla­te­go nie ma cia­ła ani bólu.
Zawsze śmie­je się Ody­se­usz, dzi­siaj tak­że,
bo ktoś kie­dy­kol­wiek jest zabi­ja­ny.
Naj­śmiesz­niej­szy śmiech, bo ze wszyst­kie­go.
Wszyst­ko, ta abs­trak­cja, jest bez­lud­ne,
Ody­se­usz mści się na czło­wie­ku, a wszyst­ko
nie zna zemsty, wszyst­ko śmie­je się tyl­ko ze wszyst­kie­go –
„tyl­ko” to jest czło­wiek, Pala­me­des albo Ody­se­usz,
„tyl­ko” jest śmiesz­ne jak nic.
W nie­cza­sie i nie­prze­strze­ni śmie­chu.

Tak się Ody­se­usz zaśmie­wa, rzu­ca swój śmiech za sie­bie,
rzu­ca przed sie­bie. Ten śmiech go uwal­nia,
teraz będzie mógł pły­nąć od Troi do Ita­ki,
roze­śmia­ny w bitwie, w pod­stę­pie, w przy­go­dzie,
roze­śmia­ny w lęku o swo­je życie,
roze­śmia­ny w zabi­ja­niu zalot­ni­ków.
Roze­śmie­wa wokół sie­bie zabi­ja­nych,
roze­śmie­wa na cały świat.

Śmiech strzą­sa z sie­bie sło­wo o sobie. Nie jest mową.
Śmiech strzą­sa z sie­bie sło­wo śmiech.
Śmiech strzą­sa z sie­bie dźwięcz­ność śmie­chu.
Śmiech jest świa­tem! – Wypeł­nia Ody­se­usza,
czy­ni go rów­nym świa­tu i Ody­se­usz opo­wia­da
jak żył po śmier­ci Pala­me­de­sa. Jakie miał przy­go­dy.

Sam na zawsze zabój­ca spo­koj­ny
w świe­cie roz­dy­go­ta­nym ago­nia­mi.


MALARZ GALATON PORTRETUJE HOMERA

Malu­jąc patrzę.
Spo­glą­da­niu powie­rzam dotyk pędz­la.
Malo­wa­ne twa­rze odpo­wia­da­ją spoj­rze­nia­mi.
I far­ba pyta podo­bień­stwa, czy jest wier­na,
czy jej pyta­nie śle­po wie­rzy odpo­wie­dziom.

Ten por­tret jest inny –
Homer nie patrzy na patrzą­cych.

Nie­pew­ność sie­bie w obec­no­ści ślep­ca:
było­by mi nija­ko śle­dzić jego nic
gdy on nie widzi. Ale Home­ra nie moż­na p o d p a t r z y ć,
zasko­czyć. Twa­rzą w twarz
jest wobec każ­de­go. Nie widząc pozna­je
i zamiast upodob­niać się – mówi.
Podob­ny do niko­go – p r z y p o m i n a sie­bie.

Jeśli mam nama­lo­wać Home­ra, muszę upew­nić
jego obec­ność w malo­wi­dle i we mnie –
obcość roz­po­star­ta śle­pą far­bą
i osob­ność nie­wi­do­ma w moich oczach.

Sto­ję obok Home­ra, sto­ję obok obra­zu Home­ra,
mówię o Home­rze, mówię o obra­zie,
mówię o tym, co Homer mówi – darem­nie,
Homer nie widzi sie­bie i obra­zu.

Współ­czu­ciu – okrut­nej wyobraź­ni – dzię­ku­ję za ból nie­wi­dze­nia.
Wyra­zi­łem ślep­ca rzeź­bią­ce­go ten ból.
Widzia­łem w sobie jak on rzeź­bi wła­sną maskę pośmiert­ną,
jak dotknię­ty doty­kiem two­rzy wła­sną twarz,
for­mu­je wnę­trze swo­ich uci­ska­nych gli­ną dło­ni
i bole­sny wyraz na zewnątrz: odci­śnię­te oczo­do­ły maski.

Podob­nie pamię­tam sie­bie kie­dy byłem dziec­kiem
i dziec­ko mnie napo­mi­na abym nie pamię­tał
a żył dzie­cię­co ku świa­tu. I ślep­ca­mi cza­su
jeste­śmy wza­jem­nie, doro­sły i dziec­ko, słu­cha­jąc barw i kształ­tów
tych samych teraz co wte­dy, z Home­ro­wych ust.

Naśla­du­ję two­rze­nie nico­ścia­mi, twarz czer­nia­mi w bla­sku.
W mro­ku księ­ży­co­we­go słoń­ca, w świe­tle nocy dnia
wyszu­kam maskę jego twa­rzy
mię­dzy wzro­kiem a doty­kiem – mimo­ludz­ko,
ani we wnę­trzu oso­by ani poza sobą.
Kość­mi moich pal­ców nama­lu­ję jego twarz od środ­ka czasz­ki.
Pędz­lem, któ­ry zabi­ja to, co oży­wia malu­jąc
poko­lo­ru­ję śmierć, zama­sku­ję kolor.
Odważ­ni­ka­mi jego oczu zba­dam cię­żar wszech­świa­ta
i cyfry wagi – abs­trak­cje – zło­żę pod malo­wa­ne czo­ło.
Tyle zna­czę lek­kim dotknię­ciem pędz­la ile on tutaj myślą nie wie –
a mówi i mil­czy poza obra­zem.

Tak nama­lu­ję jego usta, że uło­żą się przy swo­jej opo­wie­ści
jak dźwięk przy myśli, zie­mia przy umar­łym, mat­ka przy dziec­ku.
Mil­cząc, ist­nie­nie przy ist­nie­niu, śle­pe wza­jem­nie
usta i opo­wieść nauczą w i d z i e ć s i ę
uwa­gą spoj­rze­nia tak jasną, że nie zatrzy­ma­ną na oso­bie.

Nie­wi­do­my, rzeź­biąc ból, ule­pił ostat­nie dwie zie­mie gli­nia­ne:
Ilia­dę, Ody­se­ję. Uło­żył je w oczo­do­łach,
prze­cią­gnął dło­nią po skoń­czo­nej masce – i odjął dłoń.

GWIAZDOZBIÓR

Bogo­wie prze­no­si­li wybra­nych śmier­tel­ni­ków
na nie­bio­sa, żeby roz­pa­la­li spoj­rze­nia ludzi
nie­do­sięż­ną nadzie­ją wiecz­ne­go ist­nie­nia.
Led­wo widocz­ne zary­sy nie­śmier­tel­nych posta­ci
w ludz­kich oczach drża­ły punk­ta­mi świa­tła,
nicze­go nie przy­po­mi­na­jąc, i łączy­ły się wid­mem
czło­wie­ka bez czło­wie­czeń­stwa. Ale to był on,
heros, noc­ne nie­bo, pięk­na nie­obec­na obec­ność.

Zabi­ja­no Pala­me­de­sa. Zma­sa­kro­wa­ne cia­ło
garść zie­mi chwy­ta­jąc życie wypusz­cza,
powie­ka nie­bo dźwi­ga i nie­bo z oczu gubi
pod sto­sem krwa­wych kamie­ni. Jak stam­tąd
moż­na roz­gwieź­dzić się w nie­bie?
Życie za sobą zni­ka, przed sobą się spię­trza,
za sobą doszczęt­nie umie­ra, nad sobą nic nie rodzi,
gwiaz­da zabi­ta.

Na nie­bie widzę nie­bo słów o czym­kol­wiek,
ale nie ma tam mitu o Pala­me­de­sie,
nie­bo patrzy w moje oczy, w sło­wa
naocz­ne i wśle­pio­ne, w gwiaz­dę zabi­tą.

To wszyst­ko, mnie i bogów i świat,
widział Pala­me­des. Zabi­jał się w nim gwiaz­do­zbiór,
a na nie­bie sza­la­ło bez­pra­wie przy­pad­ko­wych słów,
Homer mil­czał nad nami.


RÓD PALAMEDESA

W poko­le­niach ziem­skich matek ród przez trzech boskich pra­oj­ców pło­dzo­ny bie­ga po zie­mi chło­pię­cą oso­bą Pala­me­de­sa: zaba­wą z żywio­ła­mi zie­mi – nie­biań­ską, świe­tli­stą, jaw­ną.
– Zeus, wszech­obec­ne i bez­oso­bo­we prze­my­śle­nie nie­ba, oddech zni­kąd doni­kąd, z abs­trak­cji do powie­trza, cia­ło chłop­ca rozum­ne.

Chło­piec marzył, że Zeus, pra­wo rów­no­mier­nie sie­ją­cych się prze­strze­ni, ojciec miejsc, w któ­rych ist­nie­ją bogo­wie i śmier­tel­ni ludzie, że Zeus jest jego tyl­ko ojcem! Z powszech­nej rośli­ny rosną­ce­go powie­trza chło­piec złusz­czył źdźbło – tyl­ko dla sie­bie: roślin­ne mle­ko pie­ni­ło się w nim z natchnie­nia prze­strze­ni (powie­trze jest krwią tej prze­strze­ni a lot jest ser­cem tej krwi). I oto Pala­me­des jest krwią lotu i odde­chu, roz­pra­sza­ną skrzy­dła­mi pogo­dą lek­kich naro­dzin i sta­rze­ją­cym się w płu­cach nie­wol­ni­kiem wes­tchnie­nia.
– Helios, świa­tło nie­po­dob­ne do ognia, inne w każ­dej porze sło­necz­ne­go dnia i do żad­nej pory nie­przy­le­głe, świa­tło powszech­ne bez naro­dzin ze słoń­ca, nie­śmier­tel­ne bez cie­nia, cia­ło chłop­ca żyją­ce, nie­po­rów­na­ne.
Nie­śmier­tel­ne nasie­nie Helio­sa – krew, któ­ra z peł­ni połu­dnio­wej godzi­ny wsą­cza się w pie­ką­cą ranę mło­do­ści Pala­me­de­sa. Słoń­ce jest ciśnie­niem, mię­śniem, wewnętrz­nym naprę­że­niem prze­strze­ni, świa­tło i cie­pło są kobie­cą sub­stan­cją, krwią tego pożą­da­nia, a wzrok jest ser­cem tej krwi. I oto chło­piec bie­gnie krwią świa­tła i cie­pła, przy­śpie­sza­ną źre­ni­ca­mi aż po różo­we pal­ce widzą­ce w ciem­no­ści.
– Posej­don, nie­ru­cho­my, głę­bo­ki cię­żar i powierz­chow­na, ruchli­wa zasło­na fal, każ­de miej­sce morza po swo­je­mu grun­tow­ne i nie­ugrun­to­wa­ne, sobą samym jasno zasło­nię­te, cia­ło doj­rze­wa­ją­ce­go chłop­ca jaw­ne, obec­ne.

Nie­śmier­tel­ne nasie­nie Posej­do­na – krew, któ­ra z oso­cza zie­mi zacią­ży­ła w spo­koj­nych podró­żach męż­ne­go Pala­me­de­sa, krew wiel­ko­dusz­ne­go morza. (Sło­na gorycz jest krwią wód a klej­no­ty meduz cen­ne, bo prze­świ­tu­ją gory­czą i solą, są naro­da­mi serc, wspól­no­tą pró­bu­ją­cych życia.) I oto pły­nie w Pala­me­de­sie krew prze­ta­cza­na ser­cem.

Z zie­mi­stej krwi matek jego rodu ule­pio­no to cia­ło, któ­rym jest Pala­me­des, to pożą­da­nie nie­ba, słoń­ca i morza, skrzep pokar­mów i śmier­ci żył­ko­wa­ny krwio­bie­ga­mi, cia­ło ciska­ne losem bez ser­ca i bez pra­wa, ciska­ne ser­cem zie­mi.
Pala­me­des raz się rodził, nie wspo­mi­nał naro­dzin, bo żyjąc – żył w naro­dzi­nach. I śmierć tyl­ko raz była śmier­cią, tyl­ko raz wszę­dzie, w nie­bie, w słoń­cu, w zie­mi i morzu.


RÓD ODYSEUSZA

Kie­dy zesta­rzał się Ody­se­usz
czę­sto rodził się z wła­snej opo­wie­ści o sobie.

Uwiel­biał opo­wia­dać o swo­im rodzie,
sta­wiał przy­droż­ne kamie­nie przod­ków,
owi­jał opo­wieść wokół nich,
kom­po­no­wał odstę­py poko­leń jak cie­ka­wą wędrów­kę
i był prze­wod­ni­kiem.

Szedł ze stro­ny ojca – pra­dzia­dem był Zeus.
Szedł ze stro­ny mat­ki – pra­dzia­dem był Her­mes.
Zeus jest wszyst­kim – Her­mes wybie­ga z wszyst­kie­go.

A wszyst­ko w chło­dzie, w Zeu­sie.

Ody­se­usz opo­wia­dał o sobie, mówiąc: „Opo­wia­da­no o nim”.
Opo­wia­da­no, że imię jego idzie od słów:
„Zeus padał desz­czem na dro­dze”.
Po dro­dze tego zda­nia jego imię
było kalam­bu­rem tych słów.

Her­mes biegł swo­imi dro­ga­mi
a Zeus był pogo­dą dobrą i złą na jego dro­gach.

Ody­se­usz pro­wa­dził się obok dro­gi Her­me­sa.
Bie­gnąc przez wszyst­ko spo­glą­dał na życie spo­za życia,
prze­pla­tał życie naro­dzi­na­mi jak­by nie swo­imi,
i śmier­cią tych, któ­rych zabi­jał.
Żeglo­wał jak krwa­wa medu­za,
jak tar­cza śmier­ci w nie­śmier­tel­nym morzu.
Cho­dzi­ło o kalam­bur nie­śmier­tel­ny, o śmier­tel­ny spryt życia.

Bie­gnąc obok dro­gi Her­me­sa
wyprze­dzał go albo pozo­sta­wał za nim,
żeby nie spo­ty­kać Zeu­sa panu­ją­ce­go nad dro­gą.
Ody­se­usz chciał być wła­snym dobrem, wła­snym złem.

Zabi­jał na lud­nej dro­dze, na dro­dze pustej,
bez Zeu­sa.
W sta­ro­ści było pusto na dro­dze.
Spo­koj­nie umie­rał.

Wte­dy szedł i widział – teraz idzie i zna­czy.

Her­mes wymie­nia wzrok na zna­cze­nie,
wte­dy na teraz, teraz na wte­dy.

To nic nie zna­czy – nie ma kalam­bu­ru:
śmierć ludzi, któ­rych Ody­se­usz zabił
jest nie­wy­mien­na –

bo rodzi­li się.

*

Rody Pala­me­de­sa i Ody­se­usza: wspól­ne rody wro­gów!

Suk­ce­sje naro­dzin, „wyda­wa­nia na świat”, suk­ce­sje roz­dzie­ra­nia łon, któ­re wyszły z łon poprzed­nich – mają w sobie dra­stycz­ność cie­le­sną rów­ną zabi­ja­niu.

Z łon wycho­dzi suk­ce­sja życia i suk­ce­sja zabi­ja­nia.


NAUKI CHEJRONA

Co koń­czy się, przez fakt skoń­cze­nia
Zabi­ja przed zabój­stwem.

Mie­czy­sław Jastrun

Naj­pierw two­ja ręka poło­żo­na na ręce mat­ki. Na koniec poło­żo­na na drew­nie trum­ny, na kamie­niu gro­bo­wym – jak na ręce mat­ki. Two­je nie­mow­lę­ce oko prze­świe­tlo­ne na bie­li prze­ście­ra­deł, na różo­wo­ści jej cia­ła. Twój słuch wibru­ją­cy na gło­sach mat­ki, wody, pta­ka, ognia.

Kie­dy to wszyst­ko zauwa­żysz i znaj­dziesz tam sie­bie i two­je cia­ło, będziesz bez­wied­nie znaj­do­wał rze­czy, czas, kobie­ty i męż­czyzn, zły i dobry los. Będziesz odrzu­cał i na nowo znaj­do­wał, nie pamię­ta­jąc, że wyrzu­ci­łeś, będziesz pod­no­sił ręką do oczu i nasłu­chi­wał.

W pod­ręcz­nych sprzę­tach, w godzi­nach, w ludziach, w losie, znaj­dziesz sie­bie po raz dru­gi i schwy­cisz, kie­dy dowiesz się, że umrzesz. Znaj­dziesz – i to będzie two­je mie­nie do śmier­ci. Umyśl­nie będziesz wynaj­dy­wał świat, aby tym pew­niej dać się świa­tu zasko­czyć.

Gru­da gli­ny albo metal albo ludz­kie cia­ło. Two­rzy­wo jest tu! Weź sobie i zapo­mnij skąd wzią­łeś. Teraz jest w two­ich rękach i oczach i umy­śle. Dotknij, przyj­rzyj się i zamyśl – tam skąd wzią­łeś pozo­stał nie­byt albo czy­jaś tęsk­no­ta (niech cię ona nie wcią­ga!) a tu, na powierzch­ni tego co od wszyst­kich stron ode­rwa­ne, co ze wszyst­kich stron wzię­te, jest ślad po świe­cie poza tobą, jest pamięć, któ­rej nie znasz. Zmie­niaj ten ślad, nazy­waj, ura­biaj wedle zamy­słu, spoj­rze­nia, ręki. Jest twój. Zro­bi­łeś mały świat. Nową pamięć.

A teraz połóż ten świat na innym miej­scu. Pozwól mu żyć tym, co wyrzeź­bi­łeś na jego powierzch­ni i tym, czym zdzi­wi się powierzch­nia duże­go świa­ta czu­jąc ten mały świat – czu­jąc te wszyst­kie pomniej­szo­ne gli­ny i ręce, meta­le, oczy i umy­sły. Przy­po­mnij sobie, że two­je śla­dy pamię­ta­ją o tobie.

Zna­le­zi­ska i rze­czy zro­bio­ne, jeże­li bywa­jąc w two­im ist­nie­niu zuży­wa­ją i unie­ru­cha­mia­ją two­je zmy­sły, usu­waj (zapo­mi­naj). Rób miej­sce dla coraz innych ist­nień (albo swo­je zmie­niaj w inne). Pozna­nych ludzi, jeże­li cie­bie pozna­li, zabi­jaj. Ból, któ­ry tobie zada­li, wpę­dzaj do ich ciał. Zatrzy­muj ich ser­ca aby ból nie mógł cie­bie pora­zić zabój­czym odru­chem ich złej krwi. I zaśle­piaj ich oczy, aby twój ból ich ocza­mi nie lito­wał się nad tobą. Zabi­jaj, aby umar­li. Mów o nich, aby umar­li. Mów jak rdzeń wytry­sku­je z prze­rą­ba­nych krę­gów, jak ręce przy­gię­te­go do zie­mi trzy­ma­ją wnętrz­no­ści otwar­te­go brzu­cha, jak węgo­rze obgry­za­ją tłuszcz nad ner­ka­mi w otwar­tych ranach. Wszę­dzie nie żyje ten, któ­re­go zabi­łeś. Zapo­mi­naj – aby umar­li.

Kie­dy poczu­jesz ból, zamknij go w sobie, a jak­by poza sobą. To jest jedy­ny lek, jeśli zdo­łasz go sobie spo­rzą­dzić: nic two­je­go w two­im bólu, nic dla cie­bie i nic prze­ciw­ko tobie – ani w świe­cie ani w myśli. Wszyst­ko cia­sno jak kamień. Musiał­byś rzu­cić się aż za hory­zont swo­je­go ja – tyl­ko wte­dy unik­nął­byś śmier­ci. Ale jesteś za sła­by, a wyobraź­nia jest bole­sna i tobą zaję­ta.

Krzycz.

*

Chej­ron – naj­star­szy na Zie­mi. Rzeź­biarz, a wła­ści­wie nauczy­ciel rzeź­bie­nia, bo tyl­ko naucza­ją­cym sło­wem wni­ka w mate­rie świa­ta i w mate­rię wła­sne­go cia­ła obra­bia­ją­ce­go świat. Uczy bogów i hero­sów naj­pierw widzieć swo­je życie, a póź­niej dopie­ro tym życiem zmie­niać żywio­ły i rze­czy.

Dwie są głów­ne nauki Chej­ro­na:
Tek­to­ni­ka – nauka o podzia­łach świa­ta.
Rów­no­waż­nia – nauka o rów­no­wa­że­niu czę­ści świa­ta.

Te dwie nauki odróż­nia­ją czło­wie­czeń­stwo od zwie­rzę­co­ści, któ­ra nicze­go nie odróż­nia i nicze­go nie porów­nu­je, żyje w życiu.

W poko­le­niu Pala­me­de­sa i Ody­se­usza tek­to­ni­ka roz­wi­nę­ła się w naukę o kate­go­riach ist­nie­nia w świe­cie, a rów­no­waż­nia w naukę o trans­ak­cjach, o wymia­nie towa­rów i pie­nię­dzy.

Pala­me­des bro­nił się przed tymi roz­wi­nię­cia­mi nauk Chej­ro­na, Ody­se­usz chęt­nie je dosko­na­lił. I oka­za­ło się, że dzię­ki temu mógł wpro­wa­dzić w świat nie-etycz­ność, mógł posłu­gi­wać się pod­stę­pem.

Łatwo bowiem moż­na fał­szo­wać kate­go­rie, ponie­waż są sztucz­ne. Trud­niej wymien­ność rze­czy, bo jest bar­dziej natu­ral­na, ale da się to zro­bić dzię­ki wyna­laz­ko­wi pie­nią­dza. To pozwa­la Ody­se­uszo­wi „wyku­py­wać” zło etycz­ne – będąc pod­łym wobec Pala­me­de­sa, zako­pu­jąc pie­nią­dze pod jego namio­tem, moż­na o k u p i ć to dziel­no­ścią i spry­tem w grec­kiej służ­bie pod Tro­ją.


O autorze

Piotr Matywiecki

Urodzony 5 czerwca 1943 roku w Warszawie. Poeta, eseista. Uhonorowany m.in. prestiżową nagrodą PEN-Clubu (1994) oraz Nagrodą Literacką Gdynia (2008). Jego książki trzykrotnie znalazły się w finale Nagrody Literackiej Nike (2006, 2008 i 2016). W 2013 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Romantyczność. Współczesne ballady i romanse inspirowane twórczością Adama Mickiewicza

utwory / zapowiedzi książek Joanna Roszak Miłosz Biedrzycki Piotr Matywiecki

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 5 wrze­śnia 2022 roku.

Więcej

Literatura na wysypisku kultury

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie „Lite­ra­tu­ra na wysy­pi­sku kul­tu­ry” z udzia­łem Pio­tra Maty­wiec­kie­go, Prze­my­sła­wa Owczar­ka, Mar­ty Pod­gór­nik, Rober­ta Rybic­kie­go i Mar­ty Koron­kie­wicz w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Wiek żelazny

wywiady / o książce Eliza Kącka Piotr Matywiecki

Roz­mo­wa Eli­zy Kąc­kiej z Pio­trem Maty­wiec­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pala­me­des, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

Palamedes – autoprezentacja

recenzje / KOMENTARZE Piotr Matywiecki

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Maty­wiec­kie­go do poema­tu Pala­me­des, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2016 roku.

Więcej

Świadkowie kolorów

dzwieki / RECYTACJE Piotr Matywiecki

Wiersz z tomu Zdar­te okład­ki (1965–2009), zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Brze­gi, zdar­te, nie­rze­czy­wi­ste” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Palamedes (2)

utwory / zapowiedzi książek Piotr Matywiecki

Frag­ment poema­tu Pio­tra Maty­wiec­kie­go Pala­me­des, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

W tej chwili

dzwieki / RECYTACJE Piotr Matywiecki

Wiersz Pio­tra Maty­wiec­kie­go ze zbio­ru Zdar­te okład­ki. Wier­sze z lat 1965–2009.

Więcej

Palamedes (1)

utwory / zapowiedzi książek Piotr Matywiecki

Frag­ment poema­tu Pio­tra Maty­wiec­kie­go Pala­me­des, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

Gdy „na wzruszenia jest wymiar ogólny i ścisły”

wywiady / o książce Jakub Skurtys Piotr Matywiecki

Roz­mo­wa Jaku­ba Skur­ty­sa z Pio­trem Maty­wiec­kim.

Więcej

Posłowie (fragment)

recenzje / KOMENTARZE Piotr Matywiecki

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Maty­wiec­kie­go do książ­ki Złot­nie­ją­cy świat Marii Konop­nic­kiej.

Więcej

Sztuka

dzwieki / RECYTACJE Piotr Matywiecki

Wiersz z tomu Zdar­te okład­ki (1965–2009), zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Brze­gi, zdar­te, nie­rze­czy­wi­ste” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

W tej chwili

dzwieki / RECYTACJE Piotr Matywiecki

Wiersz z tomu Zdar­te okład­ki (1965–2009), zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Brze­gi, zdar­te, nie­rze­czy­wi­ste” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Kabalistyczne gęstości języka i poezja cienkiej faktury

wywiady / o pisaniu Joanna Roszak Piotr Matywiecki

Z Pio­trem Maty­wiec­kim roz­ma­wia­ją Emi­lia Kle­dzik i Joan­na Roszak.

Więcej

Na progu milczenia

recenzje / ESEJE Piotr Matywiecki

Recen­zja Pio­tra Maty­wiec­kie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wysze­dłem szu­kać Leopol­da Staf­fa w wybo­rze Justy­ny Bar­giel­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 31 maja 2012 roku.

Więcej

Kilka słów o poezji Tymoteusza Karpowicza

debaty / książki i autorzy Piotr Matywiecki

Głos Pio­tra Maty­wiec­kie­go w deba­cie „Po co nam Dzie­ła zebra­ne Kar­po­wi­cza”.

Więcej

Konopnicka? Trzeba ją ocalić od zapomnienia*

wywiady / o książce Piotr Matywiecki

Roz­mo­wa Mał­go­rza­ty Matu­szew­skiej z Pio­trem Maty­wiec­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Złot­nie­ją­cy świat Marii Konop­nic­kiej.

Więcej

Gdy „na wzruszenia jest wymiar ogólny i ścisły”

wywiady / o książce Jakub Skurtys Piotr Matywiecki

Z Pio­trem Maty­wiec­kim o książ­ce Złot­nie­ją­cy świat Marii Konop­nic­kiej roz­ma­wia Jakub Skur­tys.

Więcej

Posłowie (fragment)

recenzje / KOMENTARZE Piotr Matywiecki

Frag­ment posło­wia Pio­tra Maty­wiec­kie­go do książ­ki Złot­nie­ją­cy świat Marii Konop­nic­kiej.

Więcej

Lato bez treści, Rysunek, [kiedy spotkasz zabitego]

recenzje / KOMENTARZE Piotr Matywiecki

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Maty­wiec­kie­go do wier­szy z książ­ki Zdar­te okład­ki (1965–2009).

Więcej

Nieskończenie długi poemat poza słowami

wywiady / o książce Jakub Skurtys Piotr Matywiecki

Z Pio­trem Maty­wiec­kim o książ­ce Zdar­te okład­ki roz­ma­wia Jakub Skur­tys.

Więcej

Człowiek, my, nasza prawda

recenzje / IMPRESJE Piotr Matywiecki

Recen­zja Pio­tra Maty­wiec­kie­go z książ­ki Dni i noce Pio­tra Som­me­ra.

Więcej

O remoncie poranka

recenzje / NOTKI I OPINIE Maciej Robert Piotr Kępiński Piotr Matywiecki

Komen­ta­rze Pio­tra Maty­wiec­kie­go, Macie­ja Rober­ta, Pio­tra Kępiń­skie­go.

Więcej

Wiek żelazny

wywiady / o książce Eliza Kącka Piotr Matywiecki

Roz­mo­wa Eli­zy Kąc­kiej z Pio­trem Maty­wiec­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pala­me­des, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

Nazywacz

recenzje / IMPRESJE Krzysztof Siwczyk

Szkic Krzysz­to­fa Siw­czy­ka do poema­tu Pala­me­des Pio­tra Maty­wiec­kie­go, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

Palamedes – autoprezentacja

recenzje / KOMENTARZE Piotr Matywiecki

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Maty­wiec­kie­go do poema­tu Pala­me­des, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2016 roku.

Więcej

Palamedes (2)

utwory / zapowiedzi książek Piotr Matywiecki

Frag­ment poema­tu Pio­tra Maty­wiec­kie­go Pala­me­des, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

Palamedes (1)

utwory / zapowiedzi książek Piotr Matywiecki

Frag­ment poema­tu Pio­tra Maty­wiec­kie­go Pala­me­des, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 1 maja 2017 roku.

Więcej

Rzecz o niegotowości świata

recenzje / ESEJE

Recen­zja Zbi­gnie­wa Bień­kow­skie­go z książ­ki Świa­tło jed­no­myśl­ne Pio­tra Maty­wiec­kie­go.

Więcej

Strony

recenzje / ESEJE Bogusław Kierc

Recen­zja Bogu­sła­wa Kier­ca z książ­ki Zdar­te okład­ki Pio­tra Maty­wiec­kie­go.

Więcej