książki / DOŻYNKI

Pięć opakowań

Marta Podgórnik

Fragmenty książki Marty Podgórnik Pięć opakowań, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w serii "Dożynki" 30 wczerwca 2008 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Z tomu Próby negocjacji (1996)

płodne dni

W takie dni już tyl­ko her­ba­ta lip­to­na nad
tomi­ka­mi boh­da­na zadu­ry, albo popra­wia­nie
dyk­cji przed brą­zo­wym lustrem.

na przy­stan­ku smar­ka­nie wprost do kosza z
przy­trzy­ma­niem jed­nej dziur­ki,
i po cze­sku odwra­ca­nie nume­rów auto­bu­sów
i tak jadą­cych w jed­no i to samo miej­sce.

już tyl­ko umy­wa­nie rąk od wszyst­kich waż­nych
i nie­waż­nych, od prze­gra­nych naszych bitew,
od zaraz. mimo­wol­ne prze­ły­ka­nie umy­ka­ją­ce­go
spod pode­szw kurzu, latar­nia­ne pusz­cza­nie oczek
w raj­sto­pach kaba­ret­kach.

nazy­wa­ją to sze­ro­kim ukła­dem odnie­sie­nia,
jeśli to coś mówi komu­kol­wiek.

w takie dni już tyl­ko do sku­pu bute­lek,
po wię­cej pust­ki, po wię­cej.


uciekinier bez powodu

sygna­ły nie­zdro­we­go zain­te­re­so­wa­nia docie­ra­ją co jakiś
czas, podob­nie jak pocz­tów­ki z odle­głych mia­ste­czek
sygno­wa­ne bez­na­mięt­nym „do zoba­cze­nia” przez kogoś,
w kim moż­na się było zako­chać, tyl­ko prze­ga­pi­ło się

oka­zję. pozo­sta­wa­nie w przy­jaź­ni z nie­zli­czo­ną
ilo­ścią nie­do­szłych mężów i żon jak kolek­cjo­no­wa­nie
kap­sli z nie­moż­li­wo­ścią wygra­nia jesz­cze cze­goś ponad
to, co już się otrzy­ma­ło. a trze­ba wkal­ku­lo­wać

mie­sza­nie imion, rosną­ce rachun­ki tele­fo­nicz­ne,
nie­spo­dzie­wa­ne wizy­ty. kon­se­kwen­cje drob­nych kłamstw
jak zimu­ją­cy w kościach zło­śli­wy nowo­twór cze­ka­ją na
swo­ją chwi­lę. odło­żo­na na bok jak zale­głe listy słu­chaw­ka

jesz­cze cie­pła cie­płem policz­ka, tra­ci mia­ro­wy puls sygna­łu.
osta­tecz­ne roz­wią­za­nie – rwiesz żyłę kabla strze­piąc opusz­ki
pal­ców, ciek­nąc ryglu­jesz drzwi, uda­jesz, że wysze­dłeś
i nie wiesz, kie­dy wró­cisz. po dru­giej stro­nie świa­tła gasną

z rów­ną gwał­tow­no­ścią, cho­ciaż nie wszę­dzie roz­gry­wa się
dra­mat. dłu­ga zima osła­bia czuj­ność, wypy­cha z reso­rów,
wymu­sza pod­ję­cie ryzy­ka. kupisz pół litra, zmie­nisz adres na
ety­kie­cie, znik­niesz cicho jak wywa­bio­na wybie­la­czem pla­ma.


Z tomu Paradiso (2000)

żenujący klasycyzm

tzw. dłu­gi week­end naresz­cie się koń­czy
a ja od pierw­szej nocy wie­dzia­łam co będzie
jak ten sen zło­ty szczę­ście sobie poszło w chuj
alko­hol we krwi krą­ży a łzy są na szczę­ście

na to, co sobie poszło, jak wspo­mnia­łam, w chuj
a przez moment w feerii kie­lisz­ków z obwód­ką
mignął mi pan­ny mło­dej sta­ro­mod­ny strój
mlecz­na biel lite­rat­ki ze zmro­żo­ną wód­ką

jak pager zadzwo­ni­ła w samą porę myśl
aby nalać do peł­na znów co czy­nię chęt­nie
dopie­ro po pół­no­cy a ty chcesz już iść?
wiel­ka szko­da, popatrz, tu jest bar­dzo pięk­nie

tu zimą uwie­rzy­łam (jak to „mam już dość”?)
w real­ne lep­sze świa­ty, w kre­dy­to­wy bilet
na woka­lu ordon­ka i con­fet­ti gwiazd
kel­ner! pro­szę to samo! nie­waż­ne za ile

więc dobrze, że zapo­mnieć pro­po­nu­jesz mi
i że nie chcesz powta­rzać błę­du – błąd był mój
jak moje jest kró­le­stwo i smok co w nim śpi
i tęsk­no­ta do tego co już poszło w chuj


luxemburg i inne wiersze

raz tyl­ko byłam szczę­śli­wa w miło­ści ale źle się skoń­czy­ło
tę pory­wa­ją­cą skąd­inąd histo­rię wła­śnie sprze­da­łam
gaze­cie kobie­cej za pierw­sze przy­zwo­ite hono­ra­rium

takie wyda­rze­nia plus lek­tu­ra tego co piszą nie­któ­rzy goście
i jed­na gośció­wa na łamach get­to­wej pra­sy i jesz­cze trzy
pierw­sze miej­sca w ran­kin­gu „pio­sen­kar­ki,

pio­sen­ka­rze, zespo­ły XX wie­ku” przy nie­obec­no­ści
w pierw­szej set­ce micha­ela jack­so­na oraz pewien facet przy któ­rym
upusz­czam przed­mio­ty ale nade wszyst­ko

trzy­dzie­stocz­te­ro­pro­cen­to­we popar­cie dla post­ko­mu­ni­stów
w ostat­nich son­da­żach – to w koń­cu skła­nia do głęb­szej reflek­sji,
np. przed­wczo­raj pusz­cza­li­śmy z rafa­łem

pio­tra szcze­pa­ni­ka i zaczę­łam roz­wa­żać rezy­gna­cję z lite­ra­tu­ry
bo takie­go kawał­ka jak „puste koper­ty” nigdy nie wymy­ślę
choć­bym ule­gła namo­wom i zaczę­ła palić

to świń­stwo po któ­rym zaraz chce się jeść i spać a to połą­cze­nie
fatal­ne dla figu­ry samot­nej kobie­ty, o czym musi myśleć nawet
jeśli przyj­mie posa­dę w kul­tu­rze-oświa­cie,

tele­fon komór­ko­wy oraz kon­to w ban­ku co jest co nie­co war­te
w sytu­acji kie­dy zała­twia sobie zakaz wstę­pu do kolej­nych
łóżek – jak zwy­kle głu­pio o tym sze­rzej

opo­wia­dać więc mówię coś w sen­sie lass das i może­my na wód­kę
do dia­bła z tym wier­szem to już hymn hipo­kry­zji za chwi­lę napi­szę
że czu­ję się wol­na, swo­bod­na jak kul­ka z flip­pe­ra


Z tomu Długi maj

fleksja

z uko­cha­ny­mi pięk­nie i pod mostem jest coś
wię­cej w sło­wach któ­rych nie rozu­mie­my
a wypo­wia­da­my w odpo­wied­nich momen­tach
wię­cej niż sami chcie­li­by­śmy sły­szeć

w nie­od­po­wied­nich momen­tach gdy nie jest
tak jak myślisz i nie jest jak na to wyglą­da
i wszyst­ko ci wytłu­ma­czę a prze­cież wia­do­mo
jak to bywa mię­dzy nami a uko­cha­ny­mi

co nie lubią być wier­ni ani praw­do­mów­ni
zosta­wia­jąc to sze­re­gom miś­ków i kocia­ków
z któ­ry­mi nie zada­je­my się nawet przez moment
a ci ze swo­ich powo­dów nie pcha­ją się do nas


kadr na dzień dobry

tak mam już kur­wa nędza cór­ka inży­nie­ra
że kocham się w per­fek­cji i wiel­bię szcze­gó­ły
z bra­ku laku w nie­sma­ku lecz jed­nak wybie­ram
cza­sem nawet maho­met musi przejść się w góry

cza­sem nawet maho­met musi się wypróż­nić
nikt nie jest pro­ro­kiem we wła­snej łazien­ce
świat się bar­dzo sta­ra by zała­twić mi epi­zod
w czy­imś jesz­cze życiu nie­ste­ty za epi­zo­dy

nie dają osca­ra cóż przy­zna­ne napręd­ce pomniej­sze
nagro­dy pomniej­szą może gorycz zga­gi bo do koń­ca
utrwa­lo­ny w mym fil­mie pozo­sta­niesz mło­dy
i wiecz­nie iść będzie­my w stro­nę wszech­wład­ne­go słoń­ca


Z tomu Dwa do jeden

Radość i relaks

Oto pierw­sza pacjent­ka nasze­go docen­ta, Elż­bie­ta, dwu­dzie­sto­dwu­lat­ka,
któ­rą zawał wyrwał z tygo­dnia spraw do zała­twie­nia; gdy ude­rzył, ona
oglą­da­ła serial w tele­wi­zji Pol­sat, i wca­le się nie czu­ła zestre­so­wa­na, ani
prze­mę­czo­na. Jak to w nie­dzie­lę, ból się jej nasi­lał (a świat ole­wał Elę,

choć go prze­ra­zi­ła jej nagła bla­dość; ona sama zaś mia­ła wra­że­nie, że
spa­rzy­ła się w płu­ca. Ser­ca wte­dy w ogó­le nie czu­ła. Potem pomy­śla­ła,
że ktoś ją szty­le­to­wał w kiep­skim kry­mi­na­le.

Docent dzie­li pacjent­ki na młod­sze (Mia­łam tyle pla­nów!) i na star­sze
(sta­re); „Jak to – śla­du nie ma? A prze­cież ja się wybie­ram na ren­tę!”.
Lecz naj­smut­niej­sze to osie­ro­ce­ni, gdy jesz­cze wal­czą z losem i mają
pre­ten­sje: Prze­cież media poda­ją: z zawa­łem wygry­wasz. To dla­cze­go

umar­ła? Nic się nie leczy­ła, nie robi­ła badań; pierw­szy lekarz dał lek
i odje­chał. Dru­gi kazał włą­czyć sygnał. Jesz­cze sami go uspo­ka­ja­li,
że ner­wo­wa była od zawsze. W kar­dio­lo­gii szyb­ko odtrą­bio­no suk­ces
– ostrze­ga odra­to­wa­na Ela; i pra­wie każ­de zda­nie zaczy­na od słów.


Zielone kantyczki

Wte­dy do mnie dotar­ło, gdy to mnie dotar­ło. Przy czym
oka­za­ło się, otar­ło ramię. Tar­ło nie­zdar­nie. Zdję­cia się
utar­ło wie­szać w anty­ra­mie, nas utar­ło się wie­szać w
pod­zie­miach, ewen­tu­al­nie bun­krach Nasze­go Wydaw­cy.

Jak? Naj­bar­dziej. O to się otar­ło aku­rat nie raz nie dwa
nie­wie­lu z nas, a resz­cie, Skar­bie, na do widze­nia, jak
temu mia­stu, zaję­cia: jak mogli­ście zwąt­pić w miłość i
że co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Co w ogó­le

było? Nie pytam; czy­tam Żada­na, i – Chwi­lo, nie trwaj,
Chwi­lo, wypier­da­laj! Wybacz mi ten wers, byłem lub
byłaś widocz­nie naje­ba­na. Dzi­siaj, z per­spek­ty­wy zera,
dostrze­gam nie znacz­ne ustęp­stwa, jedy­nie uchy­bie­nia

drob­ne, i doce­niam, żeś pozo­sta­ła wier­na, choć­by sobie.
Bo wiem, że nie uda­je się dla­te­go, że trzy­ma­my kciu­ki,
zapo­mi­na­jąc jak głu­pi o gar­dzie; że się po raz kolej­ny
odda­je dla tego jed­ne­go, temu jedy­ne­mu. Na otar­cie łez.


Z części Gwiazdor rocka i królowa disco

Zimne

nim spło­wia­łym gło­sem nie wydrgam w ciem­nym losie wła­snej
ścież­ki
, wyobraź sobie: dołem pędzi rze­ka, zaro­śla tata­ra­ku -
boko­bro­dy w pia­nach. i nie zaznasz miło­ści, mimo moż­li­wo­ści,
wsta­wio­nych w z góry spa­czo­ny szyk zda­nia.

ust­ne umo­wy, pleśń w powi­dłach, wysyp sierp­nio­wy cze­re­śni
i wiśni! pisz, głu­pia, pisz i sza­cuj! krew­kie ryt­my wio­dą
samo­bój­ców do łóż­ka, a my usy­cha­my sami ze sobą złak­nie­ni
twej pie­śni! nie ma że boli? nie. boli, że nie ma!

pamię­tasz bal­la­dę o palusz­kach okrusz­ka?
czar­ny cień na obło­ku, cytu­ję z pamię­ci. pstryk!
i krę­ci się. bez nas. coraz bar­dziej bez nas.


Danz Une Funetre

W Krant­zu nie ma już Kró­lo­wej; teraz mówi do pana kobie­ta:
Zabił pan Kró­lo­wą. Powi­nien ją zabić, by nie stra­cić.

Poko­cha­łam Cię, kie­dy wsze­dłeś do mojej kom­na­ty. I wsty­dzi­łam się tego.
Poko­cha­łam Cię, kie­dy zemdla­łeś zmę­czo­ny. I wsty­dzi­łam się tego.
Poko­cha­łam Cię i wsty­dzi­łam się tego.

Póź­niej nie będzie póź­niej – pani mnie oca­li, a ja – oca­lę panią:
Pro­szę tyl­ko zmie­nić swo­je postę­po­wa­nie i swo­je zamia­ry. Wró­cić do sto­li­cy
i przy­jąć para­dę. Wyma­zać z pamię­ci nasz krew­ki epi­zod.

Bo lud panią kocha.

Ten domek zbu­do­wa­no dla Kró­la, gdy miał dzie­sięć lat.
Kró­lo­wa Cię tutaj nie znaj­dzie. Czy aby na pew­no Kró­lo­wa wró­ci do sto­li­cy?
Kró­lo­wa zawsze odjeż­dża dale­ko.

Nie pro­po­nu­ję pani szczę­ścia, bo nie umiem kła­mać.
Ale może zostań­my dwu­gło­wym orłem ze sztan­da­rów?

A Kró­lo­wa się nie­po­koi, lecz jest bar­dzo sil­na. Zasła­nia twarz wła­sny­mi ręka­mi.
Zano­cu­je w obe­rży w razie cze­go. Ja wró­cę do Krant­zu.

To życzę wszyst­kim pań­stwu miłej nocy: dzień będzie okrop­ny.

(Boisz się bo nie jesteś zako­cha­ny. Gdy­byś pod­szedł bli­żej, sły­szał­byś
jak się czy­ta; czy­tał tak jak mówisz.)

Dłoń boga szu­ka kogoś od rana, i znaj­dzie.

O autorze

Marta Podgórnik

Ur. w 1979 r., poetka, krytyczka literacka, redaktorka. Laureatka Nagrody im. Jacka Bierezina (1996), stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nominowana do Paszportu „Polityki” (2001), laureatka Nagrody Literackiej Gdynia (2012) za zbiór Rezydencja surykatek. Za tomik Zawsze nominowana do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej (2016) oraz do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2016). W 2017 r. wydała nakładem Biura Literackiego tom Zimna książka, który również nominowany był do tych samych nagród. Książka Mordercze ballady przyniosła autorce Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike. Mieszka w Gliwicach.

Powiązania