książki / POEZJE

Piosenki dla martwego koguta

Bohdan Zadura

Jurij Andruchowycz

Fragmenty książki Jurija Andruchowycza Piosenki dla martwego koguta w przekładzie Bohdana Zadury.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nothing but Budapest

Nawet mógł­bym myć spa­li­no­we loko­mo­ty­wy
na dwor­cu Kele­ti -
żeby tyl­ko być bli­żej Budy z jej zie­lo­ny­mi wzgó­rza­mi.
Żeby tyl­ko nie mówić ani sło­wa,
sie­dzieć i słu­chać,
jak wszy­scy wokół mnie o czymś mówią po węgier­sku.

Zgod­nie z Pete­rem Zila­gim
w cią­gu ostat­nich kil­ku lat
Węgrzy stra­ci­li świa­to­wy pry­mat
w samo­bój­stwach
i teraz są tyl­ko gdzieś w pierw­szej
piąt­ce.

To może ozna­czać, że oni
odnaj­du­ją coraz więk­sze poro­zu­mie­nie ze świa­tem.
Czy­li że coraz wię­cej ludzi rozu­mie ich język.
To rów­nie dobrze
może nie ozna­czać nic
poza przed­wcze­sno­ścią tego wnio­sku.

Zamó­wi­li mi tak­sów­kę
gdzieś mię­dzy pierw­szą i dru­gą w nocy, kie­row­ca
miał z osiem­dzie­siąt lat
i nie mówił żad­nym tury­stycz­nym języ­kiem.
Dobrze, że o takiej póź­nej porze
podróż z Pesz­tu do Budy
nie trwa zbyt dłu­go,
ina­czej przy­szło­by mi jak naj­szyb­ciej
opa­no­wać węgier­ski,
żeby jakoś pod­trzy­mać z nim roz­mo­wę,
co z jed­nej stro­ny nie jest łatwe
po dwóch butel­kach wypi­tej napręd­ce
palin­ki.

Przed mostem Wol­no­ści (Sza­bad­ság hid),
on, oczy­wi­ście, zapo­mniaw­szy, że nie jestem tutej­szy
(zwa­żyw­szy na jego wiek,
to wca­le nie dziw­ne i nawet natu­ral­ne),
zaczął mi coś z oży­wie­niem opo­wia­dać.
Tak, jak­bym w swo­im codzien­nym życiu
mył spa­li­no­we loko­mo­ty­wy na dwor­cu Kele­ti
i był w sta­nie zro­zu­mieć na czym pole­ga dow­cip.

Chwy­ta­łem moment,
kie­dy moż­na w ślad za nim się uśmiech­nąć,
Choć naj­śmiesz­niej­sze było co inne­go:
on nigdy nie sły­szał nazwy hote­lu,
w któ­rym miesz­ka­łem.
Musia­łem poka­zy­wać dro­gę
gesta­mi, i tyl­ko kate­dra św. Mate­usza (Máty­ástem­plom)
ura­to­wa­ła mnie a jed­no­cze­śnie i jego.

Zapła­ci­łem mu znacz­nie wię­cej
niż nale­ża­ło, po czym dowie­dzia­łem się,
że bra­ku­je mu poło­wy zębów -
tak sze­ro­ko się uśmiech­nął.
Cze­go mi poży­czył
na poże­gna­nie?

Dobrej nocy? Śpij spo­koj­nie? Niech ci się szczę­ści,
syn­ku, byłeś moim milio­no­wym pasa­że­rem?

To pozo­sta­nie jego i moją tajem­ni­cą.
Tak samo jak ten cho­ro­bli­wie opu­chły mło­dy Cygan,
któ­ry wąchał klej z folio­we­go worecz­ka
następ­ne­go dnia na wyspie Mał­go­rza­ty (Mar­git szi­get).
Spo­tka­li­śmy się wzro­kiem,
tak jakoś wycią­gnął przed sie­bie rękę -
odejdź, nicze­go tu nie widzia­łeś, zni­kaj.
To pozo­sta­nie naszą tajem­ni­cą.

Nie wyklu­czam, że od cza­su do cza­su
on myje spa­li­no­we loko­mo­ty­wy na dwor­cu Kele­ti -
żeby tyl­ko prze­żyć, zjeść swo­ją kanap­kę,
zapić piwem,
żeby tyl­ko być bli­żej Budy z jej zie­lo­ny­mi
wzgó­rza­mi.

Żeby tyl­ko nie sko­czyć do tego strasz­ne­go Duna­ju,
w jego czar­no-sza­re wody,
jed­no­cze­śnie prze­su­wa­jąc swój ojczy­sty kraj (Mágy­aror­szág)
o kil­ka szcze­bli w górę
w świa­to­wej sta­ty­sty­ce.


Calling Dem

W kwiet­niu sie­dem­dzie­sią­te­go ósme­go
leża­łem na pod­ło­dze w jed­nym z aka­de­mi­ków Lwo­wa,
pra­wie nie­przy­tom­ny z prze­pi­cia
i osiem­na­sto­let­ni.
Nade mną coś się odby­wa­ło, moi star­si
kum­ple przyj­mo­wa­li gości, pili her­ba­tę
z winem, ple­tli o sztu­ce.
Moja gło­wa wiro­wa­ła w cen­try­fu­dze.

Zda­je się, że to była nie­szczę­śli­wa miłość
i pro­ble­my z rocz­ną pra­cą w tej licz­bie.

Przez mgłę w oczach
zoba­czy­łem roz­czo­chra­ne zary­sy Dema i zapa­dłem się
w jesz­cze głęb­szą otchłań nie­moż­li­we­go! Deli­rium
tre­mens: Dem w moim poko­ju!

Już nie wiem, czy to dobrze czy źle,
ale w wie­ku osiem­na­stu lat jesz­cze potrze­bu­je­my
kul­tów, ikon czy raczej ido­li.
Dem był mala­rzem alter­na­tyw­nym.
Dem był hopo­wy, suro­wy, dżin­so­wy,
sko­ja­rze­nio­wy, uni­wer­sal­ny,
Mętow­nia zgar­nia­ła go nie­mal codzien­nie.
Jego obraz­ki kupo­wa­li zagra­nicz­ni sno­bi.
Jak wszy­scy fana­ty­cy gotów byłem myć
jego podziu­ra­wio­ne sto­py.
Był świę­tym moje­go kul­tu, you know what I mean?

W paź­dzier­ni­ku dwu­ty­sięcz­ne­go dru­gie­go
(Nicze­go sobie, ćwierć wie­ku jak z bicza strze­lił!)
nie puści­li go na mój wie­czór.
Podob­no był pra­wie nie­przy­tom­ny
z prze­pi­cia i się nie nada­wał. Tym bar­dziej
do takie­go alter­na­tyw­ne­go zebra­nia.

Wszyst­ko, co pozo­sta­ło tym razem po nim -
jakaś lito­gra­fia
na doda­tek z pocz­to­wym znacz­kiem, dla mnie.
Nawet nie wiem, co z nią zro­bić.
Jakoś dziw­nie wie­szać na ścia­nie pocz­to­wy zna­czek.

Ale ja nie o tym -
a o wiecz­nym mija­niu się. Tyle twa­rzy
wessa­ło w nie­do­sięż­ne odstoj­ni­ki!
One już nawet stam­tąd nie krzy­czą,
nawet nie krzy­czą.

I tyle tego, co się nie zda­rzy­ło, co wię­cej
już się nie sta­nie,

A z dru­giej stro­ny -
jaką powieść napi­sa­li­śmy we dwóch, sami
o tym nie wie­dząc! Jaka zaje­bi­sta epic­kość
na prze­strze­ni całe­go ćwierć wie­ku! Dem! Sły­szysz?
Dem!!!

Krzy­czę do cie­bie ze swo­je­go odstoj­ni­ka.


And Everybody Fucks You

Dziew­czę­ta były nie­zbyt ład­ne i drob­ne,
ale jed­na powie­dzia­ła do dru­giej:
„Pro­po­nu­ją mi pra­cę w fir­mie.
Sekre­tar­ka-refe­rent­ka, obo­wiąz­ko­wa zna­jo­mość kom­pu­te­ra.
Sto bak­sów na mie­siąc – i wszy­scy cię posu­wa­ją”.

Sto bak­sów na mie­siąc – pomy­śla­łem.
I wszy­scy cię posu­wa­ją.
To plus czy minus, jak to rozu­mieć, pomy­śla­łem.
I w jakim sen­sie, pomy­śla­łem, czyż­by w dosłow­nym,
a może w prze­no­śnym?
I w któ­rym było­by lepiej?
W dosłow­nym? W prze­no­śnym?
Mia­łem nad czym myśleć, a pociąg
mknął sobie dalej i koła
jak głu­pie wystu­ki­wa­ły
jed­no i to samo, jed­no i to samo:
Sto bak­sów na mie­siąc!
I wszy­scy cię posu­wa­ją, posu­wa­ją!
Sto bak­sów na mie­siąc!
I wszy­scy cię posu­wa­ją, posu­wa­ją!
Sto bak­sów na mie­siąc!
I wszy­scy cię posu­wa­ją, posu­wa­ją!


Bombing New York City

Oso­by płci żeń­skiej zapra­sza­my do wyj­ścia -
Do znik­nię­cia w ciem­no­ści.
To numer wyłącz­nie nasz, męski.
Tak zresz­tą chcia­ła sama natu­ra,
wła­śnie tę nie­po­trzeb­ną płeć obda­rzyw­szy zdol­no­ścią
gasze­nia bez wody tlą­ce­go się ogni­ska.

Nie­bo nad nami w gwiaz­dach. To sier­pień, sier­pień.
Mia­sto pod nami pięk­ne niby Galak­ty­ka.
To sier­pień, sier­pień.
To ogni­sko, przy któ­rym dopie­ro co sie­dzie­li­śmy.

„To Nowy Jork – mówię -
Przy­go­to­wać się do bom­bar­do­wa­nia”.

Zaczy­na­my nie­jed­no­cze­śnie,
ale wszy­scy czte­rej. Stru­mie­nie się krzy­żu­ją,
mia­sto pod nami syczy i gaśnie cały­mi
kwar­ta­ła­mi.

„Wię­cej uwa­gi na Man­hat­tan – mówię. -
Czar­ne­go Har­le­mu i Bro­nxu nie rusza­my”.
„Z Bro­okli­nem i Queen­sem skoń­czo­ne” -
dopo­wia­da John,
tro­chę bar­dziej pija­ny i bar­dziej skon­cen­tro­wa­ny.

Zbu­rzyw­szy Chry­sle­ra, Seegram i Empi­re Sta­te
jeste­śmy w peł­ni zado­wo­le­ni z ope­ra­cji.
Zacią­ga­my zam­ki w roz­por­kach, wycho­dzi­my
na bazę, w ciem­ność, czu­jąc się asa­mi prze­stwo­rzy.

Minie jeden mie­siąc – i takie żar­ty wyda­dzą się
nie­sto­sow­ne.

Prze­ło­żył Boh­dan Zadu­ra

O autorach i autorkach

Bohdan Zadura

Ur. w 1945 r. Poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. W latach 2004-2020 redaktor naczelny „Twórczości”, od lat pozostaje związany z „Akcentem” i „Literaturą na Świecie”. Laureat licznych polskich i zagranicznych nagród, w tym: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. H. Skoworody (2014) oraz Nagrody im. C.K. Norwida (2015). W Biurze Literackim w latach 2005–2007 ukazały się jego dzieła zebrane, a w kolejnych latach publikował w oficynie następne premierowe książki, w tym w 2020 roku wybór wierszy Sekcja zabójstw. W 2018 r. został uhonorowany Silesiusem za całokształt twórczości.

Jurij Andruchowycz

Urodzony 13 marca 1960 roku. Ukraiński poeta, prozaik, eseista i tłumacz. Ukończył studia w Ukraińskim Instytucie Poligrafii im. I. Fedorowa we Lwowie (1982). W latach 1990-1991 studiował w Instytucie Literatury im. Gorkiego w Moskwie. Laureat m.in. Nagrody Herdera (2001), Nagrody Europejskiego Porozumienia Leipziger Buchpreis (2006). Za powieść Dwanaście kręgów otrzymał Nagrodę Literackiej Europy Środkowej „Angelus” (2006). Założyciel grupy poetyckiej Bu-Ba-Bu. Jeden z twórców fenomenu stanisławowskiego. Jest autorem przekładów z języka polskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Mieszka i pracuje w Iwano-Frankowsku.

Powiązania