książki / POEZJE

Planeta rzeczy zagubionych

Julia Fiedorczuk

Fragmenty książki Planeta rzeczy zagubionych Julii Fiedorczuk, wydanej w Biurze Literackim 23 października 2006 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Lądy i oceany

Dosłow­nie ogień jest nam bli­ski.
Cza­sa­mi czu­jesz go w pode­szwach stóp.
To znak, że kie­dyś wszyst­ko było boskim oce­anem.
Zaś głę­bo­ki czas zie­mi wyra­ża się w licz­bach tak zatrwa­ża­ją­cych,
że ich odkry­cie odmie­ni­ło bieg ludz­kiej myśli.

Któ­ra, rzecz jasna, spo­dzie­wa się grun­tu
pod noga­mi i przy­chyl­nej aury.
Z tej per­spek­ty­wy słoń­ce jest czymś w rodza­ju wiecz­no­ści,
a morze upar­tym pod­tek­stem.

Miej­sce
ma sens o ile da się wyko­pać grób.
Tyl­ko gdzie­nie­gdzie moż­na pobu­do­wać domy.
Na prze­kór wszyst­kie­mu wie­rzy się w trwa­łość tych śla­dów,
cho­ciaż powszech­nie wia­do­mo, że lep­sza jest jed­na garść poko­ju.
Jesz­cze inne wer­sje mówią o wysłu­cha­nej modli­twie ryb.

Tak czy ina­czej, odmęt ma swo­je pra­wa.
Cia­ła ponie­kąd sta­łe, mamy prze­cież łzy, a te są w każ­dym sło­wie:

bo sól jest na koń­cu języ­ka i jest krop­ką nad i.


Bardo

Bla­da gwiaz­da zjeż­dża w wiecz­ny śnieg.
Kto prze­trwa na koń­cu tego świa­tła?
Nasy­co­na biel, któ­rą łapiesz na stro­ny swo­jej książ­ki
koń­czy się w oknie.

Moja cho­ro­ba jest cie­pła i pul­su­je jak ser­ce
jeżąt­ka sku­lo­ne­go pod liścia­stym kocem,
pośród drzew, któ­re zacho­dzą atra­men­tem.

W ich suchych wło­sach bawi się kosmicz­ny wiatr,
pod sufi­tem nie­ba, we wnę­trzu bożej dło­ni.


W domu powinno być także miejsce dla zmarłych

Prze­strzeń, rzecz trój­wy­mia­ro­wa, nie­chyb­nie powo­łu­je pyta­nia o kres.
Przy­cho­dzą na myśl dłu­gie prze­cią­gi próż­ni nad chmu­ra­mi.
Tam jest prze­strzeń kosmicz­na, przed­miot odkryć, któ­re zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wa­ły wie­le spraw.
Są tak­że prze­strze­nie ste­pów, mórz i oce­anów, oraz mię­dzy­ko­mór­ko­wa,
wypeł­nio­na powie­trzem lub wodą.

Prze­strzeń się oswa­ja jak dra­pież­ne zwie­rzę. Dobrze, żeby nie było śla­dów
nie­okre­ślo­no­ści. Na podo­rę­dziu mamy boga­ty arse­nał kształ­tów. Pla­ne­ty,
na przy­kład, są okrą­głe jak man­da­le. Rzu­cik tere­nu świad­czy o wiel­kiej wytrwa­ło­ści
zmian.

Podob­nie kie­dy na wycie­racz­ce znaj­du­je się kom­post (z łac. com­po­si­tum),
mie­sza­ni­nę róż­ne­go rodza­ju odpad­ków. Kie­dy do domu wcho­dzi ogród,
albo las.


Kochankowie na otwartym morzu

W tym zim­nym kra­ju bywa­ją dni dłu­gie jak woal
śnie­gu na kró­lew­skim czo­le. Czas się wte­dy odmie­rza pul­so­wa­niem kry.
Jest go dużo: jak wte­dy, kie­dy była cał­kiem jasno­wło­sym dziec­kiem.
Bawi­ła się bry­ła­mi lodu, w któ­rych cza­sem tkwi­ło zamar­z­nię­te życie:
nie­po­ję­ty liść, jakaś mała ryba albo wygim­na­sty­ko­wa­ne
sta­wo­no­gi.

Jej cia­ło cie­płe od sąsiedz­twa skór, ponie­waż była ulu­bie­ni­cą myśli­wych.
Rosła. Cza­sem tyl­ko śni­ła o lesie (to za spra­wą liścia) i o zie­le­ni, któ­rą
mia­ła w oczach. Na jawie widzia­ła głów­nie zaspy, bo w tym kró­le­stwie
niedź­wie­dzi bra­ku­je deko­ra­cji. Ono jest stre­fą
wiecz­nych luster.

I tak się pierw­szy raz zoba­czy­li, w zim­nym lustrze. W jed­nej chwi­li
poję­ła soczy­sty sens tra­wy, zro­zu­mia­ła, że nie ma począt­ku, że byli tam od zawsze,
w tej nocy, któ­ra zapa­da po zamknię­ciu powiek. Mia­ła już odtąd wie­dzieć, że tęsk­no­ta
nie dobie­ga koń­ca, że nie ma kre­su żało­by.

Co do bia­łe­go świa­ta: jeśli się gdzieś koń­czy, to rosną tam liścia­ste drze­wa.
Nie było wąt­pli­wo­ści, że tam będzie odtąd zmie­rza­ła, że nigdy
tam nie dotrze. Naba­zgra­ła na śnie­gu: „WIECZNOŚĆ JEST PODRÓŻĄ”.
Mia­ła nadzie­ję, że wyj­dzie jej na spo­tka­nie, że się spo­tka­ją wpół dro­gi,
że po dro­dze będą cie­płe, leni­we zako­la cza­su.

Liść: spój­ny układ tka­nek. Uner­wie­nie jak frag­men­ta­rycz­na mapa,
matry­ca do wypeł­nie­nia barw­ny­mi zda­rze­nia­mi. Bez tru­du zła­ma­ła szyfr:
wszyst­kie dro­gi pro­wa­dzą z domu w wiel­ki świat, pro­mie­ni­ście,
bez­kom­pro­mi­so­wo.

Są zresz­tą takie świa­ty, że aż nie do wia­ry. Wężo­wi­dło jest zim­no­lub­ne.
„Pela­gicz­ny nek­ton skła­da się pra­wie wyłącz­nie z dziel­nych pły­wa­ków,
któ­rzy są w sta­nie popły­nąć, gdzie­kol­wiek im się zama­rzy. Plank­ton zno­wu,
bier­nie uno­szą­cy się w wodzie, prą­dy roz­no­szą i mie­sza­ją po całym świe­cie.”

Pły­wa­nie to pest­ka, dobrze pamię­ta wodę z wcze­snych, płyn­nych cza­sów.
Jest bar­dzo mała na tle strasz­nych grot. W tych oko­li­cach
panu­je duże nasy­ce­nie wody życiem. Jeśli się dobrze przyj­rzeć, znaj­dzie się całą kolek­cję
bra­ku­ją­cych ogniw. Para­lak­sa księ­ży­ca. Ponad­to: maszy­na do pisa­nia w bar­dzo dobrym
sta­nie. Pojaz­dy i para­fra­zy. Zmar­no­wa­ne szan­se. Zie­leń.
To jest pla­ne­ta zagi­nio­nych rze­czy.

I ja teraz jed­ną z nich, pomy­śla­ła. Znów mam płe­twy. Ruch
jest łatwy jeśli się jest śli­zem, łatwy, kie­dy się jest gołę­biem w powie­trzu
wyko­nu­ją­cym ślizg. Wszyst­ko jed­no życie, kie­dy na nie­go cze­ka i mówi
„teraz jestem two­ja, nale­żę do cie­bie, nale­żę do morza, do zie­mi, do cie­bie”.


Spis strat (i zysków)

Doro­śli do per­fek­cji opa­no­wa­li sztu­kę zni­ka­nia.
Zna­ją te wszyst­kie rze­czy, na któ­re jesz­cze czas.
Pomyśl o czymś przy­jem­nym.
Nie oba­wiaj się snu.
Na nic tobie ta wie­dza, wszyst­ko będzie potem.
I skąd się w tobie bio­rą takie myśli?

W oczach dziew­czyn­ki przy­cza­jo­na śmierć.
Na zdję­ciu ma sześć lat i patrzy w przy­szłość,
któ­ra teraz na nią patrzy i ma w oczach łzy.
Uro­czy­ście. Mię­dzy drze­wa­mi, któ­re szum­nie
wycho­dzi­ły z lata, szczo­drze rzu­ca­ły cień.

Wszyst­ko jest poże­gnal­ne. Nagła ostrość
widze­nia, póź­nym ran­kiem, w czerw­cu,
po wio­śnie, któ­ra wsią­ka w ląd. Chłód.
I na policz­kach mam zapo­wiedź desz­czu,
kro­pla, potem kolej­ne. Bie­giem do domu,
ja i cał­kiem nowa
dziew­czyn­ka, któ­rą cie­szy deszcz
więc mówi do mnie mama­ma­ma­ma­ma­ma

O autorze

Julia Fiedorczuk

Urodzona w Warszawie. Prozaiczka, poetka, tłumaczka. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Laureatka austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Członkini ASLE (Association for the Study of Literature and the Environment). Mieszka w Warszawie.

Powiązania