książki / POEZJE

Planeta rzeczy zagubionych

Julia Fiedorczuk

Fragmenty e-booka Planeta rzeczy zagubionych Julii Fiedorczuk, wydanego w Biurze Literackim 30 maja 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Lądy i oceany

Dosłow­nie ogień jest nam bli­ski.
Cza­sa­mi czu­jesz go w pode­szwach stóp.
To znak, że kie­dyś wszyst­ko było boskim oce­anem.
Zaś głę­bo­ki czas zie­mi wyra­ża się w licz­bach tak zatrwa­ża­ją­cych,
że ich odkry­cie odmie­ni­ło bieg ludz­kiej myśli.

Któ­ra, rzecz jasna, spo­dzie­wa się grun­tu
pod noga­mi i przy­chyl­nej aury.
Z tej per­spek­ty­wy słoń­ce jest czymś w rodza­ju wiecz­no­ści,
a morze upar­tym pod­tek­stem.

Miej­sce
ma sens o ile da się wyko­pać grób.
Tyl­ko gdzie­nie­gdzie moż­na pobu­do­wać domy.
Na prze­kór wszyst­kie­mu wie­rzy się w trwa­łość tych śla­dów,
cho­ciaż powszech­nie wia­do­mo, że lep­sza jest jed­na garść poko­ju.
Jesz­cze inne wer­sje mówią o wysłu­cha­nej modli­twie ryb.

Tak czy ina­czej, odmęt ma swo­je pra­wa.
Cia­ła ponie­kąd sta­łe, mamy prze­cież łzy, a te są w każ­dym sło­wie:

bo sól jest na koń­cu języ­ka i jest krop­ką nad i.


Szuflada

Nie­któ­rzy kolek­cjo­nu­ją opił­ki prze­szło­ści.
Są bez­cen­ne jak szadź na przy­droż­nych brzo­zach.
Zwłasz­cza liczą się nie­licz­ne momen­ty bez­względ­nej przy­tom­no­ści umy­słu,
ekwi­nok­cjum.

Jej pamiąt­ki: stos kolo­ro­wych pism, w któ­rych jest całe pięk­no świa­ta.
Ścin­ki tka­nin, z któ­rych uszy­to suk­nie na każ­dą oka­zję.
Kolo­ro­we włócz­ki. Podusz­ka. Pod tym wszyst­kim
ktoś kie­dyś odkry­je mapę nie­ak­tu­al­ne­go świa­ta.
Pej­zaż prze­sta­rza­łych państw.
Sta­da nie­ży­ją­cych zwie­rząt, poży­wia­ją­ce się daw­no wymar­łym gatun­kiem tra­wy.

Domy zje­dzo­ne przez wodę i przez wiatr, a w domach
pożół­kłe zdję­cia miesz­kań­ców.


Echo

Ponie­waż zni­ka się z nie­do­bo­ru miło­ści,
cia­ło ule­ga atro­fii, śmierć wcho­dzi na duszę
i nie ma mowy o nago­ści.

W sło­wach nie ma już ani kro­pli wol­no­ści,
nie ma odde­chu, tyl­ko szron i sztucz­ne kra­jo­bra­zy;
tak zni­ka się z nie­do­bo­ru miło­ści,

idzie się na samo dno nocy. W ciem­no­ści
sączy się bez­cie­le­sny, przy­mu­so­wy lament
i nie ma mowy o nago­ści.

Wszyst­ko roz­gry­wa się w samot­no­ści.
Wszyst­ko, czy­li głos, gra same­go gło­su,
ponie­waż zni­ka się z nie­do­bo­ru miło­ści,

albo się sie­bie zatra­ca w wiel­kiej ilo­ści
powtó­rzeń. W kró­le­stwie zna­ków
nie ma praw­dzi­wej nago­ści.

Taki los: jesteś, ale cię nie ma.
Two­je syla­by są cięż­ką pra­cą żało­by.
Ponie­waż zni­ka się z nie­do­bo­ru miło­ści
i nie ma mowy o nago­ści.


Kochankowie na niebieskim tle

Takie prze­strze­nie, gdzie się bez skru­pu­łów
leje dzi­kie świa­tło, to z powo­du słoń­ca (któ­re jest dziu­rą
w wiel­kim wor­ku lawy). Stre­fa skrzy­deł –
moc­ny, sta­bil­ny, pro­sty lot i bły­ska­wicz­ne
zej­ście w dół, pra­wie swo­bod­ny spa­dek masy
na cel.

I skąd tam oni? Nad dacha­mi, nad gło­wa­mi drzew?
Ponad umo­ru­sa­ną wykła­dzi­ną chmur?
Jakiż to dziw­ny pojazd, napę­dza­ny sna­mi, ich tam wyniósł?

Bli­scy zie­mi, spo­glą­da­my w górę.
Bez­miar ma na policz­ku bia­ły opa­tru­nek.
Sko­ro musi­my znik­nąć, to we dwo­je:
pust­ka przy pust­ce, jed­na para skrzy­deł.

I nura: nie­bo, morze, piach

cała wyspa kwia­tów.


W domu powinno być także miejsce dla zmarłych

Prze­strzeń, rzecz trój­wy­mia­ro­wa, nie­chyb­nie powo­łu­je pyta­nia o kres.
Przy­cho­dzą na myśl dłu­gie prze­cią­gi próż­ni w nie­bie, nad chmu­ra­mi.
Tam jest prze­strzeń kosmicz­na, przed­miot odkryć, któ­re zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wa­ły wie­le spraw.
Są tak­że prze­strze­nie ste­pów, mórz i oce­anów, oraz mię­dzy­ko­mór­ko­wa,
wypeł­nio­na powie­trzem lub wodą.

Prze­strzeń się oswa­ja jak dra­pież­ne zwie­rzę. Dobrze, żeby nie było śla­dów
nie­okre­ślo­no­ści. Na podo­rę­dziu mamy wiel­ki arse­nał kształ­tów. Pla­ne­ty,
na przy­kład, są okrą­głe jak man­da­le. Rzu­cik tere­nu świad­czy o wiel­kiej wytrwa­ło­ści zmian.

Podob­nie kie­dy na wycie­racz­ce znaj­du­je się kom­post (z łac. com­po­si­tum),
mie­sza­ni­nę róż­ne­go rodza­ju odpad­ków. Kie­dy do domu wcho­dzi ogród,
albo las.


Survival

wszyst­ko już się sta­ło
ogień we wło­sach kie­dy runął dom
z żywym dziec­kiem na rękach sta­łam w oknie
byłam migaw­ką w tele­wi­zyj­nym sza­le

cie­pły kłę­bu­szek stra­chu

(…)

któ­ry krzy­czy poły­ka deszcz

foto­ge­nicz­nie przy­ła­pa­ny na gorą­cej śmier­ci
w dosko­na­łym dniu lata
łagod­na postać świa­tła mię­dzy aka­cja­mi
kie­dy liczy­my na wię­cej i wię­cej
życia kie­dy bli­skich
nosi­my w port­fe­lu


Wieczorem

są takie świa­ty gdzie nie­bie­skość
jest roz­ło­ży­stym płasz­czem:
w fał­dach mię­si­stej poły
nur­ku­ją sko­śni kochan­ko­wie.

przy bie­li dobrze się rysu­je ażur
drzew, krza­ków, gołych gałę­zi
kru­chych jak słod­ki chrust,
słod­kich jak pierw­szy śnieg –

aż nagle zje­dzie tłu­ste pur­pu­ro­we żółt­ko
w sen­nym koko­nie paję­czej sia­tecz­ki,
w mgli­stej bia­łej poczwar­ce,
aż się dołem wyklu­je gorą­cy poma­rańcz –

aż wresz­cie rze­ce pój­dzie kro­pla krwi
w miej­scu, gdzie wbi­ła się gwiaz­da:
tam dwa prze­cin­ki w wiot­kim tań­cu życia,
oczlik i roz­wie­lit­ka.


Chrząszcz

Zagnież­dżam się, mam w słoń­cu lego­wi­sko.
Wgry­zam się w suro­wy dzień, łykam świe­że świa­tło.
Po bro­dzie pły­nie sok – pół
Poma­rań­czy, roz­kro­jo­ne jabł­ko, kości­ste
Mali­ny w mojej prze­past­nej pasz­czy.

Tyle cza­su. Nie­dzie­la! Jak połać jedwa­biu.
Tyle słoń­ca, że ape­tyt wzra­sta i pra­gnę
Latać, zata­czać weso­łe koła, piko­wać
Błę­kit, puścić się w pija­ną pogoń sla­lo­mem
Za cie­niem lipo­we­go liścia. Tyle życia

Że wrze w malut­kim ser­cu, że pra­wie roz­sa­dza
Mój chi­ty­no­wy kostium, moją suk­nię z cia­ła.
Tyle mam dzi­siaj gło­du i tyle pra­gnie­nia,
Że dzień musi się zmie­nić w nie­skoń­czo­ny stru­mień
Nasy­co­nej żół­ci, ten soczy­sty owoc, świat.

O autorze

Julia Fiedorczuk

Urodzona w Warszawie. Prozaiczka, poetka, tłumaczka. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Laureatka austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Członkini ASLE (Association for the Study of Literature and the Environment). Mieszka w Warszawie.

Powiązania