Ruth Padel
Plankton
Pokład to blask, odór ryb, wiadra przykryte gazą.
Sztaby galarety, mokre tęcze drgającego ametystu
i rozpapranej połyskliwej śmietany. Wszystko to znaczy,
że on ma się lepiej; pracuje nad połowem zbrylonego światła.
Polipy, plankton, meduzy. Morskie motyle, pteropody.
„Tak nisko na skali natury, a tak wysublimowane formy!
Człowiek się zdumiewa – tyle piękna stworzonego
zupełnie, pomyśleć by można, bez celu!” Spuszczają niewód
w błękitne pory podzwrotnikowych mórz. Migot fali, biały
jak wystrzał, nad rozkwitłym sercem szafiru.
Pawie oka, podbite i spuchnięte,
miotają się na lazurowej stali.
Przełożyła Magda Heydel
Lavinia Greenlaw
Millefiori
dla Dona Patersona
Wolał, by jego szklane oko było, czym jest,
by nie udawało oka,
nie próbowało się optycznie uwiarygodnić.
Błękitna gałka, bez źrenicy i tęczówki,
uparcie nieokreślona w swojej istocie,
zawierała wszystko.
Skraplała światło świec,
a zimą zaciągała się mgłą.
Pewnego razu, w operze, jakaś aria
rozniosła się falą dźwięku,
coraz wyższą i bliższą, aż osiągnęła
częstotliwość drgań rezonansowych
błękitnego szkiełka
i molekuły jego oka
rozprysły się na tysiąc kwiatów.
Przełożył Jerzy Jarniewicz
Jo Shapcott
Pani Noe. Po potopie
Nie mogę ostatnio usiedzieć w miejscu. Ocean
jest tylko pamięcią, a moja pamięć trzepocze
jak zbłąkana gołębica. Bije dziś we mnie prawdziwe
morze, tu, gdzie przytulałabym ptaki i zwierzęta,
gdybym tylko mogła. Jestem niemłoda już i gruba.
Na suchym lądzie powinnam o tym zapomnieć:
o łapach, które leniwie uderzają w powietrze,
o żebrach, w które wtulałam twarz, o pomruku, co
marszczy nagłą falą deski na pokładzie,
o wrzasku – nawet z daleka – brzmiącym mi w kościach,
o szorstkim języku, szponach, ukąszeniach,
prostym smaku grzywy. Gdyby mi ktoś słoną wodą
spryskał wargi, powiedziałabym mu takie słowa,
przy których niebo by pękło, arka znowu ruszyła.
Przełożył Jerzy Jarniewicz
Gwyneth Lewis
Ptaszarka
in memoriam mojej ciotki Megan, 1924–2009
I
Środek zimy, pora na przezieranie
Czasu i przestrzeni. Przed Wojną
Byłaś „wróbelkiem”. Teraz słyszę
W twoim oddechu gęsi, westchnienia oboju.
Nad naszymi głowami też trwa odlot. Każdy
Ptak jest literą, która ma znaczenie
Przez chwilę i zaraz je traci. Cirrus śniegu
Położył się na lesie. Ospały
Od lodu zwalnia puls strumienia.
II
Na scenie pod karmnikiem
Poranny spektakl. Entre dzikich indyków,
Corps de ballet w miedzianych paczkach.
Solo w przestrachu – entrechat, entrechat,
Pas de bourrées – ale już za chwilę
Indor wyprowadza gęsiego swój harem.
Bez dygnięć i ukłonów. Po wszystkim. To tyle.
III
Pokaz mody: czarnooki junko
Prezentuje swój gatunek – tren,
Kurtka puchowa (kolory: biel i grafit),
Następnie profil. Gdy będę umierać,
Chciałabym słyszeć ptasie rykoszety
Za oknem, czuć stroboskopowy puls
Żerujących stadek. Chciałabym
Zasłużyć na taką litanię:
Jemiołuszki, sikorki, dzięcioły.
IV
To wcale nie tak mało znaczy
Przeżyć życie w oczach kardynałów i pełzaczy.
Najpierw poczują, że straciły randkę z tobą,
Potem głód. Twoje ciało jest ptasią gromadą,
Która czeka, wznosząc się i rozpierzchając,
Na ostatnie trzaśnięcie kuchennych drzwi.
Przełożyła Magda Heydel
Jackie Kay
Ktoś inny
Gdybym nie była sobą, byłabym kimś innym.
Ale przecież jestem kimś innym.
Ale przecież całe życie byłam kimś innym.
Nic w tym śmiesznego, że chodzisz po świecie
i na okrągło jesteś kimś innym: ludzie biorą cię
za kogoś innego, za kogoś innego bierzesz się sama.
Przełożył Jerzy Jarniewicz
Rosemary Tonks
Poetka jako hazardzistka
Dziś jak hazardzistka na objeździe
Zmarnotrawionej młodości, gdy rynsztok i niebo
Były mi loterią, a majątkiem koszula
Z wodnego lotosu, którą wicher nocny
Uwielbiał powiewać, kiedy szłam, by hazardowi
Oddać się w nocnym, mrocznym mieście
I przelicytować Wieczność – mając tylko
Bluzę z liliami spływającymi na klapę,
Portfel wypchany gorączką, który był mi stawką,
Całą noc aż po brzask, gdy pasażerowie na gapę
Zaczynają na ślepo szukać nieznanego, ozdabiając
Ubrania lśniącymi sińcami, kiedy wchodzą na pokład,
A liny i płótna dryfującej łodzi jęczą pod ciężarem
Zimnego nektaru na chwilę przed świtem,
Stworzenie opryskliwe, lśniące pod stopami,
I Egipt ospały po ciasteczku z opium,
Szłam, niczego nie mając, prócz koszuli na grzbiecie,
Żeby kośćmi z Nieskończonym rzucać
O bluzę, co powiewa nad załogą graczy
Lnianym żaglem przez noc.
Przełożył Jerzy Jarniewicz
Alice Oswald
Pole
Wielkanoc, zimowe przesilenie myśli
stałam na wielkim polu za domem
w środku całej widzialnej ciemności
cegła ziemi, blok nieba,
tu leżał świat, sklinowany
między swoją przesłanką a konkluzją
jakaś gwiazda puściła drobny dźwięk na nitce
niemal północ – czułam jak ociekająca
ciemność ziemi wyciska i napełnia własną ciemność,
wszystko wiruje ku spazmowi północy
i przez chwilę to wysokie pole bez horyzontu
wisiało na niczym, szczekało, bo właściciela
grzebano, owdowiałe, bezksiężycowe, przesiąkające
szczawiem, trawą, drobnymi zawilcami, odpływami, przewodami
Przełożyła Magda Heydel
Moniza Alvi
Dzieje się niejedno
(według Jean Rhys)
Wydaje mi się, że Anglicy
uprawiają seks w ubraniach –
myślą, że tak przyzwoiciej.
Na dodatek, nie chcąc igrać z losem, zakładają
płaszcz, żeby nie zmoczyła ich mroczna ulewa.
Pod parasolem dzieje się niejedno.
Przełożył Jerzy Jarniewicz