książki / DOŻYNKI

Poezja jako miejsce na ziemi (1988–2003)

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Premiera książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego Poezja jako miejsce na ziemi (1988-2003).

Biuro Literackie

z tomu Nenia i inne wiersze (1990)

XLV.

moja sio­stra Wan­da przy­no­si ze spa­ce­ru lilię
a ja piszę wiersz o śmier­ci
a ja zno­wu ten wiersz piszę od począt­ku
i nie umiem skoń­czyć

ani prze­rwać w poło­wie tak żeby się zachwiał
jak lilia śmier­tel­nie kie­dy szu­kam dla niej
naj­od­po­wied­niej­sze­go sło­wa
zamiast gar­nusz­ka wody


XLVI.

lilia zepsu­ła się w gar­nusz­ku wody
pytam się oczu co widzia­ły i gdzie były
lilia zepsu­ła się jak­by znie­chę­co­na po ludz­ku sobą
pytam się swo­ich oczu gdzie sczer­nia­ły

lilie za któ­ry­mi poszły­by do gro­bu
a one nie wie­dzą i jak cudze na mnie patrzą
więc zno­wu piszę ten sta­ry wiersz o śmier­ci
i wciąż jesz­cze nie wiem od cze­go zacząć


z tomu Peregrynarz (1992)

CX. Waleta

przez pięć kolej­nych dni
nie usły­szą o mnie albo będą mówić
jako o umar­łym i cie­niem moim
bawić się przy świe­cach

przez pięć kolej­nych dni będą opo­wia­dać
jak bar­dzo byłem nie­przy­stęp­ny za życia
i że bro­ni­łem się przed śmier­cią w cie­płych
ramio­nach star­ców z Far­biar­skiej

to będzie smut­na opo­wieść o chłop­cu
ze skra­dzio­nym sło­necz­ni­kiem i szes­na­stu
tego dnia skra­dzio­nych książ­kach
i o tym jak się ów chło­piec roz­mi­ło­wał

w sło­necz­ni­ku gdy przy­szła noc
po swo­je ziar­no


z tomu Młodzieniec o wzorowych obyczajach (1994)

XXVI. Młodzieniec o wzorowych obyczajach

przy­szła śmierć do nasze­go mia­stecz­ka
ale inna od tej jaką widzie­li­śmy
do któ­rej zewsząd gar­nę­ły się kobie­ty
i przy­po­mi­na­ły sobie co naj­istot­niej­sze

męż­czyzn mło­dość lub rąbek stu­barw­nej chust­ki
zatem przy­po­mi­na­ły sobie wie­le ciał pięk­nych
i mło­dych któ­re powie­zio­no gdzieś w kole­inach desz­czu
i śnie­gu co nie sta­jał mimo dia­bel­skie­go pod­szep­tu

wie­le ciał po któ­re przy­je­chał chło­piec
jak malo­wa­nie (pew­nie z sąsied­nie­go mia­stecz­ka bo tutaj
nikt go nie znał) i zaraz się sta­ło iż to ten
co naj­istot­niej­sze zdol­ny do piesz­czot i dys­kre­cji


XXVII. Piosenka dla burmistrza

przy­szła śmierć do nasze­go mia­stecz­ka
i zatrzy­ma­ła się z kan­ce­la­rią w ruinach
pia­stow­skie­go zam­ku albo na bło­niach
lecz dla takich jak ja bra­kło nawet ugo­ru

przy­szła śmierć do nasze­go mia­stecz­ka
i zatrzy­ma­ła się dla chłop­ców na pia­stow­skim
zamczy­sku zaś dla dziew­czyn na pastwi­skach
by przy­po­mnia­ły sobie wszyst­kich męż­czyzn

zakra­dła się śmierć do nasze­go mia­stecz­ka
i nie chcia­ła z nami roz­ma­wiać o tele­fo­ni­za­cji
gazy­fi­ka­cji odsy­ła­jąc nas zno­wu do bur­mi­strza
lecz dla takich jak ja bra­kło nawet ugo­ru


z tomu Liber mortuorum (1997)

XLIV. Rekolekcje w 1988 roku

otóż poezja przy­po­mi­na ci klasz­tor ojców
kar­me­li­tów bosych w Czer­nej
czy­stość i łagod­ność mło­dzień­ców któ­rzy tu
wstą­pi­li by obmyć cia­ło

z miło­ści wła­snej i z grze­chu mat­ki
bo to grzech głów­ny mieć mat­kę ziem­ską
któ­rą moż­na wysła­wić jed­nym tchem
i zgu­bić w tłu­mie nie­wiast co cią­gnie do nie­ba

zatem poezja przy­po­mi­na ci klasz­tor ojców kar­me­li­tów
w Czer­nej sko­ro kar­mi się tobą od począt­ku two­ich dni
gdy byłeś jesz­cze grze­chem w posta­ci czy­stej i to
zale­d­wie doty­ka­nym przez spro­śnych rodzi­ców chrzest­nych


z tomu Kamień pełen pokarmu (1999)

I.

moi przy­ja­cie­le Zby­chu i Andrzej
od dawien daw­na piszą wier­sze
zno­wu więc nie zro­zu­mie­li­śmy Pana Boga
któ­ry się do tych wier­szy przy­kła­da

(i to jesz­cze jak) moi przy­ja­cie­le
Zby­chu i Andrzej popra­wia­ją skó­rę słoń­ca
księ­ży­ca i desz­czu co się mie­ni
na wiecz­nie nie­do­sko­na­łym wężu w ich

ustach któ­re­go im zazdrosz­czę przy poca­łun­ku
bo ich język znacz­nie wię­cej wypo­wia­da
ani­że­li mój zawsze zaśli­nio­ny i zado­wo­lo­ny
z sie­bie gdy go wpy­cham do nie swo­ich ust


II.

moi przy­ja­cie­le Zby­chu i Andrzej piszą
wier­sze zno­wu więc nie zro­zu­mie­li­śmy
Pana Boga któ­ry nie rymo­wał ale świat
stwo­rzył ani tro­chę ułom­ny

ani chy­bi ułom­ny jeże­li idzie o nas
moi przy­ja­cie­le Zby­chu i Andrzej piszą
wier­sze popra­wia­ją zatem i to
jesz­cze jak skó­rę słoń­ca księ­ży­ca

i desz­czu któ­ra się mie­ni na wiecz­nie
nie­do­sko­na­łym wężu w ich ustach
w ich ustach pod posta­cią poca­łun­ku zamiesz­kał
ów wąż co nas wnet gład­ko wyśli­zga


z tomu Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania (2000)

XLIII.

jesień już Panie a ja nie mam domu
wpraw­dzie gro­ma­dzę przed­mio­ty codzien­ne­go
użyt­ku i przy­by­wa mi rze­czy bez­u­ży­tecz­nych
wpraw­dzie jestem bar­dziej zachłan­ny

ani­że­li ów wiatr któ­ry się do wszyst­kie­go
zapa­la pod­krę­ca i z każ­dym list­kiem
ukła­da osob­no bo tyl­ko z list­kiem robi się
ciem­ne inte­re­sy nie nara­ża­jąc się

na stra­ty widzia­łem to w prze­my­skiem


XLIV.

jesień już Panie a ja nie mam domu
wpraw­dzie jestem bar­dziej zachłan­ny
ani­że­li ów wiatr z któ­rym zała­twiam
róż­ne ciem­ne inte­re­sy bo kie­dyś

trze­ba się unie­za­leż­nić usa­mo­dziel­nić
idę do moich zmar­łych (nie nara­ża­jąc się
na stra­ty) jak­bym miał im coś ode­brać
jesz­cze nie wiem co ale się uśmie­cham

na myśl o posia­da­niu garst­ki sie­bie
tego strasz­ne­go bogac­twa któ­re natych­miast
powi­nie­nem obró­cić w nic wszyst­ko prze­pić
puścić pawia widzia­łem to w prze­my­skiem

z ust naj­więk­szych pija­ków


z tomu Daleko stąd zostawiłem swoje dawne i niedawne ciało (2003)

III.

jesień już Panie dale­ko stąd
zosta­wi­łem swo­je daw­ne i nie­daw­ne
cia­ło jakie jesz­cze oglą­dam
kie­dy otwie­ram jed­ną furt­kę po dru­giej

bo nigdy dość wspo­mnień foto­gra­fii
nie daj Bóg niko­mu wido­ku
daw­nych i nie­daw­nych ciał w jakich się
spo­dzie­wam zoba­czyć cie­bie anioł­ku

u pro­gu pierw­szej komu­nii świę­tej
do któ­rej mam pra­wo podejść
dla­te­go że jestem zdol­ny do grze­chu
wybie­raj mój dia­beł­ku płeć


IV.

zatem wybie­raj mój dia­beł­ku rodzaj
per­wer­sji czyn­nej bier­nej i nie pytaj
o sie­dli­sko duszy ani o sie­dli­sko
roz­ko­szy któ­rej nie znaj­dziesz w salo­nie

masa­żu pytaj raczej o mnie i o moje sie­dzi­sko
albo­wiem tyl­ko mój punkt sie­dze­nia
może cię dopro­wa­dzić do punk­tu zba­wie­nia
liczy się ponad­to nie tyl­ko mój punkt

sie­dze­nia zba­wie­nia ale i punkt szczy­tu
wszyst­ko razem wzię­te daje nam gwa­ran­cję bytu


z tomu Przyczynek do nauki o nieistnieniu (2003)

XLVI. Wielokwiat

moja mat­ka nie rodzi­ła mnie w ciem­no
dla mio­du wie­lo­kwia­to­we­go moje ty ser­dusz­ko
dla kadzi mio­du któ­ra sta­ła w sie­ni
ale już nie stoi pal­ce lizać na samo

wspo­mnie­nie kadzi i tego co z niej uby­ło
nigdy się ser­deń­ko nie dowiem choć­bym
docie­kał z kim mam na pień­ku i kto mnie wyru­chał
okradł zna­czy się poma­łu poma­leń­ku


XLVII.

„nie śmiej się cho­dzą za mną skwar­ki
jak­by mnie mat­ka rodzi­ła w ciem­no
cie­bie zresz­tą rów­nież mój okrusz­ku
ska­zu­jąc nas z góry na pla­cusz­ki”

moja mat­ka nie rodzi­ła mnie
w ciem­no dla mio­du wie­lo­kwia­to­we­go
moje ty ser­dusz­ko dla kadzi
mio­du któ­ra sta­ła w sie­ni obok becz­ki

z kapu­stą pal­ce lizać ser­deń­ko
na samo wspo­mnie­nie kadzi i tego
co uby­ło z każ­dej beczu­łecz­ki
gdy się nam naro­dził Kinek Dyc­ki

O autorze

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Ur. w 1962 r. w Wólce Krowickiej koło Lubaczowa. Poeta. Laureat m.in. Nagrody Literackiej im. Barbary Sadowskiej (1995), Nagrody Niemiecko-Polskich Dni Literatury w Dreźnie (1998), Huberta Burdy (2007), dwukrotnie Nagrody Literackiej Gdynia (2006 i 2009), Nagrody Literackiej Nike (2009) oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” (2012), którą otrzymał ponownie w 2020 r. za całokształt twórczości. Członek kapituły Poznańskiej Nagrody Literackiej. Mieszka w Warszawie.

Powiązania