Maria Halber
przepowiedziano
teraz spowiło czarne, w tym czarnym: kropki
kreski, drobny śnieg. czas? czas zbiegł się
w kieszeni świstek – losowa przepowiednia:
będziesz już tylko jeździć tramwajem
będziesz już tylko czekać, wypatrywać
czaić się
idzie coraz gorzej, przepowiedziano –
przyczaiłam się; z czarnego wyrosło miasto
z miasta: ogrom historii marnych, w jednej z nich
– pstryk, czekanie
w jednej z nich wypatrzysz śnieg
zero waste
(a gdyby: każdy włos co spadł z głowy podnosić czule odkładać w bezpieczne miejsce
także słowa co się sypią w nieuwadze w rozpędzie – każde zapisać na małej karteczce
ślinę krew i łzy patrzenie dotyk chodzenie noga za nogą noga za nogą
odłożyć do skutku odkładać niech leżą bezpieczne niech rosną niech się
z a l ę g n ą)
a ty
skąd tu przypełzłeś? czy miałeś pojęcie, że to na czym leżysz jest włosami
że to czym karmisz się to moje –
ESC
inna już biegłaby po, przecież te dziewczyny robią co chcą
w takich przypadkach dobrze wiedzą co robić, znają model ucieczki
ja nie znałam
uciekałam po raz pierwszy po receptę, nic mi z tego nie zostało
poza niesmakiem. tyle się miało z tego zdarzyć i nic
nie stało się, tylko ten niesmak uwierał ogromnie
3 miesiące później od życia do życia nabrzmiałym od ekspatów pociągiem
w drodze niczego nie chciałam, miałam naręcze pytań o wartości o sens
przelotną nadzieję by w końcu przestać chcieć uciekać
drugi raz przeliczyłam się poważnie: choć umiałam liczyć dobrze to źle policzyłam
że zdążę, nie zdążyłam – tyle się miało z tego stać i nic się nie stało
zostałam
Marcin Pierzchliński
Loop
Ten chłopiec zasuwa na bateriach lub na jakiejś fazie. W rowerku wmontowano mu głośnik bluetooth, z którego słychać podłą muzykę. Taki widok mógłby być uroczy, ale nie jest wcale. Widać to dobrze na naszych serwerach; trwa spektakl diod i nieznacznego szumu. Naraz błyskają logotypy i kryształy, drogocenne kruszce z Doliny Krzemowej, przeciążone chmury danych.
Z przedstawicielami mediów, duchowieństwem i garścią opiatów w zanadrzu, czekamy na jakiś znak, ale taki nie nadchodzi. Co udało się ustalić, wszystkie znaki; wszystkie użyteczne wróżby zostały przechwycone lub – co gorsze! – są chwilowo niedostępne.
Stan wyjątkowy
Stan wyjątkowy jest zawsze. Bezkształtny, zwrotny i wszechobecny. Terror raczkuje i za chwilę zacznie mówić. Teraz ma dializę i dochodzi do siebie – spójrzcie jaki jest słaby; wkrótce wypadną mu zęby. Ogłosimy żałobę i napuścimy na siebie hordy; wywiesimy flagę i porzucimy bomby.
Stan wyjątkowy jest teraz. Cumujemy, kapitanie! Słaniamy się nisko, nasze pontony na płyciznach. Czy przywitają nas naręczami kwiatów? – I kwitów.
Podróż zimowa
Ciężary wiszą nad pejzażem. Śnieg jest brudny i wzbudza któreś światło, niebieskie czy różowe. Powietrze stawia opór, powodując zawrót głowy. Przez mróz widmowy i zawiesisty brnie nasza grupa wystrojona odświętnie i żałobnie. Pomniejszeni jeźdźcy – i tak już obarczeni wiedzą; technologią nocy – dźwigają żary w akwariach z kryształu.
Marcin Podlaski
about: blank
18 | kod | razem | ok
mówię espresso myślę doppio wychodzi acqua
na piekarach wywożą gruz
popowstańcowy to była bitwa
gonitwa z karabinem krabem się cofali na targ
pod arkady koło domu
chleba naszego hutniczego dajże
i małą czarną sonię osiem złotych
sonarów nad głowami głównodowodzących
twierdzeń utwardzeń asfaltu po planetoidzie
idzie nowszy bielszy czystszy pustszy about blank
bankiet kątników ful serwis odbędzie się w hoterze bulwar
mamy important order na pierdyliard latte art
oraz espresso tonic z lodem i cytryną trzysta cytryn
do trzeciej potęgi tygrysa dla pana na wynos | kod
przetłumaczyłem moje wiersze polityczne i wysłałem je do zagranicznych pism
zaczęło się
US w cegielni
powtarzam
amerykańskie siły zbrojne dotarły do nas
na lubickiej upuściły rakietę dając znak że mój krzyk został wysłuchany i wkrótce rozpocznie się
potężna ingerencja wszystkich państw sojuszu północnoatlantyckiego w polskę jako
ogólnomiędzynarodowa misja na rzecz ocalenia demokratycznych wartości w totalitaryzującym się kraju
nad wisłą widziałem ich wozy helikoptery haubice moździerze granatniki m4
m1128 mgs m1126 stryker icv hmmwv m1127 rv
a to dopiero początek
na dniach dołączą
anglia andora angola kongo tongo togo bagdad belgrad nikaragua nigeria niger montenegro bhutan propan wietnam wientian panama oman owoman tegucigalpa astana kazachstan buda peszt
będą stacjonować w czerniewicach i nieszawce na obrzeżach torunia gdzie w największej tajemnicy top secret
opracują plan operacji eagle przejęcia sądownictwa oraz obalenia rządu i zaprowadzenia globalnego porządku
zaniosę im moje szkice
nie rozpoznano urządzenia u sb
on coś mi zrobili podprogramowali okradli zło
dzieje się awaria błąd hakerzy atak haka mają
na mnie somnambulizm bulionem leczy się
ziołem koprem marchwią pietruszką hyzopem
wykradli dane informacje zniszczyli database
bazę dat usunęli wszystkie spotkania i randki no
nasze rendez-vous chowałem na godzinę w
w
w
w
wyjebali w pizdu
pizystrat kratylos platon nie mam nic na płytach
wita mnie jowita o pytę mnie pyta do
pyska chcesz bierz psisko się pierdoli na warszawskiej woli off
Katarzyna Szauliński
late bloomers
skręcona kostko pod moimi palcami
bierna jak muł rzek starych i leniwych
a przecież znam cię z lepszej strony znam cię hardą
drzazgo z jodełki polskiej w nagiej stopie
znam cię wślizgniętą w limfę przez skórę
kłującą to tu to tam w serce i w przeponę
chwilo co pestką po śliwce ku ziemi upadasz
okiem owocu ślepa wyjedzona
która przychodzisz jak powidok po świecy
i między oczami dwie zmarszczki pionowe
dwie ukręcone łodygi mieczyka
zakwitłe na czas jaki płonie drzazga
czas półtrwania
a jeśli nawet otwórz tylko okno
morze uparta plwocina rozrosła przez zasiedzenie
piwniczne korytarze tam się nie zapuszczasz tam nie schodzisz
jak to możliwe
że żyje się na szczurzych domach w stosach mieszkań
w obolałej ziemi
kiedy w nocy marzną mi nogi pytam czemu głowie tak daleko do nóg
nie wstawaj pion cię przyssie a ciałko wezdmie jak brunatny żagiel
czas
czas krwawień systematycznych jak okres i uderzanie
głową o ścianę oporna część godziny kiedy wskazówka idzie pod górę
czas buddyjskich modłów myszko
mniszko czym zakończy się to chodzenie po domu wydrapię
piętą o podłogę zdanie cieniutkie jak czapeczka dziergana szydełkiem atropos
a w strudzonej głowie usłyszę głos który każe mi wyrzucać przez okno sprzęt domowy
o pełnych godzinach
a o godzinach pustych po dwie sztuki
między odciśniętymi na parkiecie śladami po nogach stołu szukać pustki
tam na dole
tam pod parkietem
puszczają pędy ziemniaków zielone ja się tam nie zapuszczam
ja tu sobie postoję
na górze i graniaste trzonowce wbiję w śnieg
pod każdym zębem schowana pustka osnuta o pustkę nieskończona ósemka mądrości
strzał z broni krótkiej i czas przymierania co się sąsiadom nie kłania
w przeciwieństwie do morderców którzy wszystkim mówili dzień dobry
ten głos
powiedział mi jeśli jesteś niebieska to nie jesteś zielona nie masz czego szukać
w ziemniaczanych pędach niebieska lilio i ten głos
bez nadawcy i bez adresata
jest krą na wiśle w zupie kier wolnością
czasem półtrwania
niknięciem
wiersz wolny od i wolny do
kro niebieska wolna
od morza do morza
przecinek
przestanąć i przestać przełknąć to brzmienie
i przełknąć chromą przestankowość stania
i stanu w którym wstawiona i w który wstawiona
trzymam i łykam płonę i zamiatam
nagrobki trzy światła mistrzów którym serca stanęły
trzy mgły za pyski przez zamieć wleczone
zwlekanie czasem przez klawisze zębów
cedzonym jak potok przez górskie kamienie
tam hen gdzie jesień z zimą się podmienia
stygnięcie w budyniu żelową chłodną skórkę
i głazu w śmierć
kurtyna
ściana przystaję przestaję
Antonina Małgorzata Tosiek
języki
zawsze najpierw plusk
gęsty mokry i mętny
jakby deszczówkę z wiadra wylać
potem drugi dużo cichszy
głuche tupanie po ubitej słomie
w tę i w drugą pod ścianę i w kąt
wypadło z niej takie lepkie i marne
zdrowo kiedy przednie nogi wyjdą pierwsze
a na nogach senna głowa
dobrze jej tam było
tej głowie
gorąco jak w niedzielę i w czerwiec
leży to takie
pokryte czymś śliskim błyszczącym
babcia ją kiedyś nazwała alaska
pytaliśmy babciu co to za imię dla krowy
a ona mówiła nie wiem ładne
i patrzy tak jakby wiedziała że o niej
liże alaska swoje pierwsze cielę
język ma długi i prawie purpurowy
jak prawdziwy język matki
moja mama zawsze mówiła
że małym cielakom miło dotykać języków
wkładać dłoń do szorstkiego pyska
a one wtedy tę dłoń ssą i ssą
patrzymy na niego przez próg
nie wstaje mówimy babci a już powinien
na własne kopyta chude chwiejne nogi
wstanie mówi babcia bo żyć przecież chce
dwie noce żeśmy przy nich siedzieli jak się rodzić miał
to wie że chciany że na świecie czekany
wszyscy przychodzili zaglądać i psy i ptaki
mówili weźcie go stąd wynieście od niej tej alaski
ona mu wstawać nie daje taka z niej matka
babcia im mówiła zostawcie on bardziej jej jest niż ziemi
ziemia
tego dnia Ziemia skończyła szesnaście lat
jemu na imię było Romek – pięknie tak biblijnie
mówiła sobie Ziemia i włosy ma takie jak nikt
suche a jakby mokre połyskliwe takie
w czyich innych włosach odbija się neon alkohole 24
w żadnych w niczyich inni włosy mają matowe
i nie spojrzeli tak nigdy na Ziemię jak on
pod jej spódniczkę z lumpa koło pksu
pod biały papierowy prawie brzuch
patrzcie idzie
ta Ziemia co mieszka przy ulicy za mostem
taki ma brzuch jakby w niej wszystkie rzeki wezbrały
skóra się na niej łamie pęka a policzki ciągle mokre
mamo utul mnie Ziemię za tę całą krzywdę za romkowe włosy
utul jakbym się w świeżą pościel prosto ze sznurka owijała
jakbym miodowe jabłka i ciepłe mleko smakowała utul
pan buczek cię za twe szesnaście lat karze takich utulić to grzech
a on jej mówił: ja cię Ziemia zabiorę samochodem do miasta
polonezem a jak mi robota pójdzie to nawet i beemką
będę ci sukienki kupował i buty z paskami i na paznokcie ci dam
(tego nie mówił ale tak sobie Ziemia marzyła – że da)
ale jak w Ziemi w środku zaczęło się życie
polonezem wykręcił za most i tyle go widzieli
moje we mnie życie
jakbym drugie dostała – tak mówiła Ziemia
jakby mi pan buczek wybaczył i Ziemię w Ziemi dał
żebym cię mogła zabrać daleko w świat w inne ciepłe kraje
urodził się z Ziemi duży i ciężki amerykanin
szybko wyrósł i do miasta na nauki pojechał
zostawił Ziemię samą za mostem
do ciepłych krajów nigdy jej nie zabrał
żeby jej nie było żal
spowiedź wyjścia
jak opowiadać
tym co stąd nie przyszli co nie znają
zeschniętej ziemi i brudnych kolan przecież
nie zrozumieją jakie to uczucie kiedy
niebo i słońce popielą włosy spalają palce
pod oczami rysują smugi i urwiska
myśmy na to wszyscy patrzyli
musieli patrzeć
jak tym co nas na świat wydali ta ich ziemia
kości kruszyła starość przyspieszała i wołała do śmierci
więc marzyły nam się miasta duże i dalekie
wydostać się to jak z rzeki lodowatej czy ognia
w te wysokie domy i światła
oni nam cośmy winni ziemi tłumaczyli
że w darze krwawicę i pot co z nich całe życie kapał
zwierzęta cegły psy na łańcuchach i żółte pola dla nas
modlili się o naszą mądrość i wdzięczność
żeby nas najświętsza panienka z tamtej drogi nawróciła
płakali a nam się wszystko w skórę i serca wbijało
zwierzęce rogi pręty płotów jezusowe stopy z krzyża
została po nich tylko jedna szuflada drobiazgów
nigdy ich z rąk nie wypuszczali ale do grobu z fifką
czy chustką w chabry to przecież wstyd
jeszcze by we wsi gadali że ich na śmierć źle wydaliśmy
potem gospodarkę po rodzicach szybko komuś tobie im
i żeby się tylko nie odwrócić bo by nam coś znowu
skórę przebijało kłuło tak bolało jak nic nigdy
nawet te kolana latem
Aleksander Trojanowski
Krzyki
usłyszałem ścieżkę wojenną wszystkich ze wszystkimi
jak piracki soundtrack każdego z osobna to Wrocław
dobiegał zza okna: zeschły loop wirujący na wietrze
techno z ulicy Krzyckiej wypłukane z basu
a wszystkie noce będą równie gorące ocieplenie
prawdziwie globalne bloki funkcjonalnie podobne
i znów się śniło Detroit: miasto-elektrolit jego
zdrowy kościec biała jest noc i śpiew radiowozu w oddali
więc może wyjdziemy na balkon tutaj nas nie dojdzie
śpiew syren Beat biegnie dolnym rejestrem Krzyków
Światła średniego miasta
Sen zrywa się z nocki przez otwarte okno, coraz częściej
opuszcza miejsce pracy w agencji ochrony.
Mucha włazi do snu przez otwarte oko.
Noc się leje jak diesel napełniając pokój:
wszystko, co nawijasz leży na podłodze.
Kiedy zrywa się sen, taśmy podchodzą do ust.
Na tłustej fali zaczyna się jazda: drogą krajową
E67, ze snem w bagażniku i muchą na szyi,
rzekłbyś: z pełnym bakiem i na pełnej kurwie.
Świtają nam święta, kiedy czarne filmy
idą nocnym pasmem, białe filmy przewijają poboczem.
Negatyw nocy jest biały, mówi mi mucha na uszko,
samochód gna przez Sieradz na wstecznym,
a długie światła rżną kadr z urwanego filmu.
Gdzie nam ukazuje się łańcuch wydarzeń,
ona widzi opady, widzi wzruszoną ziemię.
Turbodiesel też płacze, dlaczego płaczesz,
turbodieslu?, nie płaczę, tylko mam okna
szeroko otwarte. Chciałby się może zatrzymać,
skleić to, co urwane, lecz światła średniego miasta
ssą jak electrolux. W wierszu robi się pusto,
to open space piosenki: mucha weszła do snu
przez otwarte okno noc się lała jak diesel
napełniając pokój
Parkingi podziemne jako miasta spotkań
Stojąc w autobusie komunikacji
miejskiej mówiłem ci z ręką
na uchwycie, że teraźniejszość
jest jak Cieszyn. Stojąc w autobusie
(itd.) machałem ręką
na taką teraźniejszość,
która stoi w Krościenku.
Ona nam odmachuje.
Czy chodzi mi tylko o kolejki? Zdecydowanie
nie mi chodzi tylko o kolejki. Np. weźmy
twój przypadek: masz pobyt stały
i masz kartę biedronkę, a kręcą cię ronda
ale jako ronda, place budowy jako
place budowy, parkingi podziemne
jako miasta spotkań
paznokcie skronie i gardła przyjmujesz jak modernizm
(w siebie) ja jestem ty jesteś jesteśmy odbywasz
jak stosunek
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury