Paweł Harlender
poród do wewnątrz
po półocy meksyk okopy i pokój hotelowy
zdają się tym samym chcesz wejść do szesnastki
ale brakuje klamek pomieszczenie przychodzi do ciebie
samo kto programuje twoje spanie? podstawiony papież?
antymotyl kultury macha wartko skrzydełkami
kto grzebał w twoim kodzie zmieniał szyk przechwytywał
przekazy? czy nie były zaszyfrowane? musisz odnaleźć
skrót do parasolki i przypis do kożucha zawrzeć potlacz
chcesz wejść do dwunastki ale zaryglowane oplata cię
sen wielokrotny wczytuje kontrdary mikro żądza antypapież
omlet wsteczny porządkują cię na stałe dobija się oddolny
rybak nie słuchaj mistrzów kręgosłupa to zwykle ci sami
co szepczą wymienię mistycyzm na ekonomię zmieniał się
król zmieniał się łokieć zmieniała się stopa zmieniały sanie
posłuchaj mnie musisz podwinąć wewnętrzne pośladki
wypchnij skórę od wewnątrz chcesz wejść do ósemki
ale – rabunek klamek na szeroką skalę kości wywiń od
środka na zewnątrz nogi cały czas aktywne weź podładuj
mi tego lewaczka kryzys jest niepowtarzalny Ziuta Śpindel
i Hans Drzemała widzę was kochających się w strojach
dyskotekowych nie oglądaj się za nimi nawet jeśli tak
kusząco wyglądali bez skrupułów kryzys to banał
rynek byczy i rynek niedźwiedzi a za wszystkim stoi
mały papież sążnia berbeć podagra po północy
zdają się tym samym ty chcesz dobrać się prosto do jadła
dawaj
jaki smak w ustach ma dźwięk kółek wózka
jadącego po kocich łbach?
nigdy nie byłem na twoim pogrzebie
odbity na blotterze cienki memlasie
ćpnąłem filmikowanie i zapadłem się w kanapon
jak będę chciała to zostanę influencerką
zakłady montażu jaźni
kogo ta na czarce szminka?
who’s that lipstick on the jar?
ona wsuwa osiem ogórków do słoika
on ogląda piękne żony i dziewczyny polskich skoczków na Interii
– chcesz wąchać stópki?!
– są twoje twoje są walki meneli i bruksizm
maska mu zdrzedła witki opadły
na ekranie ujrzał swój autoportret w bombonce
przygląda się pikselom ust
za ścianą widzi skradającego się szewca
wierząc w filiżankę dueli sukienka buziaka
czytałem wywiad z Joanną Lech na Onecie to nie było śmieszne
jak dobrze się wczuć to wszystko boli
a wystygniętemu nawet muzyka nie pomoże
ona zadaje pytania typu czy Beata Kozidrak segreguje śmieci?
on oglądał piłkarzy u Wojewódzkiego to nie było śmieszne
Wiśniewski zakłada szkółkę pokerową
Hans przebrany za Lord Vadera
Maro potrafi cofać traktorem z dwoma przyczepami
Majdanowie oddali na aukcję WOŚP swoje oddechy
wiceminister cyfryzacji rozpoczął nową ofensywę koperkową
po Ziucie spływa jak po kaczce podryw na orła w trumnie
im to wystarcza a ja chciałbym się bzykać w misiem Koralgolem w windzie
każdy stymuluje swoje genitalia
w sposób który uważa za stosowny
orgazmujesz pod zmiany kanałów
zalej je sofizmatem jeśli zajdzie potrzeba
jeszcze jedno – jeśli wyłuszczasz swojego kochanka kontekstualizuj
ja potrzebuję na jutro tej wiśni
przeżywam wzmożoną ekscytację
kiedy jestem dla mnie drugi
[Oh Beyoncé Beyoncé
Oh Shakira Shakira
Oh Beyoncé Beyoncé
Oh Shakira Shakira]
słabe opisy już cię szukają kotku
słabe opisy już się za tobą rozglądają złotko
się tobą interesują
słabe opisy
poczuł że jest wijącą się w spazmach z rozkoszy Murzynką
a zaraz później był piętrzącym ją Murzynem
w Rabce został aresztowany za uprawianie seksu
z zaparkowanym przy drodze samochodem
chłopcze który tak patrzysz przez swoje łzy
powinieneś wiedzieć że próbowałam
wcisnąć klamkę ale nic z tego
i wreszcie dziś wieczorem będę zmęczona
fallocentryczne mleczko rozlało nam się witko siostry Basen
wisielczy pomruk wieńczy twą cewkę cewka twa kończy się
pomrukiem wisielczym
Natalia Kubicius
Deficyt czystych serc
Rozdziobią nam słońce co do jednego
wolta. Wydoją UV do ostatniego
czerniaka, a naznaczonych pokroją w plastry
i wystawią na międzygalaktycznej aukcji
z nadzieją, że ten ochłap cokolwiek znaczy
dla Na’vi czy innych niebieskich ciał,
niebieskich królestw, które wprawdzie
kupują w ilościach hurtowych,
ale tylko dlatego, żeby nie przyszło nam do głowy
apelować od śmierci, właśnie teraz,
kiedy świat zadłużony jest na 237 bilionów organów.
Czyhanie na pogan
mam w dupie małe miasteczka
Andrzej Bursa Sobota
Godzina 19:45 wywołuje drżenie
w podziemnych kondygnacjach, gdzie marynowane
grzyby wciąż mają nas za nazistów. Żeby Polska była
pleśnią, porastała francuskie sery
i włoskie pomidory, a stąd już prosta droga
do własnej marki (lepsze to niż euro,
którym łata się dziury po Cesarstwie
Rzymskim). Otworzyć souveniry
dla Polaków, tłumaczyć drogowskazy
z polskiego na polski, celować
w brytyjskich turystów (może nawet
zachęcić do emigracji?), w ich polskie rodziny
wkładać cukrową watę, ale nie taką za 4,50, co się serwuje
na obchodach Dni Miasta – lepiej podnieść ich rangę
do Dni Państwa i tym sposobem wywołać falę
lokalnych protestów, nakarmić ksenofobię
jej własnym ciałem,
wyprzedzić strajki głodowe.
Były, czas teraźniejszy
Byłego poznałam na Tinderze.
Pokazał mi brzuch, lecz mojego nie chciał
oglądać – wolał wędrować wyżej lub niżej.
Brzuch kobiety wywoływał niechciane wspomnienia.
Były wytykał mi wściekliznę macicy.
Przeczytał o niej w słowniku polszczyzny potocznej,
gdzie znalazł jeszcze kilka innych pomysłów na to,
jak uczynić nasz związek nieco bardziej soczystym.
Jeśli pragnę miłości, mówił,
powinnam wznieść się na wyżyny
rozebrania – obnażyć kości, kostki,
kosteczki, z palców wyłuskać paliczki,
a szyję schować dla szyjki. Jeśli pragnę być kobietą, mówił,
wkładać kurteczkę skórkową na żakiecik i bluzeczkę,
trzeba mi wiedzieć, że reprodukcja to nie spisek mężczyzn
ani sposób na uprzykrzanie nam życia. Były prawie został prezydentem,
przyjął pozycję wertykalną, postawił nogę na Księżycu,
a gdy myślałam, że już nie może nas dzielić większa odległość,
przyszedł do mnie we śnie – i choć nie wiem, kto nas wtedy śnił,
wiem, kto zapisał,
na przekór dzieleniu czasu na dwoje.
Paweł Kusiak
Jestem z okolicy gdzie kamieniami milowymi są potrącone koty
albo psy – większe
o dwóch sprawnych łapach.
moja matka lajkuje
tylko peje schronisk.
ma w sobie kłusowniczkę.
powtarza wyraźnie:
pijany wjechał w pieszego. myślałem
że to sarna – tłumaczył. tłumaczyła
głowa tego artykułu
ten księżyc zgrany do bieli.
ciszej nad tą okolicą.
pogłowia z nami i wszystkie trzody
z hodowli o wielkich powierzchniach
i szybkim przerobie
Kazanie I
cukier nie topi lodu.
kwasu szukajcie w stercie soli.
sen paradoksalny. faza sem.
sen paradoksalny. krew z krwi. klucz z zamka.
nocą otwieramy budowę.
wersja testowa została przebiegunowana.
sen zimnofalowy.
procedura
wulkanizacji tkanek.
procedura
banowania tkanek.
budowa psuje się od ikonostasu.
zapytacie:
gdzie znikają włosy ścinane co miesiąc?
nadawca chwilowo niedostępny
niedostępna żadna rzecz która jego jest
Albo ładniej: kto się zabił?
trzecia planeta odrzuciła przeszczep
plik niezgodny
z inkantacją.
(przeszczepu nie powtórzysz.)
jedziemy. strefa zero
bez banderoli. cło potem.
siedem razy obejdź sklep
a padną nocne prohibicje.
zawirusowane
zapalenie rdzenia:
post wiązany
pod słuchem:
na sygnał
polska przejmuje rynek zniczy.
o północy przejdę i pomrą wszyscy
urodzeni w niehandlowe niedziele.
o północy przejdę i pomrą wszyscy
urodzeni w niehandlowe niedziele.
każdemu wedle zasług
dron stróż
Michał Mytnik
Viral
reset osiedla
z ławek znikają dowody
kosze pełne przewinień
przewiń to jeszcze raz
tape’y z wczutami
wdrażam pod igłę
zlepioną od kurzu kicksów
stepback za linię
sygnały bez odbioru
każą sprawdzić numery
każą okazać ID
<ktoś> krzyczy przez okno
że nie ma już czasów
„,
przemierzam podkoszową strefę jak gry mas
gubię taktyki jak kraść ucho czy wargi?
przymierzam podkoszulek w lecie tam gdzie pot
smoking mnie dusi jak kaszel z flegmą
w ledzie moich kogutów <ktoś> rzuca chlebem
ze średniego dystansu za to z pobudek
nadmiar buraków pęka siatka społeczeństw
bujam się od normy do namiaru
zbierając faktury
Palma na silnym wietrze w Warszawie przewraca się na drogę, zaczyna płonąć i staje się
obiektem kultowym dla protestujących dilerów. Produkuje kalifornijski koks i od czasu
do czasu zaczepia polskie dziewczęta
Analogowe Antari Purple ląduje w szkle
gimme a light to tylko sekunda wyrwana kontekstowi„,
kaptur kryje szyszynkę <ktoś> zrobił crossover na Psyche
połknięcie dźwięku jego bittape może już nie nadejść
półkula sativa półkula indica
puste butelki w kiermanie tworzą rezonans
klucze naszyjnik podkład idziemy rozchodzić
mięśnie po siłce jaźń po osiedlu
Marlena Niemiec
bez
wykrochmaliłam włosy w deszczówce odpięłam sprzączki
z pasków przy butach, szlufki puściły mnie wolno
szło się długo na przemian szeroko i wąsko po krawędziach
z gliny po krzywych patykach
szło się pod rękę z pszczołami kawał w noc
trybiki łapały zasięg, rękawki zakrywały knykcie
po drodze potrącało się miski
pluło pestkami śliwek na spółkę z robakami
pęczniały układy scalone z brzuchów
z prochu powstałeś i w proch się
jazgot
droga wiedzie przez kłącza i zwoje w układzie oddechowym
nawlekasz warstwy na język, wyskrobujesz pocałunki z pękatych nocy
ludzie piorą dłonie z resztek lata
słońce lepi się jak tłusty film na skórze
wciskasz gałki oczne w głąb czaszki
na samym spodzie jazgot
wrzenie
paprocie zaciskają pięści
świat traci poszycie z ozonu
wzbierają w tobie wszystkie fazy księżyca
żylaki pękają na mapie jak brzuchy jabłek
w przydrożnych rowach
łechcesz stopami wypustki w bruku
strzała napina się
i skurcz
Klaudia Pieszczoch
przekrój
i gdyby wszystko stawało się widoczne po cięciu
a cięcia koniecznie szybkie i ostre wynagradzały tłustą treścią
jak przekrój skały kamienicy brzucha zwierzęcia w które
ktoś siłą wepchnął cienkie paluszki baterii
(to się zdarzyło)
pomyśl o czymś takim: każde posiedzenie przy stole
współrzędne z bólu bioder i kurzu
rezygnacje z wyjścia gdy już jesteś w butach odłożone jak bazalt
wapienna warstewka
albo pęsetka z kleszczem żelazko wciąż podłączone do prądu
dziecko żeby samo się wylizało
co byś widział kiedy byś już skończył odciął się po korony drzew
czubki sosen
zdjął palcami resztki z ostrza
rozgałęzienia
kiedy latami zajmuje mnie coś jak skubanie liści aż zostaną
zielone nitkowate szkielety
liczą się czarne łupiny słonecznika to jak przechodzą w ciemny szelest
wachlarzy po zgaszeniu świateł w kinie.
ostatni dzień roku: tną śnieg odgłosy karetki i kaczki
biegnące za ręką która udaje że sypie
kambium
już tylko przepowiednie równe właściwościom próby
ich wyplenienia z ciała ciemnego jak spodnia strona liścia
głaskanie zwierząt na zapas
byłam wiele razy w samym środku chleba
szarej gęstej masy na dnie oka skąd nie widać
jabłoni ani innych białych zakłóceń
teraz znowu nie mogę się przedrzeć
dopiero kiedy miękisz czerstwieje wysycha na kamień
wypadam
jak orzech z łatwością odchodzę mieni mi się
szerokie światło: ciało
które przewodzi
/
grzebanie w pamięci jak wyciąganie drewna
ze starożytnej budowli by sprawdzić jego wiek zobaczyć
czy już się zmienił
Agata Puwalska
przez kraj ludzi zwierząt i bogów
mijasz ogródki działkowe w siatce ogrodzenia
nieruchome liście drewniane budki kobalt sprana zieleń
płachty potarganej juty mijasz worki przykryte brezentem
w osadzie świeżego śniegu sosny o pniach z miedzi porzucone
wiadra ułamane huśtawki odgięte znaki drogowe – gdzie jechać?
przed tobą wiadukty ślimaki balustrady jak skręcone muszle
mosty nad wierzchołkami drzew – mijasz chwiejne żurawie
ażurowe konstrukcje kontury z komiksów nieudolnych szamanów
którzy zapomnieli piór i uroków mijasz sekcję dętą w kiltach
bez dźwięku rower z pochylonym jeźdźcem narciarza indygo
z bambusowym kijem brodacza na hulajnodze
mijasz czas od złej strony jesteś sam
przymykasz oczy żeby nie wypadły
powiśle
po( )wiśle przesuń palcem spróbuj dotknąć miejsca
z którego wyrosłeś zwisając z trzepaka głową w dół
uderzenie rzut piłką o ścianę – znów grasz w państwa miasta
jest tu coś twojego? z płynnej taśmy palety rowery leżaki spacer
z pieskiem pod mostem bulwarowe ciosy powietrze nawet nie drgnie
– udała się plaża! w gęstej społeczności co krok parawany zgrzany
piach z koparki rozwój albo krach pod krakiem tak swojsko że breja
z barei po wiśle rejs jak kiedyś pod okiem kaowca biblioteka w lianach
akcja się zakleszcza nie ważne polityczna giełdowa społeczna
wszystko ma swoje źródło – więc barania góra? – mapa nie drgnie
stąd czerpiesz nic się nie przesuwa
rocznica
urządziłam nam wtedy konkurs kto szybciej – zawody
w opróżnianiu – wczesna pora duże porcje sangrii
przed nami plan życzenia przez telefon włóczęga po mieście
w absurdalnych humorach zaburzone widzenie
lustra w secesyjnej knajpce upał i kanapki mdły zapach
tuńczyka – wygrałam pamiętasz? wbicie kodu pin stało się
wyzwaniem podobnie jak przejście suchą stopą przez metro
potem eksplozja! małż z puszki w pokoju hotelowym
lepkie skrawki na ścianach na łóżku w którym spali inni
Jakub Sęczyk
Święto ognia
Niebieskie soboty i pracujące niedziele,
pozłacane topy bazylik pojęte żarem.
Kochaliśmy się, nie było już nic do zrobienia,
chociaż wrzesień, skup zboża oferuje węgiel.
Pozłacane topy bazylik pojęte żarem,
popioły objęte orbitą, skoszone żaglem.
Chociaż wrzesień, skup zboża oferuje węgiel,
podchodzisz mi do ust sinicami, bruzdnicami.
Popioły objęte orbitą, skoszone żaglem,
poniesie nas haust dymu i żarliwość.
Podchodzisz mi do ust sinicami, bruzdnicami,
chociaż tyle wokół jeszcze jest powietrza.
Poniesie nas haust dymu i żarliwość,
decydującym dystychem wsadź to między bajki.
Chociaż tyle wokół jeszcze jest powietrza,
chociaż jeszcze sporo zostało u źródła,
decydującym dystychem wsadź to między bajki.
Kochaliśmy się, nie było już nic do zrobienia,
chociaż jeszcze sporo zostało u źródła:
niebieskie soboty i pracujące niedziele.
Tyły
I nagle rozwiązane są wszystkie kolana,
ranem szukaj wiatru w stogu igieł.
Paliliśmy korut, pachniało sianem,
usta były rozwolnione, zwarte języki.
Ranem – szukaj wiatru w stogu igieł –
destylować ukłucie zimna w gardło.
Usta były rozwolnione – zwarte języki
zagubieni w marszu demonstrują chmurnie.
Destylować ukłucie zimna w gardło –
poruszenie na widok odległej sawanny
zagubieni w marszu demonstrują chmurnie
przeciw plantacjom palmowym na końcu języka.
Poruszenie na widok odległej sawanny,
niesiono ogień i sprawiedliwy handel.
Przeciw plantacjom palmowym na końcu języka
wyszliśmy z domów w może możliwości.
Niesiono ogień i sprawiedliwy handel,
palono korut, pachniało sianem.
Wyszliśmy z domów w może możliwości
i nagle rozwiązane są wszystkie kolana.
Duszne noce
There’s such a lot of world to see
I nagle nad ranem nachodzą duszne noce,
ustawne sny są na wymianę, przechodnie.
Nadchodzą duszne noce i podczas
blisko mi do ciebie jak przez dym.
Teraz jest noc wielka, ciemna jest noc
i w Bangladeszu znowu pada deszcz.
Podczas dusznych nocy zapuszczone pętli,
ogień w paśmie infra wywabia biel.
I nagle duszne są wszystkie noce,
ogień czule taktuje do snu.
I nagle nad ranem nachodzą duszne noce,
i w Bangladeszu znowu pada deszcz.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych