książki / POEZJE

Połów. Poetyckie debiuty 2019

Agata Puwalska

Jakub Sęczyk

Klaudia Pieszczoch

Marlena Niemiec

Michał Mytnik

Natalia Kubicius

Paweł Harlender

Paweł Kusiak

Fragment almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2019, wydanego w Biurze Literackim 17 sierpnia 2020 roku, a w wersji elektronicznej 12 kwietnia 2021 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Paweł Har­len­der

poród do wewnątrz

po pół­ocy mek­syk oko­py i pokój hote­lo­wy
zda­ją się tym samym chcesz wejść do szes­nast­ki
ale bra­ku­je kla­mek pomiesz­cze­nie przy­cho­dzi do cie­bie
samo kto pro­gra­mu­je two­je spa­nie? pod­sta­wio­ny papież?

anty­mo­tyl kul­tu­ry macha wart­ko skrzy­deł­ka­mi
kto grze­bał w two­im kodzie zmie­niał szyk prze­chwy­ty­wał
prze­ka­zy? czy nie były zaszy­fro­wa­ne? musisz odna­leźć
skrót do para­sol­ki i przy­pis do kożu­cha zawrzeć potlacz

chcesz wejść do dwu­nast­ki ale zary­glo­wa­ne opla­ta cię
sen wie­lo­krot­ny wczy­tu­je kontr­da­ry mikro żądza anty­pa­pież
omlet wstecz­ny porząd­ku­ją cię na sta­łe dobi­ja się oddol­ny
rybak nie słu­chaj mistrzów krę­go­słu­pa to zwy­kle ci sami

co szep­czą wymie­nię misty­cyzm na eko­no­mię zmie­niał się
król zmie­niał się łokieć zmie­nia­ła się sto­pa zmie­nia­ły sanie
posłu­chaj mnie musisz pod­wi­nąć wewnętrz­ne poślad­ki
wypchnij skó­rę od wewnątrz chcesz wejść do ósem­ki

ale – rabu­nek kla­mek na sze­ro­ką ska­lę kości wywiń od
środ­ka na zewnątrz nogi cały czas aktyw­ne weź pod­ła­duj
mi tego lewacz­ka kry­zys jest nie­po­wta­rzal­ny Ziu­ta Śpin­del
i Hans Drze­ma­ła widzę was kocha­ją­cych się w stro­jach

dys­ko­te­ko­wych nie oglą­daj się za nimi nawet jeśli tak
kuszą­co wyglą­da­li bez skru­pu­łów kry­zys to banał
rynek byczy i rynek niedź­wie­dzi a za wszyst­kim stoi
mały papież sąż­nia ber­beć poda­gra po pół­no­cy
zda­ją się tym samym ty chcesz dobrać się pro­sto do jadła

dawaj


jaki smak w ustach ma dźwięk kółek wózka
jadącego po kocich łbach?

nigdy nie byłem na two­im pogrze­bie
odbi­ty na blot­te­rze cien­ki mem­la­sie
ćpną­łem fil­mi­ko­wa­nie i zapa­dłem się w kana­pon
jak będę chcia­ła to zosta­nę influ­en­cer­ką


zakłady montażu jaźni

kogo ta na czar­ce szmin­ka?
who’s that lip­stick on the jar?
ona wsu­wa osiem ogór­ków do sło­ika
on oglą­da pięk­ne żony i dziew­czy­ny pol­skich skocz­ków na Inte­rii

– chcesz wąchać stóp­ki?!
– są two­je two­je są wal­ki mene­li i bruk­sizm

maska mu zdrze­dła wit­ki opa­dły
na ekra­nie ujrzał swój auto­por­tret w bom­bon­ce

przy­glą­da się pik­se­lom ust
za ścia­ną widzi skra­da­ją­ce­go się szew­ca
wie­rząc w fili­żan­kę dueli sukien­ka buzia­ka
czy­ta­łem wywiad z Joan­ną Lech na One­cie to nie było śmiesz­ne

jak dobrze się wczuć to wszyst­ko boli
a wysty­gnię­te­mu nawet muzy­ka nie pomo­że
ona zada­je pyta­nia typu czy Beata Kozi­drak segre­gu­je śmie­ci?
on oglą­dał pił­ka­rzy u Woje­wódz­kie­go to nie było śmiesz­ne

Wiśniew­ski zakła­da szkół­kę poke­ro­wą
Hans prze­bra­ny za Lord Vade­ra
Maro potra­fi cofać trak­to­rem z dwo­ma przy­cze­pa­mi
Maj­da­no­wie odda­li na aukcję WOŚP swo­je odde­chy

wice­mi­ni­ster cyfry­za­cji roz­po­czął nową ofen­sy­wę koper­ko­wą
po Ziu­cie spły­wa jak po kacz­ce pod­ryw na orła w trum­nie
im to wystar­cza a ja chciał­bym się bzy­kać w misiem Koral­go­lem w win­dzie
każ­dy sty­mu­lu­je swo­je geni­ta­lia

w spo­sób któ­ry uwa­ża za sto­sow­ny
orga­zmu­jesz pod zmia­ny kana­łów
zalej je sofi­zma­tem jeśli zaj­dzie potrze­ba
jesz­cze jed­no – jeśli wyłusz­czasz swo­je­go kochan­ka kon­tek­stu­ali­zuj

ja potrze­bu­ję na jutro tej wiśni
prze­ży­wam wzmo­żo­ną eks­cy­ta­cję
kie­dy jestem dla mnie dru­gi

[Oh Bey­on­cé Bey­on­cé
Oh Sha­ki­ra Sha­ki­ra
Oh Bey­on­cé Bey­on­cé
Oh Sha­ki­ra Sha­ki­ra]

sła­be opi­sy już cię szu­ka­ją kot­ku
sła­be opi­sy już się za tobą roz­glą­da­ją złot­ko
się tobą inte­re­su­ją
sła­be opi­sy

poczuł że jest wiją­cą się w spa­zmach z roz­ko­szy Murzyn­ką
a zaraz póź­niej był pię­trzą­cym ją Murzy­nem
w Rab­ce został aresz­to­wa­ny za upra­wia­nie sek­su
z zapar­ko­wa­nym przy dro­dze samo­cho­dem

chłop­cze któ­ry tak patrzysz przez swo­je łzy
powi­nie­neś wie­dzieć że pró­bo­wa­łam
wci­snąć klam­kę ale nic z tego
i wresz­cie dziś wie­czo­rem będę zmę­czo­na

fal­lo­cen­trycz­ne mlecz­ko roz­la­ło nam się wit­ko sio­stry Basen
wisiel­czy pomruk wień­czy twą cew­kę cew­ka twa koń­czy się
pomru­kiem wisiel­czym


Nata­lia Kubi­cius

Deficyt czystych serc

Roz­dzio­bią nam słoń­ce co do jed­ne­go
wol­ta. Wydo­ją UV do ostat­nie­go
czer­nia­ka, a nazna­czo­nych pokro­ją w pla­stry

i wysta­wią na mię­dzy­ga­lak­tycz­nej aukcji
z nadzie­ją, że ten ochłap cokol­wiek zna­czy
dla Na’vi czy innych nie­bie­skich ciał,

nie­bie­skich kró­lestw, któ­re wpraw­dzie
kupu­ją w ilo­ściach hur­to­wych,
ale tyl­ko dla­te­go, żeby nie przy­szło nam do gło­wy
ape­lo­wać od śmier­ci, wła­śnie teraz,
kie­dy świat zadłu­żo­ny jest na 237 bilio­nów orga­nów.


Czyhanie na pogan

mam w dupie małe mia­stecz­ka
Andrzej Bur­sa Sobo­ta

Godzi­na 19:45 wywo­łu­je drże­nie
w pod­ziem­nych kon­dy­gna­cjach, gdzie mary­no­wa­ne
grzy­by wciąż mają nas za nazi­stów. Żeby Pol­ska była

ple­śnią, pora­sta­ła fran­cu­skie sery
i wło­skie pomi­do­ry, a stąd już pro­sta dro­ga
do wła­snej mar­ki (lep­sze to niż euro,
któ­rym łata się dziu­ry po Cesar­stwie
Rzym­skim). Otwo­rzyć souve­ni­ry

dla Pola­ków, tłu­ma­czyć dro­go­wska­zy
z pol­skie­go na pol­ski, celo­wać
w bry­tyj­skich tury­stów (może nawet
zachę­cić do emi­gra­cji?), w ich pol­skie rodzi­ny

wkła­dać cukro­wą watę, ale nie taką za 4,50, co się ser­wu­je
na obcho­dach Dni Mia­sta – lepiej pod­nieść ich ran­gę
do Dni Pań­stwa i tym spo­so­bem wywo­łać falę
lokal­nych pro­te­stów, nakar­mić kse­no­fo­bię
jej wła­snym cia­łem,

wyprze­dzić straj­ki gło­do­we.


Były, czas teraźniejszy

Byłe­go pozna­łam na Tin­de­rze.
Poka­zał mi brzuch, lecz moje­go nie chciał
oglą­dać – wolał wędro­wać wyżej lub niżej.

Brzuch kobie­ty wywo­ły­wał nie­chcia­ne wspo­mnie­nia.

Były wyty­kał mi wście­kli­znę maci­cy.
Prze­czy­tał o niej w słow­ni­ku pol­sz­czy­zny potocz­nej,
gdzie zna­lazł jesz­cze kil­ka innych pomy­słów na to,
jak uczy­nić nasz zwią­zek nie­co bar­dziej soczy­stym.

Jeśli pra­gnę miło­ści, mówił,
powin­nam wznieść się na wyży­ny
roze­bra­nia – obna­żyć kości, kost­ki,
kostecz­ki, z pal­ców wyłu­skać palicz­ki,
a szy­ję scho­wać dla szyj­ki. Jeśli pra­gnę być kobie­tą, mówił,
wkła­dać kur­tecz­kę skór­ko­wą na żakie­cik i blu­zecz­kę,

trze­ba mi wie­dzieć, że repro­duk­cja to nie spi­sek męż­czyzn
ani spo­sób na uprzy­krza­nie nam życia. Były pra­wie został pre­zy­den­tem,

przy­jął pozy­cję wer­ty­kal­ną, posta­wił nogę na Księ­ży­cu,
a gdy myśla­łam, że już nie może nas dzie­lić więk­sza odle­głość,
przy­szedł do mnie we śnie – i choć nie wiem, kto nas wte­dy śnił,

wiem, kto zapi­sał,
na prze­kór dzie­le­niu cza­su na dwo­je.


Paweł Kusiak

Jestem z okolicy gdzie kamieniami milowymi są potrącone koty

albo psy – więk­sze
o dwóch spraw­nych łapach.

moja mat­ka laj­ku­je
tyl­ko peje schro­nisk.
ma w sobie kłu­sow­nicz­kę.
powta­rza wyraź­nie:

pija­ny wje­chał w pie­sze­go. myśla­łem
że to sar­na – tłu­ma­czył.
tłu­ma­czy­ła

gło­wa tego arty­ku­łu
ten księ­życ zgra­ny do bie­li.

ciszej nad tą oko­li­cą.
pogło­wia z nami i wszyst­kie trzo­dy
z hodow­li o wiel­kich powierzch­niach
i szyb­kim prze­ro­bie


Kazanie I

cukier nie topi lodu.
kwa­su szu­kaj­cie w ster­cie soli.

sen para­dok­sal­ny. faza sem.
sen para­dok­sal­ny. krew z krwi. klucz z zam­ka.

nocą otwie­ra­my budo­wę.
wer­sja testo­wa zosta­ła prze­bie­gu­no­wa­na.
sen zim­no­fa­lo­wy.
pro­ce­du­ra
wul­ka­ni­za­cji tka­nek.
pro­ce­du­ra
bano­wa­nia tka­nek.

budo­wa psu­je się od iko­no­sta­su.

zapy­ta­cie:
gdzie zni­ka­ją wło­sy ści­na­ne co mie­siąc?

nadaw­ca chwi­lo­wo nie­do­stęp­ny
nie­do­stęp­na żad­na rzecz któ­ra jego jest


Albo ładniej: kto się zabił?

trze­cia pla­ne­ta odrzu­ci­ła prze­szczep
plik nie­zgod­ny
z inkan­ta­cją.
(prze­szcze­pu nie powtó­rzysz.)

jedzie­my. stre­fa zero
bez ban­de­ro­li. cło potem.
sie­dem razy obejdź sklep
a pad­ną noc­ne pro­hi­bi­cje.

zawi­ru­so­wa­ne
zapa­le­nie rdze­nia:
post wią­za­ny
pod słu­chem:
na sygnał
pol­ska przej­mu­je rynek zni­czy.

o pół­no­cy przej­dę i pomrą wszy­scy
uro­dze­ni w nie­han­dlo­we nie­dzie­le.

o pół­no­cy przej­dę i pomrą wszy­scy
uro­dze­ni w nie­han­dlo­we nie­dzie­le.

każ­de­mu wedle zasług
dron stróż


Michał Myt­nik

Viral

reset osie­dla
z ławek zni­ka­ją dowo­dy
kosze peł­ne prze­wi­nień
prze­wiń to jesz­cze raz
tape’y z wczu­ta­mi
wdra­żam pod igłę
zle­pio­ną od kurzu kick­sów
step­back za linię
sygna­ły bez odbio­ru
każą spraw­dzić nume­ry
każą oka­zać ID
<ktoś> krzy­czy przez okno
że nie ma już cza­sów


„,

prze­mie­rzam pod­ko­szo­wą stre­fę jak gry mas
gubię tak­ty­ki jak kraść ucho czy war­gi?
przy­mie­rzam pod­ko­szu­lek w lecie tam gdzie pot
smo­king mnie dusi jak kaszel z fleg­mą
w ledzie moich kogu­tów <ktoś> rzu­ca chle­bem
ze śred­nie­go dystan­su za to z pobu­dek
nad­miar bura­ków pęka siat­ka spo­łe­czeństw
bujam się od nor­my do namia­ru
zbie­ra­jąc fak­tu­ry


Palma na silnym wietrze w Warszawie przewraca się na drogę, zaczyna płonąć i staje się

obiektem kultowym dla protestujących dilerów. Produkuje kalifornijski koks i od czasu
do czasu zaczepia polskie dziewczęta

Ana­lo­go­we Anta­ri Pur­ple lądu­je w szkle
gim­me a light to tyl­ko sekun­da wyrwa­na kon­tek­sto­wi„,
kap­tur kry­je szy­szyn­kę <ktoś> zro­bił cros­so­ver na Psy­che
połknię­cie dźwię­ku jego bit­ta­pe może już nie nadejść
pół­ku­la sati­va                                                 pół­ku­la indi­ca

puste butel­ki w kier­ma­nie two­rzą rezo­nans
klu­cze naszyj­nik pod­kład idzie­my roz­cho­dzić

mię­śnie po sił­ce                                             jaźń po osie­dlu


Mar­le­na Nie­miec

bez

wykroch­ma­li­łam wło­sy w desz­czów­ce odpię­łam sprzącz­ki
z pasków przy butach, szluf­ki puści­ły mnie wol­no
szło się dłu­go na prze­mian sze­ro­ko i wąsko po kra­wę­dziach
z gli­ny po krzy­wych paty­kach
szło się pod rękę z psz­czo­ła­mi kawał w noc
try­bi­ki łapa­ły zasięg, rękaw­ki zakry­wa­ły knyk­cie
po dro­dze potrą­ca­ło się miski
plu­ło pest­ka­mi śli­wek na spół­kę z roba­ka­mi
pęcz­nia­ły ukła­dy sca­lo­ne z brzu­chów
z pro­chu powsta­łeś i w proch się


jazgot

dro­ga wie­dzie przez kłą­cza i zwo­je w ukła­dzie odde­cho­wym
nawle­kasz war­stwy na język, wyskro­bu­jesz poca­łun­ki z pęka­tych nocy
ludzie pio­rą dło­nie z resz­tek lata
słoń­ce lepi się jak tłu­sty film na skó­rze
wci­skasz gał­ki oczne w głąb czasz­ki
na samym spo­dzie jazgot


wrzenie

papro­cie zaci­ska­ją pię­ści
świat tra­ci poszy­cie z ozo­nu
wzbie­ra­ją w tobie wszyst­kie fazy księ­ży­ca
żyla­ki pęka­ją na mapie jak brzu­chy jabłek
w przy­droż­nych rowach
łech­cesz sto­pa­mi wypust­ki w bru­ku
strza­ła napi­na się
i skurcz


Klau­dia Piesz­czoch

przekrój

i gdy­by wszyst­ko sta­wa­ło się widocz­ne po cię­ciu

a cię­cia koniecz­nie szyb­kie i ostre wyna­gra­dza­ły tłu­stą tre­ścią
jak prze­krój ska­ły kamie­ni­cy brzu­cha zwie­rzę­cia w któ­re
ktoś siłą wepchnął cien­kie palusz­ki bate­rii

(to się zda­rzy­ło)

pomyśl o czymś takim: każ­de posie­dze­nie przy sto­le
współ­rzęd­ne z bólu bio­der i kurzu
rezy­gna­cje z wyj­ścia gdy już jesteś w butach odło­żo­ne jak bazalt
wapien­na war­stew­ka
albo pęset­ka z klesz­czem żelaz­ko wciąż pod­łą­czo­ne do prą­du
dziec­ko żeby samo się wyli­za­ło

co byś widział kie­dy byś już skoń­czył odciął się po koro­ny drzew
czub­ki sosen

zdjął pal­ca­mi reszt­ki z ostrza


rozgałęzienia

kie­dy lata­mi zaj­mu­je mnie coś jak sku­ba­nie liści aż zosta­ną
zie­lo­ne nit­ko­wa­te szkie­le­ty

liczą się czar­ne łupi­ny sło­necz­ni­ka to jak prze­cho­dzą w ciem­ny sze­lest
wachla­rzy po zga­sze­niu świa­teł w kinie.

ostat­ni dzień roku: tną śnieg odgło­sy karet­ki i kacz­ki
bie­gną­ce za ręką któ­ra uda­je że sypie


kambium

już tyl­ko prze­po­wied­nie rów­ne wła­ści­wo­ściom pró­by
ich wyple­nie­nia z cia­ła ciem­ne­go jak spodnia stro­na liścia
gła­ska­nie zwie­rząt na zapas

byłam wie­le razy w samym środ­ku chle­ba
sza­rej gęstej masy na dnie oka skąd nie widać
jabło­ni ani innych bia­łych zakłó­ceń

teraz zno­wu nie mogę się prze­drzeć
dopie­ro kie­dy mię­kisz czer­stwie­je wysy­cha na kamień
wypa­dam
jak orzech z łatwo­ścią odcho­dzę mie­ni mi się

sze­ro­kie świa­tło: cia­ło
któ­re prze­wo­dzi

/

grze­ba­nie w pamię­ci jak wycią­ga­nie drew­na
ze sta­ro­żyt­nej budow­li by spraw­dzić jego wiek zoba­czyć
czy już się zmie­nił


Aga­ta Puwal­ska

przez kraj ludzi zwierząt i bogów

mijasz ogród­ki dział­ko­we w siat­ce ogro­dze­nia
nie­ru­cho­me liście drew­nia­ne bud­ki kobalt spra­na zie­leń
płach­ty potar­ga­nej juty mijasz wor­ki przy­kry­te bre­zen­tem
w osa­dzie świe­że­go śnie­gu sosny o pniach z mie­dzi porzu­co­ne
wia­dra uła­ma­ne huś­taw­ki odgię­te zna­ki dro­go­we – gdzie jechać?
przed tobą wia­duk­ty śli­ma­ki balu­stra­dy jak skrę­co­ne musz­le
mosty nad wierz­choł­ka­mi drzew – mijasz chwiej­ne żura­wie
ażu­ro­we kon­struk­cje kon­tu­ry z komik­sów nie­udol­nych sza­ma­nów
któ­rzy zapo­mnie­li piór i uro­ków mijasz sek­cję dętą w kil­tach
bez dźwię­ku rower z pochy­lo­nym jeźdź­cem nar­cia­rza indy­go
z bam­bu­so­wym kijem bro­da­cza na hulaj­no­dze
mijasz czas od złej stro­ny jesteś sam
przy­my­kasz oczy żeby nie wypa­dły


powiśle

po( )wiśle prze­suń pal­cem spró­buj dotknąć miej­sca
z któ­re­go wyro­słeś zwi­sa­jąc z trze­pa­ka gło­wą w dół
ude­rze­nie rzut pił­ką o ścia­nę – znów grasz w pań­stwa mia­sta
jest tu coś two­je­go? z płyn­nej taśmy pale­ty rowe­ry leża­ki spa­cer
z pie­skiem pod mostem bul­wa­ro­we cio­sy powie­trze nawet nie drgnie
– uda­ła się pla­ża! w gęstej spo­łecz­no­ści co krok para­wa­ny zgrza­ny
piach z kopar­ki roz­wój albo krach pod kra­kiem tak swoj­sko że bre­ja
z barei po wiśle rejs jak kie­dyś pod okiem kaow­ca biblio­te­ka w lia­nach
akcja się zaklesz­cza nie waż­ne poli­tycz­na gieł­do­wa spo­łecz­na
wszyst­ko ma swo­je źró­dło – więc bara­nia góra? – mapa nie drgnie
stąd czer­piesz nic się nie prze­su­wa


 

rocznica

urzą­dzi­łam nam wte­dy kon­kurs kto szyb­ciej – zawo­dy
w opróż­nia­niu – wcze­sna pora duże por­cje san­grii
przed nami plan życze­nia przez tele­fon włó­czę­ga po mie­ście
w absur­dal­nych humo­rach zabu­rzo­ne widze­nie
lustra w sece­syj­nej knajp­ce upał i kanap­ki mdły zapach
tuń­czy­ka – wygra­łam pamię­tasz? wbi­cie kodu pin sta­ło się
wyzwa­niem podob­nie jak przej­ście suchą sto­pą przez metro
potem eks­plo­zja! małż z pusz­ki w poko­ju hote­lo­wym
lep­kie skraw­ki na ścia­nach na łóż­ku w któ­rym spa­li inni


Jakub Sęczyk

Święto ognia

Nie­bie­skie sobo­ty i pra­cu­ją­ce nie­dzie­le,
pozła­ca­ne topy bazy­lik poję­te żarem.

Kocha­li­śmy się, nie było już nic do zro­bie­nia,
cho­ciaż wrze­sień, skup zbo­ża ofe­ru­je węgiel.

Pozła­ca­ne topy bazy­lik poję­te żarem,
popio­ły obję­te orbi­tą, sko­szo­ne żaglem.

Cho­ciaż wrze­sień, skup zbo­ża ofe­ru­je węgiel,
pod­cho­dzisz mi do ust sini­ca­mi, bruzd­ni­ca­mi.

Popio­ły obję­te orbi­tą, sko­szo­ne żaglem,
ponie­sie nas haust dymu i żar­li­wość.

Pod­cho­dzisz mi do ust sini­ca­mi, bruzd­ni­ca­mi,
cho­ciaż tyle wokół jesz­cze jest powie­trza.

Ponie­sie nas haust dymu i żar­li­wość,
decy­du­ją­cym dys­ty­chem wsadź to mię­dzy baj­ki.

Cho­ciaż tyle wokół jesz­cze jest powie­trza,
cho­ciaż jesz­cze spo­ro zosta­ło u źró­dła,
decy­du­ją­cym dys­ty­chem wsadź to mię­dzy baj­ki.

Kocha­li­śmy się, nie było już nic do zro­bie­nia,
cho­ciaż jesz­cze spo­ro zosta­ło u źró­dła:
nie­bie­skie sobo­ty i pra­cu­ją­ce nie­dzie­le.


Tyły

I nagle roz­wią­za­ne są wszyst­kie kola­na,
ranem szu­kaj wia­tru w sto­gu igieł.

Pali­li­śmy korut, pach­nia­ło sia­nem,
usta były roz­wol­nio­ne, zwar­te języ­ki.

Ranem – szu­kaj wia­tru w sto­gu igieł –
desty­lo­wać ukłu­cie zim­na w gar­dło.

Usta były roz­wol­nio­ne – zwar­te języ­ki
zagu­bie­ni w mar­szu demon­stru­ją chmur­nie.

Desty­lo­wać ukłu­cie zim­na w gar­dło –
poru­sze­nie na widok odle­głej sawan­ny

zagu­bie­ni w mar­szu demon­stru­ją chmur­nie
prze­ciw plan­ta­cjom pal­mo­wym na koń­cu języ­ka.

Poru­sze­nie na widok odle­głej sawan­ny,
nie­sio­no ogień i spra­wie­dli­wy han­del.

Prze­ciw plan­ta­cjom pal­mo­wym na koń­cu języ­ka
wyszli­śmy z domów w może moż­li­wo­ści.

Nie­sio­no ogień i spra­wie­dli­wy han­del,
palo­no korut, pach­nia­ło sia­nem.

Wyszli­śmy z domów w może moż­li­wo­ści
i nagle roz­wią­za­ne są wszyst­kie kola­na.


Duszne noce

There’s such a lot of world to see

I nagle nad ranem nacho­dzą dusz­ne noce,
ustaw­ne sny są na wymia­nę, prze­chod­nie.

Nad­cho­dzą dusz­ne noce i pod­czas
bli­sko mi do cie­bie jak przez dym.

Teraz jest noc wiel­ka, ciem­na jest noc
i w Ban­gla­de­szu zno­wu pada deszcz.

Pod­czas dusz­nych nocy zapusz­czo­ne pętli,
ogień w paśmie infra wywa­bia biel.

I nagle dusz­ne są wszyst­kie noce,
ogień czu­le tak­tu­je do snu.

I nagle nad ranem nacho­dzą dusz­ne noce,
i w Ban­gla­de­szu zno­wu pada deszcz.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry, uzy­ska­nych z dopłat usta­no­wio­nych w grach obję­tych mono­po­lem pań­stwa, zgod­nie z art. 80 ust. 1 usta­wy z dnia 19 listo­pa­da 2009 r. o grach hazar­do­wych

O autorach i autorkach

Agata Puwalska

Autorka wierszy, m.in. z debiutanckiego tomu haka!, który ukazał się w Biurze Literackim w marcu 2021 roku, oraz z projektu pod roboczym tytułem PARANOIA BEBOP. Laureatka kilku konkursów poetyckich (np. 14. edycji Połowu, I miejsca na XXVIII OKP im. K.K. Baczyńskiego). Uczestniczy w spotkaniach Krakowskiej Szkoły Poezji im. Aleksandra Fredry. Publikuje. Mieszka w Węgrzcach pod Krakowem.

Jakub Sęczyk

Ur. 1993. Teksty poetyckie i krytyczne publikował m.in. w „Odrze”, „Kontencie”, „Stonerze Polskim”, „Nowym Napisie”, „Wizjach”, „Drobiazgach”, „Czasie Literatury”, „biBLiotece” i „Tlenie Literackim”. Debiutował w antologii Połów. Poetyckie debiuty 2019 (Biuro Literackie, 2020). Laureat Nagrody Specjalnej w XXVI Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina i IV Ogólnopolskiego Konkursu na Książkę Literacką „Nowy Dokument Tekstowy”. Wolny elektron w inicjatywnie wydawniczej papierwdole. W październiku ukaże się jego debiutancka książka poetycka Święta pracy.

Klaudia Pieszczoch

Pisze poezję i prozę, z wykształcenia iberystka. Publikowała w antologiach poetyckich i prozatorskich oraz czasopismach. Laureatka projektów „Połów” i „Pracownia pierwszej książki” Biura Literackiego oraz konkursu na opowiadanie Festiwalu Góry Literatury. Pochodzi z Sanoka, mieszka w różnych miejscach.

Marlena Niemiec

Ur. w 1997 roku, poetka, absolwentka polonistyki o specjalności antropologiczno-kulturowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Laureatka 14. edycji „Połowu” oraz „Pracowni Pierwszej Książki Wierszem 2022”.

Michał Mytnik

ur. w 1997 r. w Tarnowie. Poeta, freeganin, redaktor pisma „Rzyrador”. Debiutował w „Stonerze Polskim”, publikował również w „Wakacie”, „Tlenie Literackim”, „Helikopterze”, „MULTImediach”. Członek Krakowskiej Szkoły Poezji im. A. Fredry. W marcu 2019 r. namalował wiersz na ścianach Otwartej Pracowni w ramach Wernisażu Jednego Wiersza. Studiuje inżynierię chemiczną na Politechnice Krakowskiej. Laureat 14. edycji „Połowu” Biura Literackiego. Uczy chemii. Mieszka w Krakowie.

Natalia Kubicius

ur. w 1998 r. Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Publikowała w „biBLiotece”, „Kontencie” i „Tlenie Literackim”. Laureatka 14. edycji „Połowu”, finalistka XXV OKP im. Jacka Bierezina. Mieszka w Cieszynie.

Paweł Harlender

ur. w 1992 r. Poeta, autor filmików na YouTubie, zajawkowicz. Redaktor naczelny „Stonera Polskiego”. Publikował w „Ha!arcie”, „Kontencie”, „Wizjach”, „Małym Formacie”, „Helikopterze”, „biBLiotece”, „Rzyradorze”, „Gazecie, która Musi się Ukazać”. Laureat slamów poetyckich. Recepcjonista, bańkarz, nowofazowiec. Związany z Krakowską Szkołą Poezji. Gra w szachy. Spędza czas z prawdziwymi kotami.

Paweł Kusiak

ur. w 1998 r. w Krośnie. Autor wierszy, redaktor pisma „Rzyrador”. Publikował w „Wizjach”, „Helikopterze”, „Wakacie”, „Tlenie Literackim”, „Kontencie”, „Stonerze Polskim”, „Małym Formacie” i „biBLiotece”. W ramach Wernisażu Jednego Wiersza napisał pewien wiersz na pewnej ścianie. Laureat 14. Edycji „Połowu” i finalista 13. edycji. Członek Krakowskiej Szkoły Poezji. Pracuje nad debiutem pod tytułem Grypsy proroków. Studiuje filologię polską o specjalności antropologiczno-kulturowej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego; przygotowuje licencjat o poezji Roberta Rybickiego i teorii kultury Jeana Baudrillarda. Mieszka w Krakowie.

Powiązania