książki / POEZJE

Powązki

Tadeusz Pióro

Fragmenty e-booka Powązki Tadeusza Pióry, wydanego w Biurze Literackim 16 maja 2016 roku

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Randka

Póź­niej liczył się tyl­ko seks,
jak w kla­sycz­nej eko­no­mii
języ­ka prze­moc i wła­dza,
lecz nie nad języ­kiem,
tyl­ko ubo­czem, na któ­re cią­gnie,
żeby z bli­ska coś spraw­dzić
i zdy­stan­so­wać się od wszyst­kich
teo­rii, mówiąc „znam faj­ne miej­sce”
natu­ral­nym gło­sem – zabrzmi w nim
tyl­ko zdro­wa cie­ka­wość.

Spo­tka­li­śmy się w bra­mie,
mię­dzy sło­necz­nym podwó­rzem
i cichą uli­cą. Ona mia­ła gumę
do gry w gumę, ja mia­łem pie­nią­dze
na lody, lecz zosta­li­śmy w bra­mie,
bo chłop­cy nie bawi­li się w gumę,
a w lodach spo­ty­ka­no gron­kow­ce.

Teraz już nie, ale wte­dy
mówio­no o rand­kach z taką miną,
jak­by pierw­sza mia­ła być ostat­nią
i zmie­nić nie­od­wra­cal­nie
nawet poczu­cie humo­ru,
więc pomy­śla­łem, że o niej wspo­mnę,
nim posu­nie­my się dalej.


Dlaczego jestem frajerem

Nie jestem fry­zje­rem, tyl­ko fra­je­rem.
Wolał­bym być fry­zje­rem, się prze­nieść
do inne­go tech­ni­kum, zdo­być dyplom
i god­nie z nim żyć, ale ty
masz w sobie coś, że nie mogę,
więc się męczę – te fata­łasz­ki,
któ­re trze­ba ścią­gać i nacią­gać
od nowa, wypo­wie­dzi pusz­cza­ne w eter,
cała ta mor­dę­ga nie przy­stoi
fry­zje­ro­wi ani fry­zjer­ce, a fra­jer
wytrzy­ma zdra­dy i eks­hi­bi­cjo­nizm,
i wszyst­ko, co mówią o tobie na mie­ście,
bo tam dajesz dupy na niby,
a ja napraw­dę, gdy do mnie wra­casz.


Więcej grzechów

W zna­jo­mym mie­ście omi­nąć linię
oko­pów, poczuć się jak przy­bysz,
udu­sić kobie­tę lek­kich oby­cza­jów,
w domu uciech zosta­wić numer tele­fo­nu, on
będzie się ury­wał, jest towar z Taj­lan­dii,
ma zie­lo­ny puder na poślad­kach, kaba­ret,
koń­ce tras tram­wa­jo­wych mają nowe nazwy,
powtórz je teraz za wszel­ką cenę.


Jardin des Plantes

da się dotknąć moje śro­do­wi­sko
każ­dy z nas myśli że jest gość
gospo­darz się wyniósł do ogro­du
ma tablicz­kę z łaciń­ską nazwą

śro­do­wi­sko to śmiesz­ne sło­wo
bez nie­go czło­wiek brzmi dziw­nie
jeśli jest postę­po­wy i marzy
o tablicz­ce z łaciń­ską nazwą

ta nazwa to hit numer jeden
przy nim tań­czy­my na leżą­co
ale numer wyklu­cza postęp
i inne pomy­sły z rynsz­to­ka

tu koń­czy­my nie pani poje­dzie
jesz­cze gdzieś albo dalej
myśląc że wie­rzy w co mówię
o tablicz­ce z łaciń­ską nazwą


Psychokiller

Moja pier­siów­ka ma wbu­do­wa­ny alko­mat i odda­la zda­rze­nia w cza­sie rze­czy­wi­stym jak pasek na dole ekra­nu.

Pod paskiem kry­ją się uczu­cia, to praw­dzi­wy baro­metr koniunk­tu­ry.

Zda­nia tok­sycz­ne roz­bie­ra się na czę­ści, zda­nia bez war­to­ści zako­pu­je skarb pań­stwa.

Ludzie o nich nic nie wie­dzą.

Cno­tą wła­ści­wą pod­da­nym jest nie roz­trop­ność, lecz słusz­ne mnie­ma­nie.

Stu­den­ta, któ­ry ścią­ga, i spor­tow­ca na dopin­gu, łączą ide­ały rów­no­ści, lecz każ­de­mu przy­słu­gu­je osob­ny obiekt.

Gdy pośród bez­dro­ża zadu­ma­ny topie­lec prze­my­ka, te sen­sy zacho­dzą na sie­bie, ale nie na nas.

Nóż ma być dłu­gi i bar­dzo pro­sty.


Plastiki

Patrzę na dziew­czy­nę i chłop­ca
w auto­bu­sie i nie wiem, czy on
ją posu­wa, czy ona jego,
ani komu miał­bym zazdro­ścić

żeby raj nie był pustym sło­wem.
Roz­ma­wia­ją o jego butach,
zwy­czaj­nych jak moje pie­kło,
któ­re nic nie zna­czy i jest cia­sne

i teatral­ne. Wysia­da­my razem
żeby coś z sobą zro­bić,
ja w domu, oni chy­ba w koście­le,
przy muzy­ce i kadzi­deł­kach

albo wód­ce czy­stej jak powie­trze
za oknem i wia­ta przy­stan­ku
w stro­nę cen­trum, któ­rą w dro­dze powrot­nej
wzbo­ga­cą o „gan­ja pany” i „bank to chuj”.

Z wyso­kie­go pię­tra widzę auto­bus.
Nie star­czy im cza­su na poboż­ne życze­nia –
powiedz­my, „punx not dead”.
Trze­ba będzie zejść i dokoń­czyć robo­tę.


Osiemnastka

Nud­ne to życie, a śmierć
rzad­ko wyglą­da cie­ka­wiej
niż pięk­na Murzyn­ka w zatło­czo­nym tram­wa­ju
z Belem do cen­trum Lizbo­ny,
krót­ko ostrzy­żo­na, w bia­łej koszu­li,
ze szkol­nym tor­ni­strem na ple­cach,

przez całą dro­gę wpa­trzo­na we mnie
jak w bożysz­cze, zako­cha­na
od pierw­sze­go wej­rze­nia zda­je się przy­rze­kać:
teraz wszyst­ko będzie prze­ze mnie,
lecz mowa jej oczu jest ciem­na,
rozu­miem ją nie­do­kład­nie, oddzie­la nas tłum

spo­co­nych tury­stów, takich jak ja,
i chy­ba smut­ną mam minę, kie­dy wysia­da
z kole­żan­ka­mi, bo ktoś do mnie mówi po angiel­sku:
nie wstydź się, kole­go, sam bym ją
wiesz… i już wiem, co chcia­ła mi powie­dzieć:
wszyst­ko zawsze było prze­ze mnie.


Skotografia

Ika­rus linii 180, prze­gu­bo­wy gru­chot,
ma szy­by zama­lo­wa­ne na bia­ło,
lecz sta­je przed Ama­tor­ską:
z trza­skiem roz­su­wa­ją się drzwi,
wcho­dzi­my w ciem­ność, bo chce­my
na Czer­nia­ków, choć strach jechać
takim gra­tem z nie wia­do­mo kim,
i od razu kon­tro­la bile­tów:
kanar w heł­mie ma gór­ni­czą latar­kę,
za wcze­śnie wysia­da­my.

Wra­ca­my pie­szo przez puste uli­ce
i park, ktoś szu­ka psa pod ław­ka­mi,
Nowy Świat jest jak cień roz­po­star­tej dło­ni
na mrocz­nym obra­zie w muzeum legend.


Powązki

Occu­py!

O autorze

Tadeusz Pióro

Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.

Powiązania