
Dziecinada
dzwieki / WYDARZENIA Piotr Sommer Zbigniew MachejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Zbigniewa Macheja i Piotra Sommera podczas Portu Wrocław 2008.
WięcejFragment książki Jána Ondruša Przełykanie włosa, w przekładzie Zbigniewa Macheja, wydanej w Biurze Literackim 6 kwietnia 2021 roku, a w wersji elektronicznej 11 października 2021 roku..
1.
Twoją lewą pierś
leżącą na talerzu, przerośniętą drutem,
przeszytą na maszynie do szycia,
można przeglądać, obserwować,
przenosić w koszyczku, podwiązać,
a gdy się w niej znajdzie końcówkę żyły,
rozpruć zupełnie.
2.
Gdy patrzysz przez obrączkę,
przez czworokątne okulary.
3.
Gdy patrzysz przez zgłoskę X,
przez zgłoskę Y.
4.
Gdy patrzysz długo i uporczywie.
5.
Gdy dotykasz zdartym knykciem.
6.
Twoją prawą pierś,
podniesioną spod koła, ze szwem i strupem,
można wydrylować,
zawieszoną na bliźnie można uderzyć kamieniem,
cofnie się przed nim, zmarszczy pod dotknięciem
i ze sutka, który otworzysz palcami,
wyda ptasi skrzek.
Kiedy postawisz lustro przed lustrem,
odwrócą się do siebie tyłem.
Cofnie się światło
pomiędzy lustrami.
Ten mrok
przemrużyć,
przetęsknić
ten księżyc,
przekręcić
ten krąg,
tę studnię
odstać,
przeskrzydlić, przezygzaczyć
tego nietoperza.
Myślałem, że mi przejdziesz
jak ból głowy, jak bezsenna noc,
że cię przeczekam w pasażu jak letni deszcz
razem z dwoma lustrami,
które odwróciły się do siebie tyłem.
Sam
w karambolu naszych twarzy,
iskrzący, siekiera
zawieszona na pocałunku,
zaznaczam cię miłością,
domyślnym tonem, bez dopowiedzeń,
odchodzę,
podwożę się na kuchennych drzwiach,
odjeżdżam na rosnącej gałęzi,
wznoszę się na załamaniu rąk,
dlatego, że
wino jest o tobie,
a żółć o mnie,
jabłko jest o tobie,
a nóż o mnie,
ogień jest o tobie,
a popiół o mnie,
o tobie jest każdy
wieczór z kuglarstwem
księżyca nad dachami,
o mnie jest świt i powrót,
gdy wkręcam głowę pod pachę,
zamykam oczy, zasypiając o tobie,
o tobie jest słowik,
o mnie pies,
który to wszystko szczeka,
szczeka to o mnie,
szczeka to na odwrót,
gdy na załamanie rąk
biorę głęboki wdech, lęk, krzyk
z tym samym oddaleniem naszych ust
i tak z daleka
zaznaczam cię miłością,
domyślnym tonem, bez dopowiedzeń,
aż do krawędzi kamienia,
który jest o mnie
i można tłuc o niego głową.
1.
Czarny jest świat, lśni
tylko odcisk w wodzie,
a w nim odłamek szkła.
2.
Zginasz się,
aby się przekopać pod widnokręgiem
okrągłym jak obrót ręki na kierownicy.
3.
Prostujesz się, zaczepiasz nogawką
o cień, co się przystawia, powtarza
gest w gest
i trzyma z tobą krok.
4.
Kto z nas jest czarny,
kto biały,
kto słaby,
kto silny,
kto przekopał się pod widnokręgiem,
okrągłym jak obrót ręki na kierownicy.
Oglądacz jestem, mętne jajko
bezgłośne, żółtym okiem
w siebie wgapione.
Samowzrokiem widzę samobyt,
gadam samogłosem,
bez ruchu samoust,
krzywię sobietwarz w sobieżalu,
sobieserce we mnie łomoce i sobiełza
ścieka po sobiezmarszczce,
ciemno jest i wąsko w jajku,
i nisko, i duszno, nie ma tu
głowy do góry, wdechu
i krzyku z pełnych płuc,
tylko gniotąca samosprawiedliwość
wnosi samooskarżenie i karze
samotoporem na samopniu,
słucha samokazania, odmawia
samoojczenasz, czyni znak
samokrzyża, milczy samokrzyk.
Oglądacz, z dna jajka łypię,
bez sił na skręt, w jajku
zupełnie, co do joty.
Wypytywacz wgryzam się
w chleb i chleb od siebie
odrywam razem z ustami.
Wypytywacz oddzielony pytam,
z ustami z przodu, na dokrzyknięcie,
rozmawiam z ustami z daleka
i oglądam się, do ust się nie przyznaję,
spotykam się z ustami potajemnie,
zamykam się z nimi na klucz,
przykładam do nich ucho, kręcę głową,
popędzam usta, chichoczę
i mówię: jeszcze, jeszcze,
zawracam je, kiedy skończą,
i domagam się od początku,
bo w ustach jest coś, co nas nęci,
przyciąga, co bez ust ledwie przeczuwamy.
Ktoś to wszystko zatrzymuje
groźbą, że odpowie.
Grzęźnij, poeto, w bagnie po usta,
w czas zapaści, w czas bez dna,
natchnij sobie bańkę powietrza,
drąż kreci chodnik, robaczy szlak,
zostaw za sobą dukt i wryj
się w głąb przez wielkie O.
O pierścień i ogniwo,
gdzie się rozdziera łańcuch,
O ciemne wyjście dna
w kieliszku o północy,
O zbieżny krąg nagonki
na długość noża od góry!
Już płonie gaz,
już tumani i zwodzi
krętą drogą do O,
O się dla ciebie otwiera,
cug z O ścina z O płomyk
i gaz z O syczy,
już jesteś w O
jedną nogą, znikasz w O
i zajmujesz jego wygasłość.
ur. w 1932 r. w Novej Viesce, najważniejszy poeta słowacki drugiej połowy XX wieku. Choć uznawany jest za współzałożyciela zawiązanej w 1957 r. w Trnawie grupy poetyckiej nazywanej Konkretystami, przez całe życie był outsiderem nie przystosowanym do życia w opresyjnym systemie społecznym, borykającym się z chorobami i odrzuceniem. Konkretyści przeciwstawili socrealistycznej poetyce indywidualizm i liryzm, egzystencjalną surowość i rzeczowość obrazowania, sensualność oraz językowy eksperyment. Liryka Ondruša odegrała kluczową rolę w przełamaniu stalinowskiego paradygmatu i socrealistycznego schematyzmu w słowackiej poezji w dekadzie przed Praską Wiosną. Najważniejsze zbiory wierszy: Šialený mesiac (1965, Szaleniec księżyc), V stave žlče (1968, W stanie żółci), Posunok s kvetom (1968, Gest z kwiatem), Kľak (1970, Klęknięcie), Mužské korenie (1972, Męskie przyprawy), Ovca vo vlčej koži (1997, Owca w wilczej skórze ), a także autorski tom wierszy wybranych Prehĺtanie vlasu (1996, Przełykanie włosa). Zmarł w 2000 r. w Stupavie.
Urodził się w 1958 roku w Cieszynie. Poeta, tłumacz poezji czeskiej, słowackiej i angielskiej, eseista. Autor piętnastu zbiorów wierszy. Wieloletni pracownik polskiej dyplomacji kulturalnej w Czechach i na Słowacji. Dotychczas w Biurze Literackim opublikował tomy: Kraina wiecznych zer (2000), Prolegomena. Nieprzyjemne wiersze dla dorosłych (2003), Wspomnienia z poezji nowoczesnej (2005), Wiersze przeciwko opodatkowaniu poezji (2007) oraz książkę poetycką dla dzieci Przygody przyrody (2008); nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius i Nagrody Literackiej Gdynia.