
Powieść o nas
recenzje / ESEJE Filip ŁobodzińskiImpresja Filipa Łobodzińskiego na temat prozy Krystyny Czarneckiej, wyróżnionej w ramach projektu „Pracownie otwarte prozą 2023”.
WięcejFragmenty książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
Wezwano nas do lasu, więc udaliśmy się tam
wiatr wiał ciepły a wymowny
poszukiwaliśmy tajemnic wszechświata i osaczyliśmy demony
kazaliśmy im, by wszystek sens nam został wyjawiony
uwiązaliśmy je do drzew i łamaliśmy je po kolei
na skrawku papieru zapisały słowa krótkie
czytaliśmy je, a słońce przebijało się przez liście:
„Trwóżcie się, gdy Jezus przejdzie, albowiem nie powróci”
Ruszyliśmy znów do naszego świata, porzuciwszy las
wiedza cała o miłości śpiewała w sercach nam
lecz jakoś gdzieś po drodze zapomnieliśmy przesłanie
po powrocie do siebie kupiliśmy sobie dom
i kupiliśmy auto, którym nie jeździliśmy
i kupiliśmy dwa śpiewające ptaki oraz klatkę
nocami wsłuchiwaliśmy się w pieśni kanarków
bo obydwojgu nam już całkiem słów zabrakło
Od tamtej pory słońce ani księżyc nie chcą płonąć
każda gwiazda pod złym kątem światło rzuca
ale ja wciąż pamiętam przesłanie od demona:
Trwóżcie się, gdy Jezus przejdzie, albowiem nie powróci
nie powróci
Jasne rumaki uwolniły się z łąk
to rumaki miłości, ich grzywy płoną jak łan
mkną skroś miasta jak grot, rozjarzone rumaki
i wszyscy się chowają, i szmeru nie czyni nikt
i ja jestem przy tobie, i twoją ujmuję dłoń
rumakami cudnymi tryska twoja płonąca dłoń
I każde z nas serce ma, i serce to czegoś łaknie
zwyczajnie świat wygląda, mamy dość tego już
że rumaki są rumakami, ich grzywy wcale nie płoną
że łąki łąkami są, że gdzieś przepadł Bóg
i wszyscy schowani są, i wszyscy okrutni są
mrowie mamy tyranów, mrowie głupców też w krąg
w korytarza głębi tańczy mały biały kształt
to życzenie, by czas się nie rozpadł do cna
Świat jak na dłoni mam
lecz chyba nadal można wierzyć w coś, a i tak
słońce moje wraca tym pociągiem
słyszę gwizd lokomotywy, słyszę głośny łomot kół
słyszę jak rumaki pędzą wśród niebieskich Bożych pól
pociąg za zakrętem, a ja stoję, czekam tu
wiezie do mnie moje słońce i się spotkamy znów
na świecie pewne rzeczy niepojęte są
zbliża się piąta trzydzieści, pociąg wjeżdża, widzę go
Przejdź przez miasteczko, wybierz
na tamtą stronę torów szlak
po wiadukcie, w którym szczeliny i dziury
straszą jak z innego świata ptak
gdzie na rogatkach szmer, gdzie wychodzą na żer
tajemnice, gdy zapadnie noc
ej, wiesz, że odwrotu nie masz już
miniesz plac, miniesz most, miniesz młyn, miniesz płot
nadciąga burza, wraz z nią kroczy on
ma zapylony czarny płaszcz i krwawą prawą dłoń
Otuli cię i powie, żeś jest dobry człek
i chłop na schwał
marzenia wskrzesi, któreś ty przez całe życie
zdusił i pogrzebał do cna
w skulonej duszy twej głąb sięgnie i uleczy ją
ej, wiesz, że bezradnie będziesz patrzeć tylko mógł
oto guru, oto bóg
oto człek, oto duch
w tym widmowym kraju jego imię szepcze każdy dom
lecz ten czarny płaszcz skrywa krwawą prawą dłoń
Nie masz pieniędzy?
On je dla ciebie ma
nie masz auta?
On ci je da
nie masz dla siebie szacunku, czujesz się jak kundel
ej, do góry głowa, on już nadchodzi tam
przez getto, przez barrio
przez zaklęty rewir i przez slums
gdzie stanie, cień rzuca sylwetką piękną swą
zielony plik ściska jego krwawa prawa dłoń
Ujrzysz go w swoich koszmarach
i ujrzysz go w snach
pojawi się znikąd, lecz będzie nie tym
za kogo go masz
ujrzysz go we własnej głowie i w telewizorze
lecz ej, lepiej wyłącz go, bo to się skończy źle
oto duch, oto bóg
oto guru, oto człek
tyś trybikiem w machinie, a zaprojektowała ją
i zbudowała jego krwawa prawa dłoń
Skały patrzą, słucha świat
Natura czai się
ogniki oczu w gęstwie, którą jest świat
Natura czai się
dróg wiele przeszedłem, obserwowany
obserwowany i nieświadomy
dróg wiele przeszedłem nieświadom, że
jestem obserwowany, wciąż obserwowany
Nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie, nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie widzimy ich (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie, nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie, nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
nie jesteśmy sami (życie, raduj się)
Nie widział nikt, jak kuglarz znikł
czas płynął dzień po dniu
aż wreszcie ruszył w drogę cyrk
i zostawili jego wóz
na wzgórzu został, stał nieco w skos
a gdy trupa przekraczała most
i wyschłe koryto deszcz wypełniać jął
wóz na skraju świecił wciąż
w dal, w dal… „Ach, żal” – rzekł ktoś
Dziecko-Pies, Półczłowiek, dziwolągi, tragarze
żadne z nich nie powstrzymało się, żeby spojrzeć wstecz
w nadziei, że kuglarz wróci do nich poprzez deszcz
Po kuglarzu została klacz, chabety cień
którą on nazwał Gorycz
i to w nieoznaczony, płytki grób
wrzucono ją bez słów
pośrodku ciągle suchej łąki
i to Karłom za zadanie dano wykopać w ziemi rów
i zewłok szkapy złożyć w nim
a szef Bellini patrzył, jak z lufy wciąż się sączy dym
i mówił: „Padlina zdycha, taki los
zbyteczny nam tu taki darmozjad koń”
zaś trupa stała w krąg bez słów
niemal bez tchu
aż Karłom, co obsiedli wjazdowej bramy żerdź
szef kazał: „Zakopcie tę przynętę dla wron”
I oto bębnić zaczął deszcz
wszyscy uciekli do swych wozów
plandeki wiążąc w mig
rozległo się wycie kocurów nędznych w klatkach
trzepot i natrętny skrzek dziewczyny-ptaka
doliną niósł się przemokłych bestii smród
przemokłych bestii i przegniłych pasz
stwory i stworzenia
ruszyły w mokrą dal
Trzy Karły przez szparę wciąż patrzyły w tył
rzecze Mojżesz Noemu: „Było głębszy zrobić dół…”
jak martwe księżyce były twarze ich
a na nich wciąż nie zmyty ziemi brud
Charlie, ten najstarszy z trojki, rzekł:
„Kuglarz już nie pojawi się chyba”
na chwilę zamilkli, czując żal
że się nie postarali, by dobrze Gorycz pogrzebać
W końcu trupa wjechała z doliny
tam, gdzie wyższy grunt
a deszcz nadal we wzgórza, w łąkę
i w świeży kopczyk tłukł
nie oszczędzał niczego, niczego do cna
aż Gorycz wypłynęła
znów na sam wierzch
sunąc pośród mułu i zatopionych traw
Wtem nad nią jęło krążyć stado wron
wpierw jedna, za nią reszta niby czarny spadły grad
a wóz kuglarza ciągle na szczycie wzgórza stał
chylił się, bo ziemia już się zmieniała w szlam
i bębnił ciągle deszcz
i bębnił ciągle deszcz
i bębnił ciągle deszcz
i bębnił ciągle deszcz
i nie widział nikt, jak kuglarz znikł
i nie widział nikt, jak kuglarz znikł
i nie widział nikt, jak kuglarz znikł
los dziwnie miesza świata szyk
Drzewo jak szkielet, niedzielny świt
cóż, za darmo nie ma nic
czy dostrzeżesz świeczkę w oknie?
Widać ją na wiele mil
drga telewizor ogniem białym
za suchym liściem liść
po niebie wiatrem mkną targane
za darmo nie ma nic
Ja wołam i wołam
wchodząc tu na klif
ale echo wraca głuche
i za darmo nie ma nic
Drzewo jak szkielet, niedzielny świt
kurczy się, wiatrem wciąż targany
jak okiem sięgnąć, setki mil
drga telewizor ogniem białym
Ja wołam i wołam
wchodząc tu na klif
ja wołam i wołam
za darmo nie ma nic
Wszystko dobrze już
wszystko dobrze już…
————————————————
Świetliki
(Fireflies)
Jezus leżący w ramionach Matki swej
to foton zgasłej gwiazdy sprzed wielu er
nas prowadzi droga poprzez nocny las
z nieba na nas mruga gwiazd ulotnych blask
to, czego nam tak trzeba, jest daleko hen
nam, fotonom zgasłych gwiazd sprzed wielu er
nam, świetlikom schwytanym w dziecka sieć
niczego nie sięgniemy, tak jak gwiazd na nocy dnie
ja jestem tu, a ty – wiesz najlepiej, gdzie
Od bardzo już dawna żyjemy w tym lesie
wielkie sterty liści przykrywają nas
jesteśmy cząstkami cząstek tego światła
nie śpimy, bo przed snami nas ogarnia strach
plan dla nas nie istnieje ani logiczny ciąg
dla nas, świetlików schwytanych przez chłopięcą dłoń
niczego nie sięgniemy, tak jak gwiazd na nocy dnie
ja jestem tu, a ty – wiesz najlepiej, gdzie
I tak leżymy wśród atomów, ja ci o tym opowiadam
i tylko mam nadzieję, że zrozumiesz coś
miejsca brak na przepowiednie i na kompromisy
plan dla nas nie istnieje ani logiczny ciąg
gwiazdy to wspomnienia gwiazd sprzed wielu er
my zaś to świetliki, które w mroku jarzą się
my jesteśmy tu, a wy – najlepiej wiecie, gdzie
my jesteśmy tu, a wy – najlepiej wiecie, gdzie
Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.
Urodzony w 1957 roku. Australijski muzyk, poeta, pisarz, kompozytor i aktor. Założyciel i członek zespołu The Boys Next Door (później The Birthday Party) oraz współzałożyciel grupy Nick Cave and the Bad Seeds. W 1989 roku ukazała się jego pierwsza powieść Gdy oślica ujrzała anioła, wyróżniona nagrodą „Time Out Magazine”, w 2009 – Śmierć Bunny’ego Munro, a następnie Pieśń torby na pawia (2015). Książka przygotowywana na 2022 rok, Wiara, nadzieja i krwawa łaźnia (2022), to wywiad-rzeka, który z Nickiem Cave’em przygotował Sean O’Hagan.