książki /

Rozbiórka

Magdalena Rybak

Fragmenty książki Rozbiórka. Wiersze, rozmowy i portrety 26 poetów przygotowanej przez Magdalenę Rybak.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

List oceaniczny

Już nigdy tu nie wró­cę. Wrzu­cam na pamiąt­kę
do zato­ki butel­kę po wytraw­nym por­to
kupio­ną za ostat­nie zna­le­zio­ne drob­ne,
może ona po latach zatka gdzieś aor­tę

świa­ta, jeże­li wie­rzyć, że ma on podob­ny
do nasze­go swój krwio­bieg wód, wódek i pły­nów,
i jeże­li uwie­rzyć, że gdzieś w koń­cu pły­ną
wszyst­kie nasze spoj­rze­nia, że gdzieś tam się koń­czą

tory, kable, porę­cze, że na koń­cu wresz­cie
jest ta cho­ler­na, wiel­ka sza­fa, gdzie znaj­du­ją się wszel­kie
zgu­bio­ne ręka­wicz­ki. Kie­dy tam dopły­nie,
ja będę już zaj­mo­wał roz­kła­da­ne miej­sce

w mię­dzy­gwiezd­nej salon­ce, i choć nie zatrzy­ma
się przez nią świat, przy­naj­mniej zakłu­je go ser­ce.


O pięknych trzęsieniach ziemi

Mag­da­le­na Rybak: Dla­cze­go ten wiersz?

Tomasz Różyc­ki: A dla­cze­go nie? Mógł­by być każ­dy inny. Zupeł­nie nie potra­fię wybie­rać swo­ich wier­szy. Każ­dy jest dla mnie waż­ny i o żad­nym nie potra­fię roz­ma­wiać.

Dla­cze­go zatem Pan go napi­sał? W jakich oko­licz­no­ściach?

Nie pamię­tam, kie­dy go napi­sa­łem, sta­ram się sta­wiać daty, mie­siąc i rok napi­sa­nia, pod wier­szem w każ­dym tomi­ku, to coś wyja­śnia. Kie­dyś byłem w Por­tu­ga­lii, zupeł­nie przez przy­pa­dek, po bar­dzo trud­nym dla mnie roku – pstryk i pole­cia­łem do Lizbo­ny, a tam nie­da­le­ko, na wybrze­żu Atlan­ty­ku, w stro­nę Sin­try, obok Casca­is jest miej­sce, cypel wycho­dzą­cy w oce­an, jed­no z naj­da­lej na zachód wysu­nię­tych miejsc w Euro­pie. Koniec świa­ta, dalej jest oce­an, a za nim, gdzieś tam może Ame­ry­ka. A może nie. Tam kilo­metr od morza jest kra­ter nie­czyn­ne­go wul­ka­nu, połą­czo­ny pod­ziem­nym kana­łem z oce­anem i zato­pio­ny przez wodę. W cza­sie przy­pły­wu woda dosta­je się tam czę­sto z ogrom­ną siłą i wybu­cha w posta­ci ogrom­ne­go gej­ze­ru. To miej­sce nazy­wa się Boca do Inter­no, czy­li usta pie­kieł. Sie­dzia­łem, patrzy­łem na wodę i myśla­łem, że jestem tam przez przy­pa­dek i że praw­do­po­dob­nie dru­gi raz mi się to nie zda­rzy – praw­do­po­dob­nie nie będę mógł niko­mu tego poka­zać i nigdy już nie wró­cę w to miej­sce. „Nigdy tu już nie powró­cę” to prze­cież tytuł sztu­ki Kan­to­ra. Ten wiersz jest pró­bą zacho­wa­nia tego nastro­ju. Chy­ba cho­dzi tu o żal. Żal to jed­na z przy­czyn pisa­nia. Jed­na z naj­waż­niej­szych.

Jak prze­bie­ga u Pana pro­ces twór­czy?

To strasz­ne sfor­mu­ło­wa­nie – „pro­ces twór­czy”. Zawsze wiersz piszę od pierw­sze­go zda­nia. Pierw­sze zda­nie musi zawie­rać temat wier­sza i jed­no­cze­śnie wpro­wa­dzać w odpo­wied­ni nastrój. Pierw­sze zda­nie musi mnie wpro­wa­dzić w emo­cje i w rytm. To zda­nie jest pił­ką, któ­rą rzu­cam i ona się zaczy­na odbi­jać od ścia­ny. W zależ­no­ści od tego, z jaką siłą ją odbi­ję, tak póź­niej będzie odda­wać ten ruch. Pierw­sze zda­nie pro­wa­dzi do same­go koń­ca. Ten wiersz i więk­szość tomi­ku, z któ­re­go pocho­dzi, napi­sa­łem idąc. Nie mia­łem cza­su w cią­gu dnia, żeby usiąść i myśleć, więc przy­cho­dzi­ły do mnie w dro­dze do teatru albo do pra­cy. To były jedy­ne wol­ne momen­ty i wte­dy przy­cho­dzi­ło mi do gło­wy pierw­sze zda­nie, a potem kolej­ne. Ponie­waż dużo łatwiej jest zapa­mię­tać tekst, któ­ry ma rytm i rym, rytm kro­ków był do tego ide­al­ny, po powro­cie wystar­czy­ło usiąść i zapi­sać. Nie zasta­na­wiam się zbyt dłu­go nad sło­wem czy zda­niem. Piszę wiersz od nowa, piszę go tyle razy, aż napi­szę do koń­ca. Gdy zatrzy­mu­ję się i nie wiem, co zro­bić dalej, nie pcham go, zosta­wiam i po jakimś cza­sie zaczy­nam raz jesz­cze. Powta­rza­jąc te sło­wa w pamię­ci, docho­dzę do tego momen­tu – i jeże­li nie przyj­dzie mi do gło­wy następ­ne sło­wo, zno­wu się zatrzy­mu­ję i zaczy­nam od nowa. Aż sło­wo przy­cho­dzi.

Powta­rzal­ność budu­je rytu­ały. Może dla­te­go to dzia­ła jak zaklę­cie?

No tak, wiersz, oprócz swo­ich funk­cji tera­peu­tycz­nych wobec auto­ra, ma coś z zaklę­cia. Albo zara­ża­nia. Autor, jeśli wiersz jest dobry, zara­ża czy­tel­ni­ka swo­imi obse­sja­mi, żala­mi, nastro­ja­mi. W tym sen­sie wiersz jest two­rem powsta­łym w intym­no­ści, takim pół­ży­wym bytem, upio­rem, homun­ku­lu­sem, duchem, wiru­sem, któ­ry zosta­je wysła­ny w świat, żeby gryźć i kąsać innych. Zbu­do­wa­ny z uro­jeń byt, coś w rodza­ju spo­wie­dzi. Dla­te­go jest zaklę­ciem, ponie­waż pró­bu­je zmie­nić rze­czy­wi­stość w nie­rze­czy­wi­stość, uru­cho­mić w nas świat uro­jeń. Zatrzy­mać czas, zmie­nić, spo­wo­do­wać wstrząs, jakieś kathar­sis albo po pro­stu uśmiech.

Co się za nim kry­je?

Ten wiersz jest o tym, że może jed­nak wszyst­ko nie ginie, że wiersz może mieć jakie­goś swo­je­go, choć­by naj­bar­dziej wir­tu­al­ne­go, czy­tel­ni­ka. W tym sen­sie jest listem w butel­ce, rzu­co­nym w morze, w nie­zna­ne, w przy­szłość, być może znaj­dzie kie­dyś swe­go odbior­cę. Może ten świat jest tak uło­żo­ny, że wszyst­kie przy­pad­ki jakoś się łączą, i ma koniec, o któ­rym nie wie­my i wszyst­ko, co się wyda­je stra­co­ne – klu­cze, ręka­wicz­ki – w rezul­ta­cie się może odnaj­dzie. Że ma sens. To głów­na nadzie­ja, jaką żywię co do życia.

A co wywo­ła­ło to pierw­sze zda­nie?

Butel­ka po wytraw­nym por­to. Butel­ki wywo­łu­ją cza­sem wspo­mnie­nia, cza­sem wzma­ga­ją elo­kwen­cję, szcze­gól­nie por­to albo wino.

W jaki spo­sób czer­pie pan z rze­czy­wi­sto­ści?

Nie mam poję­cia, jak odpo­wie­dzieć. Po pro­stu żyję i jakoś ta rze­czy­wi­stość sama we mnie wcho­dzi. Wiersz jest pró­bą wyra­że­nia uczuć w języ­ku. Zale­ży od mnó­stwa rze­czy, skła­da­ją­cych się na oso­bo­wość auto­ra, jego eru­dy­cję, stan psy­chicz­ny itp. Ale naj­waż­niej­szą z tych rze­czy jest talent, któ­ry jest zja­wi­skiem nie­wy­tłu­ma­czal­nym. Dla­cze­go aku­rat wte­dy przy­cho­dzi do gło­wy to wła­śnie sło­wo, to sko­ja­rze­nie, dla­cze­go wła­śnie tutaj sta­wiam krop­kę. To kie­dyś nazy­wa­no natchnie­niem i to jest skąd­inąd, spo­za naszej kon­tro­li, od daj­mo­nio­na na przy­kład. Miej­my nadzie­ję, że bar­dziej od Boga niż od dia­bła.

Jak powstał tytuł?

Z tytu­ła­mi jest bar­dzo róż­nie. Moż­na by zro­bić małą typo­lo­gię tytu­łów. Są tytu­ły-wyja­śnie­nia (do wier­szy), tytu­ły-otwar­cia (czy­li pierw­sza linij­ka wier­sza), tytu­ły-zagad­ki (bar­dziej mie­sza­ją niż wyja­śnia­ją), tytu­ły-zakrę­ty (mówią­ce o czymś waż­nym i pry­wat­nym dla auto­ra, a nie­zro­zu­mia­łym dla innych). Ja raczej w tym przy­pad­ku uży­wam tytu­łu, któ­ry tłu­ma­czy. Pró­bu­ję wyja­śnić obraz wrzu­ca­nia butel­ki do zato­ki, któ­ry się poja­wia na samym począt­ku tek­stu. Butel­ka pły­nie do same­go koń­ca po to, by nie zgu­bić meta­fo­ry wier­sza-butel­ki. Wyda­wa­ło mi się to bar­dzo ład­nym i pojem­nym moty­wem, ogra­nym, ale praw­dzi­wym. Piszę o sobie, a potem wyła­wia to ktoś po dru­giej stro­nie oce­anu i odnaj­du­je w tym coś dla sie­bie.

Czy­li to jest wiersz o wier­szu.

Tak, i o tym, co wiersz ma spra­wiać. Przez wiersz świat się nie zatrzy­ma, ale przy­naj­mniej zakłu­je go ser­ce, przy­naj­mniej ktoś coś poczu­je. Nie­ko­niecz­nie miłe­go, ale przej­mu­ją­ce­go. I dla cze­goś takie­go war­to pisać. Ten wiersz nie jest dla mnie repre­zen­ta­tyw­ny, dla moich moty­wów Wschód-Zachód, ale mówi o czymś, co kry­je się pod tym wszyst­kim. Mówi, skąd się bie­rze potrze­ba pisa­nia. Mania zapi­sy­wa­nia to pró­ba zatrzy­ma­nia, chęć zosta­wie­nia po sobie śla­du, woła­nie o pomoc, wysy­ła­nie sygna­łów w galak­ty­kę.

„… jeże­li wie­rzyć, że ma on podob­ny do nasze­go swój krwio­bieg…”.

Ja widzę świat jako jeden olbrzy­mi orga­nizm. I wie­rzę, że gdzieś na koń­cu jest taka cho­ler­na sza­fa, w któ­rej wszy­scy wszyst­ko znaj­dą. Wiel­kie Biu­ro Rze­czy Odna­le­zio­nych. Może po śmier­ci to pierw­sze okien­ko i oka­zu­je się nagle, że wszyst­ko jest. Zgu­bio­ne papie­ry, ubra­nia, para­sol­ki, śru­bo­krę­ty. Czę­sto nie mogę zna­leźć tego, co aku­rat jest mi potrzeb­ne, i po cza­sie odnaj­du­ję na dnie sza­fy, w miej­scu, w któ­rym wcze­śniej tego nie było. Pomy­śla­łem, że ta sza­fa mogła­by być pojem­ną sza­fą, gdzie znaj­do­wa­ło­by się wszyst­ko, co kie­dy­kol­wiek zgu­bi­li­śmy.

„… roz­kła­da­ne miej­sce w mię­dzy­gwiezd­nej salon­ce…”.

Salon­ka dla­te­go, że podró­żo­wa­łem kie­dyś z Jac­kiem Pod­sia­dło, Juri­jem Andru­cho­wy­czem i inny­mi kole­ga­mi po Euro­pie Lite­ra­tu­re­xpre­sem, czy­li byłym pocią­giem Honec­ke­ra, pre­zy­den­ta NRD z lat 60., w któ­rym był wagon-salon­ka. Przy­po­mniał mi się wte­dy taki wiersz „Quand tu seras bien vie­il­le” Ron­sar­da, w któ­rym poja­wia się bar­dzo podob­ny motyw Pól Eli­zej­skich. Pomy­śla­łem, że sko­ro moż­na po nich spa­ce­ro­wać, to cze­mu by nie jeź­dzić pierw­szą kla­są? No więc to żart, mowa jest o śmier­ci, roz­kła­da­ne miej­sce suge­ru­je jed­nak pozy­cję hory­zon­tal­ną.

Czy dla Pana świat jest kobie­tą?

Nie chciał­bym robić takiej pro­stej para­le­li. Świat mnie fascy­nu­je i prze­ra­ża. W pięk­nych kra­jo­bra­zach odby­wa­ją się pięk­ne trzę­sie­nia zie­mi. W pięk­nych kra­jo­bra­zach sto­ją brzyd­kie mia­sta, ale też brzyd­kie mia­sta są pięk­ne, jeśli żyją w nich pięk­ni ludzie. Wszyst­ko prze­mi­ja i jest bar­dzo kru­che. Nie jestem w sta­nie w pro­sty spo­sób opo­wie­dzieć tego, co czu­ję, ale jed­no wiem na pew­no – ja jestem w świe­cie zako­cha­ny. W tym sen­sie świat jest dla mnie kobie­tą.


A jednak

A jed­nak mimo wszyst­ko dzię­ku­ję
temu cięż­kie­mu przy­pad­ko­wi
bo war­to się było uro­dzić
żeby słu­chać Bacha

i wbrew czło­wie­ko­wi
któ­ry się osta­tecz­nie roz­wią­zał
widzieć cza­sem tę nad­przy­ro­dzo­ną
dro­bi­nę god­no­ści nie wia­do­mo skąd
ani dokąd


Mag­da­le­na Rybak: „A jed­nak” – tytuł zaczy­na się od pierw­szej lite­ry alfa­be­tu. A prze­cież mógł się zaczy­nać od „Jed­nak”…

Hen­ryk Gryn­berg: Zwrot „jed­nak” – zgod­nie z defi­ni­cją Słow­ni­ka współ­cze­sne­go języ­ka pol­skie­go – „[…] sygna­li­zu­je, że opi­sa­ny stan rze­czy ist­nie­je wbrew temu, cze­go moż­na się spo­dzie­wać, ocze­ki­wać, o czym moż­na wnio­sko­wać”. Spój­nik „a” przed modu­lan­tem wzmac­nia ten sygnał, uprze­dza, że to, co nastą­pi, jest zaska­ku­ją­ce. Nor­mal­nie „a jed­nak” powin­no się znaj­do­wać pomię­dzy prze­ciw­staw­ny­mi zda­nia­mi lub czę­ścia­mi zdań. Umiesz­czo­ne na począt­ku zda­nia suge­ru­je, że dys­ku­sja, któ­rą autor toczy tu sam z sobą, zaczę­ła się wcze­śniej, a być może trwa już od daw­na.

„A jed­nak mimo wszyst­ko dzię­ku­ję…”. To cięż­kie „dzię­ku­ję”… O czym jest ta dys­ku­sja? Czy war­to było żyć?

Jest to per­swa­zja, a ści­ślej auto­per­swa­zja. Pod­miot usi­łu­je sam sie­bie prze­ko­nać do war­to­ści życia („war­to się było uro­dzić”), cho­ciaż swój oso­bi­sty „przy­pa­dek” uwa­ża za „cięż­ki”. Wstęp­ny wers „A jed­nak mimo wszyst­ko dzię­ku­ję” daje do zro­zu­mie­nia, że autor ma nie­wie­le powo­dów do wdzięcz­no­ści, każe się domy­ślać, że nawią­zu­je tu do cięż­kich doświad­czeń wspo­mi­na­nych w innych jego utwo­rach, do „spa­lo­ne­go dzie­ciń­stwa”, wyko­rze­nie­nia, wyob­co­wa­nia, wygna­nia.

„Cięż­ki przy­pa­dek” brzmi medycz­nie…

Cho­dzi o wyjąt­ko­wo cięż­ki los czło­wie­ka, któ­ry – przy­pad­kiem – uro­dził się w naj­gor­szym miej­scu i cza­sie Żydem. Ter­min medycz­ny jest tu uży­ty świa­do­me, bo to przy­pa­dek nie­ule­czal­ny.

„Wbrew czło­wie­ko­wi, któ­ry się osta­tecz­nie roz­wią­zał”. Czło­wiek się roz­wią­zał? Prze­stał być czło­wie­kiem? Po Auschwitz?

Argu­ment (lub kontr­ar­gu­ment) „wbrew człowiekowi/ któ­ry się osta­tecz­nie roz­wią­zał” suge­ru­je utra­tę wia­ry w czło­wie­ka, nie­uf­ność wobec jego natu­ry – tak, wła­śnie po Auschwitz. Przy­to­czo­ny fra­zes „osta­tecz­ne roz­wią­za­nie” jest z pre­me­dy­ta­cją roz­cią­gnię­ty przez zaimek zwrot­ny „się”, któ­ry – zgod­nie z jego defi­ni­cją – powo­du­je, że „spraw­ca czyn­no­ści jest jed­no­cze­śnie jej odbior­cą”, że mor­du­jąc czło­wie­ka, mor­du­je on swo­je war­to­ści ludz­kie, „roz­wią­zu­je się” z czło­wie­czeń­stwa, któ­re (niczym szla­chec­two) zobo­wią­zu­je (ten sam rdzeń, co „wią­że”). Sku­tek owe­go „osta­tecz­ne­go roz­wią­za­nia” jest taki, że ludo­bój­stwo, któ­re dotych­czas było zja­wi­skiem wyjąt­ko­wym, sta­je się nor­mą, coraz czę­ściej sto­so­wa­nym środ­kiem poli­tycz­nym, sta­wia­ją­cym dziś już cały cywi­li­zo­wa­ny świat w stan nie­ustan­ne­go pogo­to­wia. W tym kon­tek­ście fra­za „a jed­nak mimo wszyst­ko” przy­bie­ra wręcz roz­pacz­li­wy ton.

„Nad­przy­ro­dzo­na dro­bi­na god­no­ści”. Boska? Coś więk­sze­go od czło­wie­ka? Coś ponad nim?

Poecie pozo­sta­ły tyl­ko dwa argu­men­ty na obro­nę czło­wie­ka: pięk­no i god­ność – zja­wi­ska, któ­re poja­wia­ją się rzad­ko, jak genial­na muzy­ka Bacha, i tyl­ko „cza­sem” i w nie­do­stat­ku, jak „dro­bi­na god­no­ści”. Jakie­go pocho­dze­nia jest ten ele­ment ducho­wy, poeta nie wie („nie wia­do­mo skąd”). Wie tyl­ko, że jest on „nad­przy­ro­dzo­ny”, a więc nad­zwy­czaj­ny, prze­wyż­sza­ją­cy natu­rę czło­wie­ka, jeśli nie wręcz sprzecz­ny z nią („wbrew czło­wie­ko­wi”). Autor pozwa­la tu zga­dy­wać inter­wen­cję boską, ale pozo­sta­wia tę kwe­stię otwar­tą. Podob­nie w koń­co­wym akor­dzie „ani dokąd” pozo­sta­wia otwar­te pyta­nie o ludz­kie prze­zna­cze­nie.

Bach za to brzmi dosko­na­le. Dla­cze­go aku­rat on? A może muzy­ka w ogó­le?

Utwór ten zawdzię­czam Bacho­wi, któ­re­go muzy­ka mnie uzdra­wia, przy­wra­ca mi rów­no­wa­gę, har­mo­nię, wpra­wia w podziw, że na tym świe­cie coś takie­go jest moż­li­we. Pew­ne­go dnia w zachwy­cie zano­to­wa­łem: „War­to się było uro­dzić, żeby słu­chać Bacha”. Natkną­łem się na tę sta­rą notat­kę, zbie­ra­jąc nowy tomik wier­szy, i nagle zro­zu­mia­łem, że jest to sed­no wier­sza, któ­ry wystar­czy tro­chę roz­wi­nąć. Jest to zara­zem odpo­wiedź na pyta­nie o to, jak ten wiersz powstał.

Czy ten wiersz jest osta­tecz­nym roz­ra­chun­kiem, poże­gna­niem?

Chy­ba tak. Myślę, że ten wiersz naj­le­piej pod­su­mo­wu­je doświad­cze­nie moje­go nad­spo­dzie­wa­nie dłu­gie­go życia i sam się dzi­wię, że uda­ło mi się ująć je w tak krót­kich i pro­stych sło­wach. Miłosz uczył, że pro­sto­ta jest osią­gnię­ciem.

Czy ozna­cza on pogo­dze­nie?

I tak, i nie. Autor tego wier­sza nie jest opty­mi­stą, nie ma po temu powo­dów, ale („a jed­nak”) opie­ra się pesy­mi­zmo­wi. Z tru­dem („mimo wszyst­ko”). Uda­je mu się to tyl­ko dla­te­go, że wciąż ist­nie­je pięk­no, „cza­sem” nawet w oczach czło­wie­ka. Pięk­no, któ­re pocie­sza i zachę­ca do opo­ru ducho­we­go.

Czym dla Pana jest wiersz? Pew­ne­go rodza­ju rów­na­niem?

Rze­czy­wi­ście, czę­sto wypro­wa­dzam, wywa­żam wnio­ski z rów­nań. Szu­kam rów­no­wa­gi. Stąd czę­ste „ale” czy „a jed­nak” pomię­dzy lewą a pra­wą stro­ną rów­na­nia. Jak w przy­pad­ku oma­wia­ne­go tu wier­sza, gdzie lewa stro­na jest ukry­ta w domy­śle. Ja skoń­czy­łem bar­dzo dobre liceum o pro­fi­lu mate­ma­tycz­no-przy­rod­ni­czym. Nie byłem tam celu­ją­cym uczniem, ale cze­goś się nauczy­łem…

Czym są dla Pana sło­wa? „Dowo­dem oso­bi­stym” ist­nie­nia?

Tak to wyra­zi­łem w tytu­ło­wym wier­szu naj­now­sze­go – i chy­ba poże­gnal­ne­go – tomi­ku. Nota­be­ne i ten wiersz jest wyraź­nym rów­na­niem z „ale” u języcz­ka wagi. Z lewej stro­ny znów „byłem przy­pad­kiem” z mate­rii, a z pra­wej „ale mam duszę z tych liter i słów”. Sło­wa są naj­waż­niej­sze: „Sło­wa stwo­rzy­ły nas”, że przy­to­czę pierw­szy wers tego tomi­ku, czy­ni­ły nas ludź­mi, na dobre i złe.

O autorze

Magdalena Rybak

Absolwentka Laboratorium Reportażu Instytutu Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracuje z miesięcznikami "Zwierciadło" i „Sens”. Publikowała też w „Tygodniku Powszechnym”, „Bluszczu”, „Wyspie”, „Rzeczpospolitej” i „Wysokich Obcasach”.

Powiązania

O rusztowaniach niewyrażalnego

wywiady / o książce Julia Szychowiak Magdalena Rybak

Roz­mo­wa Mag­da­le­ny Rybak z Julią Szy­cho­wiak o wier­szu „Amne­zja”, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Naraz, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Powinność wiersza

recenzje / ESEJE Grzegorz Jankowicz

Recen­zja Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza z książ­ki Roz­biór­ka Mag­da­le­ny Rybak.

Więcej

O Rozbiórce

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Pio­tra Śli­wiń­skie­go i Karo­la Mali­szew­skie­go.

Więcej

Powinność wiersza

recenzje / ESEJE Grzegorz Jankowicz

Recen­zja Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza z książ­ki Roz­biór­ka Mag­da­le­ny Rybak.

Więcej

O Rozbiórce

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Pio­tra Śli­wiń­skie­go i Karo­la Mali­szew­skie­go.

Więcej