klimat gorący i suchy
z palm wyczytuję huragan zastęp
gwiazdobloków
mój chłopak cały dzień odrywa kolce
łóżko usiane tytoniem resztkami
rdzawych pająków
blask mnie przygina do ziemi pościel
szeleści sucho
myślę o zamiataniu gałęzi gałęziami
to właśnie znaczy się przydać: jedni leżą
drudzy zajmą się ich usuwaniem
wygięte liście agawy albo kosmyki
które opadły w trakcie wesela coś co umarło
w bólach mówię a on układa kolce
na łazienkowym dywaniku
w ustach obracam opuncję:
mięsistą kulę z burz i znamion
które odrosły a areola to takie ładne słowo
mały obszar z którego wyrasta cierń –
dobre imię dla córki
kalima
był czas wypalania traw wwiercania wizjerów
krążyliśmy w granicach dzielnic
pył lizał okna kładł się na dnach basenów
woda już się nie przyjęła
brałam zupy na wynos żeby nad nimi czytać: o oprzędach
niemowlętach zrzucanych z wież
łapanych w płachty – zszywaliśmy prześcieradła
mokre prześcieradła zawieszone w drzwiach
wyłapywały ziarna
karmiłam muchy
w kącie ciemnego podwórza: stopa za stopą po ubytkach sierści
łyse placki na kocich grzbietach
zlewały się w jedno
ozime
wieczorami nic tylko zbierać talerze
miejsca po nich jak zgaszone światło
co to za tarcia że aż łuszczą się ptaki
mechaci widok na niebo?
suchy prowiant tłoczy się w szafkach
ale na wycieczkach jedzenie to za dużo: w ostrolistnej grupie
wolisz to przeczekać
lewą ręką badasz łyse placki na głowie – pochodzisz
właśnie stamtąd
czy pani się zgłasza? nie, tylko dotykam czaszkę
obrastasz młodymi
wsiąkasz w stosy ziaren
fotopułapka
zrywano wiśnie czy wycinano migdałki? kiedy domykasz oczy
pamiętasz jeszcze mniej choć przez drzwi lepiej słyszysz
mokre odgłosy współlokatorek
widzisz tylko czerwień mięśni miąższu
komora nasienna jest pusta
przy łóżku drylownica a pestki wydłubujesz aż zobaczysz siostrę
gdy po ciemku
zdrapywała zębami albedo
czy kadr z fotopułapki to prawda? pośród szarych liści
lis świeci oczami i ostrożnie przechodzi po zwalonym drzewie
w stronę podczerwieni
w głąb szkiców pod farbą
dzika gęgawa robi się coraz bielsza
nocą korniki drążyły komory
w pościeli rano byłyśmy całe z kory
bułki w mleku nie uczyły gryźć
więc wgryzanie się w szafę filmy dla dorosłych
odbite w jej drzwiach
babcia przestrzegała
przed ludźmi z fałszywej mąki
że miejsce krwi jest na motykach i progach
smak pobiały drażnił jej usta: udomawiać
zawsze znaczyło wybielać
wieczorami telewizor odbijał się w twarzy ojca
drążyłyśmy w niej komory
litoral
pamiętasz pracę w bibule kolczaste karnawały
nikt nie rozumiał za co jesteś przebrana
z ciał wystawały drabinki –
mówisz że pamiętasz a to warstwy zwierząt wczepione w kamienie
złogi detrytusu pasmo
połyskujących rdestnic
sen przechodzi falą przez stado mew jod
gęstnieje w ruch: idziesz luzować liny patroszyć kadłuby
w oczach ryb znużenie
ciągłym tłumaczeniem słońca na dno cieni na wodę – w szkielety
wpuszczaj światło
próbujesz przetłumaczyć dziób wtulony w pióra
próbujesz przełożyć
czego nie zbierzesz w bukiety ani brzegi
rysunki z Nazca
pamięci Lady of the Lines
może robienie bukietów w Kyoto to coś więcej
twoje ruchy podobne do zaklęć – w palcach
rozcierasz szałwię zasuwasz śpiwór nad czołem – łączą się
w obrys lądu czy obwódkę luki
i co kiedy związujesz koniec z końcem?
mówisz że nadal kreślimy kontur wielkiego kolibra
gigantycznej małpy – rysujemy
przez usuwanie
coś usiłuje wykluć się z rąk całe gdy nad wysoką trawą
rozwieszamy tarp i widzę sznury
biegnące przez lato
o świcie źdźbła rozchylają się
puszczają nas dalej