Gdzie te konie
Gdzie te konie w czaprakach z piórami?
I te bronie i barwy i kurz?
Gdzie to światło rozległe kręgami
wokół obłych i ruchliwych wzgórz?
Gdzie ta bitwa tak dawno stoczona?
W oczach został i gruchot, i cwał.
Poszum drzew oszalałych już skonał.
Aniołowie ich wzięli w ramiona.
Wolno cichnął ostatni strzał.
Gdzie ta twarz zapadła w pamięci,
twarda dawno umarła twarz?
Kto jej choćby zwrotkę poświęci
ciągle któryś, stale pierwszy raz.
Gdzie te konie w czaprakach z piórami
i te bronie i barwy i kurz?
Gdzie to światło rozległe kręgami
wokół obłych, ruchliwych wzgórz?
Gdzie te słowa, które nie minęły,
ale ciągle powracają w nas?
Gdzie te wody, które nie spłynęły,
i ten wicher kruszący czas?
Gdzie te pola z drzew kikutami?
I ogrody podeptanych róż?
Gdzie to światło rozległe kręgami
wokół obłych, ruchliwych wzgórz?
Późny wieczór
Uroda świata się nie kończy,
kiedy przestaje być widziana.
Już dosyć dawno zaszło słońce,
teraz księżyca broczy rana.
Jeszcze spadają drobne gwiazdy
na lasy, domy i ogrody.
I jeszcze słyszę nocy każdej
w pobliskim stawie bulgot wody.
Jeszcze ze lśniącej ciemnej trawy
do źródła światła ćma polata.
Kiedy przestaje być widziana
– nie kończy się uroda świata.
Odpowiedź
– Gdy dudni deszcz i wieje wiatr,
nadając rytm pamięci,
poczułem cię zza tylu lat,
zza tylu nieprzejrzystych lat:
„Ty” – dotyk ciała,
smuga perfum.
To wiem, to czuję, też twą łzę,
która smakuje słono.
Lecz ciągle nie wiem, kim to „ty”,
to twoje „ja”, a dla mnie „ty”,
co znika za zasłoną.
Nie czuję ciała ani łzy,
deszcz pada, a wiatr wieje.
Rozgania czas i twoje „ty”,
i jakieś pewnie wspólne łzy,
i wiarę, i nadzieję.
Przyjemnie tonąć pośród złud,
wśród czasu zawirowań,
i tylko dawne ciepło ud,
echo twojego słowa.
Jeszcze w powietrzu ono drży
i dalej będzie drżało.
– Powiedz, czym jest to twoje „ty”,
i ciepło ciała, słone łzy.
– Pochłaniającą skałą.
Imię
Jak na starym landszafcie – rybak i szuwary,
i woda mgłą pokryta, którą wiatr rozwiewa.
Na brzegu wierzby, olchy, jeszcze jakieś drzewa.
I jej odległy profil tak młody, a stary.
To ten profil w muzyce świerszczy i mandolin,
spoza lat i pamięci nagle się wyłania.
A łabędzie jak białe znaki zapytania
lecą ponad rzekami, szlakami pradolin.
To ten głos, który do mnie mówi coś na nowo,
z tak odległej jesieni, w tak dalekiej zimie,
a słyszę tylko jedno zawołane słowo,
jak dreszcz przenikający ciało – moje imię.
Znaki
Znak ważki, która z gąszczu w gąszcz leci nad ścieżką;
znak muchy z brązowymi kuleczkami ślepi;
znak ślimaka, co za dnia nie wychodzi z cienia,
chroniąc wilgoć; znak mrówki, która błądzi, jak mi się wydaje, bez celu
w tej gromadzie bezładnej wznoszącej mrowisko; znak mrowiska;
znak rowerzysty, co wita się szybkim „moin, moin”,
i znak twojej twarzy, Tereso, który znaczy
długi wspólny los.
Przyłączcie się do nas
Jeszcze nie zasnęły Trudi i Lalanna. Występują w teatrze, zapewne z innymi aktorami (z pluszu). Mówią głosem raz Julki, a raz Babci. Ciepłym głosem, który rozświetla wnętrze szafy i dociera na antresolkę. Te postacie są wesołe i śmieszne, jak lody przed obiadem i jogurt owocowy. I na tym kończę tę prozę, bo tak postanowiono.
Dziadek do orzechów
Drogi dziadku, posrebrzany,
ozdobiony masą perłową,
od tylu lat wytrwale,
niezmiennie, skutecznie
łupiesz najtwardsze orzechy
z równą siłą, uporem i męstwem.
Srebro tu i ówdzie spełzło,
masa perłowa pożółkła,
lecz mocna śruba i twarda stal
wciąż stanowią siłę i pożytek.
Przetrwasz zapewne mnie, moich synów i wnuków, jak przetrwałeś mego ojca i dziada. Niezliczone pokolenia orzechów będą przed tobą drżały. Na próżno.
Dlatego zwracam się do ciebie,
drogi dziadku,
choć wiem, że nie słyszysz i nie widzisz,
tylko łupiesz i łupiesz
z uporem godnym tej sprawy.