książki / POEZJE

Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Fragmenty książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem w wyborze Jacka Gutorowa, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w serii "Poezje" 3 grudnia 2009 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Powołanie

z tru­dem uży­wam języ­ka (jestem
poetą współ­cze­snym) więc powi­nien
roz­stać się ze mną póki jesz­cze
może wypo­wie­dzieć moje imię wsa­dzić mi

mil­cze­nie mię­dzy zęby nogi (kamień
któ­ry się zaśli­ni i wedrze gru­bo głę­biej
i będzie robił za poezję) albo­wiem
póź­niej kie­dy on mnie a ja jego będę pod­no­sił

z upad­ku kie­dy będzie­my ska­za­ni na wła­sną
nie­do­sko­na­łość i w tej nie­do­sko­na­ło­ści tra­wić
czas na poca­łun­ki nikt nam nie uwie­rzy
że nazy­wa­my rze­czy z nie­zgo­dy na sie­bie


Bojkot radia i telewizji w latach osiemdziesiątych

mój przy­ja­ciel jest mar­twy i w ustach
jego ta ciem­na woda co w ciem­no­ściach
i w oczach ta ciem­na woda co w bul­go­ta­niu
gwiazd kie­dy wybie­ga­ją nad mia­sto

z ust jego wyry­wa się krzyk a zatem
bar­dzo ciem­na woda któ­ra bul­go­cze
gdy się dobrze wsłu­chać w sen i w komu­ni­kat
wydo­by­ty ze snu o jaki trud­no w radiu

i w ustach jego ta woda co w ciem­no­ściach gada
wiel­kie rze­czy o jakie zno­wu trud­no w radiu
iż wyło­ni­li­śmy się z jed­nej sadzaw­ki któ­ra jesz­cze
dzi­siaj śmier­dzi w nas po wypi­ciu dyk­ty


Uwodziciel

tu leż tu jest two­je miej­sce
i nie powia­daj że nikt cię nie chce
to widać po ich zacho­wa­niu
że przed­kła­da­ją cię choć­by nad kamień

i nad pest­kę wiśni i nie powia­daj że nikt cię
nie chce gdyż jesteś o wie­le bar­dziej
słod­ki ani­że­li wiatr któ­ry sam sie­bie wyssie
w polu w pochy­le­niu drzew w sze­le­ście

sam sie­bie wyssie z każ­de­go źdźbła i z pest­ki wiśni
i pod nogi rzu­ci papie­rek tu leż tu jest
two­je miej­sce to widać po tym jak idąc na dno
wdzię­czysz się do lustra wody mój dro­gi


[tu leż tu jest twoje miejsce i nie powiadaj]

tu leż tu jest two­je miej­sce i nie powia­daj
że kamień cię nie wymy­śli na podo­bień­stwo kamie­nia
zaglą­da­jąc do rodzin­nych foto­gra­fii gdyż jest noc
i nikt z niej nie wyj­dzie zwy­cię­ski poka­zać oczy ręce

i usta roz­wi­dlić w pięk­nej mowie ojczy­stej
któ­rej nie ufaj nad­mier­nie bo w tobie
nic się nie spraw­dza odkąd wiatr roz­ko­szu­je się
jed­nym kar­mel­kiem nadzie­wa­nym cukier­kiem

w polu w pochy­le­niu drzew we śnie odkąd sam sie­bie
wyssie a gdy wiatr pie­ści się z takim
jed­nym to wia­do­mo że choć pod nogi rzu­ci papie­rek
listek to cie­bie z rąk nie wypu­ści mój dro­gi


[wszystko to są rzeczy niepewne ziemia]

wszyst­ko to są rze­czy nie­pew­ne zie­mia
i nie­bo to są wszyst­ko rze­czy nie­pew­ne
od któ­rych ucie­kaj póki jesz­cze
jest dokąd albo­wiem ta ciem­ność teraz

i ta ciem­ność potem jakiej nie pró­buj
zawcza­su dotknąć to zaiste dwa
prze­róż­ne świa­ty do któ­rych nie przy­kła­daj
ręki jeże­li chcesz ujść cało

bo ta ciem­ność teraz i ta ciem­ność potem
to są wszyst­ko rze­czy nie do pogo­dze­nia
z któ­ry­mi nie­chaj nic cię nie łączy chy­ba że jest
coś o czym nie wiem


Tumor linguae

w sąsied­nim poko­ju umie­ra moja mat­ka
odkąd pamię­tam umie­ra raz po raz w małym
poko­ju dol­nym a kie­dy indziej w więk­szym
gór­nym wła­śnie zaczy­nam w nim urzę­do­wa­nie

na czym pole­ga moje urzę­do­wa­nie piszę wier­sze
pro­szę pań­stwa pochy­lam się nad zmy­ślo­ną kart­ką
papie­ru jak nad samym sobą i spły­wa na mnie
natchnie­nie migo­tli­we świa­tło zapa­lam je raz

po raz w ciem­nym poko­ju dol­nym bądź gór­nym
w zależ­no­ści od roz­wo­ju sytu­acji odkąd pamię­tam
nie mam sto­sun­ku pro­szę pań­stwa do napi­sa­ne­go
i skoń­czo­ne­go wier­sza do widze­nia moja naj­droż­sza


Tyle brudnej roboty

coraz mniej pamię­tam krzyk two­jej mat­ki
i moje woła­nie gdy wybie­głem z poko­ju
w całym domu woła­nie i wyrzu­ca­nie rąk
w powie­trze jak cze­goś źle stwo­rzo­ne­go

bez roz­ma­chu i wbrew naszej wyobraź­ni
więc cze­goś rów­nie nie­przy­dat­ne­go
nie widzie­li­śmy już daw­no: dwa kamie­nie
z któ­rych żaden nie uczy­ni cudu

dwa kamie­nie z któ­rych ani ten po lewej
stro­nie ani ten po pra­wej nie nada­je się
do sze­re­gu dzia­łań choć nam trze­ba odwa­lić
tyle brud­nej robo­ty wokół sie­bie w sobie

O autorze

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Ur. w 1962 r. w Wólce Krowickiej koło Lubaczowa. Poeta. Laureat m.in. Nagrody Literackiej im. Barbary Sadowskiej (1995), Nagrody Niemiecko-Polskich Dni Literatury w Dreźnie (1998), Huberta Burdy (2007), dwukrotnie Nagrody Literackiej Gdynia (2006 i 2009), Nagrody Literackiej Nike (2009) oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” (2012), którą otrzymał ponownie w 2020 r. za całokształt twórczości. Członek kapituły Poznańskiej Nagrody Literackiej. Mieszka w Warszawie.

Powiązania