
Kanapeczka, Ogień
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Ostapa Sływynskiego, Kārlisa Vērdiņša, Bohdana Zadury i Jacka Dehnela podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejFragment książki Serce Chopina Jacka Dehnela, wydanej nakładem Biura Literackiego 11 czerwca 2018 roku.
Fragment I
Trzecia. Pusto na schodach. Pusto na ulicy.
Śpią żywi i umarli, praczki i klerycy.
Pusto w zamkniętym sklepie przy regale soków,
który jaśnieje trupio za nabiałem, w mroku.
Puste całe fasady, bez jednego światła,
rząd czarnych okien jakby elektrownia padła.
Pusto za oknem: tylko fiołkowy bryt nocy.
Śpią flecistki i zduni, dzieci i prorocy.
Pod miękką mufką coś się rozgrzewa i rośnie,
rozprostowuje palce, pręży się miłośnie:
z wygłuszonego miasta, przez cegły i tynki
przechodzą nuty, głosik zepsutej dziewczynki.
Lana, gryzetka z reklam odzieżowej sieci,
śpiewa nam, że jesteśmy bytami-ku-śmierci.
Kolebie się w oddechach i kolebie w biodrach,
cała instagramowa, buraczkowo-modra.
Lana to wełna, wełna to fala, a fala
przechodzi niskim dźwiękiem przez wszystko i scala.
Skleja się łydka z udem w złamanej zabawce,
urwany młot z miśnieńską figurką kowala
(leżały tak osobno z osiem lat w serwantce),
zbrojone szkło z metalem w fasadach wieżowców,
w kartonie na pawlaczu – latawiec z latawcem;
rzeka przywiera nagle do ostrogi mostu,
średniowieczna zaprawa robi się niesyta
cegieł, z którymi była od stuleci w związku
aż trzeszczą fundamentów kamienne koryta,
kartka skleja się z kartką w tomie pism Lenina,
(Lana zbyt jest leniwa by Lenina czytać),
ciaśniej przylega korek do butelki wina,
pineska z ogłoszeniem Zaginęła kotka –
do pnia akacji w parku, do podkładów – szyna;
przez wszystko się przelewa jak melasa słodka
wokaliza gryzetki: trasami na skraj
miasta, dalej polami, przez lasy Otwocka,
na Lubartów, Ostródę i Piłę, i Kłaj:
‘Cause you and I – odpływa – we were born to die.
Fragment II
Zakochaj się w Warszawie. Świetnie, siedem sylab
do trzynastozgłoskowca jak ulał. Poziomo.
Bo pionowo wiadomo: PeKiN z Warsaw Spire.
Słownik w mojej komórce nie zna słowa sexy,
pisze rdzy. Zamiast seksu jest rejsu i tylko
cruising jakoś to łączy: zardzewiałe blachy,
puste nabrzeże portu, noc, kurtka dżinsowa,
zsunięte majtki majtka, coś, o czym się czyta,
coś z homoprehistorii. Hej, statku miłości,
mogę wmawiać w komórkę brzydkie słowa jak się
lubczykowe zaklęcie wmawia w chłód jaskini,
ale starczy opiewać te szerokie, mocne
burty, ten maszt sterczący, gotową do strzału
armatę, żar od kotłów i białą banderę,
mozolnie wyciąganą na sam masztu czubek,
paf!
Wystrzeliło tyle pieprznych (czyli salty)
metafor z podręcznika banalnych podrywów,
ale są nieprzebrane: amunicji starczy
gdy czytelnik z poetą opadną już z siły,
zupełnie zniechęceni, na sąsiednie karty.
Ach, schronić się pod grubym sakpaltem klasyka,
niech w rymowanych wersach psotliwość się zgubi,
niech zza węgła średniówki aluzją nie syka
tylko polszczyzny pięknem wiecznem cię hołubi
(i prędko zatkaj uszy, zaraz ktoś rozumny,
powie, że piękno wieczne, bo wieko, od trumny).
Słowacki? Dobszsz, Słowacki, dostojny jak kłoda,
w półskórku, ze złoceniem, z tak zwaną bogatą
szatą: Te strofy złe są, no więc na to zgoda;
(skromniś) Niepoetyczne… zgadzam się i na to…
Nuda, przebiegam wzrokiem wersy, coś o łódce,
o łabędziu i Sparcie (streszczając pokrótce).
Przez nachylone żagle księżyc blady – czytam –
Pokazuje mi majtki zadumane. Ładny
kwiatek: że nagle mowa gdzie indziej przeszyta
sensem. Stoją, jak dawni rycerze Hellady
o maszt oparci. Stoją. Maszt. Tak zmasakrować
tę wiarę w przyzwoitość wieszczowego słowa!
Ale tak jest naprawdę. Najczyściej. Stoimy
z miłością i z jej brakiem pod ścianami świata
i nikt nam nie podaje amunicji, znikąd
ratunku ni posiłków, żadne cudze słowa
nie przynoszą nam ulgi. I trzeba od nowa
wikłać ze sobą sensy, ustępować szykom,
ucierać nowe frazy, inaczej zatrata –
i nigdy nie wyrwiemy się z zaprzeszłej zimy.
Fragment III
Lecz mają rację grafomani wszystkich
epok i romantyczni poeci z szerokim,
wykładanym kołnierzem, kiedy klepią swoje:
policz listki na drzewach i gwiazdy na niebie,
dodaj wszystkie bakterie – bardziej kocham ciebie;
przelicz ziarnka, co tworzą wielką wydmę w Łebie,
przemnóż przez piach Sahary – bardziej kocham ciebie;
zsumuj lamentujących gości na pogrzebie
Mao i Kim Ir Sena – bardziej kocham ciebie
i resztę kretynizmów.
Bo, niespodziewanie,
przypadkiem, otępieni, mówią jednak prawdę
ci zakochani durnie, których świerzbi język,
brzydale, którym słowa dyktuje libido.
Między jednym a drugim, tym niedoskonałym
i tamtym niewyględnym (między łysiejącym
czubkiem głowy a fałdą, którą się starała
ukryć nową bielizną, między jej łupieżem
a jego odciskami, pooperacyjną
blizną, między zmarszczkami, znamionami, mimo
wągra na małżowinie, mimo krzywej stopy)
z mierzwy, pomiędzy dwojgiem, dwoma albo dwiema
zjawia się.
Jest.
W rozmiarach zaiste kosmicznych.
Pryskają wszystkie miary: werszki i kwintale,
lata świetlne i sążnie, łokcie i cetnary.
Lecz – to jest drobnym maczkiem, nikt tego nie powie –
zonk: z każdym ocaleniem losujesz opowieść.
*
W sali muzeum Wenus z piersiami jak jabłka,
w woalach przezroczystych niczym ślad ślimaka
na mokrej czerni nocy. A u stóp, uważasz,
trzyma rozżalonego, wściekłego gówniarza,
co dobrał się do plastra miodu – pożądlony
sięgnął w kosmos i wyjął z jakiejś mrocznej zony
łuk i strzały. Losuje (dano mu kształt dziecka
żebyś się nie spodziewał, że strzała zdradziecka).
Już zna cel, trajektorię i rozmiary rany.
Kupujcie, ludzie, losy! Każdy los przegrany!
*
Pierwsza historia: już od początkowej sceny
są ciągle równolegli (kręcić mógł Kieślowski):
jeden kupuje goździk, drugi chryzantemy,
sypie do szklanki cukier, tamten wrzuca kostki,
ten idzie wpław przez strumień gdy drugi przez most i
przez cały długi metraż to życie się toczy,
zupełnie nieciekawe, by pod koniec mogli
wejść do jednego sklepu, spojrzeć sobie w oczy
i rozejść się, nie wiedząc. Potem film się kończy,
w pustej sali napisy jak pierwszy śnieg w bruzdach
pod oziminę. Druga historia: gorący
brzuch czołgu, pot i towot. Snajper widzi usta
przez lunetę i schodzi niżej, skaleczeniem,
wraca, idzie po wardze. Potem wyciemnienie.
Trzecia: jeden jest królem na indyjskim dworze,
a drugi sercem chłopca, siłą podłej wróżki
więzionym w ciele słonia (nikt mu nie pomoże,
wiadomo od początku). Skwar. Złoto. Papużki
jak z kunsztownych miniatur – zieleń, siwy róż i
plamka lapis-lazuli – fruną nad ażurem
gałązek granatowca, królewskie opuszki
dotykają spękanej skóry słonia, w której,
jak ukryte za zżartym liszajami murem
bije serce zaklęte. Dość. Bengalskie ognie,
potem król z nałożnicą ćwiczy kamasutrę,
a słoń płacze. Czytelnik – widz – może wygodnie
przejść do historii czwartej. Wysoka witryna
kawiarni dla hipsterów, już trzecia godzina
jak tak siedzą, nad dwiema zimnymi kawami,
płacząc albo na zmianę, albo unisono,
ona idzie ulicą, staje (pyszczek łani
przysunięty do szyby pod napisem STRONO;
GA i MIA są po bokach) – lecz nie, nie jest żoną,
jedynie przyjaciółką czy aż przyjaciółką,
więc wysyła pierwszemu sms: zadzwon no
jak bedzie juz po wszystkim. caluje cie w czolko
a potem idzie dalej, próbując przez krótką
chwilę zrozumieć całość tej figury: oni,
ona kocha pierwszego, zresztą też na smutno,
a drugi jest z tym trzecim, nie może nic robić
(w sensie seksu), jedynie ciężko wzdychać, ale
trzeci jest też zły o to (udaje, że wcale),
do niego dzwoni były, stalker, a stalkera
też pewnie ktoś pokochał nieszcześliwie; łania
wsiada do autobusu i znika. A teraz
czas na opowieść piątą – tę, która się składa
z jedynego ujęcia: kształt chudego ciała
pod szpitalną pościelą, maszyny, przewody.
Oczy pod powiekami. Coś się w ciele skrada,
przemyka się w nim cichcem, jak podskórne wody
przez krasowe jaskinie: wspomnienie urody,
oderwanej od ciała czy imienia, miłość
jako taka, bez końca. „Szkoda, taki młody –
wyrwało się kobiecie z tyłu sali – czy go
uratują?”. „Szszzsz, pani, co to za gadanie?”
Szósta tymczasem leci na dużym ekranie,
coś z Szekspira. Przebrany udatnie za dziewczę,
nosi imię Lorynii lub Celii (lecz wargi
zdradzają przebierankę), ale Porcjo jeszcze
łudzi się, choć my wiemy. Nachylone karki,
kosmyki, które ciążą ku kosmykom, kartki
czytanej wspólnie książki. Lecz nim Porcjo włoży
rękę w majtki Lorynii, padną wszystkie zamki
i porty, pokonane przez armadę doży
Czech, armia Kortyncjusza zaś podstępnie wkroczy
do twierdzy. Wszyscy zginą nie musząc się mierzyć
z pulsującym w satynach szczegółem – i nożyk,
którym ktoś przetnie suknie, szukając w odzieży
zaszytych suwerenów, będzie pierwszym świadkiem
chłopięcej anatomii. Siódma. Morze gładkie,
niebo tak samo, w środku kadru tylko tratwa,
jak kropka po ostatnich słowach. I rozbitek,
który tęskni, więc pisze pod ciosami światła
chudym palcem po wodzie. Ósma: biały kitel.
Serial medyczny? Pacjent chce wyrwać się z sideł
pielęgniarki Lucyny, bo ma powołanie,
ale anestezjolog Mietek kładzie pytę
(czyli inny gatunek, wybacz, zmieniam zdanie
i kanał żeby trafić na dziewiątą). Kraniec
metropolii, bliźnięta przed lustrem (jest zatem
ich aż czterech: poczwórne oglądają znamię,
bliźniaczo długie palce, wyrzeźbioną klatę,
potem idą gdzie indziej, z innymi, do innych,
i nikt nie ma lekarstwa, i nikt nie jest winny.
Dla ciebie jest dziesiąta. Bo wylosowałeś,
jak każdy, jakieś miejsce i jakieś kochanie:
jesteś psem, nożem, dzieckiem, kamieniem, pedałem,
naroślą w czyimś mózgu, palcem w czyjejś ranie.
Możesz wszystko zapomnieć, pogrzebać jak zamieć,
a to wróci i weźmie ciebie jak swojego,
na nic o piątej rano ćwiczyłeś niepamięć,
tresowałeś: „Stój! Waruj! Ani ruchu! Nie goń!”.
Serce to kot. Nie ufaj rekordowym śniegom,
zimom stulecia, kraksom, katastrofom statków,
liniom frontu – to przyjdzie nieznaną przesieką
lub kablem pod dnem morskim i uderzy gładko,
czysto, właśnie w to miejsce, o którym myślałeś,
że już się zagoiło. Mane, thekel, fares.
Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.