książki / POEZJE

Skry na mrok

Doireann Ní Ghríofa

Jerzy Jarniewicz

Fragmenty książki Skry na mrok Doireann Ní Ghríofa w tłumaczeniu Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 17 czerwca 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Chwila w szopie

Jagniąt­ko, kożu­szek,
krew, udziec, polę­dwicz­ka,

pię­trzy się czar­na strzy­ża,
gdy śpiew­nie tną noży­ce.

Żwa­wo, mrocz­nie,
mat­ka w bło­cie;

nie­ostre już ostrze,
u pastusz­ki – dąs.


Gdy krwawię

W buti­ku vin­ta­ge na nad­brze­żu Sul­li­va­na
tra­fiam na płaszcz zimo­wy,
moc­no talio­wa­ny, z obci­słą górą,
szy­kow­ną kla­pą i obni­żo­ną lamów­ką.

Za dro­gi dla mnie, a jed­nak
przez tę naszyw­kę z pismem odręcz­nym [1915],
lgnie mi do pier­si czer­wo­nym narę­czem.

To był ten rok, kie­dy przez zwój tka­ni­ny
ktoś prze­je­chał ostrzem i nicią powo­łał płaszcz
do życia. Bio­rę go

do przy­mie­rzal­ni, wsu­wam
ramio­na; spły­wa po skó­rze
jedwab­na pod­szew­ka. By zapiąć
pasek, robię wol­no wdech,
znów skurcz w pod­brzu­szu:
krew budzi się i burzy.

A w szkle: spo­wi­ja mnie sta­ra czer­wień -

szczy­pie dziew­czę­ce policz­ki
i pać­ka podar­te kolan­ka,
na chu­s­tecz­ce szmin­ka, szkar­łat
skry­ty w poście­li, cała czer­wień osia­dła
na szmat­kach i pod­pa­skach –
cię­żar czer­wie­ni, cze­ka­nie na czer­wień,
któ­rą dzie­li­my.

W lustrze płaszcz się rumie­ni.

W kie­szon­ce kry­ło się kie­dyś
może coś cen­ne­go: kolia, list miło­sny,
cie­płe od piór jaj­ko, któ­re ktoś wło­żył tu gład­ko,
by nie pękło, nie prze­cie­kło przez szwy,
nie spla­mi­ło spód­ni­cy od środ­ka.


Jaśnienie

ogień zaś ścią­gnął tłu­my
Austin Clar­ke

Gdy noc kłę­bi się we mnie,
nie wzbu­dza snów o morzu, ulgą się nie roz­le­wa,
nicze­go nie gasi. Wznie­ca tyl­ko ten wrzask
sprzed lat, tę woń roz­la­nej znów ben­zy­ny.

O, Nocy! Nie­zna­jo­mi, jacy grzecz­ni: wybierz,
mówi­li, pamiąt­ki, któ­re chcesz oca­lić.
Ich uśmiech zamarł, gdy wybra­łam klucz
do drzwi fron­to­wych, nic wię­cej. Mój domu!

W mokrej nocą tra­wie sta­łam sama jed­na.
Męż­czyź­ni spod drzew rzu­ca­li mi spoj­rze­nia;
zna­łam ich nie­my wzrok – sta­ry już, zsza­rza­ły –
tak dobrze jak te kobie­ty na żwi­ro­wym dzie­dziń­cu,
któ­re zwi­ja­ły w sza­lach wyszep­ta­ne sło­wa.

Odwró­ci­łam się, by popa­trzeć, jak to się zaczy­na:
jaśnie­nie. Nasze okna, oble­wa­ne bla­skiem. Jed­no
za dru­gim – od środ­ka. Piw­ni­ca, hall, potem kuch­nia.
Jarzy się sala balo­wa. Ogień bły­ska w biblio­te­ce.

Jeśli zagrał dzwo­nek stra­ży, to zagrał na próż­no,
pło­mie­nie pię­ły się już po zasło­nach, usu­wa­jąc
każ­dą dłoń, każ­dą twarz ze zło­co­nych ram,
kra­dły sre­bra, por­ce­la­nę, lisie futra, jedwa­bie,
wyry­wa­ły rubi­ny z uchwy­tów zło­tych brosz.

Pło­mie­nie to duchy, bie­ga­ły po scho­dach,
gdy dym prze­ci­skał się przez dachów­ki,
try­ska­ły skry na mrok, kon­ste­la­cja­mi.
Bry­zgał wosk. O, popio­ły!

Zaskrzy­piał dach, chło­piec sta­nął obok,
nie­śmia­ły uśmiech prze­szedł szyb­ko w drwi­nę:
Dom zło­dzie­ja poznać po drze­wach.
Gdy­bym ode­szła, bły­snę­ły­by moje ple­cy.

Dziś nie mam już wła­sne­go domu,
może samot­na jestem, na pew­no nie łagod­na. Nie ja.
Jestem kamie­niem, któ­ry wyrwał się daw­ne­mu zło­tu,
i, O, roz­iskrzam nie­dzie­lę każ­de­go tygo­dnia.


Chwila wśród ruin

Śla­dy kopyt, porost, śli­ma­ki na zglisz­czach:
tyle pozo­sta­ło z kom­nat, pogo­rze­li­sko.

Gruz. Gru­zy: chwie­ją się nad­pro­ża.
Bły­skaj, skra­dzio­na łyżecz­ko. Powie­waj, zło­ta zasło­no.


Modlitwa

W mojej sypial­ni z dzie­ciń­stwa wiatr szar­pie
kota­rą, ścią­ga mrok do środ­ka.
Noc w noc, w dziew­czę­cych cza­sach,

klę­cza­łam tu, czu­łam,
jak drżą mi war­gi od dzie­dzi­czo­nych słów
i dzie­dzi­czo­ne­go lęku.

Szep­ty wpra­wia­ły
w wir wizje zaci­śnię­te w kułak
– czer­wo­ne szcze­li­ny, cier­nie, kobie­ty we łzach –

bła­ga­łam, klę­cząc, moje namięt­nost­ki,
by przy­szły tutaj z mro­ku, co jarzył się
za powie­ka­mi.

*

Dziś wie­czór,
przy­szłaś na palusz­kach pod drzwi,
kie­dy wszy­scy spa­li,
żeby usiąść, naga, na moim łóż­ku.

W świe­tle lam­py
pora­stasz żół­tą aure­olą,
a ja, zno­wu, klę­kam
w ciem­no­ści

na dnie, u stóp.
Z moich ust znów
echo słów:
O, boże, pro­szę, już, już.


Kwiecie

Kwit­ną w sta­rych książ­kach,
na łodyż­kach ścię­tych w cie­płe popo­łu­dnia,
ktoś je skła­da, spłasz­cza, po czym zapo­mi­na.

Zegar sta­je.
Ogród ginie. W mgłę
odcho­dzą dzie­ci.

Cisza gbur­nych grzbie­tów. Cisza
zgnie­cio­ne­go kwie­cia
na łące wśród czcio­nek,

gdzie obok czte­rech jaskrów leży
sto­krot­ka skło­ter­ka
ze sta­ry­mi, pożół­kły­mi oczy­ma.


Nokturn z żądzy usnuty i lunarnego pyłu

Jeśli jest praw­dą,
że księ­życ nie zaznał wia­tru,
któ­ry roz­snuł­by śla­dy męskich stóp,
to wciąż muszą tam być, te zna­mio­na,
ta rzecz ludz­ka,
mar­z­ną­cą w grud­kach lunar­ne­go pyłu,

nie­wi­dzial­na dla nas,
choć nie­wie­le widzi­my ponad
te strze­la­ją­ce guzi­ki i roz­dar­te spód­nicz­ki,
gdzie zasło­ny w księ­ży­co­wej poświa­cie odsła­nia­ją skó­rę,
a two­je war­gi lgną mi do oboj­czy­ka,
jak­by zawsze tak chcia­ły.


Kiedy noc bierze wdech

Za naszą zasło­ną
czar­ny jedwab – woda
śpie­wa koły­san­kę
o bagnie i bło­cie,
a świat chlu­pie i spły­wa
chlu­pie chla­pie spły­wa,

dopó­ki,

dopó­ty,


Pod miastem. Światło w jaskini

Win­da zjeż­dża do piw­nic,
gdzie par­king,

któ­re­go ciem­ne ścia­ny
w bazgro­łach i bli­znach po ospie.

Na koń­cu kory­ta­rza
jaski­nia: kaplicz­ny mrok.

Nie migo­cze tu
żad­na świecz­ka,

tyl­ko na ekra­nie
wyświe­tla się modli­twa,

powtó­rzo­na w każ­dym
par­ko­ma­cie:

Wpro­wadź zmia­nę,
– wyświe­tla się, lśni.


Obłączki

Mimo że z chwi­li na chwi­lę ciem­nia­ło,
czy mogli­śmy popaść w roz­pacz,

gdy przy­po­mnie­li­śmy sobie obłącz­ki
na każ­dym paznok­ciu?

Dzie­sięć małych księ­ży­ców
roz­ja­śnia nasz uścisk,

śli­zgi świa­tła, któ­re, gdy trzy­ma­my się
za ręce, choć mrok, wciąż trwa.

 

belka_2

O autorach i autorkach

Doireann  Ní Ghríofa

Urodziła się w 1981 roku w Galway, mieszka w hrabstwie Cork. Debiutowała w 2011 roku tomem wierszy w języku irlandzkim Résheoid. Nominowana do Poetry Now Award i nagrodzona Michael Hartnett Award. Tom Clasp (2016) był jej pierwszą anglojęzyczną książką poetycką. Największym sukcesem Ní Ghríofy okazał się tom wspomnieniowo-eseistycznej prozy A Ghost in the Throat (2020), wyróżniony James Tait Black Prize. Poetka współpracowała z LeAnne Howe, poetką z plemienia Czoktawów, a we współpracy z irlandzką artystką Alice Maher opublikowała bibliofilską książkę Nine Silences (2018). W czasie pandemii powstały wiersze z trzeciego anglojęzycznego tomu Ní Ghríofy – To Star the Dark, który „The Irish Times” umieścił na liście najlepszych książek poetyckich 2021 roku.

Jerzy Jarniewicz

Urodzony 4 maja 1958 roku w Łowiczu. Poeta, tłumacz, krytyk. W 1982 r. ukończył anglistykę na Uniwersytecie Łódzkim, w 1984 r. filozofię. Autor między innymi tomów poetyckich Dowód z tożsamości (2003), Oranżada (2005), Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną (2012) czy Woda na Marsie (2015), licznych przekładów literatury zagranicznej oraz książek krytycznoliterackich. Od 1994 r. redaktor "Literatury na Świecie". Współpracuje z "Gazetą Wyborczą", "Tygodnikiem Powszechnym" i "Tyglem Kultury". Mieszka w Łodzi.

Powiązania