książki / POEZJE

Skrypnykówka

Bohdan Zadura

Serhij Żadan

Fragmenty książki Serhija Żadana Skrypnykówka w tłumaczeniu Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim 21 stycznia 2025 roku.

Biuro Literackie

***

Może zacznę teraz?

Dotąd sły­chać było zbli­ża­nie się śnie­gu,
sły­chać było, jak on nara­sta wzdłuż szwu
listo­pa­da, sły­chać było zamie­ra­nie, z któ­rym
wschod­ni pej­zaż szy­ko­wał się do przy­ję­cia
tego nie­wy­god­ne­go cię­ża­ru bie­li, tego bla­sku
spu­sto­sze­nia, w któ­rym sto­ją drze­wa.

Dotąd lękiem moż­na było wyja­śniać nie­zdol­ność
do powie­dze­nia na głos sło­wa „śnieg”, do dania mu szan­sy,
by wybrzmiał, został wymó­wio­ny, wyśle­dzo­ny przez psy
fone­ty­ki,
dotąd moż­na go było nazwać
chy­ba tyl­ko za pomo­cą słów
na okre­śle­nie prze­miesz­cze­nia, przej­ścia,
utra­ty.

Jed­nak
już zagrun­to­wa­no pano­ra­mę zimy nad mia­stem
i my odbi­ja­my się w cie­płym gip­sie swo­je­go cze­ka­nia,
może będę odpo­wia­dał za to
wyrwa­ne ser­ce, jak za wyrwa­ną ramę w sta­rym domu,
pierw­szy zacznę sła­wić tę nawa­łę wywie­trzo­ne­go świa­tła,
te witra­że wier­sza, przez któ­re prze­bi­ja­ją się uko­śne pro­mie­nie
gło­su, odbły­ski śpie­wu, wybu­chy odde­chu.

I wciąż jesz­cze to uczu­cie doro­śle­nia na począt­ku zimy.
Nie­bo jest niby uczeń, któ­ry musi jesz­cze naj­pierw
prze­czy­tać swo­ją Ody­se­ję,
okna – cie­płe jak kobie­ty, któ­re rodzi­ły w miło­ści,
mowa – jak brzy­twa:
naj­bar­dziej nie­bez­piecz­na, naj­bliż­sza.

8.12.21


***

Wszyst­ko jak było.
Dokład­ność jak wdzięcz­ność.
Wago­nów towa­ro­wych let­nia roz­pię­tość.
Reszt­ki robót i śla­dy obro­ny.
Pamię­tam to mia­sto z czerw­ca
i ten bez­kre­sny pamię­tam
pią­ty tor przy trze­cim pero­nie.

Tysiąc­le­cia, co minę­ło, osad sta­ry.
Mia­sto, w któ­rym śnią się kosz­ma­ry.
Czas, co jak dźwięk echem odbi­ja się potem.
Pamięć jak szkic dokład­nie prze­pi­sa­ny.
Wszyst­ko mówi­ło się i zaczy­na­ło
od noc­ne­go kole­jo­we­go stu­ko­tu.

Duchy wol­no­ści i ubó­stwa.
Poran­ne tar­gi, fabry­ki puste.
Dłu­ga, smut­na, tram­wa­jo­wa mar­szru­ta.
Dziw­ne sło­wa, jakie złość wypo­wia­da.
Ósma i dzie­wią­ta deka­da.
Pamięć, któ­ra zaczy­na­ła się tutaj.

Kro­ni­ka, w któ­rej zbrod­nia miesz­ka.
Anio­ły char­kow­skich komu­nal­nych miesz­kań.
Męczen­ni­cy podwó­rek przej­ścio­wych,
Kru­che płu­ca gruź­li­cą rzeź­bio­ne.
Zbyt pokor­ne, zbyt wykształ­co­ne.
Radość, po któ­rej byłeś cho­ry.

Utra­co­ne mia­sto, parę histo­rii,
zapach insty­tuc­kich audy­to­riów,
z nie­po­ko­ją­cym pta­sim pió­rem nie­bo.
Lek­kie i nie do znie­sie­nia sło­wo wygna­nia.
I wszyst­ko, co po sobie pozo­sta­wiasz –
to pią­ty tor, trze­ci peron.

Twa­rze z zagu­bio­ne­go nega­ty­wu.
Kil­ka budow­li bara­ko­we­go typu.
Słoń­ce nad mia­stem, począ­tek cza­su.
Pamię­tam cier­pli­wość tę daw­ną,
dłu­gie trwa­nie, jasność poran­ną,
każ­dy z kon­tu­rów i gło­sów.

Czas, żeby mówić, i czas, by odcho­dzić.
Rówie­śni­cy, emi­gran­ci, świad­ko­wie,
wspo­mnień i sen­nych widzeń demo­ny.
Chleb nasz powsze­dni i ogól­na edu­ka­cja,
powścią­gli­wa publicz­ność pod sta­cją,
któ­ra ze świa­tła w cień prze­cho­dzi.

Posta­ci w ciem­no­ści, niby drze­wa.
Pamię­tam wię­cej, niż potrze­ba.
Mil­czą­ca two­rzy się więk­szość.
Głos jak ostat­nia sal­wa hono­ro­wa.
Zosta­ją nam dokład­ność i wdzięcz­ność.
Uli­ce, roz­bły­ski, imio­na.

09.05.21


***

Może wła­śnie teraz war­to było­by zacząć.

I ile byś sie­bie nie prze­ko­ny­wał, że to nie czas,
że nie nale­ży na oślep wypo­wia­dać słów
nie­prze­zna­czo­nych do mówie­nia na głos,
któ­rych nie ma w książ­kach z minio­ne­go życia,

ile byś się nie zachły­sty­wał pustym, bez­słow­nym
powie­trzem tej wio­sny, pie­ką­cym, nie­mym
powie­trzem lata,

wycho­dzi, że język sil­niej­szy jest od stra­chu mil­cze­nia,
ma wypeł­niać sobą kie­sze­nie na pier­siach życia,
ma ota­czać miej­sca, gdzie zbie­ra­ją się ludzie,
gdzie oni potrze­bu­ją mówić o sobie tak,
żeby od teraz zawsze
pozna­wa­no ich po gło­sie.

Wycho­dzi na to, że język jak mar­co­we prze­zię­bie­nie sie­dział
nam na płu­cach, cią­żąc im, jak ubra­nie ucie­ki­nie­rom
poko­nu­ją­cym wpław oblo­dzo­ną rze­kę.

Praw­do­po­dob­nie tak­że pozba­wie­ni gło­su nie sta­je­my się
uczciw­si wobec sie­bie w swo­im mil­cze­niu.
Tak jak­by­śmy odma­wia­li sobie pra­wa śpie­wa­nia we wspól­nym chó­rze,
bojąc się sfał­szo­wać, bojąc się upaść.

I stoi cisza za nami jak nie­ob­sia­ne pole.
I stoi nie­mo­ta jak zasy­pa­ne kamie­nia­mi stud­nie.

Może wła­śnie one – nasz strach, nasze zwąt­pie­nie –
wyja­śnia­ją też to nie­sa­mo­wi­te mil­cze­nie naocz­nych świad­ków,
któ­rzy widzie­li wszyst­ko, któ­rzy powin­ni dawać świa­dec­two,
śpie­wem uka­zu­jąc zabój­ców,
gło­sem wyzy­wa­jąc pra­wo.

Musi się dziać siew pół­noc­ne­go gło­su,
musi się two­rzyć miraż poran­ne­go śpie­wu.

We wszyst­kim tym jest trwo­ga.
Ponie­waż we wszyst­kim tym jest waga.

15.06.22


***

Kie­dy każ­da dusza,
jak dzie­cię­ca kie­szeń,
napeł­nio­na jest kłęb­ka­mi świa­tła,
nit­ka­mi śpie­wu i echa,

kie­dy każ­dy głos –
jak pta­sie gniaz­do,
jest zbyt wyso­ki, zbyt wraż­li­wy,

kie­dy lęk mie­sza się
z tro­ską, jak desz­czo­wa woda
z rzecz­ną –

kto w takich cza­sach będzie mówił
o stra­chu,
kto w takiej chwi­li nie będzie wsty­dził się
bać?

Zbyt dużo nas jest na strach,
zbyt wie­le zosta­ło nam
dane,
aby­śmy nie wie­dzie­li,
czy po nas
coś zosta­nie.

Dzie­lić się cie­płem swo­ich kie­sze­ni,
jak skar­ba­mi domo­wej biblio­te­ki,
dzie­lić się nazwa­mi miast,
któ­re świe­cą z zacho­du
jak stat­ki na redzie.

Kie­dy tak wie­le świa­tła
rodzi się
z pro­ste­go
wypo­wia­da­nia
nazw,

kie­dy ser­ce czu­je się
tak wyraź­nie,
jak­by ono nie tyl­ko biło.
Ale biło się z kimś.
Biło się za cie­bie.

28.01.23

O autorach i autorkach

Bohdan Zadura

Ur. w 1945 r. Poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. W latach 2004-2020 redaktor naczelny „Twórczości”, od lat pozostaje związany z „Akcentem” i „Literaturą na Świecie”. Laureat licznych polskich i zagranicznych nagród, w tym: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. H. Skoworody (2014) oraz Nagrody im. C.K. Norwida (2015). W Biurze Literackim w latach 2005–2007 ukazały się jego dzieła zebrane, a w kolejnych latach publikował w oficynie następne premierowe książki, w tym w 2020 roku wybór wierszy Sekcja zabójstw. W 2018 r. został uhonorowany Silesiusem za całokształt twórczości.

Serhij Żadan

Urodził się w 1974 roku w Starobielsku. Poeta, prozaik, eseista, tłumacz, wokalista i aktywista. Jest laureatem wielu nagród, począwszy od Nagrody Bu-Ba-Bu za najpiękniejszy wiersz roku (1999), przez nagrodę festiwalu Kijowskie Laury (2007), Nagrodę im. J. Conrada-Korzeniowskiego (2009), Mosty Berlina (2014), po Nagrodę Literacką Europy Środkowej Angelus (2015), Nagrodę Wilhelma Tella (2019) czy Nagrodę Dereka Walcotta (2021). W marcu 2022 roku Komitet Nauk o Literaturze przy Polskiej Akademii Nauk zgłosił jego kandydaturę do literackiej Nagrody Nobla. W maju tego samego roku został ogłoszony Człowiekiem Roku „Gazety Wyborczej”. Wydał kilkanaście książek, z których wiele ukazało się w Polsce. Pierwszą z nich, obok zbioru opowiadań Big Mac, był tom wierszy Historia kultury początku stulecia opublikowany w 2005 roku przez Biuro Literackie, który został wznowiony w 2022 roku wraz z nowymi przekładami autorstwa Bohdana Zadury. 

Powiązania