książki / PROZA

Sroga zima

Hanna Igalson-Tygielska

Raymond Queneau

Fragmenty książki Sroga zima Raymonda Queneau, w tłumaczeniu Hanny Igalson-Tygielskiej, wydanej w Biurze Literackim 23 kwietnia 2019 roku, a w wersji elektronicznej 14 sierpnia 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Chiń­czy­cy masze­ro­wa­li, przed nimi szło dwóch straż­ni­ków miej­skich.
Żeby popa­trzeć, kra­ma­rze wychy­nę­li ze swo­ich kan­ciap z wytrzesz­czem oczu i opa­dłą kopa­rą. Smar­ka­cze bie­gli wzdłuż orsza­ku, krzy­cząc: Chiń­ce, Chiń­ce. W oknach wyprę­ży­ły się szy­je, na bal­ko­ny wyle­gli gapie. Tram­waj wyprze­dził azja­tyc­ki kon­wój, a pasa­że­ro­wie w ostat­nim sta­dium koagu­la­cji zaczę­li zacze­piać defi­lu­ją­cych, w róż­nych języ­kach i obraź­li­wych sło­wach. Leha­me­au przy­sta­nął na brze­gu chod­ni­ka bez wiel­kie­go entu­zja­zmu dla tej egzo­ty­ki.
Za dwo­ma gli­nia­rza­mi szło pri­mo dwóch Chiń­czy­ków nie­wąt­pli­wie cie­szą­cych się auto­ry­te­tem wśród pobra­tym­ców, secun­do Chiń­czyk nio­są­cy żół­ty para­sol, ter­tio Chiń­czyk nio­są­cy jakiś przed­miot rów­nież żół­ty skła­da­ją­cy się z dwóch elip­so­id nadzia­nych na kij wzdłuż dłuż­szej osi, quar­to Chiń­czyk nio­są­cy chiń­ską fla­gę ze wszyst­ki­mi przy­na­leż­ny­mi jej wstę­ga­mi, quin­to Chiń­czyk nio­są­cy fla­gę podob­nie wypo­sa­żo­ną, sexto Chiń­czyk walą­cy w żela­zną płyt­kę, sep­ti­mo chiń­ski akro­ba­ta czło­wiek guma rów­nież na żół­to, przy­ozdo­bio­ny sztucz­ną bro­dą, octa­vo Chiń­czyk rów­nież na żół­to kołat­ku­ją­cy dwie­ma podłuż­ny­mi deska­mi, nono Chiń­czyk nio­są­cy jakiś przed­miot, któ­ry lud­no­ści euro­pej­skiej koja­rzył się tyl­ko z kijem węd­kar­skim, i deci­mo ze stu Chiń­czy­ków, a wśród nich tacy, co nie­śli małe fran­cu­skie cho­rą­giew­ki.
Obec­na lud­ność euro­pej­ska, ota­po­ra zło­żo­na głów­nie z auto­chto­nów, a w pozo­sta­łej czę­ści z Bel­gów z jaki­miś kil­ko­ma wyjąt­ka­mi, z któ­rych to wyjąt­ków jeden, przy­naj­mniej Ber­nar­do­wi Leha­me­au, rzu­cił się w oczy pod posta­cią wyso­kiej blon­dyn­ki, oczy­wi­ście, Angiel­ki w mun­du­rze pomoc­ni­czej służ­by kobiet WAAC, obec­na lud­ność euro­pej­ska, pie­lę­gniar­ki, kobie­ty, prze­pust­ko­wi­cze, dekow­ni­cy, uchodź­cy, star­cy, kale­ki i dzie­ci, euro­pej­ska popu­la­cja w całej swej kra­sie z nie­licz­ny­mi wyjąt­ka­mi, wśród nich Leha­me­au i mun­du­ro­wa, któ­rą roz­po­znał, ponie­waż pra­co­wa­ła w bazie bry­tyj­skiej jako maszy­nist­ka, lud­ność euro­pej­ska zatem nie posia­da­ła się z rado­ści z racji tej azja­tyc­kiej eks­hi­bi­cji. Śmiesz­ni byli do roz­pu­ku. I tro­chę stuk­nię­ci, bo jak to tak wszyst­ko na żół­to. Ach, ci Chiń­czy­cy, faj­niej­si niż kaby­le, co nie­faj­ni przez te swo­je noże, faj­niej­si niż hin­du­si, co nie­faj­ni, bo wszy­scy żoł­nie­rze, faj­niej­si nawet niż murzy­ni, a ci prze­cież dopie­ro są faj­ni.
Dotarł­szy na plac Thier­sa, Chiń­czy­cy utwo­rzy­li koło, doko­ła zebra­ła się lud­ność euro­pej­ska, a w środ­ku doszło do pan­to­mi­my. Leha­me­au wolał sąsiad­kę, bo jej poważ­na mina wyda­ła mu się sym­pa­tycz­na. Tłum śmiał się z Chiń­czy­ków i ich pro­sto­ty.
– Dzej laf – powie­dział Leha­me­au – bykoz dzej ar stju­pid.
Panien­ka, bo tak sądził, uśmiech­nę­ła się. Dodał:
– Dzej laf, bykoz dzej du not ander­stend.
I jesz­cze:
– Aj lajk dzat: ju du not laf.
Chiń­czy­cy zaczę­li śpie­wać, jak­by kto kota za ogon cią­gnął, mówi­li jed­ni, jak­by melo­dia kró­la Syja­mu, mówi­li inni, bo kie­dy kró­lik Syja­mu przy­je­chał do Fran­cji, to na kon­cer­cie naj­bar­dziej mu się podo­ba­ły skrzyp­ce i inne instru­men­ty strun­ni­cze, strasz­ni bar­ba­rzyń­cy z nich wszyst­kich, następ­nie ci Chiń­czy­cy zno­wu utwo­rzy­li orszak i poszli roz­śmie­szać inną dziel­ni­cę.
– Yt łoz wery inte­re­sting – powie­dział Leha­me­au. – Hał du ju du?
– Dzię­ku­ję, bar­dzo dobrze – odpar­ła panien­ka w mun­du­rze. – A pan?


Na uli­cy zno­wu poczuł pust­kę w gło­wie. Szedł przez jakiś czas nie­zu­peł­nie świa­do­my swo­je­go ist­nie­nia, a potem posta­no­wił się roze­rwać za pomo­cą jed­nej ze swych ulu­bio­nych roz­ry­wek.

Tram­waj wywiózł go aż do Eure, skąd wró­cił przez bul­wa­ry i robot­ni­cze dziel­ni­ce, dłu­gi spa­cer poprzez świat pra­cy i kosz­ma­ru. Wszę­dzie maszy­ny i nie­wol­ni­cy w cią­głym ruchu, aktyw­ność nad­mier­na i wstręt­na. Zewsząd napie­ra­ła prze­strzeń, zzia­ja­na, prze­sy­co­na potem, zgęst­nia­ła od roz­pa­czy i występ­ku, goto­wa wydać na świat potwo­ry i kata­stro­fy. A czas zapład­niał ją tyl­ko wsty­dem. Cięż­kie poje­dyn­cze kro­ple wody zaczę­ły padać, roz­rze­dza­jąc zawie­si­nę nie­ba, roz­pry­ski­wa­ły się na zie­mi, skąd kieł­ko­wa­ły tyl­ko cie­nie, kosz­mar­ne i pokracz­ne.
Leha­me­au sycił się pogar­dą i gro­zą, a jego dusza drża­ła w eks­ta­zie. Z roz­ko­szą pie­lę­gno­wał w sobie abso­lut­ną i fana­tycz­ną odra­zę do tego pleb­su z por­tu i fabryk, do tej hoło­ty w czap­kach, pro­le­ta­riu­szy katu­ją­cych swo­je dzie­ci, obra­ża­ją­cych uczci­wych ludzi, pija­ków, bru­ta­li, wichrzy­cie­li, bru­da­sów. Nie­któ­re z tych dziel­nic ze swo­imi nora­mi ople­cio­ny­mi sznu­ra­mi bie­li­zny, peł­ne roz­wrzesz­cza­nych dzie­cia­ków, ich bur­de­le i knaj­py, sta­no­wi­ły dla nie­go obraz pie­kła na zie­mi, o ile w ogó­le takie miej­sce ist­nie­je. Hodo­wał w ten spo­sób w swo­im ser­cu nie­na­wiść i obrzy­dze­nie, jakie w nim wywo­ły­wał widok tej prze­klę­tej rasy, osad z same­go dna, któ­ry cha­os woj­ny mógł w każ­dej chwi­li wydo­być na powierzch­nię.
Na doda­tek wśród tego plu­ga­stwa nie bra­ko­wa­ło pacy­fi­stów.
Leha­me­au schro­nił się pod han­ga­rem, żeby prze­cze­kać nagłą ule­wę, stat­ki han­dlo­we zata­cza­ły się w base­nach por­to­wych, ładu­nek spo­czy­wał na lśnią­cych kamie­niach nabrze­ża, do Saint-Fra­nço­is dotarł już po zapad­nię­ciu nocy, kie­dy deszcz ustał. Niczym śli­ma­ki po burzy, isto­ty ludz­kie wszel­kie­go rodza­ju wychy­nę­ły z kry­jó­wek: sprze­daj­ne sta­nę­ły w drzwiach, żeby łypać na prze­chod­niów; przed­sta­wi­cie­le róż­nych kon­ty­nen­tów snu­li się tu i ówdzie, dając lek­cje etno­gra­fii za fri­ko, przed­sta­wi­ciel­ki zaś za for­sę wykła­da­ły wene­ro­lo­gię. Wzdłuż Grand Quai tkwi­ły zako­twi­czo­ne parow­ce, któ­re prze­mie­rza­ły estu­arium, i sta­tek pocz­to­wy z Southamp­ton. Leha­me­au przy­sta­nął, patrząc z roz­tar­gnie­niem na nie­zro­zu­mia­łą aktyw­ność kil­ku mary­na­rzy czy ste­war­dów osa­mot­nio­nych na most­ku. Z uwa­gą przyj­rzał się miej­scu, gdzie się scho­dzi­ło na ląd, jak to dokład­nie wyglą­da, jak jest usy­tu­owa­ne, w jakiej oko­li­cy, zro­bił to z myślą o Hele­nie.
To było tutaj.
To tutaj wła­śnie po raz pierw­szy dotknę­ła fran­cu­skiej zie­mi.
Fran­cja. Hele­na.
Hele­na. Hele­na.
Hele­na.


– A wra­ca­jąc do tych tu, z Haw­ru – cią­gnę­ła pani Duter­tre, nie zwra­ca­jąc uwa­gi na to, że jej prze­rwał – wszy­scy jed­na­ko­wi, miesz­czu­chy, świ­nie chci­we i żar­łocz­ne, a do tego ego­iści, do wyrzy­gu; robot­ni­cy, ordy­nu­sy, nie­mo­ty, bara­ny bez­wol­ne i zgorzk­nia­łe, bez­mó­zgi ośle­pio­ne nie­na­wi­ścią do boga­czy. Ach, panie Leha­me­au, czu­ję się jak wygna­niec. Cóż ja mam wspól­ne­go z tymi wszyst­ki­mi strasz­ny­mi ludź­mi? Tyl­ko pana jed­ne­go lubię, panie Leha­me­au, tyl­ko pana jed­ne­go bar­dzo lubię, tyl­ko pan jeden może mnie zro­zu­mieć.
Pan Fry­de­ryk, spo­żyw­szy swo­ją dzien­ną daw­kę Lutra, wyło­nił się z kan­cia­py na zaple­czu, w całej oka­za­ło­ści.
Pani Duter­tre zamil­kła i Leha­me­au sły­szał teraz tyl­ko pomru­ki gazu. Na zewnątrz w ciem­no­ści co jakiś czas prze­su­wa­ły się cie­nie. Czas osia­dał kurzem na okład­kach arcy­dzieł i zapo­mnia­nych wolu­mi­nów, obo­jęt­nie, ten sam czas, któ­ry świa­do­mie lub nie, lecz cier­pli­wie, dopro­wa­dził ich tro­je aż tutaj, jed­ną, co wyje­cha­ła z Lyonu nad Roda­nem, zanim jesz­cze dru­gi uro­dził się w Dreź­nie w Sak­so­nii, i trze­cie­go, któ­ry z całą swo­ją bie­dą dołą­czył do nich wła­śnie tutaj, gdzie prze­ci­na­ły się ich bio­gra­fie. Dla każ­de­go z nich ten czas miał jakiś nada­ją­cy się do okre­śle­nia począ­tek i mogli­by go sobie wza­jem­nie opo­wie­dzieć, gdy­by zaczę­li na ten temat roz­ma­wiać, moje naj­daw­niej­sze wspo­mnie­nie, ale tkwi­li wszy­scy tro­je bez sło­wa przez kil­ka sekund, z tru­dem prze­tra­wia­jąc trwa­nie, któ­re lepi­ło im się do zębów jak kar­mel, a prze­łknąć nie mogli.
– Nie wiem, czy zna pan pana Fry­de­ry­ka – powie­dzia­ła pani Duter­tre do Leha­me­au. – Panie Fry­de­ry­ku, pan Leha­me­au jest jed­nym z moich sta­rych i wier­nych klien­tów.
– Jestem zaszczy­co­ny móc poznać ofi­ce­ra wspa­nia­łej fran­cu­skiej armii – powie­dział pan Fry­de­ryk.
– Pan Fry­de­ryk jest Szwaj­ca­rem – powie­dzia­ła pani Duter­tre.
– mi miło – powie­dział Leha­me­au.
Zno­wu sły­chać było tyl­ko mru­cze­nie gazu. Pan Fry­de­ryk wło­żył pal­to. Leha­me­au patrzył, jak kon­wul­syj­nie szu­ka ręka­wa wiszą­ce­go mu za ple­ca­mi; nie pomógł mu. Powie­dział:
– Ja chy­ba też już pój­dę.
– Tak – powie­dzia­ła pani Duter­tre – będę zamy­kać.
Sło­wa sta­cza­ły się z ich ust cięż­kie i powol­ne. Potem pły­ciut­ki stru­myk roz­mo­wy przy­niósł kil­ka zwro­tów grzecz­no­ścio­wych, okrą­głych i dźwięcz­nych jak oto­cza­ki, i Leha­me­au zna­lazł się na zim­nej, ciem­nej uli­cy z panem Fry­de­ry­kiem idą­cym obok. Więc taki był ten pan Fry­de­ryk, wyso­ki, chu­dy blon­dyn z przy­mil­nym uśmie­chem i nie­brzyd­ki­mi ocza­mi, tak wyglą­dał ten tajem­ni­czy czy­tel­nik Lutra. Do tego na pew­no musiał być pro­te­stan­tem i znać nie­miec­ki. I musiał mieć kło­po­ty finan­so­we, sko­ro nie mógł sobie tych ksią­żek kupić. Pod­su­mo­waw­szy w ten spo­sób Szwaj­ca­ra, mimo odra­zy do pro­te­stan­ty­zmu, uwie­dzio­ny nie­miec­ko­ścią posta­ci, sta­le jesz­cze jed­nak zra­żo­ny jego cza­je­niem się w prze­szło­ści i dener­wu­ją­cą obec­no­ścią za prze­pie­rze­niem: szczur! poczuł obo­wią­zek kon­wer­sa­cji i przy­go­to­wał kil­ka zdań na temat aktu­al­nych zja­wisk atmos­fe­rycz­nych.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

 

belka_1

O autorach i autorkach

Hanna Igalson-Tygielska

Tłumaczka literatury francuskiej i hiszpańskiej. Pracowała jako redaktor w wydawnictwach Wiedza Powszechna i Czytelnik oraz w Instytucie Kultury Polskiej w Rzymie. W latach 1990-1991 prowadziła zajęcia z języka i literatury francuskiej w St. Lawrence University. Jej dorobek obejmuje wiele tomów przekładów poetyckich, prozatorskich, esejów filozoficznych i dzieł naukowych. Wśród tłumaczonych autorów znajdują się m.in. poeci Leconte de Lisle, Lamartine, Gérard de Nerval i Charles Baudelaire, prozaicy Emilia Pardo Bazán, Fernando Savatera, Colette i noblista J.J. Le Clézio, filozof Paul Ricoeur, a także mistycy Luis de Leon i San Juan de la Cruz. W 2010 otrzymała nagrodę „Literatury na Świecie”, a w 2015 była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia za przekład Psiej trawki Raymonda Queneau. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Mieszka w Warszawie.

Raymond Queneau

Urodził się w 1903 roku, zmarł w 1976. Autor powieści, poematów, esejów, komentator Hegla. Był lektorem wydawnictwa Gallimard (od 1938), członkiem Akademii Goncourtów (1951–1970) i dyrektorem Encyklopedii Plejady (od 1954), a ponadto członkiem Kolegium Patafizyki (1950) i jednym z założycieli eksperymentalnej grupy OuLiPo (1960, Warsztat Literatury Potencjalnej). Cykl Ćwiczenia stylistyczne (1947; wyd. pol. 2005, tłum. J. Gondowicz) i powieść Zazie w metrze (1959; wyd. pol. 2005, tłum. M. Ochab) przyniosły mu sławę. W polskim przekładzie ukazały się Pierrot mon ami (2002, tłum. A. Wasilewska), Dzieła zebrane Sally Mary (2003, tłum. J. Gondowicz, H. Igalson-Tygielska, A. Wasilewska), Sto tysięcy miliardów wierszy (2008, red. K. Bazarnik, Z. Fajfer), Psia trawka (2014, tłum. H. Igalson-Tygielska). Obszerne fragmenty kilku powieści Raymonda Queneau zostały opublikowane w monograficznym numerze „Literatury na Świecie” (6/2000).

Powiązania

Z kamienia i kości (2)

utwory / zapowiedzi książek Bérengère Cournut Hanna Igalson-Tygielska

Frag­men­ty książ­ki Z kamie­nia i kości Béren­gère Cour­nut w tłu­ma­cze­niu Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 12 wrze­śnia 2022 roku.

Więcej

Z kamienia i kości

utwory / zapowiedzi książek Bérengère Cournut Hanna Igalson-Tygielska

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Z kamie­nia i kości Béren­gère Cor­nut w tłu­ma­cze­niu Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 13 czerw­ca 2022 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy, Sroga zima oraz Biblia i inne historie

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere­’a Cal­der­sa, Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au i Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa z udzia­łem Anny Sawic­kiej, Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, Anny Wasi­lew­skiej, Anny Kału­ży i Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Wojna nie kończy się nigdy

wywiady / o książce Hanna Igalson-Tygielska Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Han­ną Igal­son-Tygiel­ską, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Nieudane samobójstwo Kaina

recenzje / ESEJE Hanna Igalson-Tygielska

Esej Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, w jej tłu­ma­cze­niu, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Sroga zima

utwory / zapowiedzi książek Hanna Igalson-Tygielska Raymond Queneau

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Sro­ga zima Ray­mon­da Queneau’a, w prze­kła­dzie Han­na Igal­son-Tygiel­ska, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Debiuty dawniej

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie z udzia­łem Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, Jerze­go Jar­nie­wi­cza, Anny Wasi­lew­skiej, Szy­mo­na Żuchow­skie­go i Ada­ma Lip­szy­ca w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Tylko „Niedziela życia”, nic innego

wywiady / o książce Raymond Queneau

Roz­mo­wa Ray­mon­da Quene­au z Ray­mon­dem Quene­au, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Nie­dzie­la życia w prze­kła­dzie Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 paź­dzier­ni­ka 2016 roku.

Więcej

Niedziela życia (2)

utwory / zapowiedzi książek Raymond Queneau

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Nie­dzie­la życia Ray­mon­da Quene­au, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Niedziela życia (1)

utwory / zapowiedzi książek Raymond Queneau

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Nie­dzie­la życia Ray­mon­da Quene­au, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Wojna nie kończy się nigdy

wywiady / o książce Hanna Igalson-Tygielska Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Han­ną Igal­son-Tygiel­ską, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Nieudane samobójstwo Kaina

recenzje / ESEJE Hanna Igalson-Tygielska

Esej Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, w jej tłu­ma­cze­niu, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Zimy i wojny

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, w tłu­ma­cze­niu Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Drobne odkrycia niosą ze sobą posmak nieskończoności

recenzje / KOMENTARZE

Komen­tarz Georges’a Pere­ca do książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au (wyda­nia z 1977 roku), któ­ra w tłu­ma­cze­niu Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Sroga zima

utwory / zapowiedzi książek Hanna Igalson-Tygielska Raymond Queneau

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Sro­ga zima Ray­mon­da Queneau’a, w prze­kła­dzie Han­na Igal­son-Tygiel­ska, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej