książki / SZKICE

Świat nie scalony

Kacper Bartczak

Fragmenty książki Kacpra Bartczaka Świat nie scalony. Estetyka, poetyka, pragmatyka, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 2 listopada 2009 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Organizmy i teksty: „kultura literacka” Richarda Rorty’ego [fragment]

Jest dla mnie ogrom­nie inte­re­su­ją­ce, że Ror­ty­ań­skie ana­li­zy pro­ce­sów twór­czych, auto­kre­acyj­nych, pre­fe­ro­wa­na przez nie­go este­ty­ka doświad­cze­nia czy­tel­ni­cze­go wywo­dzą się w linii pro­stej z jego natu­ra­li­stycz­nej kon­cep­cji orga­ni­zmu bio­lo­gicz­ne­go. Czy to w obrę­bie potrzeb naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych, czy w chwi­lach kre­atyw­ne­go prze­nie­sie­nia w nar­ra­cji Ror­ty­’e­go jeste­śmy tyl­ko, ale tak­że a ż orga­ni­zma­mi zdol­ny­mi do wewnętrz­nej relo­ka­cji zna­czeń i poglą­dów. W ese­jach wywo­dzą­cych się z ana­li­tycz­nych zaan­ga­żo­wań filo­zo­fa, jak „Bada­nie jako rekon­tek­stu­ali­za­cja” i „Fizy­ka­lizm nie­re­duk­cyj­ny”, widać wyraź­nie, że czyn­no­ści tak skom­pli­ko­wa­ne jak zmia­na poglą­dów są dla Ror­ty­’e­go wyso­ce zaawan­so­wa­ną wer­sją dzia­łań przy­sto­so­waw­czych orga­ni­zmu. Rekon­struk­cja sie­ci poglą­dów i pra­gnień, sie­ci, któ­rą jaźń u Ror­ty­’e­go po pro­stu jest, to pew­na odpo­wiedź orga­ni­zmu na zmia­nę w śro­do­wi­sku.

Dla­cze­go uwa­żam ten rys za fascy­nu­ją­cy? W deba­cie z Eco, argu­men­tu­jąc prze­ciw­ko podzia­ło­wi na rze­tel­ną inter­pre­ta­cję i na nie­god­ne tego zaszczyt­ne­go mia­na u ż y c i e tek­stu, Ror­ty pod­da­je dro­bia­zgo­wej ana­li­zie poję­cie „rze­tel­na inter­pre­ta­cja” i dowo­dzi, że jak­kol­wiek roz­bu­do­wa­na, będzie ona tyl­ko zaan­ga­żo­wa­niem dane­go tek­stu w sys­tem pytań, bolą­czek, nie­ja­sno­ści oraz, jed­nak, z a i n t e r e s o w a ń kry­ty­ka. Jeśli rze­tel­na inter­pre­ta­cja mie­ni się zdol­no­ścią do odkry­wa­nia kohe­ren­cji tek­stu, trak­to­wa­nej jako jego cecha wewnętrz­na magicz­nie mu przy­na­leż­na, to Ror­ty poka­zu­je, że spój­ność ta ma szan­sę wyło­nić się tyl­ko na sku­tek łącze­nia w całość wie­lo­ra­kich aspek­tów tek­stu, łącze­nia doko­na­ne­go przez kry­ty­ka, przy czym im bar­dziej ten kry­tyk będzie tek­stem pod­eks­cy­to­wa­ny, tym pojem­niej­sze kohe­ren­cje uda mu się z tek­stu wywieść. A zatem „spój­ność tek­stu nie jest niczym wię­cej jak fak­tem, że ktoś zna­lazł coś cie­ka­we­go do powie­dze­nia o gru­pie znacz­ków lub dźwię­ków: zna­lazł taki spo­sób opi­sa­nia tych znacz­ków i dźwię­ków, któ­ry odno­si je do innych, inte­re­su­ją­cych nas rze­czy”. Mówie­nie o odkry­wa­niu spój­no­ści tek­stu pocho­dzi z filo­zo­fii repre­zen­ta­cji. Ale Ror­ty kom­pi­lu­je Deweya, Quine­’a i David­so­na, żeby stwier­dzić, że bada­nie nie jest repre­zen­ta­cją, tyl­ko inte­rak­cją za pomo­cą sys­te­mu zna­ków z kawał­kiem świa­ta. Dla­te­go autor „Karie­ry prag­ma­ty­sty” nie chce mówić o odkry­wa­niu kohe­ren­cji tek­stu, któ­ra cze­ka, zaklę­ta w nim, na odna­le­zie­nie przez kry­ty­ka. Zamiast tego Ror­ty ma nadzie­ję, jak już widzie­li­śmy, na inten­syw­ne inte­rak­cje, któ­rych efek­ty wykro­czą poza to, o czym nie śni­ło się auto­ro­wi. Zmia­nie ule­ga­ją tu zarów­no tekst, jak i krytyk/czytelnik. Jeśli cho­dzi o ana­li­zę jakich­kol­wiek przed­mio­tów, to „nie cał­kiem je wytwa­rza­my i nie cał­kiem je znaj­du­je­my: reagu­je­my na bodź­ce, emi­tu­jąc zda­nia”.

Dla­te­go mimo iż wyda­je się, że tekst jest u Ror­ty­’e­go ska­za­ny na solip­syzm kry­ty­ka, któ­ry może do bada­nia wnieść tyl­ko zakres pro­ble­mów udo­stęp­nia­ny mu przez jego siat­kę poglą­dów, to ogra­ni­cze­nie takie jest oba­wą płon­ną, ponie­waż, jak się oka­zu­je, sieć ta jest w pew­nym zakre­sie nie­wia­do­mą dla samej sie­bie i o tym wła­śnie prze­ko­nu­je się krytyk/czytelnik w pro­ce­sie lek­tu­ry „natchnio­nej”. Inte­rak­cja z tek­stem pozwa­la siat­ce na taką reor­ga­ni­za­cję, wcze­śniej nie­moż­li­wą, któ­ra zmie­ni jej zain­te­re­so­wa­nia i hory­zont celów. Mimo że wstęp­nie nawet naj­bar­dziej rze­tel­ny i obiek­tyw­ny kry­tyk może tek­sto­wi zaofe­ro­wać jedy­nie pro­ble­ma­ty­kę wyni­ka­ją­cą z obec­ne­go sta­nu napięć w jego sie­ci, to sam pro­ces roz­mo­wy dopro­wa­dzi do prze­mia­ny tej sie­ci. Sieć posia­da poten­cjał wła­sny, któ­ry do momen­tu lek­tu­ry pozo­sta­je przed nią ukry­ty. Tutaj może­my też zwró­cić uwa­gę na fakt, iż nie dla wszyst­kich kry­ty­ków moż­li­we będzie tego typu inten­syw­ne trans­for­ma­cyj­ne spo­tka­nie z każ­dym tek­stem. Musi ist­nieć jakaś podat­ność dane­go sie­cio­we­go splo­tu poglą­dów i potrzeb, któ­ra nie jest w cało­ści dostęp­na i zro­zu­mia­ła dla samej sieci/jaźni. Nie wie­my, i do koń­ca nie jeste­śmy w sta­nie prze­wi­dzieć, kie­dy, przy jakich lek­tu­rach, poja­wi się owa iskra, o któ­rą cho­dzi w czy­ta­niu nie­me­to­dycz­nym. Sieć ma swój śle­py obszar, swo­ją nie­moż­ność, któ­ra przy pew­nych spo­tka­niach sta­je się wła­śnie m o ż n o ś c i ą. Tę cechę mia­łem na myśli, kie­dy pisa­łem wcze­śniej, że zmia­na pozio­ma – przy­naj­mniej w swo­jej naj­bar­dziej inten­syw­nej wer­sji – nie jest dostęp­na sieci/jaźni wszę­dzie i zawsze. Cho­ciaż przy­zna­ję, że są u Ror­ty­’e­go frag­men­ty suge­ru­ją­ce, że „każ­dy może zawsze z każ­dym” i to na całe­go, to szer­sza lek­tu­ra jego pism prze­ko­nu­je mnie, że taki pogląd z nich nie wypły­wa.

Narze­ka się czę­sto na brak cie­nia pod­nio­sło­ści u Ror­ty­’e­go. Jego kry­ty­cy nie zno­szą jego defla­cyj­ne­go sty­lu. Ja uwa­żam, że ten spo­sób pisa­nia to maska skry­wa­ją­ca głę­bo­ką miłość żywio­ną dla świa­ta peł­ne­go róż­no­rod­no­ści. Jest to rze­czy­wi­stość roz­po­zna­na na modłę Dar­wi­now­ską, gdzie gra przy­pad­ku pro­wa­dzi do efek­tów nazy­wa­nych przez nas – ludzi – pięk­nem. Ror­ty demi­sty­fi­ku­je świat po to, by pozwo­lić sobie na zdzi­wie­nie, któ­re będzie uczci­we, tzn. natu­ra­li­stycz­nie roz­po­zna­ne, nie­ucie­ka­ją­ce się do słow­ni­ków magicz­nych. Jego świat nie jest wypra­ny z nie­sa­mo­wi­to­ści. Nie­zwy­kła jest tu wła­śnie nie­wy­czer­pal­na zdol­ność orga­ni­zmów do wewnętrz­ne­go „prze­szy­cia” (rewe­aving) swo­jej wła­snej sie­ci, do gene­ro­wa­nia z sie­bie wcze­śniej nie­zau­wa­żal­nych ener­gii. Ror­ty pisze, że „wyobraź­nia nie jest cechą wyłącz­nie ludz­ką. Jest to umie­jęt­ność pro­po­no­wa­nia spo­łecz­nie uży­tecz­nych nowo­ści. To jest umie­jęt­ność, któ­rą New­ton dzie­li ze żwa­wy­mi i pomy­sło­wy­mi bobra­mi”. Jeśli ktoś obra­ża się na takie dic­tum, to według Ror­ty­’e­go nie do koń­ca rozu­mie impli­ka­cje pły­ną­ce z teo­rii ewo­lu­cji. Oczy­wi­ście są pozio­my skom­pli­ko­wa­nia orga­ni­zmu, i oczy­wi­ście w tym samym aka­pi­cie, w któ­rym pada zesta­wie­nie New­to­na z bobra­mi, Ror­ty spie­szy z przy­po­mnie­niem o zaawan­so­wa­nych for­mach wyobraź­ni języ­ko­wej, któ­ry­mi zwie­rzę­ta już nie dys­po­nu­ją. Ale nie o odróż­nie­nie nas od zwie­rząt tu cho­dzi, tyl­ko o szan­sę na nie­me­ta­fi­zycz­ne, nie­re­li­gij­ne zaak­cep­to­wa­nie świa­ta.

Ror­ty­’e­go widzę jako myśli­cie­la hero­icz­ne­go. Z jed­nej stro­ny, odma­wia sobie pra­wa do złu­dzeń na temat pocho­dze­nia czło­wie­ka i jego kon­dy­cyj­no­ści, szcze­gól­nie jeśli z róż­nych przy­czyn nie jest mu dostęp­ny ani argu­ment reli­gij­ny, ani reli­gij­na pocie­cha. Z dru­giej stro­ny, poka­zu­je, jak taki czło­wiek nie musi ugi­nać się pod cię­ża­rem cze­goś, co na przy­kład Cze­sław Miłosz nazy­wał „świa­to­po­glą­dem nauko­wym”. świa­to­po­gląd nauko­wy może prze­ra­żać tyl­ko, jeśli o nauce myśli się na spo­sób pozy­ty­wi­stycz­ny, jako super­ję­zyk zmie­rza­ją­cy ku „teo­rii wszyst­kie­go”, któ­ra kie­dyś odpo­wie na każ­de pyta­nie i roz­wią­że każ­dy pro­blem. Dla Ror­ty­’e­go nie ma nic bar­dziej błęd­ne­go. Dla nie­go nauka, jak rów­nież sztu­ka i lite­ra­tu­ra są wykwi­ta­mi wyobraź­ni, któ­re będą ewo­lu­owa­ły w rytm zmien­nych i nie­da­ją­cych się prze­wi­dzieć praw, w nie­skoń­czo­ność. Ewo­lu­cja to swo­bod­na twór­czość roz­cią­gnię­ta w cza­sie i nie­po­zwa­la­ją­ca do koń­ca okre­ślić się i prze­wi­dzieć. Rację mają ci, któ­rzy piszą o roman­ty­zmie Ror­ty­’e­go.

Dzie­ła sztu­ki są wytwo­ra­mi rów­nie natu­ra­li­stycz­ny­mi i nie dają nam się zoba­czyć jako coś wię­cej niż efek­ty zaan­ga­żo­wa­nia orga­ni­zmu w pro­ce­sy życio­we. Loli­ta, Por­tret damy, W poszu­ki­wa­niu utra­co­ne­go cza­su takie wła­śnie są. Nie sta­no­wią one w y p r o w a d z e n i a z naszej zwie­rzę­co­ści. Sta­no­wią one jej wer­sję i jed­no­cze­śnie mani­fest nie­za­leż­no­ści i samo­wy­star­czal­no­ści w warun­kach nasze­go osa­mot­nie­nia. Jeśli Ror­ty twier­dzi, że opi­sy­wa­ne przez Nabo­ko­va dozna­nie dresz­czy roz­ko­szy na sku­tek kon­tak­tu ze sztu­ką jest naj­wyż­szą funk­cją orga­ni­zmu, to impli­ku­je, że naj­wyż­sze ludz­kie odczu­cia są for­mą ewo­lu­cyj­ną, orga­nicz­ną. Szer­sza kon­se­kwen­cja zaś jest taka, że do unie­sień napraw­dę potęż­nych, że do pięk­na, któ­re ura­sta do cze­goś wznio­słe­go, nie jest potrzeb­ne poję­cie rze­czy­wi­sto­ści poza­ludz­kiej. Jeśli masz kło­pot z wia­rą w Boga, mówi Ror­ty, to nie zna­czy, że zamknię­te są przed tobą dozna­nia trans­for­ma­cyj­ne o wiel­kiej mocy. Może się oka­zać, że two­ja bio­lo­gicz­ność wystar­czy. Może się oka­zać, że wie­ki meta­fi­zycz­nej kul­tu­ry Zacho­du nigdy nie odkry­ły zna­cze­nia bio­lo­gi­zmu. Fizjo­lo­gicz­ny dreszcz roz­ko­szy odczu­wa­ny przy kon­tak­cie z dzie­łem sztu­ki to mani­fest kogoś, kto prze­kra­cza brak złu­dzeń ku zna­le­zio­nej w sobie zdol­no­ści do zachwy­tu, kogoś, kto twier­dzi, że ludzie w swo­jej meta­fi­zycz­nej samot­no­ści są o wie­le cie­kaw­si niż demiur­gicz­ne bia­łe wie­lo­ry­by.


Poetyka totalna Johna Ashbery’ego [fragment]

War­to tu zauwa­żyć, że zabrnę­li­śmy w teren, na któ­rym uwa­gi czy­sto este­tycz­ne są po pro­stu inną stro­ną uwag o cha­rak­te­rze kogni­tyw­nym. U Ash­be­ry­’e­go czy­sta este­ty­ka pro­wa­dzi cią­gły flirt ze świa­tem idei. Jest on oczy­wi­ście poetą Keat­sow­kiej „zdol­no­ści nega­tyw­nej” (nega­ti­ve capa­bi­li­ty), któ­rą postrze­ga jako głów­ny wyznacz­nik tra­dy­cji Emer­so­now­skiej. W prze­pięk­nym ese­ju o mala­rzu Fair­fiel­dzie Por­te­rze poeta pisze o „wspa­nia­łych ama­to­rach” uosa­bia­ją­cych ame­ry­kań­ski geniusz: Emer­so­nie, Tho­re­au, Ste­ven­sie, Dic­kin­son, Moore. Ama­to­rzy ci (w ory­gi­na­le Ash­be­ry uży­wa sfor­mu­ło­wa­nia bril­liant know-nothings) to umy­sły, któ­re mają odwa­gę pod­cho­dzić do świa­ta bez tar­czy pew­no­ści ofe­ro­wa­nej przez wie­dzę. Oczy­wi­ście sam Ash­be­ry nale­ży do tego gro­na i w jego przy­pad­ku jest to posta­wa, któ­ra chce przy­jąć w sie­bie całość prze­pły­wu doświad­cze­nia, ze wszyst­ki­mi jego aspek­ta­mi, bez uprzed­nich segre­ga­cji na to, co „real­ne”, i to, co wzię­te ze snu, na fak­ty i ich nega­tyw (the road not taken Fro­sta zosta­je tu zacho­wa­na jako tor rów­no­le­gły do rze­czy­wi­sto­ści), na nie­skład­ny prze­pływ myśli i tzw. idee. świat, pod­po­wia­da nam poeta, nie dzie­li się w spo­sób pro­sty na takie cał­ko­wi­cie osob­ne stre­fy doświad­cze­nia, ponie­waż nasza wie­dza jest tyl­ko pro­wi­zo­rycz­na i tak napraw­dę nie posia­da­my narzę­dzi, któ­re były­by w sta­nie wyty­czyć wyraź­ne gra­ni­ce mię­dzy nimi.

Powra­ca­ją­cą u Ash­be­ry­’e­go meta­fo­rą takiej szczo­dro­ści wobec doświad­cze­nia jest meta­fo­ra hote­lu. Jeden z jego naj­bar­dziej wymy­ka­ją­cych się defi­ni­cji tomów nosi tytuł Hotel Lau­tréa­mont. Hotel jest budyn­kiem, w któ­rym miesz­ka wie­lu gości, sły­chać wie­le gło­sów (na przy­kład gło­sy poetów wypchnię­tych na mar­gi­nes głów­nych tra­dy­cji arty­stycz­nych, jak sam Isi­do­re Ducas­se, samo­zwań­czy hra­bia Lau­tréa­mont, poeta prze­klę­ty, któ­ry zmarł zresz­tą w poko­ju hote­lo­wym). W miej­scu tym jest wie­le zaka­mar­ków, wie­le poko­jów. Wiersz nie jest żad­nym z nich kon­kret­nie: jest tyl­ko hipo­te­zą ich przy­le­gań, przej­ściem mię­dzy pomiesz­cze­nia­mi, o któ­re­go moż­li­wość nie pyta­my, a któ­rym idąc, dzi­wi­my się fan­ta­stycz­ne­mu, niczym nie­uspra­wie­dli­wio­ne­mu współ­ist­nie­niu uka­zu­ją­cych się nam wnętrz. Trop hote­lu Ash­be­ry mógł zaczerp­nąć z Rim­bau­dow­skie­go „Splen­di­de-Hôtel” wznie­sio­ne­go „w cha­osie lodu i polar­nej nocy” w Ilu­mi­na­cjach oraz od Jose­pha Cor­nel­la, jed­ne­go ze swo­ich ulu­bio­nych arty­stów, twór­cy kola­ży skom­po­no­wa­nych z naj­roz­ma­it­szych ścin­ków i bibe­lo­tów – map nie­ba, foto­sów gwiazd kina nie­me­go, figu­rek pta­ków, lalek, kor­ków, guzi­ków, skraw­ków zadru­ko­wa­ne­go papie­ru, opa­ko­wań po cze­ko­lad­kach, ety­kiet z nazwa­mi hote­li, fio­lek z nie­zba­da­ną zawar­to­ścią – połą­czo­nych w zaska­ku­ją­ce kon­ste­la­cje wewnątrz drew­nia­nych gablo­tek. Zamknię­te za szkłem przed­mio­ty zaczy­na­ją żyć pochwy­co­ne w sieć powią­zań, któ­re dostar­cza­ją nam o nich infor­ma­cji nie­ocze­ki­wa­nych, zupeł­nie nie­wy­ni­ka­ją­cych z ich tzw. n a t u r y. Przed­mio­ty nie mają jed­nej natu­ry, lecz wie­le moż­li­wych quasi-natur, akty­wo­wa­nych gestem usta­wie­nia ich obok innych rze­czy. Liczy się wła­śnie przy­pad­ko­wość i nie­praw­do­po­do­bień­stwo ich zesta­wie­nia. Liczą się przej­ścia mię­dzy nimi.

W tak sze­ro­ko zarzu­co­nej sie­ci może się zda­rzyć bar­dzo wie­le: od szu­mu po frag­men­ty naj­wyż­szej este­tycz­nej pró­by, od bana­łu po myśl fascy­nu­ją­cą. Poezja wzo­ro­wa­na na takiej sztu­ce nic nie mówi, nicze­go nie wyja­śnia – ona umoż­li­wia. We wspo­mnia­nym wyżej ese­ju o Por­te­rze Ash­be­ry pisał: „[jego obra­zy] są czę­ścią kla­sycz­nej ame­ry­kań­skiej tra­dy­cji inte­lek­tu­al­nej […], ponie­waż nie zawie­ra­ją w sobie żad­nych idei, tzn. żad­nych idei, któ­re moż­na by oddzie­lić od całej resz­ty. One s ą ide­ami, lub świa­do­mo­ścią, lub świa­tłem. Idee ota­cza­ją je, lecz nie są w sta­nie prze­ci­snąć się do same­go bytu sztu­ki”. Sztu­ka, poezja nie są prze­ci­wień­stwem świa­ta myśli kogni­tyw­nej, tyl­ko jego zaczy­nem. Sztucz­ne wytwo­ry poezji są tu czymś natu­ral­niej­szym od zwy­kłe­go porząd­ku myśli. Pod, a może przed naszy­mi myśla­mi pul­su­je bowiem inna prze­strzeń, mie­nią­ca się moż­li­wo­ścia­mi sieć rela­cyj­na, z któ­rej idee i myśli wyła­nia­ją się w spo­sób nie­re­gu­lar­ny, nie­cią­gły, nie­opi­sy­wal­ny, a któ­ra da się obser­wo­wać tyl­ko w arte­fak­cie wier­sza. Ash­be­ry wie­lo­krot­nie pisał w wier­szach i mówił w wywia­dach, że naj­lep­sze idee przy­cho­dzą nie­ocze­ki­wa­nie, w spo­sób nie­wy­mu­szo­ny, jak zbłą­ka­ne koty w wier­szu „A Call for Papers” z Hotel Lau­tréa­mont, lub są jak żony, do któ­rych wiersz wra­ca po zaspo­ko­je­niu – lub nie – innych żądz, jak w wier­szu „Czym jest poezja” z House­bo­at Days. W ten spo­sób idee są czę­ścią więk­sze­go życia umy­słu, a wiersz jest pró­bą obję­cia róż­nych pozio­mów życia. Wiersz jest jak kory­tarz hote­lo­wy z meta­fo­ry, któ­rą Wil­liam James posłu­żył się, gdy mówił, że chce takie­go myśle­nia, któ­re będzie przede wszyst­kim meto­dą poru­sza­nia się mię­dzy róż­ny­mi sek­cja­mi nasze­go doświad­cze­nia.

W tym sen­sie James anty­cy­pu­je wie­lo­po­zio­mo­wą, racjo­nal­nie nie­uspra­wie­dli­wio­ną, „pla­stycz­ną” i „wie­lo­ścio­wą” jaźń poezji Ash­be­ry­’e­go. Wiersz Ash­be­row­ski nie rezy­gnu­je z idei spój­no­ści, a więc z idei jakie­goś „ja”, lecz wyco­fu­je ją na dystans, z któ­re­go idea ta sta­je się tajem­ni­cą. Jego poezja to cią­gła gra mię­dzy bez­po­śred­nio­ścią świa­ta, będą­ce­go tu, w swo­jej zwy­kło­ści nie­wy­ja­śnio­nej, więc pięk­nej, a hipo­te­zą porząd­ku wyja­śnia­ją­ce­go. „Dwie Sce­ny”, genial­ny kolaż otwie­ra­ją­cy debiu­tanc­ki tom poety, zawie­ra się mię­dzy nie­scep­tycz­ną pró­bą czy­ta­nia świa­ta z jego powierzch­ni, wyra­żo­ną w pierw­szej linij­ce – „Widzi­my nas tak, jak zacho­wu­je­my się napraw­dę” – a tajem­ni­cą hipo­te­zy wyż­szej cało­ści, któ­ra zamy­ka wiersz: „Wie­czo­rem / Wszyst­ko ma jakiś plan, trze­ba tyl­ko wie­dzieć jaki”. W póź­niej­szych tomach hipo­te­za cało­ści wyda­je się czymś jesz­cze bar­dziej odle­głym, a Ash­be­row­ski kolaż coraz bar­dziej eks­po­nu­je zasa­dę przy­pad­ko­wo­ści zesta­wie­nia. W utwo­rze „Revi­sio­nist Horn Con­cer­to”, znów z tomu Hotel Lau­tréa­mont, Ash­be­ry pisze, wycho­dząc z oko­lic Cor­nel­low­skich:

                          Guzi­ki, sznur­ki, kłęb­ki puchu
Wszyst­ko tam jest, słow­nik prze­miesz­czo­nych obra­zów,
więc jeśli prze­kaz nie spro­wa­dza się do nicze­go kon­kret­ne­go,
to czy­ja to wina? Wyobra­żam sobie popraw­nie sfor­mu­ło­wa­ną odpo­wiedź,
ale ona nie dzia­ła, nie ma pyta­nia
któ­re kry­je się w tych boga­tych splo­tach. Nie­wie­le
o nich wia­do­mo, nic o ich rodzin­nych domach,
pocho­dze­niu, itd. Napraw­dę nic prócz mistrzo­stwa
w radze­niu sobie z ciszą.

W pew­nym momen­cie w twór­czo­ści nowo­jor­czy­ka coś, co było tro­pem nie­po­zna­wal­nej, solip­sy­stycz­nej jaź­ni głę­bo­kiej, zosta­je prze­nie­sio­ne na powierzch­nię – powierzch­nię języ­ka, powierzch­nię przed­mio­tów, a tajem­ni­czość tego scep­tycz­ne­go, nie­po­zna­wal­ne­go „ja” roz­le­wa się teraz po powierzch­ni świa­ta. Po przy­pa­da­ją­cym na koniec „Auto­por­tre­tu w wypu­kłym lustrze” poje­dyn­ku z solip­sy­zmem – repre­zen­to­wa­nym przez Par­mi­gia­ni­na wła­da­ją­ce­go z cen­tral­nej pozy­cji ide­al­nie kohe­rent­ną, zawie­si­stą aż po zatrzy­ma­nie upły­wu cza­su prze­strze­nią, któ­rą zakrzy­wia i zamy­ka w sobie nie­po­zna­ne, gra­wi­ta­cyj­ne jądro wewnętrz­nej wizji arty­sty – Ash­be­ry zysku­je w następ­nych tomach więk­szą bez­po­śred­niość doświad­cze­nia języ­ko­we­go, a zatem mię­dzy­ludz­kie­go, korzy­sta­jąc coraz czę­ściej z polu­zo­wa­nych struk­tur kon­wer­sa­cyj­nych i łatwiej radząc sobie z powierzch­nią przed­mio­tów, któ­ra wcze­śniej, w The Double Dre­am of Spring, dana była tyl­ko pod warun­kiem „trud­nej widzial­no­ści”. Bez­po­śred­niość ta kreu­je coś, co Stan­ley Cavell nazwał „sur­re­ali­zmem zwy­kło­ści”. Poeta akcep­tu­je świat i innych ludzi w ruchu anty­scep­tycz­nym, na mocy samej decy­zji, rezy­gnu­jąc z pew­no­ści pły­ną­cej z pene­tra­cji świa­ta wie­dzą o nim, i uzy­sku­je bli­skość – do świa­ta i do innych – w któ­rej zwy­kłość jest szo­ku­ją­cym odkry­ciem. Jest to poziom wznio­sło­ści nie-Kan­tow­skiej, na któ­rym poezja odda­je świat docze­sny, nama­cal­ny, któ­re­go bli­skość nie jest oku­pio­na kosz­tow­nym warun­kiem ist­nie­nia nie­do­stęp­nej „rze­czy samej w sobie”, i przy­wra­ca nam zdol­ność doświad­cza­nia jego cudow­no­ści. W wier­szu „Ghost Riders of the Moon” z tomu And the Stars Were Shi­ning (1994) poeta koń­czy obser­wa­cję życia przed­mio­tów, odczu­wa­jąc „nie­po­wta­rzal­ny efekt rze­czy / będą­cych sobą, czy­li cał­kiem sza­lo­nych // bez prze­pro­sin pod adre­sem świa­ta”.

Dla Ash­be­ry­’e­go jest to jed­no z pod­sta­wo­wych zadań sztu­ki. Jego recen­zje malar­stwa, pisa­ne przez wie­le lat dla pary­skie­go wyda­nia „Herald Tri­bu­ne”, „Art News”, „New­swe­eka”, sta­wia­ją go w sze­re­gu „genial­nych ama­to­rów”, odsła­nia­jąc w nim kogoś, dla kogo dozna­nie este­tycz­ne jest natu­ral­ną czę­ścią odczu­wa­nia świa­ta. Ash­be­ry pisze o sztu­ce w spo­sób nie­wy­mu­szo­ny, instynk­tow­ny, z łatwo­ścią uka­zu­jąc, jak nawet naj­bar­dziej awan­gar­do­wa sztu­ka, jeśli jest war­ta tego mia­na, prze­ka­zu­je coś, co leży u źró­deł naszej zwy­kłej nie­zwy­kło­ści. Cha­rak­te­ry­stycz­ne jest tu upodo­ba­nie Ash­be­ry­’e­go do arty­stów i poetów naiw­nych, będą­cych w sta­nie pochwy­cić efe­me­rycz­ną oczy­wi­stość rze­czy. Jakość tę Ash­be­ry odnaj­du­je u Eli­za­beth Bishop, Cla­re­’a, Joh­na Whe­elw­ri­gh­ta, Davi­da Shu­ber­ta w takim samym stop­niu jak u wspo­mnia­nych już Cor­nel­la i Por­te­ra. Mrocz­ne, per­wer­syj­ne habi­ta­ty Cor­nel­la, w któ­rych arty­sta pozwa­la nam pod­glą­dać życie rze­czy w ich sple­ce­niu z życiem naszych marzeń, mają według Ash­be­ry­’e­go zdol­ność przy­wra­ca­nia nam dzie­cię­cej świe­żo­ści patrze­nia na świat. Takich jako­ści poszu­ki­wał Cor­nell, kie­dy zafa­scy­no­wa­ny twa­rzą aktor­ki Hedy Lamarr napi­sał, że pre­zen­tu­je ona spoj­rze­nie, któ­re „zna­ła jako dziec­ko”. Wypo­wiedź ta, nie do koń­ca zro­zu­mia­ła, ilu­stru­je pięk­no „logi­ki dziw­ne­go usta­wie­nia”, któ­re­go Ash­be­ry poszu­ku­je od swo­je­go pierw­sze­go tomu. Sam poeta pisał o kom­po­zy­cjach Cor­nel­la, że pozwa­la­ją mu one dostą­pić czy­sto­ści wizji dziec­ka.


Awangarda, czyli szansa organizmu mówiącego wobec doświadczenia historii: Białoszewski, Stein, (Davidson) [fragment]

[…] Ale co to wła­ści­wie zna­czy, że sło­wa „nie mogą” wcho­dzić ze sobą w jakieś związ­ki? Język nie jest sys­te­mem zasad popraw­no­ścio­wych, nie nale­ży do słow­ni­ków ani do języ­ko­znaw­ców. W cyto­wa­nym frag­men­cie bom­bow­ce „kuca­ją”, ponie­waż w rze­czy­wi­sto­ści naj­praw­do­po­dob­niej „kuca­ją” lub kulą się w sobie, a może pada­ją przed sie­bie na brzuch ludzie pra­gną­cy chro­nić cia­ła przed poci­ska­mi, cegła­mi i gru­zem. Sfe­ra ele­men­tar­ne­go prze­ży­cia jest sfe­rą prze­ni­ka­nia się wie­lu pozio­mów i wie­lu funk­cji orga­ni­zmu. Język czy­ta oto­cze­nie tak samo nie­pew­nie i z takim mar­gi­ne­sem błę­du i nie­pew­no­ści, jaki wpi­sa­ny jest w samą sytu­ację. Mecha­ni­zmy meta­fo­ry­za­cji i ana­lo­gii dzia­ła­ją w przy­śpie­sze­niu, bez wery­fi­ka­cji, zbli­ża­jąc do sie­bie róż­no­rod­ne skład­ni­ki sytu­acji inten­syw­niej niż nor­mal­nie. Cho­dzi tu o zasad­ni­czą nie­pew­ność bycia i o to, że język sta­je się nie tyl­ko narzę­dziem, ale wręcz narzą­dem, mac­ką, bie­gną­cy­mi noga­mi, gło­wą zasła­nia­ną przed cegła­mi przy pomo­cy koł­nie­rza, wycią­gnię­tą przed sie­bie na oślep ręką. Język jest śle­py, ruchli­wy, nie­sta­bil­ny, musi dzia­łać bez nor­mal­nych pro­ce­dur wery­fi­ka­cyj­nych, jego sku­tecz­ność bie­rze się teraz ze swej zdol­no­ści do błą­dze­nia. Inte­li­gen­cja języ­ka pomie­sza­na jest z jego wła­sną iner­cją, a uro­da – z brzy­do­tą. Życie język dzie­je się na jego gra­ni­cy, bo zda­nia w takim frag­men­cie są na gra­ni­cy sen­sow­no­ści i prze­ka­zy­wal­no­ści komu­ni­ka­tu. A jed­no­cze­śnie, i to jest naj­więk­sza zagad­ka, frag­ment dzia­ła, robi swo­je, urwa­ne zda­nia prze­ka­zu­ją komu­ni­kat tak sku­tecz­nie, jak rzad­ko któ­re. „Bom­bow­ce kuca­ją” oka­zu­je się nie tyle błę­dem, co pogłę­bie­niem opi­su. W prze­dziw­ny spo­sób zaczy­na­my ten frag­ment nie tyl­ko rozu­mieć, ale odczu­wać na wła­snej skó­rze. Nie­cią­gło­ści i odej­ścia od zasad popraw­no­ścio­wych są cel­ne i umoż­li­wia­ją prze­kaz.

Zada­niem frag­men­tów takich jak ten z „kuca­ją­cy­mi bom­bow­ca­mi” nie jest zawie­sze­nie ani spro­ble­ma­ty­zo­wa­nie refe­ren­cji języ­ko­wej. Prze­ciw­nie, frag­men­ty te są pew­ną pró­bą u s t a n o w i e n i a refe­ren­cji, odna­le­zie­nia jej, ponow­ne­go jej usta­bi­li­zo­wa­nia. Z tym, że tutaj r e f e r e n c j a, czy­li odno­sze­nie się języ­ka do ele­men­tów świa­ta, nie jest two­rem teo­re­tycz­nym ani pro­ble­mem filo­zo­ficz­nym, tyl­ko funk­cyj­no­ścią orga­ni­zmu dążą­ce­go do zacho­wa­nia życia. Owa refe­ren­cyj­ność jest czymś pożą­da­nym w świe­cie, w któ­rym to, co poza­ludz­kie – gra­wi­ta­cja, wła­sno­ści fizycz­ne przed­mio­tów, cha­os – sta­je się śmier­tel­nie nie­bez­piecz­ne. Refe­ren­cyj­ność sta­je się więc celem mini­mum, nie­pew­nym chwi­lo­wym osią­gnię­ciem, szan­są na oddech, na kolej­ny wybór dro­gi uciecz­ki. Ten, kto tu mówi, o r g a n i z m m ó w i ą c y, nie roz­wa­ża też kwe­stii sta­bil­no­ści uzy­ska­nych punk­tów odnie­sie­nia. Wszyst­kie odno­śni­ki zosta­ną za chwi­lę znie­sio­ne i robo­ta zacznie się na nowo. Ani refe­ren­cja nie jest pro­ble­mem, ani jej ten­den­cja do zasty­ga­nia i kost­nie­nia. Przy­naj­mniej nie tutaj. Wła­ści­wie może­my sobie z refe­ren­cją dać spo­kój i poszu­kać inne­go rodza­ju mówie­nia. Mów­my raczej o n a w i g a c j i języ­ko­wo-cie­le­snej, o ruchu bycia wbrew przy­god­no­ści, takim ruchu, któ­ry pozwo­li się wyło­nić nie tyl­ko świa­tu, sta­bil­ne­mu sys­te­mo­wi odnie­sie­nia, ale przede wszyst­kim temu cze­muś, co może mówić – pod­mio­to­wi. Bo prze­cież o pod­miot tak­że cho­dzi w cyto­wa­nym frag­men­cie. O pod­miot, któ­ry gubi się i w języ­ku, i w cało­ścio­wo rozu­mia­nej sytu­acji: „My też. My to ja. Z dru­gim. Ja też. My. We dwóch. Tu. Tyl­ko”. Jak­że umow­ne jest „ja”, jak łatwo wcho­dzi w nie­ocze­ki­wa­ne zespo­ło­wo­ści. Czy w tym frag­men­cie nie ma cze­goś z rybiej ławi­co­wo­ści, z zagad­ko­wej prze­wod­no­ści sygna­łu sytu­acyj­ne­go, któ­ry dzia­ła jed­no­cze­śnie na całą gru­pę? Kon­tu­ry się zacie­ra­ją; czło­wiek to orga­nizm; orga­ni­zmy mają swo­je stad­no­ści; czło­wiek jest oczy­wi­ście bytem poje­dyn­czym, któ­re­go pod­sta­wo­wą gra­ni­cę wyzna­cza jego skó­ra, ale cza­sem ta poje­dyn­czość zani­ka albo wcho­dzi w inne rela­cje z wie­lo­ścią, a skó­ra robi się o wie­le bar­dziej kon­duk­cyj­na.

Dobrze, powie ktoś, takie wpi­sa­nie cha­osu w tekst dzia­ła i zawie­sza funk­cje refe­ren­cyj­ne, a więc przed­sta­wie­nio­we, ale tyl­ko na bar­dzo ele­men­tar­nym, pry­mi­tyw­nym wręcz pozio­mie, gdzie na plan pierw­szy wysu­wa­ją się instynk­ty nie­zło­żo­ne. Jeśli chcesz nam powie­dzieć, że este­ty­ka jest nie­od­dziel­na od bar­dzo pod­sta­wo­wych instynk­tów, to czy nie będzie to bar­dzo pod­sta­wo­wa este­ty­ka? Czy ta holi­stycz­na sfe­ra, któ­rą sta­rasz się tu zasu­ge­ro­wać, w obrę­bie któ­rej cia­ło, dzia­ła­ją­ce na nie bodź­ce fizycz­ne oraz język są tyl­ko zmien­ny­mi aspek­ta­mi opi­su, alter­na­tyw­ny­mi podej­ścia­mi do spra­wy, nie jest obec­na tyl­ko gdzieś bli­sko przy zie­mi, na począt­ku pro­ce­su, gdzie cho­dzi wła­śnie o pry­mi­tyw­ne być albo nie być? A dalej, w cza­sach poko­ju, pew­ne rodza­je bycia i dzia­ła­nia mogą się spo­koj­nie rozejść i roz­dzie­lić na te, powiedz­my, niż­sze języ­ki empi­rycz­ne, zwy­czaj­ne, oraz na języ­ki, czy też dzia­ła­nia, zupeł­nie nie­in­stru­men­tal­ne, nie­za­leż­ne od cia­ła, wol­ne od wszel­kiej funk­cyj­no­ści, wio­dą­ce nas trium­fal­nie ku nie­za­leż­nej sfe­rze este­tycz­nej, ku kul­tu­rze wyż­szej? Przyj­rzyj­my się zatem kolej­ne­mu frag­men­to­wi, w któ­rym podob­na dyna­mi­ka dzia­ła na zupeł­nie innym pozio­mie:

Leci­my. Gdzieś za Orlą pali się cały dom po lewej stro­nie. Wła­ści­wie dopa­la się. Stro­pów już pra­wie nie ma. Ani ścian. Tyl­ko wiel­kie ogni­sko na jakie trzy pię­tra. Znów szu­mią bel­ki, obry­wa­ją się. Gorą­co. To chy­ba Urząd Miar i Wag. Noc. Tu ciszej. A może w ogó­le atak zaczął przy­ci­chać? Jeste­śmy nie jed­ni w bie­gu. Cały potok na Sta­rów­kę […] W dzie­dziń­ce – na tyły – Resur­sy, czy­li Rotun­dy, daw­ne­go Mini­ste­rium Finan­sów i pała­cu Lesz­czyń­skich. Luź­niej, mniej cia­sno. Od pla­cu Ban­ko­we­go poje­dyn­cze huki. I znów gzym­sy. Tyl­ko mniej sza­re. A żół­te. To zna­czy w tym świ­cie (led­wie świ­cie) takie, jak­by pod śnie­dzią. To tu może te gołę­bie. Się zry­wa­ły. Albo też tyl­ko te gzym­sy. Na innej zasa­dzie. Bo z anie­li­ca­mi Coraz­zie­go. W gir­lan­dach. Tym­pa­no­ny. Wylot na Lesz­no. Tu nagle na pew­no świ­ta… Wla­tu­je­my mię­dzy bary­ka­dy Lesz­na. W Prze­jazd. Tam kawa­łek. I skręt w lewo. Przez bary­ka­dę. Dłu­ga. Pohu­ki­wa­nia. Na lek­kim skrę­cie Dłu­giej po lewej pałac Pod Czte­re­ma Wia­tra­mi. Pali się calut­ki. Już się koń­czy. Wyje ogień w ofi­cy­nach, we fron­cie. Szu­mią, spa­da­ją bel­ki. Tym­pa­non z pła­sko­rzeź­ba­mi jesz­cze jest. Miga­ją meda­lio­ny. Bra­my dzie­dziń­ca z kucia­mi. I te Czte­ry Wia­try. Na fila­rach bra­my. Mają zło­co­ne skrzy­dła. Igra­ją, świe­cą. Jesz­cze bar­dziej roz­tań­czo­ne niż zwy­kle. Leci­my dalej.

Ten prze­bieg, z pozo­ru roz­dy­go­ta­ny, prze­ta­so­wa­ny, nie­spój­ny, jest kunsz­tow­ną i mister­ną pra­cą wyko­ny­wa­ną przez archi­tek­tu­rę pamię­ci i sko­ja­rzeń, przez apa­ra­tu­rę, któ­rej ope­ra­cje są z grun­tu este­tycz­ne. Cho­dzi nie tyl­ko o przy­po­mi­na­nie sobie i sztu­ko­wa­nie pamię­ci, ale rów­nież wyko­rzy­sty­wa­nie jej luk. Pamię­ta­my to, co jeste­śmy w sta­nie sobie wyobra­zić, a wyobraź­nia dzia­ła jak sko­ja­rze­nio­wy ciąg, jak kom­po­zy­cja. Zaczy­na się znów od dziw­ne­go zło­że­nia: „szu­mią bel­ki”. Oczy­wi­ście bel­ki w pol­sz­czyź­nie nie szu­mią, nawet jeśli są z drew­na i palą się. Szu­mieć może wiatr, drze­wa. Wiatr może rów­nież huczeć, tak jak ogień. Szu­mieć nato­miast mogą skrzy­dła, na przy­kład skrzy­dła gołę­bi, któ­rych fak­tycz­nie w odtwa­rza­nym momen­cie praw­do­po­dob­nie nie było, a ich wspo­mnie­nie, lub samo doszu­ki­wa­nie się obec­no­ści gołę­bi, zosta­je prze­nie­sio­ne z frag­men­tu wcze­śniej­sze­go o kil­ka stron. Wyj­ścio­we zwich­nię­cie związ­ku wyra­zo­we­go otwie­ra zatem ciąg aso­cja­cji dźwię­ko­wych (szum belek, szum skrzy­deł, szum wia­tru, huk, lub szum ognia), któ­ry prze­bie­ga cały dłu­gi aka­pit i zszy­wa pan­de­mo­nium znisz­cze­nia jed­ną nicią, odtwa­rza­jąc huk palą­cych się budyn­ków, przy jed­no­cze­snym oży­wie­niu ele­men­tów archi­tek­tu­ry – „na innej zasa­dzie”. Jakiej? Na zasa­dzie stru­mie­nio­we­go mie­sza­nia porząd­ku fizycz­ne­go z porząd­kiem aso­cja­cji i wyobraź­ni. Uskrzy­dlo­ne posta­cie kobie­ce z zapro­jek­to­wa­ne­go przez Anto­nia Coraz­zie­go budyn­ku Pała­cu Lesz­czyń­skich zosta­ją zawie­szo­ne nad pło­mie­nia­mi, w powie­trzu, ponad walą­cy­mi się kla­sy­cy­stycz­ny­mi gzym­sa­mi budyn­ków. To one, „anie­li­ce”, „zry­wa­ją się” do lotu, a nie gołę­bie, któ­rych wcze­śniej poszu­ki­wa­no rów­nież bez­sku­tecz­nie. To ich skrzy­dła wyda­ją się szu­mieć lub huczeć, tchnąć gorą­cym powie­wem znisz­cze­nia. W całym frag­men­cie da się odczuć sil­ny podmuch gorą­ca, wia­tru wiel­kie­go poża­ru i to ten wiatr mate­ria­li­zu­je się w pło­ną­cych skrzy­dłach rzeźb Czte­rech Wia­trów wień­czą­cych bra­mę Pała­cu Czte­rech Wia­trów, wień­cząc cały prze­bieg frag­men­tu, wień­cząc reak­ty­wa­cję pamię­ci na prze­kór dzie­łu znisz­cze­nia. Pamięć spla­ta się, wyko­rzy­stu­je, pod­cze­pia pod reto­ry­kę kla­sycz­nej archi­tek­tu­ry, czer­piąc z kul­tu­ry świa­ta, któ­ry wła­śnie ule­ga zagła­dzie. W ten spo­sób deta­le wspo­mnień oso­bi­stych zosta­ją zacho­wa­ne w ści­słym splo­cie z jakimś więk­szym oglą­dem, z fia­skiem zbio­ro­we­go dzie­dzic­twa. Anty­he­ro­icz­na, jed­nost­ko­wa, nie­obiek­tyw­na histo­ria – mikro­hi­sto­ria jed­ne­go ratu­ją­ce­go się przed uni­ce­stwie­niem ludz­kie­go orga­ni­zmu – cią­gnie za sobą, jak war­kocz pyłu i gru­zu, zapis glo­bal­ne­go roz­pa­du kul­tu­ry, prze­no­sząc go i odtwa­rza­jąc wła­śnie dzię­ki swo­im ułom­no­ściom. I to jak prze­no­si. W porów­na­niu z tą „lite­ra­tu­rą”, tzw. „histo­ria” nie mówi po pro­stu nic. Nasze kla­sy­fi­ka­cje i kate­go­ry­za­cje, sys­te­my bada­nia skut­ków i przy­czyn, nasze podzia­ły na porząd­ki per­cep­cji, przed­mio­ty bada­nia są bar­dzo umow­ne, nie­pre­cy­zyj­ne, szy­te nić­mi o wie­le grub­szy­mi od gorą­ce­go szwu spa­ja­ją­ce­go nar­ra­cję Bia­ło­szew­skie­go.
[…]


Piotra Sommera rzut światła na obraz poezji [fragment]

[…] Pre­zen­to­wa­ny przez Som­me­ra dobór, kul­ty­wo­wa­ny od lat, jest moc­ny, wni­kli­wy i czę­sto zmu­sza nas do prze­my­śle­nia przy­ję­tych cha­rak­te­ry­styk zarów­no samych poetów, jak i liry­ki w ogó­le. Som­mer jest czy­tel­ni­kiem sil­nym. Jeśli prze­kła­da Gins­ber­ga, to nie jest to osła­wio­ny bard i pro­rok beat­ni­ków, a poeta intym­ny, wyci­szo­ny. Jeśli Koch, to wła­śnie twór­ca „sztuk”, któ­re mode­lu­ją nasze rozu­mie­nie zakre­sów poezji. Jesz­cze wyraź­niej czy­nią to aneg­do­ty Cage­’a uak­tyw­nia­ją­ce pyta­nie, obec­ne prze­cież bar­dzo sil­nie w nowo­jor­skiej awan­gar­dzie, o prze­pły­wy mię­dzy poezją a pro­zą. Poezja nie jest już liry­ką, lecz pew­nym ruchem for­ma­tów języ­ko­wych, któ­re przy­słu­chu­ją się sobie, poszu­ku­jąc wciąż nowych usta­wień. Pro­za z kolei sta­je się polem napięć, aran­ża­cją i sekwen­cją zda­rzeń tak fabu­lar­nych, jak i zda­nio­wych. War­to zwró­cić szcze­gól­ną uwa­gę na ten aspekt anto­lo­gii, ponie­waż może on wska­zy­wać na ten­den­cje kształ­tu­ją­ce przy­szłość poety­ki. Koch i Cage anty­cy­pu­ją tych mło­dych poetów ame­ry­kań­skich, któ­rzy się­ga­ją po coraz to nowe media, kon­tek­sty czy wła­śnie „for­ma­ty”, by skle­jać z nich swo­ją wypo­wiedź poetyc­ką.

Jeśli mam rację, że O krok od nich to zbiór idą­cy jed­ną ze ście­żek wska­za­nych przez ima­ży­stów, jeśli ta ram­ka w jakiś spo­sób przy­bli­ża nas do pre­fe­ren­cji Som­me­ra, to oczy­wi­ście naj­sma­ko­wit­sze w całej książ­ce mogą być zakłó­ce­nia tego argu­men­tu, te jego punk­ty, któ­re zaska­ku­ją naj­bar­dziej. Tak jest z Ash­be­rym, któ­re­go sty­le wyda­ją się prze­by­wać jak naj­da­lej od ima­ży­stow­skiej pre­cy­zji i oszczęd­no­ści obra­zo­wa­nia. Ale też Ash­be­ry Som­me­ra jest w jakiś spo­sób spe­cy­ficz­ny. Pamię­taj­my, że lubi zata­piać pla­stycz­ność opi­su w dale­ko posu­nię­tej abs­trak­cji, któ­ra zacie­ra pre­cy­zję, lub w roz­bu­cha­nej dys­kur­syw­no­ści, w któ­rej kon­kret zde­rza się z żywio­łem spusz­czo­ne­go ze smy­czy języ­ka i sur­re­ali­stycz­nej nie­spój­no­ści. Oczy­wi­ście Ash­be­ry jest, lub bywa, poetą nie­zwy­kle „malar­skim”, piszą­cym czę­sto pod wpły­wem impul­sów pocho­dzą­cych z obra­zów i takie wła­śnie wier­sze Ash­be­ry­’e­go dobie­ra Som­mer. Słyn­ny „Auto­por­tret w wypu­kłym lustrze” nie jest tu jedy­nym, a może też nie naj­waż­niej­szym przy­kła­dem. Som­mer się­ga po inne, krót­sze liry­ki, któ­re roz­wi­ja­ją się wokół tema­tu typo­we­go dla tego twór­cy: trud­no­ści w patrze­niu, w oglą­da­niu przed­mio­tów i przy­swa­ja­niu wizji, „wizji w for­mie zada­nia”, jak pisze Ash­be­ry w „Latach nie­dy­skre­cji”. Dobrze jest jed­nak dostrzec, jak odmien­na jest jego malar­skość od este­ty­ki pozo­sta­łych nowo­jor­czy­ków. Ash­be­ry „wpa­da” w swo­je obra­zy, a raczej w sie­bie; wizja i jej zada­nie wyco­fu­ją go czę­sto i odda­la­ją od świa­ta, prze­su­wa­jąc go, w prze­ci­wień­stwie do O’Ha­ry, Rezni­kof­fa i Kle­in­zah­le­ra, ku jakie­muś hipo­te­tycz­ne­mu, głęb­sze­mu, pry­wat­niej­sze­mu „ja”. Tak dzie­je się w waż­nej dla Som­me­ra „Instruk­cji obsłu­gi”. Wiersz ten, być może naj­bar­dziej rous­se­low­ski utwór Ash­be­ry­’e­go, trzy­ma się cen­tral­nej dla anto­lo­gii sytu­acji patrze­nia przez okno, ale trzy­ma się jej prze­wrot­nie: poeta tak napraw­dę nie patrzy przez okno, odla­tu­je, na Nowy Jork nakła­da­jąc wymy­ślo­ne przez sie­bie inne mia­sto, w któ­rym nigdy nie był.

Kie­dy dostrze­że­my już rysu­ją­ce się pro­ble­my z przy­sta­wal­no­ścią Ash­be­ry­’e­go do anto­lo­gii, gdzie domi­nu­je obiek­ty­wi­stycz­ny, Wil­liam­sow­ski odruch pre­cy­zyj­ne­go sca­la­nia pod­mio­tu ze sce­ną jego bycia, jakimś ostat­nim rzu­tem na taśmę wyła­nia się jed­nak nie­ocze­ki­wa­ne powi­no­wac­two tego poety z roz­wa­ża­nia­mi ima­ży­stów. Cho­dzi mi o sty­le póź­niej­sze, wyci­szo­ne i łagod­ne, któ­re Som­mer zauwa­ża, tłu­ma­cząc krót­kie liry­ki z tomów z lat dzie­więć­dzie­sią­tych i tych opu­bli­ko­wa­nych po roku 2000. W wier­szach tych widać, że słyn­ne nie­okre­ślo­no­ści Ash­be­ry­’e­go wywo­dzą się z tech­ni­ki zesta­wia­nia ze sobą w mia­rę przy­pad­ko­wych spo­strze­żeń czy rekwi­zy­tów, cen­tral­nej prze­cież dla roz­wa­żań Poun­da o ima­ży­zmie i wortycyzmie[1].

Inną zagad­ką anto­lo­gii są tacy poeci, jak Cum­mings, Lowell i Ber­ry­man. Czy­ta­jąc zarów­no ich wier­sze, jak i komen­ta­rze tłu­ma­cza, odno­si się wra­że­nie, że do nich wła­śnie Som­mer ma naj­więk­szy dystans. W pew­nym sen­sie kło­po­ty przy­spa­rza­ne przez tych auto­rów potwier­dza­ją jed­nak głów­ne zało­że­nia anto­lo­gii. U Cum­ming­sa zaczy­na (a raczej zaczy­na­ła już w Arty­ku­łach pocho­dze­nia zagra­nicz­ne­go) uwie­rać Som­me­ra nachal­na dekla­ra­tyw­ność poety, któ­ra kłó­ci się ze sto­so­wa­ny­mi przez nie­go ela­stycz­ny­mi tech­ni­ka­mi. Som­mer pisał w Arty­ku­łach, że dekla­ra­tyw­ność Cum­ming­sa „ura­sta nie­mal do ran­gi meto­dy”, a poeta ryzy­ku­je, że czy­tel­nik zacznie trak­to­wać jego utwo­ry jako inną, zgo­ła nie poetyc­ką, grę języ­ko­wą, w któ­rej liczy się kry­te­rium praw­dzi­wo­ści zdań[2]. Inny­mi sło­wy, Cum­mings przy­naj­mniej w tej war­stwie, któ­ra draż­ni Som­me­ra, zdra­dza, czy raczej zaprze­pasz­cza moż­li­wo­ści tech­nik wil­liam­sow­sko-ima­ży­stow­skich, usta­wia­ją­cych poetę wobec świa­ta w rela­cji nego­cja­cyj­nej, bar­dziej układ­nej, akcep­tu­ją­cej i otwar­tej, niż pozwa­la na to twar­da dekla­ra­tyw­ność. Myślę, że w rozu­mie­niu Som­me­ra Cum­mings anu­lu­je po pro­stu „orga­nicz­ność”, któ­ra wywo­dzi się jesz­cze z poety­ki Whit­ma­na, a któ­rą reali­zu­ją inni poeci poima­ży­stow­scy obec­ni w anto­lo­gii.

U Ber­ry­ma­na i Lowel­la Som­mer ceni sub­tel­ność iro­nii i, szcze­gól­nie u tego dru­gie­go, umie­jęt­ne obcho­dze­nie się z kon­wen­cja­mi wyzna­nio­wy­mi i antro­po­mor­ficz­ny­mi. Ma jed­nak kło­pot z ich pogma­twa­ną pod­mio­to­wo­ścią, któ­ra nie chce się wyco­fać ani przy­zwo­lić na dystans mię­dzy sobą a opi­sy­wa­nym świa­tem. Z Lowel­la Som­mer tłu­ma­czy wier­sze z tomów napi­sa­nych po prze­pro­wadz­ce poety do Nowe­go Jor­ku, testu­jąc nie­ja­ko reak­cję pisa­rza na nowe, roz­pra­sza­ją­ce śro­do­wi­sko. Nie jestem pewien, czy coś znaj­du­je. War­to zauwa­żyć, że Som­mer nie wybie­ra utwo­rów bar­dziej otwar­cie zwią­za­nych z mia­stem (np. „Cen­tral Park” z Near the Oce­an czy „The Mouth of Hud­son” i „Mid­dle Age” z For the Union Dead). Cie­ka­wie było­by może usły­szeć pobrzmie­wa­ją­cą w nie­któ­rych z tych wier­szy skar­gę poety na Nowy Jork, któ­ry podob­no „wwier­ca mu się w ner­wy” („Mid­dle Age”). Oczy­wi­ście mia­sto to nie sta­je się dla Lowel­la nowym tema­tem. Raczej Lowell, po bostoń­sku głę­bo­ko inte­lek­tu­al­ny, cały czas ma ten­den­cję do trak­to­wa­nia tło­czą­cych mu się w wier­sze obiek­tów, pej­za­ży, oko­lic jako kore­la­tów obiek­tyw­nych emo­cji, któ­re wią­żą się u nie­go ze zło­żo­ny­mi kwe­stia­mi histo­rycz­ny­mi i oso­bi­sty­mi. Naj­cie­kaw­sze wyda­je się tu zesta­wie­nie spo­ko­ju płó­cien Ver­me­era, o któ­rym poeta pisze w „Epi­lo­gu”, z tęsk­no­tą za takim dystan­sem. Swo­ją dro­gą, nie­zwy­kłe jest, że Ver­me­erem inte­re­su­ją się poeci tak róż­ni jak wła­śnie Lowell i Ash­be­ry, dla któ­re­go Holen­der też oka­zu­je się być waż­ny, ale to już z pew­no­ścią temat na osob­ne roz­wa­ża­nia.

Jak Som­mer ukła­da się wewnętrz­nie z bli­ski­mi mu poeta­mi, jak mu oni dzi­siaj leżą, widać tak­że po retu­szach prze­kła­do­wych. Sto­sun­ko­wo spo­ro takich zmian i popra­wek zosta­ło wpro­wa­dzo­nych do wier­szy Cum­ming­sa i Ber­ry­ma­na. O wie­le mniej prze­ró­bek zna­la­złem w tek­stach O’Ha­ry. Mam wra­że­nie, że róż­ni­ce te są zna­czą­ce. Otóż moż­na chy­ba zało­żyć, że kwe­stia zmian w prze­kła­dach, na któ­re w pew­nych przy­pad­kach było cał­kiem spo­ro cza­su, ponow­nie eks­po­nu­je O’Ha­rę, obok Rezni­kof­fa, jako głos rdze­nio­wy anto­lo­gii. Wyglą­da na to, że tek­sty O’Ha­ry posta­wi­ły przed Som­me­rem, już przy publi­ka­cji Two­jej poje­dyn­czo­ści w 1987 roku, wymóg, któ­ry roz­wi­nął się póź­niej w ogól­niej­szy pogląd na języ­ki poezji, na ich dzia­ła­nie, a zatem na kwe­stie doty­czą­ce prze­kła­du poezji. Cho­dzi tu o żywot­ność, spraw­ność, ela­stycz­ność wier­sza O’Ha­ry w połą­cze­niu z jego tema­ty­ką zwy­kło­ści, pozor­nej przy­ziem­no­ści. Te wier­sze, ich prze­kła­dy, oka­zu­ją się w anto­lo­giach Som­me­ra nor­mą, pod któ­rą pod­cią­ga­ne są tek­sty innych poetów. Być może też jest tak, że wymo­gi sta­wia­ne przez utwo­ry O’Ha­ry i Rezni­kof­fa mają naj­cie­kaw­sze według Som­me­ra skut­ki dla ope­ra­cji prze­kła­do­wych doko­ny­wa­nych w pol­sz­czyź­nie, a może dla samej pol­sz­czy­zny.

To pro­wa­dzi mnie ku wnio­skom na temat pokre­wieństw mię­dzy filo­zo­fią prze­kła­du Som­me­ra a, znów, teo­ria­mi ima­ży­stów. Moż­na powie­dzieć, że tekst ory­gi­na­łu dzia­ła na Som­me­ra tak, jak na poetę ima­ży­stow­skie­go dzia­ła zaist­nia­ła sytu­acja, któ­rą póź­niej pró­bu­je ująć w wier­szu. W tłu­ma­cze­niach Som­mer poszu­ku­je podob­nej wier­no­ści jakie­muś pier­wot­ne­mu impul­so­wi języ­ko­we­mu, któ­ry w mia­rę pra­cy ujaw­nia swo­ją bar­dziej zło­żo­ną spe­cy­fi­kę. Ozna­cza to mię­dzy inny­mi koniecz­ność się­ga­nia po inne narzę­dzia dla róż­nych sytu­acji prze­kła­do­wych. Co wię­cej, sam stan­dard este­tycz­ny prze­kła­du, widocz­ny w ese­jach zamiesz­czo­nych w Arty­ku­łach pocho­dze­nia zagra­nicz­ne­go, jak i w prze­rób­kach tłu­ma­cze­nio­wych w O krok od nich, opie­ra się na kry­te­rium pre­cy­zji, oszczęd­no­ści wyra­zu, ela­stycz­no­ści tonicz­nej i skła­dnio­wej. Nie­mal wszyst­kie zmia­ny wpro­wa­dzo­ne przez Som­me­ra na potrze­by nowej anto­lo­gii zmie­rza­ją kon­se­kwent­nie ku więk­szej potocz­no­ści, czy nawet poto­czy­sto­ści tek­stu, ku ostrzej­szej kolo­kwial­no­ści, eko­no­mii środ­ków, natu­ral­no­ści języ­ka, jego współ­cze­sno­ści, zarów­no w zakre­sie lek­sy­kal­nym, jak i skła­dnio­wo wer­sy­fi­ka­cyj­nym. Som­mer uprasz­cza, eli­mi­nu­je dyk­cję, któ­rą odczu­wa jako archa­izu­ją­cą, odkrę­ca inwer­sje, zmniej­sza ilość słów. Uwspół­cze­śnia, uner­wia, aktu­ali­zu­je, dyna­mi­zu­je. A więc kro­czy tro­pa­mi ima­ży­stow­ski­mi, wzmoc­nio­ny­mi nie­ja­ko este­ty­ką wier­szy O’Ha­ry, któ­re podą­ża­ją za jakimś wła­snym, rodzą­cym się w akcji impul­sem ner­wo­wym.

W efek­cie mamy tu anto­lo­gię głę­bo­ko prze­ży­tą, wypra­co­wa­ną, wypiesz­czo­ną, któ­ra uro­sła orga­nicz­nie, jak jakiś ima­ży­stow­sko-Whit­ma­now­sko-Wil­liam­sow­ski arte­fakt, razem ze swo­im auto­rem. W O krok od nich Som­mer sam dowia­du­je się, a my wraz z nim, o co mogło cho­dzić we wcze­snych fascy­na­cjach O’Ha­rą, Ash­be­rym oraz inny­mi poeta­mi ame­ry­kań­ski­mi. Po pro­stu O krok od nich – ze swo­ją opra­wą malar­ską, z doda­ny­mi nazwi­ska­mi i wier­sza­mi – udo­stęp­nia wcze­śniej­szym wier­szom nowy, świe­ży kon­tekst, w któ­rych one odży­wa­ją i mie­nią się tak, jak prze­czu­wa­li­śmy, że mie­nić się mogą, ale teraz to świa­tło sta­je się peł­niej­sze. Nawet z tek­sta­mi, do któ­rych Som­mer ma już dystans, O krok od nich jest bar­dzo spój­nym, dopra­co­wa­nym argu­men­tem w dys­ku­sji nad tym, co żywe i war­to­ścio­we nie tyl­ko w poezji ame­ry­kań­skiej. Oczy­wi­ście waż­niej­szy od argu­men­tu i jego zało­żeń jest sam efekt aran­ża­cji i pra­cy prze­kła­do­wej, któ­rym jest czy­sta czy­tel­ni­cza przy­jem­ność. Wier­sze w tej anto­lo­gii żyją jak ośrod­ki komu­ni­ka­cji mię­dzy róż­ny­mi epo­ka­mi, języ­ka­mi, este­ty­ka­mi, dzie­dzi­na­mi sztu­ki. Żyją i rzu­ca­ją świa­tło.
[…]


[1] Co oczy­wi­ście nie zdzi­wi niko­go, komu nie obce są książ­ki M. Per­loff. Ta wpły­wo­wa komen­ta­tor­ka, nale­żą­ca do gro­na kry­ty­ków odpo­wie­dzial­nych za sta­tus Ash­be­ry­’e­go, dys­ku­to­wa­ła jego poezję czę­sto w obrę­bie więk­szej, kon­stru­owa­nej przez sie­bie opo­wie­ści o „tra­dy­cji Poun­dow­skiej” w poezji ame­ry­kań­skiej.
[2] Zob. „Jest TAKa­TAK […] (popraw­ki do Cum­ming­sa)”, przeł. P. Som­mer, w: Arty­ku­ły pocho­dze­nia zagra­nicz­ne­go, Mara­but, Gdańsk 1996, s. 45.

O autorze

Kacper Bartczak

Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.

Powiązania

Autobiografia śmierci

nagrania / transPort Literacki Kacper Bartczak Kim Hyesoon Lynn Suh

Spo­tka­nie z udzia­łem Kim Hyeso­on, Lyn­na Suh, Kac­pra Bart­cza­ka w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 21 Kacper Bartczak

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Dwu­dzie­sty pierw­szy odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Czas kompost

nagrania / transPort Literacki Kacper Bartczak Resina

Czy­ta­nie z książ­ki Czas kom­post Kac­pra Bart­cza­ka w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Uwagi wstępne do lektury „Autobiografii śmierci” Kim Hyesoon

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Recen­zja Kac­pra Bart­cza­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Auto­bio­gra­fia śmier­ci Kim Hyeso­on w tłu­ma­cze­niu Ewy Suh, Lyn­na Suha i Kata­rzy­ny Szu­ster-Tar­di, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 25 wrze­śnia 2023 roku.

Więcej

Afirmacja w splątaniu

wywiady / o książce Anna Kałuża Kacper Bartczak Zuzanna Sala

Roz­mo­wa Anny Kału­ży i Zuzan­ny Sali z Kac­prem Bart­cza­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Czas kom­post Kac­pra Bart­cza­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Historia jednego wiersza: „Błąd w legendzie (wakacyjna przygoda)”

recenzje / KOMENTARZE Kacper Bartczak

Autor­ski komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Czas kom­post, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

czas kompost (2)

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę czas kom­post Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

czas kompost (1)

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę czas kom­post Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Autokreacja postkonfesyjna i jej program nieczysty

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Recen­zja Kac­pra Bart­cza­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Bagaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 6 mar­ca 2023 roku.

Więcej

Dalej pójdzie jak z płatka

debaty / ankiety i podsumowania Kacper Bartczak

Odpo­wie­dzi Kac­pra Bart­cza­ka na pyta­nia Tade­usza Sław­ka w „Kwe­stio­na­riu­szu 2022”.

Więcej

Widoki wymazy

nagrania / stacja Literatura Kacper Bartczak

Czy­ta­nie z książ­ki Wido­ki wyma­zy z udzia­łem Kac­pra Bart­cza­ka w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Rozmowy na torach: odcinek 7 Kacper Bartczak

nagrania / stacja Literatura Antonina Tosiek Jakub Skurtys Kacper Bartczak

Siód­my odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na torach” w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Najsłabszy opór i Zegary w pokoju matki

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek „Naj­słab­szy opór” Addy Djørup i „Zega­ry w poko­ju mat­ki” Tan­ji Stu­par-Tri­fu­no­vić z udzia­łem Addy Djørup, Tan­ji Stu­par-Tri­fu­no­vić, Kac­pra Bart­cza­ka i Bogu­sła­wy Sochań­skiej w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Odsiecz 2006

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Mar­ka K.E. Baczew­skie­go, Kac­pra Bart­cza­ka, Jac­ka Deh­ne­la i Macie­ja Rober­ta pod­czas Por­tu Wro­cław 2006.

Więcej

Historia jednego (lub więcej) wiersza, z trzema dygresjami i kodą

recenzje / KOMENTARZE Kacper Bartczak

Autor­ski komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go wier­sza”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wido­ki wyma­zy, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 kwiet­nia 2021 roku.

Więcej

Z niedanych jestem

wywiady / o książce Kacper Bartczak Krzysztof Siwczyk

Roz­mo­wa Krzysz­to­fa Siw­czy­ka z Kac­prem Bart­cza­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wido­ki wyma­zy, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 kwiet­nia 2021 roku.

Więcej

Świat w ogniu

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół książ­ki Świat w ogniu Char­le­sa Bern­ste­ina z udzia­łem Char­le­sa Bern­ste­ina, Kac­pra Bart­cza­ka, Jerze­go Jar­nie­wi­cza i Joan­ny Roszak w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Widoki wymazy

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Kac­pra Bart­cza­kaWido­ki wyma­zy, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 19 kwiet­nia 2021 roku.

Więcej

„Ulotne momenty performatywnego zatracenia”, czyli formy życia politycznego

wywiady / o książce Charles Bernstein Kacper Bartczak

Roz­mo­wa Kac­pra Bart­cza­ka z Char­le­sem Bern­ste­inem, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Char­le­sa Bern­ste­ina Świat w ogniu: wier­sze i prze­mo­wy, w tłu­ma­cze­niu Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Żywiczne wtrącenia, czyli „badania zakrzywione” Charlesa Bernsteina

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Szkic Kac­pra Bart­cza­ka, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Char­le­sa Bern­ste­ina Świat w ogniu: wier­sze i prze­mo­wy, w tłu­ma­cze­niu Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Świat w ogniu: wiersze i przemowy (2)

utwory / zapowiedzi książek Charles Bernstein Kacper Bartczak

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Char­le­sa Bern­ste­ina Świat w ogniu: wier­sze i prze­mo­wy, w tłu­ma­cze­niu Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Świat w ogniu: wiersze i przemowy

utwory / zapowiedzi książek Charles Bernstein Kacper Bartczak

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Char­le­sa Bern­ste­ina Świat w ogniu: wier­sze i prze­mo­wy, w tłu­ma­cze­niu Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Listy z wewnątrz

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Ramie­go Al-Asze­ka, Fadie­go Dżo­ma­ra, Kac­pra Bart­cza­ka i Nata­lii Malek w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Naworadiowa

nagrania / stacja Literatura Kacper Bartczak

Czy­ta­nie z książ­ki Nawo­ra­dio­wa z udzia­łem Kac­pra Bart­cza­ka w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Ciemna materia

nagrania / stacja Literatura Kacper Bartczak Rae Armantrout

Spo­tka­nie wokół książ­ki Ciem­na mate­ria z udzia­łem Rae Arman­tro­ut, Kac­pra Bart­cza­ka i Bar­to­sza Kraj­ki w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 23.

Więcej

Substancja nie esencja

wywiady / o książce Kacper Bartczak Zuzanna Sala

Roz­mo­wa Zuzan­ny Sali z Kac­prem Bart­cza­kiem towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Nawo­ra­dio­wa Kac­pra Bart­cza­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 26 sierp­nia 2019 roku.

Więcej

Historia jednego wiersza

recenzje / KOMENTARZE Kacper Bartczak

Autor­ski komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Nawo­ra­dio­wa, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 26 sierp­nia 2019 roku.

Więcej

Naworadiowa

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Nawo­ra­dio­wa Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 26 sierp­nia 2019 roku.

Więcej

Poza granicą czasu i przestrzeni

wywiady / o książce Kacper Bartczak Rae Armantrout

Roz­mo­wa z Rae Arman­tro­ut, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Ciem­na mate­ria Rae Arman­tro­ut w tłu­ma­cze­niu Kac­pra Bart­cza­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 wrze­śnia 2018 roku.

Więcej

Ciemna materia i błona wiersza

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Esej Kac­pra Bart­cza­ka doty­czą­cy książ­ki Ciem­na mate­ria Rae Arman­tro­ut, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 wrze­śnia 2018 roku.

Więcej

Intymność w wierszu

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22, w któ­rym udział wzię­li Asja Bakić, Char­lot­te Van den Bro­eck, Llŷr Gwyn Lewis i Kac­per Bart­czak.

Więcej

Symulacja świata

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22, w któ­rym udział wzię­li Kac­per Bart­czak, Mar­ty­na Buli­żań­ska, Roman Honet, Szy­mon Słom­czyń­ski i Maciej Jaku­bo­wiak.

Więcej

Tribute to John Ashbery

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie „Tri­bu­te to John Ash­be­ry” w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Nowe głosy z Europy: Llŷr Gwyn LEWIS

wywiady / o pisaniu Kacper Bartczak Llŷr Gwyn Lewis

Roz­mo­wa Kac­pra Bart­cza­ka z Llŷr Gwyn Lewis. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu „Nowe gło­sy z Euro­py”.

Więcej

Nowe głosy z Europy: Charlotte VAN DEN BROECK

wywiady / o pisaniu Charlotte Van den Broeck Kacper Bartczak

Roz­mo­wa Kac­pra Bart­cza­ka z Char­lot­te Van den Bro­eck. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu „Nowe gło­sy z Euro­py”.

Więcej

Nowe głosy z Europy: Asja BAKIĆ

wywiady / o pisaniu Asja Bakić Kacper Bartczak

Roz­mo­wa Kac­pra Bart­cza­ka z Asją Bakić. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu Nowe gło­sy z Euro­py.

Więcej

Echo-sfera wiersza

wywiady / o książce Kacper Bartczak Paweł Kaczmarski

Roz­mo­wa Paw­ła Kacz­mar­skie­go z Kac­prem Bart­cza­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pokarm suwe­ren, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 12 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Historia jednego wiersza, czyli pamięć wielu rzeczy

recenzje / KOMENTARZE Kacper Bartczak

Autor­ski komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka do książ­ki Pokarm suwe­ren, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 12 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Nieistniejąca pocztówka

dzwieki / RECYTACJE Kacper Bartczak

Wiersz zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Odsiecz” z festi­wa­lu Port Wro­cław 2006.

Więcej

Pokarm suweren (2)

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Frag­ment książ­ki Pokarm suwe­ren Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 12 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Pokarm suweren (1)

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Frag­ment książ­ki Pokarm suwe­ren Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 12 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Nowe głosy z Europy 2016: Poezja

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Zapis ze spo­tka­nia autor­skie­go „Nowe gło­sy z Euro­py 2016: Poezja i Pro­za”, w któ­rym udział wzię­li Kac­per Bart­czak, Anja Golob, Juana Adcock oraz Árpád Kol­lár. Spo­tka­nie odby­ło się w ramach festi­wa­lu lite­rac­kie­go Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Dom wad

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka do zesta­wu wier­szy Julii Miki „Wier­sze czysz­czą­ce”. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych alma­nach Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2016, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Wiersz na święta: Konsubstancje

utwory / zapowiedzi książek Kacper Bartczak

Wiersz pocho­dzi z książ­ki Pokarm suwe­ren Kac­pra Bart­cza­ka, któ­ra uka­że się w przy­szłym roku w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Przekład wewnętrzny – uwaga wstępna do wierszy Kuby Pszoniaka

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka do zesta­wu wier­szy Kuby Pszo­nia­ka „Chy­ba na pew­no”. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych alma­nach Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2016, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Bartek Zdunek i jego melodyjne geodezje

recenzje / ESEJE Kacper Bartczak

Komen­tarz Kac­pra Bart­cza­ka do zesta­wu wier­szy Bart­ka Zdun­ka „Sól z zie­mi”. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych alma­nach Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2016, któ­ry uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Sprawa szerszego programu

wywiady / o książce Anna Kałuża Kacper Bartczak

Z Anną Kału­żą o książ­ce Bume­rang roz­ma­wia Kac­per Bart­czak.

Więcej

Poezja nie jest już liryką

wywiady / o książce Jakub Skurtys Kacper Bartczak Paweł Kaczmarski

Z Kac­prem Bart­cza­kiem o książ­ce Świat nie sca­lo­ny. Este­ty­ka, poety­ka, prag­ma­tyzm roz­ma­wia­ją Paweł Kacz­mar­ski i Jakub Skur­tys.

Więcej

O Żółtym popołudniu

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Kac­pra Bart­cza­ka, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Edwar­da Pase­wi­cza, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło.

Więcej

O Raju w obrazkach

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Kac­pra Bart­cza­ka, Ane­ty Kamiń­skiej, Kami­la Zają­ca i Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka o książ­ce Raj w obraz­kach D.J. Enri­gh­ta.

Więcej

Niewymuszone znaczenia

wywiady / o pisaniu Kacper Bartczak Kuba Mikurda

Z Kac­prem Bart­cza­kiem roz­ma­wia Kuba Mikur­da.

Więcej

Wymknąć się każdemu bogu

recenzje / IMPRESJE Kacper Bartczak

Recen­zja Kac­pra Bart­cza­ka z książ­ki Dowód z toż­sa­mo­ści Jerze­go Jar­nie­wi­cza.

Więcej

Poezja nie jest już liryką

wywiady / o książce Jakub Skurtys Kacper Bartczak Paweł Kaczmarski

Z Kac­prem Bart­cza­kiem o książ­ce Świat nie sca­lo­ny. Este­ty­ka, poety­ka, prag­ma­tyzm roz­ma­wia­ją Paweł Kacz­mar­ski i Jakub Skur­tys.

Więcej

Pierwiastek niewyjaśnienia. Kilka myśli przy Świecie nie scalonym

recenzje / ESEJE Jakub Winiarski

Recen­zja Jaku­ba Winiar­skie­go z książ­ki Świat nie sca­lo­ny Kac­pra Bart­cza­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 2 listo­pa­da 2009 roku.

Więcej

Przeciw scaleniu. Krytyczne tropy

recenzje / ESEJE Paweł Kaczmarski

Recen­zja Paw­ła Kacz­mar­skie­go z książ­ki Świat nie sca­lo­ny Kac­pra Bart­cza­ka.

Więcej

„I to jest jakieś otwarcie na przyszłość” – Kacpra Bartczaka wstęp do poetyki pragmatystycznej

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa z książ­ki Świat nie sca­lo­ny Kac­pra Bart­cza­ka.

Więcej

Niewymuszone znaczenia

wywiady / o pisaniu Kacper Bartczak Kuba Mikurda

Z Kac­prem Bart­cza­kiem roz­ma­wia Kuba Mikur­da.

Więcej

Nieczyste kompozycje

recenzje / ESEJE Łukasz Żurek

Recen­zja Łuka­sza Żur­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Czas kom­post Kac­pra Bart­cza­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Prędkości obrazów i znaków. O Widokach wymazach Kacpra Bartczaka

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anny Kału­ży towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wido­ki wyma­zy Kac­pra Bart­cza­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 kwiet­nia 2021 roku.

Więcej

Przeciw scaleniu. Krytyczne tropy

recenzje / ESEJE Paweł Kaczmarski

Recen­zja Paw­ła Kacz­mar­skie­go z książ­ki Świat nie sca­lo­ny Kac­pra Bart­cza­ka.

Więcej

„I to jest jakieś otwarcie na przyszłość” – Kacpra Bartczaka wstęp do poetyki pragmatystycznej

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa z książ­ki Świat nie sca­lo­ny Kac­pra Bart­cza­ka.

Więcej