
Inne Państwa
dzwieki / WYDARZENIA Dariusz Sośnicki Jacek Gutorow Julia FiedorczukZapis całego spotkania z udziałem Julii Fiedorczuk, Jacka Gutorowa i Dariusza Sośnickiego podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejPremiera książki Symetria Dariusza Sośnickiego, wydanej w Biurze Literackim 20 września 2002 roku.
Ktoś od niechcenia napiera na poręcz,
czyjaś powłoka cielesna, bo reszta
jest jeszcze we śnie o czymś wyjątkowo
nie z tego świata poręczy i schodów;
no więc powłócząc ciężkimi nogami
schodzi ten ktoś. Podczas gdy kto inny,
kogo się raczej nie uda zobaczyć,
bo jego program trwa zaledwie mgnienie,
dziurkuje ciszę, jakby był dzięciołem,
po pniu tej ciszy posuwa się szybko
i rządek śladów za każdym z dwóch dziobów
ostrych jak szpilki zostawia na chwilę.
Co piąte kroki brzmią niewiarygodnie
krzywo, niewprawnie, w końcu niebezpiecznie:
gdy się pomyśli o sile ciążenia,
twardej posadzce, wysokości schodów
i tarciu, które zmniejsza niebezpiecznie
kolonia piasku, a piasek jest wszędzie,
gdy się pamięta o kruchości kości,
to przede wszystkim właśnie niebezpiecznie.
A bardzo rzadko, chociaż nie chcę zaraz
mówić „od święta”, „od wielkiego dzwonu”,
bo to znaczyłoby, że raczej nigdy,
albo że, z drugiej strony, stale;
więc bardzo rzadko słychać, jak ktoś schodzi
i jakby chciał się koniecznie wyróżnić,
nie znika nagle, lecz swojemu zejściu
dosztukowuje nogawki w piwnicy,
dodaje echo. Będzie z tego kompot.
Więc takie mamy typy zejść ze schodów:
zejście leniwe, jakbyś ciągnął włókę,
zejście w podskokach, nazywane ptasim,
i niebezpieczne zejście pijanego
oraz podwójne dla niechętnych światu.
I wśród podtypów, których są tysiące,
wiele jest bardzo interesujących.
Mieszkała na tyłach poczty.
Pracowała w kinie.
A on zaczynał tak wcześnie,
że tamten polecony oprawili w ramkę
razem z biletem na Szczęki,
który mu według naszych obliczeń
własnoręcznie przedarłam.
A teraz ta niepokojąca wiadomość
o elektronicznym podpisie. Czy to możliwe?
1.
Gdyby tak wszystko,
co cały dzień i większą część nocy
opukuje pudło naszego mieszkania,
ociera się o nie,
bębni w nie palcami
i wierci mu szklanym wiertłem
dziurę w styropianowym brzuchu,
huknęło jednocześnie!
Karetka pogotowia
wezwana przez sąsiadów
po konsultacji z naszym lekarzem rodzinnym
byłaby czczą formalnością.
Nieprzyzwoitą w obliczu prawdziwego dramatu,
śmieszną przy najprawdziwszym horrorze,
w którym krew leje się strumieniami,
a przerażenie ścina białko w oczach bohaterów:
zdmuchnięta membrana bębenków w tę stronę
i dziura we wzmacniaczu głowy z powrotem;
brzegi tej dziury wywinięte na zewnątrz,
jakby wystrzelił z niej Obcy -
ósmy pasażer Nostromo.
2.
- Lewandowskiemu podrzucili wnuka.
– A już myślałam, że śmierć do nas puka.
3.
Zatyczki do uszu,
dwa okrągłe lata.
Bywały tygodnie,
że i przy kolacji.
Seria zabiegów
przeciw chaotycznym
podpowiedziom świata.
Zatyczki do uszu,
fałszywa pulsacja
wewnętrznych organów
i półświatek myśli.
Miasto w recesji.
Miasto samobójców,
jeśli tak dalej pójdzie.
Komórek w pustych mieszkaniach.
Tego nie robi się operatorom sieci.
Na most, a potem w dół
rzeki. Wałem, bo woda podniosła się
i ścieżka w dole jest grząska,
niepewna jak nowy pracownik.
Na drugim brzegu, pod baldachimem gałęzi,
balonik wypełniony helem zdradza
niedzielną osadę. Dymki grilla.
Parkowa muszla, z której dobiega teraz
głos konferansjera, na razie na próbę.
Oswojone zwierzęta. Dzieci wpatrzone
w ojców, szczęśliwych posiadaczy noża,
wyrabiających oszczepy i łuki.
Któregoś dnia
nie pojawią się w pracy.
Dojadą tramwajami do pętli,
zostawią auta w poprzek ślepej drogi
i pójdą – najpierw ścieżką, w dół,
potem w coraz wyższej trawie,
wśród drzew, owocowych i zwykłych,
z zapasem wody mineralnej
i książką w miękkiej okładce,
z kilkoma narzędziami.
Spalone dowcipy,
sploty głupstw,
kłamstwa na krótkich nogach -
nie ma dla nich miejsca pośrodku pokoju.
Snują się wzdłuż ścian,
wpełzają w zakurzone kąty,
tak ciasne, że dociera do nich tylko
kot.
Bokiem do świata,
z pochylonym łbem
między regałem a kaloryferem,
kot – jak zahipnotyzowany.
Czasem mruknięcie
i gwałtowny ruch wstecz -
szarpnięcie ciałem
bez odrywania ugiętych łap od podłogi.
I zaraz z powrotem.
Ale ruch już zostaje,
ziarenko ekscytacji,
które budzi nas w środku dnia
i zapowiada nadejście
imaga.
Urodzony w Kaliszu. Poeta. Absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureat m.in. nagrody „Czasu Kultury” (1994) i Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych (2002), nominowany do Paszportu „Polityki” (2002) i Nagrody Literackiej „Gdynia” (2015). W latach 90. redagował pisma „Już Jest Jutro” i „Nowy Nurt”. W latach 2005–2013 prowadził dział polskiej prozy w Wydawnictwie W.A.B. Publikuje teksty o literaturze w „Dwutygodniku” i „Czasie Kultury”. Mieszka w Poznaniu.