
Oclone przyjemności
dzwieki / WYDARZENIA Bogusław Kierc Krzysztof Jaworski Tadeusz PióroZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Krzysztofa Jaworskiego, Bogusława Kierca i Tadeusza Pióry podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejFragmenty książki Szewski poniedziałek Bogusława Kierca, wydanej w Biurze Literackim 29 marca 2005 roku.
Czytam Ci to pod słońcem, o którym ja sam
piszę czytam Ci to pod i w tym sensie mam
względną wyższość nad Tobą, jeśli mogę tak
poufale do Ciebie mówić wierszem, wszak
nie znamy się na tyle, mój szanowny Czy-
telniku czy Telniczko, żebym wiedział, czy
czytujesz, czy też czujesz to samo, co ja
czułbym na Twoim miejscu, gdybym Ciebie znał
i dzielił z Tobą miejsce, ale właśnie nie
dzielę z nikim, bo jestem tu sam, no i chcę
być sub sole jak nihil novi, żebym mógł
plątać w bełtach Bałtyku te dwie z naszych nóg
i wtykać w piasek palce; nie wiem, ile ich
wtykam, i nadto nie wiem, czy potrzebna Ci
miara palców na miarkę ziarnek piasku, lub -
ile ziarnka do ziarnka wypada na grób,
albo z dołu do krycia się z działaniem pro-
kreacyjnym powiedzmy, zatem pierwszy krok
zrobiony, gdybym jeszcze Twoje imię mógł
poznać, zrobiłbym drugi, ale szkoda nóg
na faux pas; tak w druciku żarówki się tli
tkliwość: żar ów w drucikach tych słów, Sole mi-
o!
Na zewnątrz, proszę pani,
sami rozczarowani,
co nie znaczy, że w środku
próbowali się odkuć
na zmarnowanym życiu -
i pokazują wycior
z tej lufy wyciągnięty,
z której ich pocisk święty
cel miał ugodzić: kwiatek
na strzelnicy wszechświata;
pani wie, taki z piórek,
że kiedy pani w górę
popatrzy, to jest taki
jakby raczej był ptakiem,
albo raczej nim nie był,
tylko pierzastym niebem,
w które aktem strzelistym
celuje byle mistyk
i czasem, przy niedzieli,
prawie że je ustrzeli,
ale tylko prawie że,
bo, że całkiem – nie wierzę
i do tezy się skłaniam,
że te rozczarowania,
o których było wyżej,
wynikają z nadwyżek
ambicji tych adeptów
przedwiecznego Konceptu
na wieczne życie w Sadzie,
gdzie w cieniu drzewka kładziesz
się na miłym odbiciu
twojego życia w życiu
mnożącym ci uciechy
przez drugorzędne cechy
płciowe, że sobie wzajem
czynicie siebie rajem
i jedno drugie wielbi
nie dostrzegając strzelby
opartej o pień pinii,
bo jesteście niewinni
i jeszcze, przyjacielu,
nie macie żadnych celów,
bo są wam niepotrzebne
w egzystencji śródniebnej,
kiedy wszystko jest niebem -
zwłaszcza to jedno z żeber
tak pięknie przemienione
w twoją jedyną żonę,
dla której jesteś gotów
przeskoczyć szczapy płotu
i znaleźć się po drugiej
stronie, gdzie wieczne długi
i, niestety, niestety,
nieustanne debety,
więc może jeszcze warto
wrócić i tę opartą
o pień pinii pukawkę
jako pierwszą zabawkę
wykorzystać i strzelić
w niebo – niech się anieli
spłoszą – potem przeprosisz,
bo Pan Bóg kule nosi
i doniesie do celu,
kochany przyjacielu;
spójrz, z nieba leci świeże
śniegu skrwawione pierze.
Nie ma ze mnie ni potu po tej stronie skóry,
po tej też – na lekarstwo nie ma, ni na rosę
nieba nie ma; przylgnąłem do niczego, które
ociera się o pióra ptaków, pióra wioseł,
o trumienkę piórnika, którą mam na wieczne
pióro wydarte chłopcu z palców pokrwawionych
niebiesko, bo był królem kleksów, ale grzeczne
dziecko jest całkiem gołe teraz, bez korony,
pod gołym niebem, więc go nie widać – za karę,
że w nocy swoją wtyczkę sztywniejącą wtykał
w tykwę niczego, które niewidzialnie parę
razy się ocierało o ciało chłopczyka,
a wtedy mu ta, trochę do wiecznego pióra
podobna, wtyczka tkwiła – w czym? W niczym. Zaczynał
niknąć i kończył. Miło złuszczyła się skóra
z nieba poszarganego. Szczera s z k a r l a t y n a .
Bądź uważny, nie przegap
Jego śladów na śniegach
wiecznych godziny szczytu
wstydliwego zachwytu,
czyli garbu na dobie,
kiedy tak leżysz sobie
pod pierzyną śnieżycy,
żeby tej tajemnicy
twojego chwilowego
wypuczenia, kolego
makolągwy po piórku,
które miałeś na biurku,
nie poznali ciekawi,
gdy ono ciągle krwawi;
więc może zdążysz teraz,
zanim umrzesz (umierasz?)
obrysować nim święte
stopy; pamiętasz zgięte
przed tobą na kolanach
ciało (mówiłeś pana
szewca)? – jak ci łaskotał
pięty, bo miałeś kota
w butach grać z tym bez szatek
prześlicznym małolatem
(rzecz nie byłaby warta
wspomnienia, lecz z Eckharta
wziął się Nagi Chłopczyna,
dlatego przypominam).
A ty wciąż leżysz sobie
pod śniegiem snu jak w grobie
nie dbając, czy się cało
ma pod nim twoje ciało,
czy się właśnie rozkłada,
kiedy pierwszy śnieg pada
i kładzie się na śniegach
wiecznych; ale nie przegap
(choćbyś nie miał czym patrzeć)
Jego śladów w teatrze
niebiańskim na suficie,
nim znowu wstąpi w życie,
a ty, oblany potem,
będziesz właził na płotek -
(w butach) miauczeć z rozpaczy,
że już Go nie zobaczysz.
Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.