książki / POEZJE

Szewski poniedziałek

Bogusław Kierc

Fragmenty książki Szewski poniedziałek Bogusława Kierca, wydanej w Biurze Literackim 29 marca 2005 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Dedykacja

Czy­tam Ci to pod słoń­cem, o któ­rym ja sam
piszę czy­tam Ci to pod i w tym sen­sie mam

względ­ną wyż­szość nad Tobą, jeśli mogę tak
poufa­le do Cie­bie mówić wier­szem, wszak

nie zna­my się na tyle, mój sza­now­ny Czy-
tel­ni­ku czy Tel­nicz­ko, żebym wie­dział, czy

czy­tu­jesz, czy też czu­jesz to samo, co ja
czuł­bym na Two­im miej­scu, gdy­bym Cie­bie znał

i dzie­lił z Tobą miej­sce, ale wła­śnie nie
dzie­lę z nikim, bo jestem tu sam, no i chcę

być sub sole jak nihil novi, żebym mógł
plą­tać w beł­tach Bał­ty­ku te dwie z naszych nóg

i wty­kać w pia­sek pal­ce; nie wiem, ile ich
wty­kam, i nad­to nie wiem, czy potrzeb­na Ci

mia­ra pal­ców na miar­kę ziar­nek pia­sku, lub -
ile ziarn­ka do ziarn­ka wypa­da na grób,

albo z dołu do kry­cia się z dzia­ła­niem pro-
kre­acyj­nym powiedz­my, zatem pierw­szy krok

zro­bio­ny, gdy­bym jesz­cze Two­je imię mógł
poznać, zro­bił­bym dru­gi, ale szko­da nóg

na faux pas; tak w dru­ci­ku żarów­ki się tli
tkli­wość: żar ów w dru­ci­kach tych słów, Sole mi-

o!


Dantyszek

Na zewnątrz, pro­szę pani,
sami roz­cza­ro­wa­ni,

co nie zna­czy, że w środ­ku
pró­bo­wa­li się odkuć

na zmar­no­wa­nym życiu -
i poka­zu­ją wycior

z tej lufy wycią­gnię­ty,
z któ­rej ich pocisk świę­ty

cel miał ugo­dzić: kwia­tek
na strzel­ni­cy wszech­świa­ta;

pani wie, taki z pió­rek,
że kie­dy pani w górę

popa­trzy, to jest taki
jak­by raczej był pta­kiem,

albo raczej nim nie był,
tyl­ko pie­rza­stym nie­bem,

w któ­re aktem strze­li­stym
celu­je byle mistyk

i cza­sem, przy nie­dzie­li,
pra­wie że je ustrze­li,

ale tyl­ko pra­wie że,
bo, że cał­kiem – nie wie­rzę

i do tezy się skła­niam,
że te roz­cza­ro­wa­nia,

o któ­rych było wyżej,
wyni­ka­ją z nad­wy­żek

ambi­cji tych adep­tów
przed­wiecz­ne­go Kon­cep­tu

na wiecz­ne życie w Sadzie,
gdzie w cie­niu drzew­ka kła­dziesz

się na miłym odbi­ciu
two­je­go życia w życiu

mno­żą­cym ci ucie­chy
przez dru­go­rzęd­ne cechy

płcio­we, że sobie wza­jem
czy­ni­cie sie­bie rajem

i jed­no dru­gie wiel­bi
nie dostrze­ga­jąc strzel­by

opar­tej o pień pinii,
bo jeste­ście nie­win­ni

i jesz­cze, przy­ja­cie­lu,
nie macie żad­nych celów,

bo są wam nie­po­trzeb­ne
w egzy­sten­cji śród­nieb­nej,

kie­dy wszyst­ko jest nie­bem -
zwłasz­cza to jed­no z żeber

tak pięk­nie prze­mie­nio­ne
w two­ją jedy­ną żonę,

dla któ­rej jesteś gotów
prze­sko­czyć szcza­py pło­tu

i zna­leźć się po dru­giej
stro­nie, gdzie wiecz­ne dłu­gi

i, nie­ste­ty, nie­ste­ty,
nie­ustan­ne debe­ty,

więc może jesz­cze war­to
wró­cić i tę opar­tą

o pień pinii pukaw­kę
jako pierw­szą zabaw­kę

wyko­rzy­stać i strze­lić
w nie­bo – niech się anie­li

spło­szą – potem prze­pro­sisz,
bo Pan Bóg kule nosi

i donie­sie do celu,
kocha­ny przy­ja­cie­lu;

spójrz, z nie­ba leci świe­że
śnie­gu skrwa­wio­ne pie­rze.


Królewska choroba

Nie ma ze mnie ni potu po tej stro­nie skó­ry,
po tej też – na lekar­stwo nie ma, ni na rosę

nie­ba nie ma; przy­lgną­łem do nicze­go, któ­re
ocie­ra się o pió­ra pta­ków, pió­ra wio­seł,

o tru­mien­kę piór­ni­ka, któ­rą mam na wiecz­ne
pió­ro wydar­te chłop­cu z pal­ców pokrwa­wio­nych

nie­bie­sko, bo był kró­lem klek­sów, ale grzecz­ne
dziec­ko jest cał­kiem gołe teraz, bez koro­ny,

pod gołym nie­bem, więc go nie widać – za karę,
że w nocy swo­ją wtycz­kę sztyw­nie­ją­cą wty­kał

w tykwę nicze­go, któ­re nie­wi­dzial­nie parę
razy się ocie­ra­ło o cia­ło chłop­czy­ka,

a wte­dy mu ta, tro­chę do wiecz­ne­go pió­ra
podob­na, wtycz­ka tkwi­ła – w czym? W niczym. Zaczy­nał

nik­nąć i koń­czył. Miło złusz­czy­ła się skó­ra
z nie­ba poszar­ga­ne­go. Szcze­ra   s z k a r l a t y n a .


Szewski poniedziałek

Bądź uważ­ny, nie prze­gap
Jego śla­dów na śnie­gach

wiecz­nych godzi­ny szczy­tu
wsty­dli­we­go zachwy­tu,

czy­li gar­bu na dobie,
kie­dy tak leżysz sobie

pod pie­rzy­ną śnie­ży­cy,
żeby tej tajem­ni­cy

two­je­go chwi­lo­we­go
wypu­cze­nia, kole­go

mako­lą­gwy po piór­ku,
któ­re mia­łeś na biur­ku,

nie pozna­li cie­ka­wi,
gdy ono cią­gle krwa­wi;

więc może zdą­żysz teraz,
zanim umrzesz (umie­rasz?)

obry­so­wać nim świę­te
sto­py; pamię­tasz zgię­te

przed tobą na kola­nach
cia­ło (mówi­łeś pana

szew­ca)? – jak ci łasko­tał
pię­ty, bo mia­łeś kota

w butach grać z tym bez sza­tek
prze­ślicz­nym mało­la­tem

(rzecz nie była­by war­ta
wspo­mnie­nia, lecz z Eckhar­ta

wziął się Nagi Chłop­czy­na,
dla­te­go przy­po­mi­nam).

A ty wciąż leżysz sobie
pod śnie­giem snu jak w gro­bie

nie dba­jąc, czy się cało
ma pod nim two­je cia­ło,

czy się wła­śnie roz­kła­da,
kie­dy pierw­szy śnieg pada

i kła­dzie się na śnie­gach
wiecz­nych; ale nie prze­gap

(choć­byś nie miał czym patrzeć)
Jego śla­dów w teatrze

nie­biań­skim na sufi­cie,
nim zno­wu wstą­pi w życie,

a ty, obla­ny potem,
będziesz wła­ził na pło­tek -

(w butach) miau­czeć z roz­pa­czy,
że już Go nie zoba­czysz.

O autorze

Bogusław Kierc

Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania