książki / POEZJE

Telefon z antypodów. Wiersze z młodości w epoce minionej (1978–1990)

Zbigniew Machej

Fragmenty książki Telefon z antypodów. Wiersze z młodości w epoce minionej (1978–1990) Zbigniewa Macheja, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

[w tej chwili morze]

w tej chwi­li morze
z jękiem prze­pły­wa przez rybę
nie­bo z krzy­kiem
przez pta­ka prze­la­tu­je
a pusz­cza tarza się z wrza­skiem
w naj­drob­niej­szym ssa­ku
w tej chwi­li gdy kła­miesz


[jest biblijny i straszny]

jest biblij­ny i strasz­ny
jak anty­chryst
żyje ze sprze­da­ży krwi
z pro­sty­tu­cji
na brud­nych ścia­nach
bia­łą kre­dą
rysu­je kotwi­ce
żół­tą pisze daty
w pod­ziem­nym przej­ściu
pija­ny sprze­da­je
sto­krot­ki i gaze­ty
gra na skrzyp­cach
szla­gie­ry sprzed woj­ny
na skrzy­żo­wa­niu Szew­skiej
i Jagiel­loń­skiej pła­cze
krzy­czy w tram­wa­ju
grze­bie ręką
w koszu na śmie­ci
żebrze na dwor­cu
i przed kościo­łem
gro­zi śmie­je się
brud­ny śpi
w ubra­niu
obla­ny ben­zy­ną
pło­nie na ryn­ku
pod scho­da­mi leży
mar­twy


Ballada o parnym dniu

Dzień jest nie­mi­ło­sier­nie par­ny.
Nad ryn­kiem wisi rudy obłok.
Gołę­bie nad kościo­łem far­nym
z okna ple­ba­nii śle­dzi pro­boszcz.

W hote­lu mają kom­plet gości.
Na dwor­cu gra orkie­stra dęta.
Słu­cha­ją jej fur­ma­ni pro­ści.
Mili­cja dep­cze im po pię­tach.

Para kre­ty­nów przy fon­tan­nie,
z sie­kie­rą gość na rower wsia­da.
Daw­ne piesz­czo­ty w bia­łej wan­nie
wspo­mi­na sobie pani bla­da.

Na wstecz­nym bie­gu jedzie szo­fer
dro­gą na komu­nal­ny cmen­tarz,
gdzie chłop­cy w wia­drach noszą wodę
i czar­ne har­cu­ją kocię­ta.

Wdo­wa po pierw­szym sekre­ta­rzu
obci­na wło­sy dla odmia­ny.
Na dwóch komi­nach domu star­ców
tkwią nie­ru­cho­mo trzy bocia­ny.

Strach myśleć, co się zda­rzyć może
w szpi­ta­lu, w sądzie, w biblio­te­ce,
tam, gdzie się pro­du­ku­je noże,
w bro­wa­rze i w komen­dzie miej­skiej.

Dziś nikt imie­nin nie obcho­dzi,
wszyst­ko ma prze­bieg oczy­wi­sty.
Cału­ją się na scho­dach mło­dzi,
idąc z wizy­tą do den­ty­sty.

Z okna ple­ba­nii śle­dzi pro­boszcz
gołę­bie nad kościo­łem far­nym.
Nad ryn­kiem wisi rudy obłok.
Dzień jest nie­mi­ło­sier­nie par­ny.


[Schyłek lutego, marzec i kilka dni kwietnia]

Schy­łek lute­go, marzec i kil­ka dni kwiet­nia:
zim­ny popiół, fio­le­ty, post czter­dzie­sto­dnio­wy.
Tru­ją­co pach­nie kra­nów zardze­wia­ła flet­nia
i czasz­kę roz­sa­dza­ją noc­ne bóle gło­wy.

Szy­by w oknach maja­czą spoj­rze­niem idio­ty.
W bra­mach wód­ką han­dlu­ją cię­żar­ne dziew­czy­ny.
W kościo­łach wokół ryn­ku par­szy­wie­je gotyk
biczo­wa­ny pyta­niem „…cóżem ci uczy­nił?”.

O, jak potwor­nie męczy kieł­ko­wa­nie wio­sny
w mie­ście, gdzie się roz­ra­sta sina tkan­ka raka.
Chcia­ło­by się gdzieś prze­spać ten okres żało­sny,
gdy już nie ma sił śmiać się ani sił, by pła­kać.


„Material Girl”

Krzyż z Trój­cą Świę­tą zdo­bi ucho
małej Madon­ny z Man­hat­ta­nu.
Maki­jaż i czar­na bie­li­zna
naj­le­piej słu­żą racji sta­nu.

Kie­dyś śpie­wa­ła i tań­czy­ła
w szy­kow­nym klu­bie dla les­bi­jek.
Wło­ski sele­dyn jej spoj­rze­nia
dziś nawet Andy War­hol pije.

Przed rokiem było o niej głu­cho.
Dziś, gdy ma lat dwa­dzie­ścia sie­dem,
chce być po pro­stu sobie wier­na.

„Rzecz naj­waż­niej­sza: iść za cio­sem” –
mówi do repor­te­ra „Ster­na”,
sie­dząc na łóż­ku z papie­ro­sem.


[Wschody słońca, zachody, ucieczki]

Wscho­dy słoń­ca, zacho­dy, uciecz­ki
i powro­ty. Obce mia­sta, zim­ne
dwor­ce, płyt­ki sen
w roz­pę­dzo­nych wago­nach.
I tłum, wszę­dzie tłum
sztur­mu­ją­cy
ucho igiel­ne.


Moja gwiazda

Moja gwiaz­da jest hybry­dą,
miej­scem świa­tło­ści jesz­cze nie­od­dzie­lo­nej
od ciem­no­ści, ich pul­su­ją­cym kłę­bo­wi­skiem.
Moja gwiaz­da jest labi­ryn­tem płyn­nych gra­nic,
któ­re nie ukła­da­ją się w uchwyt­ny deseń,
lecz co naj­wy­żej w taniec o wąt­pli­wym wdzię­ku.
Jest to taniec sło­dy­czy ze stra­chem, mro­zu
z oło­wiem, potu z krwią, kró­lo­wej Saby
z Ham­le­tem, wap­na z rumian­kiem,
wyuz­da­nia z kate­che­zą, nago­na­sien­nych
z parzy­sto­ko­pyt­ny­mi, arki przy­mie­rza
z volks­wa­ge­nem, Bogu­ro­dzi­cy z Weso­łą
Wdów­ką, kosy z lamp­ką gór­ni­czą,
socja­li­zmu z libe­ra­li­zmem, kryp­ty
wawel­skiej z bun­krem gło­do­wym,
dzien­ni­ka tele­wi­zyj­ne­go z pła­czem
nie­mow­lę­cia, dola­ra z rublem,
papie­ża z Lutrem, Iro­ke­zów
z mistrza­mi baro­ku, cudow­nie
roz­mno­żo­nej fik­cji z poli­ty­ką
fak­tów doko­na­nych, Mic­kie­wi­cza
z Janis Joplin, prze­strze­lo­nej
czasz­ki z butel­ką piwa…
Tę lita­nię moż­na wydłu­żać
w nie­skoń­czo­ność. Ozna­cza ona
tyl­ko jed­no: im jestem star­szy,
tym bar­dziej jestem świa­do­my.
A im bar­dziej świa­do­my,
tym mniej cze­go­kol­wiek
pew­ny.


Dawna przepowiednia

Nadej­dą cza­sy demo­kra­cji i wia­ra oka­że się
rów­nie ulot­na jak pra­wa. Wyso­kość czyn­szu,
cła i podat­ku sta­nie się wła­ści­wą mia­rą
wol­no­ści. Defi­cyt podyk­tu­je nowe dogma­ty.
Poli­tycz­na czuj­ność wyro­dzi się w nie­zno­śną,
pro­ce­du­ral­ną nudę. Sło­wa jed­nak nadal będą
ukry­wa­ły myśli, a aure­ola ota­cza­ją­ca głu­po­tę

nigdy nie zaga­śnie. Ręce, któ­re rwa­ły cier­nie,
obmy­ją się na spo­tka­nie dło­ni, któ­re plo­tły
bicze. God­ność i pożą­da­nie w jed­nym sta­ną
dom­ku, a wilk przy­tu­li się do czar­nej owiecz­ki
i brzyd­kie­go kacząt­ka. Marze­nie o wiel­kiej hur­tow­ni
owo­ców połu­dnio­wych zaćmi tęsk­no­tę za sztu­ką
czy­stą. Mesjasz litew­skich wiesz­czów nie znaj­dzie

przy­tuł­ku nawet w gabi­ne­cie figur wosko­wych.
Zwąt­pie­nie zamknie wyobraź­nię poetów
w widzial­nym, rze­czy­wi­stym świe­cie. Miłość,
na szczę­ście, wciąż na nowo będzie roz­kła­dać
swo­je akcen­ty w nie­prze­wi­dy­wal­nym ryt­mie.
Nato­miast nicość naresz­cie obja­wi się czy­sta
jak błę­kit nie­ba na wido­ków­ce z Rzy­mu.

O autorze

Zbigniew Machej

Urodził się w 1958 roku w Cieszynie. Poeta, tłumacz poezji czeskiej, słowackiej i angielskiej, eseista. Autor piętnastu zbiorów wierszy. Wieloletni pracownik polskiej dyplomacji kulturalnej w Czechach i na Słowacji. Dotychczas w Biurze Literackim opublikował tomy: Kraina wiecznych zer (2000), Prolegomena. Nieprzyjemne wiersze dla dorosłych (2003), Wspomnienia z poezji nowoczesnej (2005), Wiersze przeciwko opodatkowaniu poezji (2007) oraz książkę poetycką dla dzieci Przygody przyrody (2008); nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius i Nagrody Literackiej Gdynia.

Powiązania