książki / TEATR

Tragedia człowieka

Imre Madách

Fragment książki Tragedia człowieka Imre Madácha w przekładzie Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim w wersji papierowej 6 października 2014 roku, a w wersji elektronicznej 10 kwietnia 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Scena II [fragment]

ADAM
Prócz nas są ludzie? Nie wie­dzia­łem o tym…

LUCYFER
Ba, wie­le rze­czy jest, o któ­rych nie wiesz
I się nie dowiesz. Czy ten zacny sta­rzec
Po to cię stwo­rzył z pro­chu zie­mi, żeby
Dzie­lić się z tobą całym swo­im świa­tem?
Ty jego sła­wisz, on cię tyl­ko zno­si,
Jedz to, ci mówi, uni­kaj tam­te­go,
Strze­że cię, wie­dzie jak weł­ni­ste zwie­rzę,
Nie ma potrze­by, żebyś miał świa­do­mość.

ADAM
Świa­do­mość? – Zatem nie mam świa­do­mo­ści?
Nie czu­ję słoń­ca miłe­go pro­mie­nia,
Nie czu­ję słod­kiej rado­ści ist­nie­nia
I nie­skoń­czo­nej łaski mego Boga,
Któ­ry uczy­nił mnie Panem tej zie­mi?

LUCYFER
Może to samo czu­je robak, któ­ry
Tobie sprzed nosa wła­śnie jabł­ko zja­da,
I orzeł, któ­ry małe­go dopa­da
Ptasz­ka. Co cie­bie szla­chet­niej­szym czy­ni?
To tyl­ko iskra, co w was sobie drze­mie,
Drże­nie okrusz­ka nie­skoń­czo­nej siły;
I niby fale stru­mie­nia na chwi­lę
Roz­bły­sku­ją­ce, znów się pogrą­ża­ją
W sza­rej głę­bi­nie wspól­ne­go kory­ta.
Tak, może jed­no, myśl, co w nie­świa­do­mym
Twym wnę­trzu drze­mie, mogła­by doj­rza­łość
Dać ci doro­słą, sile two­jej dając
Wybór pomię­dzy dobrem oraz złem.
Sam wła­snym losem mógł­byś pokie­ro­wać
Od opatrz­no­ści wresz­cie oca­lo­ny.
Lecz może lepiej jak gno­jow­ni­ko­wi
Ci w miłym małym krę­gu wege­to­wać,
Prze­pę­dzać życie pozba­wio­ne wie­dzy,
Wszak jest wygod­ne uko­je­nie w wie­rze;
Szla­chet­nie trud­no stać na wła­snych nogach.

ADAM
O wiel­kich spra­wach mówisz, krę­ci mi się w gło­wie.

EWA
Mnie to pod­nie­ca, pięk­ne sło­wa, rze­czy nowe.

LUCYFER
Lecz sama wie­dza nie wystar­cza; trze­ba
Nie­śmier­tel­no­ści, żeby we wspa­nia­łych
Mogła się ucie­le­śnić dzie­łach.
Cóż zdo­ła zro­bić kró­ciut­kie ist­nie­nie?
Dwa drze­wa kry­ją wszyst­kie posia­dło­ści.
Zaka­zał wam ich ten, któ­ry was stwo­rzył.
Jeśli ich doznasz, wie­dzę boską
Miał będziesz, wdzięk twój będzie wiecz­nie mło­dy.

EWA
Jed­nak okrut­ny stwór­ca!

ADAM
A jeże­li kła­miesz?

(Świa­tłość wzma­ga się.)

CHÓR NIEBIESKI
O bia­da ci, świe­cie!
Odwiecz­na nega­cja cię kusi.

GŁOS PANA
Czło­wie­ku, strzeż się!

ADAM
Cóż to za głos zno­wu?

LUCYFER
To wiatr poru­sza gałę­zia­mi.
Pomóż­cie,
Wy, żywio­ły,
Czło­wie­ka
Dla was zdo­być.

(Zry­wa się wiatr, świa­tłość gaśnie.)

ADAM
Kim­że jesteś ty?
Wyglą­dasz tak samo jak my.

LUCYFER
Popatrz na orła, co szy­bu­je w chmu­rach,
Popatrz na kre­ta, któ­ry ryje w zie­mi,
Każ­de­go inny ota­cza hory­zont,
Świat ducha poza two­im krę­giem leży,
Czło­wiek dla cie­bie jest tym, co naj­wyż­sze.
Dla psa naj­wyż­szym jest pies ide­ałem,
Za towa­rzy­sza bio­rąc, sza­cu­nek oka­że,
Lecz jak ty z góry na nie­go spo­glą­dasz
I sto­isz nad nim niby prze­zna­cze­nie,
Go bło­go­sła­wiąc lub rzu­ca­jąc klą­twę,
Tak samo z góry spo­glą­da­my na was,
My, uczest­ni­cy kra­in ducha dum­ni.

ADAM
Tyś jed­nym z nich?

LUCYFER
Naj­po­tęż­niej­szym z moc­nych
Jam stał przy tro­nie Pana. Chwa­ła
Jego naj­więk­sza mnie opro­mie­nia­ła.

ADAM
Cze­muś nie został więc w świe­tli­stym nie­bie,
A zsze­dłeś do nas na ten mar­ny świat?

LUCYFER
Znu­dzi­ła mi się ta dru­ga pozy­cja,
To prze­pi­so­we, mono­ton­ne życie,
Nie­bie­ski chór mło­dzian­ków nie­doj­rza­łych,
Co zawsze sła­wi, nicze­go nie gani.
Ja pra­gnę wal­ki, dys­ku­sji i spo­ru,
Co rodzi siłę i świat daje nowy,
Gdzie wiel­ką może być samot­na dusza,
Kto ma odwa­gę, może ze mną ruszać.

ADAM
Lecz zapo­wie­dział Bóg, że nas uka­rze,
Jeśli zej­dzie­my z prze­zna­czo­nej dro­gi.

EWA
Miał­by nas karać? Jeśli nam wyzna­czył
Dro­gę, po któ­rej chce, byśmy kro­czy­li,
To mógł nas prze­cież jed­no­cze­śnie stwo­rzyć
Taki­mi, by nas inne dro­gi nie kusi­ły.
Cze­muż posta­wił nas nad rwą­cym nur­tem,
Oszo­ło­mio­nych karze potę­pie­niem,
Jeśli w swym pla­nie grzech prze­wi­dział rów­nież
Jak burzę pośród let­nich dni, kto powie,
Że god­ne kary bar­dziej to, co nisz­czy,
Niże­li to, co życio­daj­nie grze­je?

LUCYFER
Oto i pierw­szy filo­zof się zja­wił!
Pój­dzie za tobą, sio­stro, dłu­gi sze­reg,
By to roz­wa­żać na milion spo­so­bów,
Do domu waria­tów tra­fi z nich nie­je­den,
Lecz żaden jed­nak nie znaj­dzie prze­pra­wy.
Więc ponie­chaj­cie tego mędr­ko­wa­nia,
Rzecz każ­da w sobie tyle ma kolo­rów,
Że ten, kto wszyst­kie bar­wy jej dostrze­że,
Wie mniej, niż wie­dział na samym począt­ku,
I nie potra­fi decy­zji już pod­jąć.
Bo mędr­ko­wa­nie jest mogi­łą czy­nu.


Scena III [fragment]

(Kra­jo­braz z pal­ma­mi poza Ede­nem. Mała cha­ta z suro­we­go drew­na. Adam robi ogro­dze­nie z pali­ków. Ewa budu­je altan­kę. Lucy­fer.)

(…)

LUCYFER
Jeśli macie takie małost­ko­we dusze,
Że mar­z­nie­cie bez ręki i myśli tro­skli­wej
I pod­da­nia wam trze­ba, wywo­łać wam muszę
Boga, co będzie dużo łagod­niej­szy
Niż tam­ten groź­ny sta­rzec, ducha zie­mi.
Skrom­ny mło­dzie­niec, znam go z nie­biań­skie­go chó­ru. –
Przy­by­waj, duchu,
Wiesz, że oprzeć się nie możesz.
Pra­daw­na nega­cja cię wzy­wa,
Nikt się jej nie sprze­ci­wi.

(Z zie­mi bucha­ją pło­mie­nie, gęsta czar­na chmu­ra powsta­je wraz z tęczą, zie­mia trzę­sie się.)

LUCYFER
Upio­rze, kim­żeś? Nie cie­bie wzy­wa­łem,
Duch zie­mi łagod­ny jest i deli­kat­ny.

GŁOS DUCHA ZIEMI
Co w chó­rze nie­ba łagod­ne się zda­ło,
Jest w krę­gu wła­snym moc­ne, nie­skoń­czo­ne.
Oto przy­by­łem, bowiem sło­wu ducha
Posłuch należ­ny, acz­kol­wiek, zauważ,
Wzy­wać, kie­ro­wać to dwie róż­ne rze­czy.
Upad­niesz, jeśli wła­sne przy­bio­rę obli­cze,
A te roba­ki dwa zgi­ną natych­miast.

LUCYFER
Jak więc się czło­wiek może zbli­żyć do cię,
Sko­ro to cie­bie przyj­mu­je za boga?

GŁOS DUCHA ZIEMI
W wodach i chmu­rach roz­pro­szo­ny,
I w gaju, wszę­dzie tam, gdzie zaj­rzy,
Pra­gnąc usil­nie, z pier­sią pod­nie­sio­ną.

(Zni­ka.)

(Gaj i stru­mień zalud­nia­ją weso­łe nim­fy.)

EWA
Cóż za sio­strza­ne miłe twa­rze,
Spójrz, jak uro­czo nas wita­ją,
Pust­ko­wia nie ma już ni pusz­czy.
Szczę­ście sfru­nę­ło tu wraz z nimi,
W smut­ku przy­nio­są nam otu­chy
Sło­wo, w zwąt­pie­niu dobre rady.

LUCYFER
Trud­no o lep­sze miej­sce, by pro­sić o radę
Niż owe miłe uro­cze posta­ci
Dla was, co się radzi­cie, już posta­no­wiw­szy;
Odpo­wia­da­ją tak, jak brzmi pyta­nie.
Z uśmie­chem one patrzą w ser­ce czy­ste,
Zroz­pa­czo­ne­mu wyda­ją się strasz­ne.
Wam w stu posta­ciach będą towa­rzy­szyć,
Prze­obra­ża­jąc się na sto spo­so­bów;
Dla mędr­ca, któ­ry bada, będą chłod­nym cie­niem
I ide­ałem dla serc wiecz­nie mło­dych.

ADAM
Po cóż mi, po cóż ta gra poły­skli­wa,
Co się przede mną toczy, jak ją zgłę­bić?
Nowa zagad­ka mi tyl­ko przy­by­ła. –
Nie zwódź mnie, pro­szę, Lucy­fe­rze, dłu­żej,
Daj wie­dzieć wszyst­ko, jak to obie­ca­łeś.

LUCYFER
(na stro­nie)
Jesz­cze ci kie­dyś kością w gar­dle sta­nie
Ta wie­dza, z żalem wspo­mnisz sta­re cza­sy.

(do Ada­ma)
Lecz cier­pli­wo­ści. Wiesz sam, że na chwi­lę
Roz­ko­szy musisz sobie zapra­co­wać.
Nim wszyst­ko poj­miesz, wie­le nauk musisz
Poznać i doznać wie­lu roz­cza­ro­wań.

ADAM
O cier­pli­wo­ści łatwo mówić temu,
Przed kim otwo­rem stoi życie wiecz­ne,
Z drze­wa żywo­ta ja jed­nak nie jadłem,
Mnie krót­kie życie zmu­sza do pośpie­chu.

LUCYFER
Wszyst­ko, co żyje, żyje rów­nie dłu­go,
Stu­let­nie drze­wo, jęt­ka jed­nod­niów­ka,
Wzra­sta, pozna­je, miłu­je i gaśnie,
Gdy licz­bę dni swych i pra­gnień wypeł­ni.
Nie czas upły­wa, to my się zmie­nia­my,
Dzień czy stu­le­cie – na jed­no wycho­dzi.
Nie bój się, cel swój ty tak­że osią­gniesz,
Lecz nie myśl, że się czło­wie­cze jeste­stwo
Do tego cia­ła z pro­chu ogra­ni­cza.
Widzia­łeś mrów­ki i rój psz­czół widzia­łeś?
Tysiąc robot­nic krzą­ta się bez­myśl­nie,
Dzia­ła na oślep, krzą­ta się i ginie,
Lecz całość prze­cież jako trwa­ła jed­ność
Wciąż żyje w duchu jed­no­cze­snym, trwa i
Plan usta­lo­ny sku­tecz­nie wypeł­nia,
Aż kres nadej­dzie – wszyst­ko się zatrzy­ma.
Twe cia­ło z pro­chu tak­że się roz­pad­nie,
Ale w stu kształ­tach oży­jesz, nicze­go
Nie będziesz musiał zaczy­nać na nowo;
Zgrze­szy­łeś, w synu to odpo­ku­tu­jesz,
Poda­grę będziesz w nim kon­ty­nu­ował,
Cze­go doświad­czasz, czu­jesz i się uczysz,
Na lat milio­ny będzie twą wła­sno­ścią.

ADAM
Patrzeć za sie­bie to dobre dla star­ca,
Me mło­de cia­ło chce cze­goś inne­go:
W przy­szłość zapu­ścić spoj­rze­nie, zoba­czyć
To, o co będę wal­czyć, cze­go doznam.

EWA
Też chcę zoba­czyć, czy w tych odna­wia­niach
Moja uro­da nie zwięd­nie, nie sczeź­nie.

LUCYFER
Nie­chaj tak będzie. Ześlę na was czar:
Pod obra­za­mi ulot­ne­go snu
Do kre­su swo­jej przy­szło­ści zaj­rzy­cie.
Ale ujrzaw­szy, że cel, do któ­re­go
Dro­ga was wie­dzie, jest bła­hy, bój cięż­ki,
Byście na duchu cał­kiem nie upa­dli
I z pola wal­ki nie ucie­kli, mały
Pro­mień na nie­bie wam uka­żę, któ­ry
Da wam ilu­zję, że to wszyst­ko pozór
Zwod­ni­czy – a ten pro­myk to nadzie­ja.

(Mówiąc te sło­wa, Lucy­fer pro­wa­dzi Ada­ma i Ewę do cha­ty. Tam obo­je zasy­pia­ją.)


Scena V [fragment]

(Ate­ny. Plac publicz­ny, pośrod­ku mów­ni­ca. Na pierw­szym pla­nie z boku pery­styl świą­ty­ni z posą­ga­mi bogów, gir­lan­da­mi kwia­tów, ołtarz. Ewa, jako Luda, żona wodza Mili­tia­de­sa, idzie z synem Kimo­nem w stro­nę świą­ty­ni. Towa­rzy­szy jej służ­ba, któ­ra nie­sie przed­mio­ty ofiar­ne. Po pla­cu wałę­sa­ją się obdar­ci ludzie. Sło­necz­ny pora­nek.)

EWA
Chodź, chodź, synecz­ku. Popatrz, tam odpły­nął
Na chy­żym stat­ku twój ojciec, by wal­czyć
Gdzieś na dale­kich gra­ni­cach ojczy­zny.
Tam bar­ba­rzyń­ski lud miesz­ka, co czel­ność
Ma, by wol­no­ści zagra­żać ojczy­zny
Naszej. Więc módl­my, módl­my się, mój synu,
Niech nie­bo bro­ni słusz­nych praw ojczy­zny,
Niech boha­ter­ski ojciec cało wró­ci.

KIMON
I po co ojciec w taką dal wyru­szył,
By obe­rwań­ców tych bro­nić i tchó­rzy,
Gdy jego pięk­ną żonę grą­ży smu­tek?

EWA
Dobre­go swe­go ojca nie osą­dzaj,
Na takie dzie­ci spa­da klą­twa bogów.
Kobie­ta tyl­ko zako­cha­na pra­wo
Ma się uża­lać nad czy­na­mi męża,
Któ­rych nie­cha­jąc okrył­by ją wsty­dem.
God­nie męż­czy­zny ojciec twój postą­pił.

KIMON
Lękasz się więc, że sła­by jest, że prze­gra?

EWA
Nie, boha­te­rem twój ojciec, zwy­cię­ży,
Jed­no jest tyl­ko, cze­go się oba­wiam,
Że nie poko­na sie­bie.

KIMON
O czym mówisz?

EWA
Moc­ny głos w naszej duszy zamiesz­ku­je,
Ambi­cja. Głos ten w nie­wol­ni­ku drze­mie,
Lub, krę­po­wa­ny, wie­dzie do występ­ku.
Lecz wol­ność jego krwią kar­mio­na, rośnie
W oby­wa­tel­skie cno­ty, powo­łu­jąc wszyst­ko
Do życia, co jest pięk­ne oraz wiel­kie,
Lecz gdy zbyt sil­ny, ata­ku­je mat­kę
I wal­czy, aż się jed­no z nich wykrwa­wi.–
Gdy­by ten głos w nim wzmoc­nił się za bar­dzo
I miał­by zdra­dzić tę świę­tą ojczy­znę,
Prze­klę­ła­bym go. Pomó­dl­my, się synu.

(Wcho­dzą do świą­ty­ni, na pla­cu gro­ma­dzi się coraz wię­cej ludzi)

PIERWSZY Z LUDU
Eks­cy­tu­ją­cych żad­nych wie­ści nie ma,
Czy nasze woj­ska nie zna­la­zły wro­ga?

DRUGI Z LUDU
I tutaj tak­że wszy­scy jacyś sen­ni,
Może nie knu­je już nikt żad­nych pla­nów,
Jak nie­gdyś, któ­re aby prze­pro­wa­dzić
Potrze­ba było gar­dła wspa­nia­łe­go
Ludu. Od rana tu łażę i żaden
Kupiec na głos mój się jesz­cze nie tra­fił.

PIERWSZY Z LUDU
Nud­ne to życie. Czym by się tu zająć?

TRZECI Z LUDU
Przy­da­ło­by się jakieś zamie­sza­nie.

(….)

PIERWSZY DEMAGOG
Więc słu­chaj, ludu! Wiel­ki Mili­tia­des
Zaprze­dał naszą ojczy­znę.

DRUGI DEMAGOG
On kła­mie!!
To mnie słu­chaj­cie, by was nie dosię­gnął
Wstyd spóź­nio­ne­go żalu.

PIERWSZY Z LUDU
Precz, bez­czel­ny!
(Wlo­ką go aż do tłu­mu)

PIERWSZY DEMAGOG
Waszej mło­do­ści kwiat jest w jego rękach,
Jed­nym ata­kiem Lem­nos zdo­łał zdo­być,
A teraz stoi bez­czyn­nie pod Faros.
Jest prze­ku­pio­ny.

TRZECI Z TŁUMU
Zabić zdraj­cę, zabić!

(…)

EWA
A więc o kim mowa?

DRUGI DEMAGOG
(pod­cho­dząc do niej)
Jak o kim? Tym, co o gło­wę prze­ra­sta
Oby­wa­te­li innych; znieść tego nie mogą.

EWA
Wiel­cy bogo­wie! O Mili­tia­de­sie? –
Sta­ry Kri­spo­sie, któ­re­mu był mąż mój
Dał wol­ność, ty też wołasz jego śmier­ci?

KRISPOS
Prze­bacz mi, pani, z nas dwóch tyl­ko jeden
Żyć może. Z trój­ką dzie­ci utrzy­mu­je
Mnie ten, co każe, żebym tak gło­so­wał.

EWA
Bia­da ci, jeśli los cię upo­ka­rza!
Lecz ci wyba­czam, jeśliś głod­ny. A ty,
Ty Ter­si­te­sie? I wy wszy­scy, wszy­scy,
Co w dobro­by­cie śpi­cie sobie smacz­nie,
Albo­wiem mąż mój waszych wro­gów męż­nie
Od bram odpie­ra. – Och, wy nie­wdzięcz­ni­cy! –

(…)

LUCYFER
(śmie­jąc się zacie­ra ręce)
To świet­ny żart był. Jak dobrze się pośmiać
Tam rozu­mo­wi, gdzie ser­ca pęka­ją.

(zwra­ca­jąc się ku świą­ty­ni)
Oby mi tyl­ko widok młod­nie­ją­cej
I wiecz­nie pięk­nej szy­ków wciąż nie mie­szał.
Mar­z­nę w jej obcym krę­gu, co róża­mi
I poca­łun­kiem nie­win­nym zawsty­dza
Obna­żo­ne­go, co potra­fi spra­wić
Że grzech się sta­je szla­chet­niej­szy, któ­ra
I naj­po­dlej­szy los tak­że uwznio­śla. –
Bo świat mój bar­dzo, tak bar­dzo się spóź­nia,
Ist­na potwor­ność i nie­pew­na trwo­ga,
Jak tu odstra­szyć to złu­dze­nie, któ­re
Czło­wie­ka, co już-już upadł na sku­tek
Moich wysił­ków, pod­no­si na nowo. –
Lecz zoba­czy­my, czy kie­dy nie­ba­wem
Przyj­dzie tu do nas strasz­na zgro­za śmier­ci,
To nie nastą­pi wresz­cie osta­tecz­ny
Koniec nud­ne­go teatrzy­ku cie­ni.

(Mie­sza się z tłu­mem)

(Adam jako Mili­tia­des pro­wa­dzo­ny na cze­le zbroj­ne­go oddzia­łu, jest ran­ny. Przed nim korzą­cy się w bła­ga­niach tłum i Dema­go­dzy).

GŁOS Z TŁUMU
Niech żyje nasz wódz. Łaski, wiel­ki mężu.

ADAM
Jaka wam wina każe pro­sić łaski?
O co sła­be­go może pro­sić sil­ny? –
Lecz mojej żony ni dziec­ka nie widzę;
Och, chy­ba złe­go nic ich nie spo­tka­ło! –

(…)


Scena XIII [fragment]

(Prze­strzeń kosmicz­na. W odda­li widać skra­wek Zie­mi, zmniej­sza­ją­cy się aż do roz­mia­rów gwiaz­dy, jed­nej z wie­lu. Na począt­ku na sce­nie panu­je pół­mrok, powo­li się ściem­nia, aż zapa­da czar­na noc. Adam jako sta­rzec leci z Lucy­fe­rem.)

ADAM
Dokąd sza­lo­ny lot ten wie­dzie, powiedz.

LUCYFER
Czyż nie pra­gną­łeś ujść od ziem­skich mętów
W te wyż­sze sfe­ry, skąd, jeże­li dobrze
Poją­łem, mowę sły­sza­łeś ci brat­nich
Duchów?

ADAM
To praw­da, ale nie sądzi­łem,
Że dro­ga do nich będzie taka przy­kra.
Taka jest pusta ta prze­strzeń, tak obca,
Że świę­to­krad­ca jak­by ją prze­mie­rzał,
A w mojej pier­si wal­ka trwa dwóch uczuć:
Czu­ję nik­czem­ność zie­mi, to, że wię­zi
Mą wznio­słą duszę, pra­gnę od niej uciec;
I pła­czę za nią, boli, żem się od niej
Ode­rwał. Popatrz na nią, Lucy­fe­rze.
Naj­pierw znik­nę­ły moim oczom kwia­ty,
Potem listo­wie jej lasów. Kra­jo­braz
Tak dobrze zna­ny, z set­ka­mi miejsc miłych
W rów­ni­nę spłasz­czył się bez cha­rak­te­ru.
To, co cie­ka­we, wszyst­ko się roz­my­ło,
W gru­dy się góry pokur­czy­ły teraz,
Chmu­ra brze­mien­na w pio­run, któ­rej w dole
Wie­śniak się lęka, głos świę­ty w jej gro­mie
Czu­jąc, w opa­ry nędz­ne zamie­nio­na.
I gdzież się bez­kres huczą­ce­go morza
Podział? Jest sza­rą pla­mą na powierzch­ni
Kuli, co krą­żąc zde­rza się z milio­nem
Odmien­nych pla­net, i to był nasz świat.
Och, Lucy­fe­rze! Wresz­cie ona, ona –
Czy z nią się rów­nież musie­li­śmy roz­stać? –

LUCYFER
Nic nie pora­dzę, z nasze­go wznio­słe­go
Punk­tu widze­nia, wpierw czar ginie, potem
Wiel­kość i siła, aż nic nie zosta­nie
Oprócz ozię­błej mate­ma­ty­ki. –

ADAM
Gwiaz­dy zosta­ły gdzieś dale­ko w tyle,
Nie widzę celu, nie czu­ję prze­szko­dy.
Cóż bez miło­ści i wal­ki jest war­te
Życie? Drżę cały z zim­na, Lucy­fe­rze!

LUCYFER
Więc tyle trwa­ło two­je boha­ter­stwo,
Zatem wra­caj­my i baw­my się w pyle.

ADAM
Kto to powie­dział? Naprzód zatem, naprzód:
Boli do chwi­li, gdy się osta­tecz­nie
Nie zerwą liny, łączą­ce nas z zie­mią. –
Lecz ejże, co to, bra­ku­je mi tchu,
Siły ucho­dzą i tra­cę świa­do­mość.
Było­byż wię­cej czymś niż tyl­ko baj­ką,
Że żył Ante­usz tak dłu­go, jak kon­takt
Miał z zie­mią?

GŁOS DUCHA ZIEMI
Owszem, to wię­cej niż baj­ka.
Już znasz mnie, ducha zie­mi, ja jedy­nie
Oddy­cham w tobie, powi­nie­neś wie­dzieć.
Ma wła­dza się­ga do tego szla­ba­nu,
Wra­caj, żył będziesz – prze­kro­czysz go, zgi­niesz,
Niby wymo­czek, któ­ry w kro­pli wody
Bry­ka. – Tą kro­plą dla cie­bie jest Zie­mia. –

ADAM
Ja się sprze­ci­wiam, stra­szysz mnie darem­nie. –
Cia­łem być może jestem twój, lecz moja
Jest dusza, praw­da i myśl są bez­kre­sne,
Ist­nia­ły wcze­śniej niż twój świat mate­rii.

GŁOS DUCHA ZIEMI
Próż­ny czło­wie­ku! Spró­buj, strasz­nie zgi­niesz.
Od róży czyż­by wcze­śniej­szy był zapach,
Kształt był przed cia­łem, a pro­mień przed słoń­cem?
Gdy­byś mógł widzieć swą sie­ro­cą duszę,
Jak krą­ży pośród bez­kre­snych prze­stwo­rzy,
Szu­ka­jąc próż­no sen­su i wyra­zu
W tym świe­cie, co jest dla niej cał­kiem obcy,
Prze­ra­ził­byś się. Bo każ­de poję­cie,
Uczu­cie, co się w tobie prę­ży, tyl­ko
Jest ema­na­cją tej masy mate­rii,
Któ­rą zwiesz Zie­mią i któ­ra ina­czej
By nie ist­nia­ła, i ty byś nie ist­niał. –
Pięk­no, brzy­do­tę, nie­bo oraz pie­kło
Tyl­ko z moje­go wzią­łeś sobie ducha,
Co ład wpro­wa­dza w twą małą ojczy­znę.
Och, to, co tutaj jest praw­dą odwiecz­ną,
To w innym świe­cie może być absur­dem,
A nie­moż­li­we rze­czą natu­ral­ną.
Nie ma cią­że­nia tam, byt nie jest w ruchu,
Co tu powie­trzem, tam może jest myślą,
Co tutaj świa­tłem, tam może jest dźwię­kiem,
Krysz­ta­łem to, co tu żywą rośli­ną. –

ADAM
Nie wstrzy­masz lotu mej duszy ku górze.

GŁOS DUCHA ZIEMI
Ada­mie, zbli­ża się ostat­nia chwi­la:
Wra­caj na zie­mię, tam możesz być wiel­ki,
Lecz jeśli tyl­ko z pier­ście­nia wszech­świa­ta
Się wyrwiesz, tego Bóg nie ścier­pi, byś się
Do nie­go zbli­żył – i cię uni­ce­stwi. –

ADAM
Wcze­śniej czy póź­niej i tak śmierć mnie znisz­czy. –

GŁOS DUCHA ZIEMI
Tego pysz­ne­go odwiecz­ne­go kłam­stwa
Nie wypo­wia­daj w świe­cie ducha nigdy. –
Cała przy­ro­da drży z jego powo­du. –
To świę­ta pie­częć i Pan ją dla sie­bie
Zatrzy­mał. Jabł­ko wia­do­mo­ści też jej
Nie mogło zła­mać.

ADAM
Ja ją zła­mię.
(Lecą dalej. Adam nagle wyda­je okrzyk i zamie­ra.)
Ginę! -

O autorze

Imre Madách

Urodził się w 1823 roku. Dramaturg, również autor poezji i opowiadań. Z wykształcenia prawnik, członek Węgierskiej Akademii Nauk. Od 1861 był posłem do Parlamentu. Jego najwybitniejszym dziełem dramatycznym jest poemat Tragedia człowieka (1861). Zmarł w 1864 roku.

Powiązania

Tragedia człowieka, scena pierwsza (czyta Bohdan Zadura)

dzwieki / RECYTACJE Imre Madách

Frag­ment książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Języ­ki obce” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2014, czy­ta Boh­dan Zadu­ra.

Więcej

Języki obce w trybie męskim

nagrania / z fortu do portu Imre Madách W.H. Auden

Wier­sze z ksią­żek W podzię­ko­wa­niu za sie­dli­sko W.H. Aude­na oraz Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha. Frag­ment spo­tka­nia autor­skie­go w ramach 19. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2014.

Więcej

Śródziemnomorski sen

recenzje / IMPRESJE Miłosz Waligórski

Recen­zja Miło­sza Wali­gór­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha, wyda­nej w prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 6 paź­dzier­ni­ka 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 10 kwiet­nia 2017 roku.

Więcej

Tragedio, trwaj!

recenzje / IMPRESJE Joanna Żabnicka

Esej Joan­ny Żab­nic­kiej, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha, wyda­nej w prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 6 paź­dzier­ni­ka 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 10 kwiet­nia 2017 roku.

Więcej

Tragedia człowieka, scena pierwsza (czyta Bohdan Zadura)

dzwieki / RECYTACJE Imre Madách

Frag­ment książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Języ­ki obce” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2014, czy­ta Boh­dan Zadu­ra.

Więcej

Tragedia człowieka

recenzje / ESEJE Roksana Obuchowska

Recen­zja Rok­sa­ny Obu­chow­skiej z książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha w prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry, któ­ra uka­za­ła się 7 stycz­nia 2015 roku na stro­nie inter­ne­to­wej Dol­no­ślą­skie­go Ośrod­ka Kul­tu­ry i Sztu­ki.

Więcej

Imre Madách i Tragedia człowieka (fragment posłowia)

recenzje / IMPRESJE Pál Varga

Frag­ment posło­wia Pála S. Var­gi z książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha.

Więcej

„Żeby uważnie przeczytać to, co w obcym języku mi się spodobało”

wywiady / o książce Bohdan Zadura Miłosz Waligórski

Z Boh­da­nem Zadu­rą, tłu­ma­czem Tra­ge­dii czło­wie­ka Imre Madácha, roz­ma­wia Miłosz Wali­gór­ski.

Więcej

Śródziemnomorski sen

recenzje / IMPRESJE Miłosz Waligórski

Recen­zja Miło­sza Wali­gór­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha, wyda­nej w prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 6 paź­dzier­ni­ka 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 10 kwiet­nia 2017 roku.

Więcej

Tragedia człowieka

recenzje / ESEJE Roksana Obuchowska

Recen­zja Rok­sa­ny Obu­chow­skiej z książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha w prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry, któ­ra uka­za­ła się 7 stycz­nia 2015 roku na stro­nie inter­ne­to­wej Dol­no­ślą­skie­go Ośrod­ka Kul­tu­ry i Sztu­ki.

Więcej

Imre Madách i Tragedia człowieka (fragment posłowia)

recenzje / IMPRESJE Pál Varga

Frag­ment posło­wia Pála S. Var­gi z książ­ki Tra­ge­dia czło­wie­ka Imre Madácha.

Więcej