książki / POEZJE

Wojna (pieśni lisów)

Konrad Góra

Fragment książki Konrada Góry Wojna (pieśni lisów), która ukazała się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku, a w wersji elektronicznej 19 lipca 2021 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Okopań poideł

że jest się, a po co

Oko­pań poideł,
nie ma chle­ba Jed­no­ści Naro­do­wej,
oka­dzeń domo­stwu,
nie ma chle­ba Sien­kie­wi­cza.

Roko­szy sumie­nia,
nie ma chle­ba Mark­sa i Engel­sa,
ule­gań Sre­bre­nic,
nie ma chle­ba Ron­do Reaga­na.

Pasja­mi opie­rań,
nie ma chle­ba Klecz­kow­ska do-i-od torów,
opie­rań bez pasji,
nie ma chle­ba Odra Kra­szew­skie­go.

Żywień y bro­nień,
nie ma chle­ba Anty-Rey­mon­ta,
fran­czy­zy spa­mię­tań,
nie ma chle­ba Oso­bo­wic­ki z Buj­wi­da.

Stru­żeń piosn­ki o usta,
nie ma chle­ba Jagiel­loń­czy­ka w dwóch kotach,
nale­gań, że mimo
jest chleb tu i teraz,

nie-
zasłu­żo­ny, gorą­cy przez pal­ce
chleb ście­rań
o jesz­cze.

4.12.2011
(pierw­szy kot z 2001, dru­gi z „do-wczo­raj-i-dzi­siaj”)


Wojna (pieśń lisów)

Jestem two­im gor­szym bokiem, jaskra­wym prze­ocze­niem
W obro­nie, to ja zosta­wiam śla­dy
Tak bli­sko kry­jów­ki, któ­re ty zacie­rasz do wody w pęcher­zach.

W jamach tego lasu zbie­ra się tyl­ko pył i ziar­na sosen.
Grzy­by zna­czą gro­by. Susza: most
Legł na dnie, byłym dnie, sar­ny szcze­ka­ją gło­śniej.

A naj­gło­śniej lisy. Nie ma zła w nie­wi­dze­niu barw.
Ogród i dom, mira­że.
Nie mor­do­wa­ły­śmy od koń­ca kar­mie­nia.


Puls (krety)

Two­ja śmierć; jak się ma two­ja śmierć?
Twój wróg spo­łe­czeń­stwo, twój wróg ludz­kość;
jak się mają?
Cze­go chcą:
ich zwie­rzę­ta już wró­ci­ły
z egze­ku­cji; ich pyski są peł­ne zie­mi.
Ośle­pia­ją­ce zmierz­chem słoń­ce.
Bło­to rzad­sze o wypłu­ka­ne gniaz­da.


Idzie

(dla dobre­go czy­tel­ni­ka przy­ja­zne będzie czy­ta­nie w dowol­nej figu­ra­cji)

Idzie nadzie­ja paria­sów pod sztan­da­rem z plan­de­ki.
Idzie rój­ka jeba­ków na sta­dion z chi­ty­ny.
Idzie śmierć ku doło­wi, czy­ta locję nie­ba.
Idzie pasek sprze­da­ży po grzbie­cie Azjat­ki.

Idzie god­ność z zakwe­fio­nym pyskiem.
Idzie inna god­ność tępym szro­nem gar­dła.
Idzie wstyd ex cate­dra plo­tąc komu­na­ły.
Idzie rumor z par­te­ru, śpi­my pod­na­ję­ci.

Idzie wszech­fi­lo­zof, jego kon­ku­bi­na dzier­ży zaś mon­stran­cję.
Idzie ruin kobie­rzec na naj­śwież­szą skór­kę.
Idą boż­ki cze­re­dą, naj­tę­żej Pan Jezu.
Idzie litość pazer­na dla dal­szej ofia­ry.

Mięk­ko stą­pa kuna, wle­cze jajo gęsi.
Idzie lura do ust spra­gnio­nych sza­cun­ku.
Idzie i sza­cu­nek, sko­ro go woła­ją: mie­si go pie­kar­czyk o kocim pod­szerst­ku.
Idzie marazm bólu, jest pusto pod most­kiem.

Idzie młyn w rota­cję przed skrze­płą Bystrzy­cą.
Idzie służ­ba, nie może oddy­chać.
Idzie las; w nim się pocho­wa­my.
Idzie płacz o łzach pra­wie jak tapio­ka.

Idzie rzut molo­chów spod kla­wi­szy mia­sta.
Idzie nóż komo­rą, wra­ca w porę­cze­niu.
Idzie tlen, w jego samo­pa­łach wiru­je pół słoń­ca.
Idzie sęk tar­ci­cą: to też jest nadzie­ja.


Borowski
(cztery strofki zamiast samobójstwa)

(tu i ówdzie w pol­sz­czyź­nie mówi się „zaś” w rozu­mie­niu „zno­wu”)

A
Upi­łem się chmur­nie, nosił mnie Borow­ski
Żebrac­twa i jebań nocą ese­me­sów,
Iż tęże­je męstwa nasze­go paję­czy­na,
Lecz wiot­cze­je męstwa nasze­go paję­czy­na;
Na słoń­ce o tru­pach wzno­szą­ce Afry­kę
I Pol­skę, co mlecz­ną sio­strą jest kun­dla,
Ten zaś uja­da nie­swo­ją część pie­śni –

B

I zbu­dzi­ło mnie zim­no, że brak mi do śmier­ci
Nie miał­kiej odwa­gi, a całe­go życia.
Tadzi­ku, młyn mie­le. Faj­czą się bud­dy­ści
Skór­ką żnię­tą od chle­ba, więc nad wyraz
Twar­dą – nad­mień­my, że pań­ską: sło­mia­ny
To zapał, cało­pal­ność żyw­ca. Na takiej
Ukra­inie się z tym nie pier­do­lą:

Γ

Co skom­le, że żyje, toż­sa­me kun­dlo­wi
Spa­zmem ist­nie­nia, rój ludz­ki odpu­ść­my.
Gada­łem z Dyc­kim i potem mnie ugryzł
Zębem mądro­ści; tej, co nic nie zna­czy;
Usta moje nabrzmia­ły od oślich poca­łun­ków
I zaś nie umar­łem, nie ma takiej śmier­ci –
Na pły­cie tar­go­wi­ska zacza­dził się ja-

Δ

Błczarz, dogrze­wał się butlą, nie zje­chał na noc,
Bo cze­kał na zwrot dwóch skrzy­nio­pa­let:
A ja to widzia­łem; stam­tąd mia­łem bli­sko;
I mia­łem w pamię­ci, że chce się ode mnie
Mil­cze­nia, więc mówi­łem, żeby ode­brać sens
Śmier­ci czy nawet mil­cze­niu; zosta­ło po nim
Bia­łej żołąd­ko­wej, co miast oczu ze mnie ście­kła.

O autorze

Konrad Góra

ur. w 1978 r. Za tom Pokój widzeń(2011) nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Wydał również książki Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem(2008), Siła niższa (full hasiok) (2012), Nie (2016) i Kalendarz majów (2019), który przyniósł mu nominację do Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody Literackiej Nike. W 2020 r. ukaże się jego wybór wierszy Wojna (pieśń lisów). Autor wyboru wierszy Anny Świrszczyńskiej Kona ostatni człowiek. Mieszka w Ligocie Małej i lasach.

Powiązania