książki / POEZJE

Wtracenie

Przemysław Suchanecki

Fragment książki Wtracenie Przemysława Suchaneckiego, która ukazała się w Biurze Literackim 31 grudnia 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Brzeg

Wycie­racz­ki rusza­ją się jak odnó­ża
wiel­kie­go owa­da zwi­sa­ją­ce­go z dachu.
Przy­po­mi­na mi to, jak skwa­szo­ny wno­si­łem
tor­bę poma­rań­czy na szczyt drew­nia­nej wie­ży,
pod­czas gdy naj­więk­sze pań­stwa świa­ta
cuch­nę­ły gów­nem. Mie­sią­ce roz­cią­ga­ją się w lata.
Marze­nia ule­ga­ją ogól­nym ten­den­cjom, roz­bi­ła się
moja ciot­ka nad brze­giem oce­anu, mój wujek dostał zawa­łu
nad brze­giem oce­anu. Magia chwi­li.
Tań­czy dłu­ga chwi­la, gdy gru­ba kobie­ta i sikhij­ski sprzą­tacz
idą w jed­nym tem­pie. Miły uśmiech potra­fi roz­świe­tlić ser­ce,
potra­fi zatłuc na śmierć. Sie­dzę w pew­nych miej­scach
jak roman­tycz­ny poeta na szczy­cie góry:
spo­co­ny i zdy­sza­ny, ze skle­jo­ny­mi wło­sa­mi, w nogach
czu­ję pul­su­ją­cy cię­żar, myślę tyl­ko o tym, jaką zjeść kanap­kę:
z serem czy z sala­mi.

Myślę, że moja mat­ka czu­je wrze­cio­na kosmo­su.
Myślę tak wte­dy, gdy się nie wyśpię
albo gdy mam cięż­ko z inne­go powo­du.
Pocie­sza mnie to, że mój ojciec upu­ścił nie­co
swój obraz. Zabra­ła go poli­cja, bo zabił.
Ufam mojej sio­strze, któ­ra bez myśle­nia
wsia­dła­by za ste­ry wiel­kiej kara­we­li.
Cie­szy mnie, że moi przy­ja­cie­le nie boją się smro­du i zgni­li­zny,
a moje przy­ja­ciół­ki raź­nie idą tam, gdzie chcą.
Wszy­scy idą w stro­nę wiel­kiej łuny sygna­łu wi-fi,
a wte­dy ja śpie­wam im taką pio­sen­kę:

Kie­dy nie mam wi-fi, jestem bez­ta­len­ciem,
Kie­dy nie mam wi-fi, odbi­jam piłecz­kę, etc., etc…


Prosto, bez pośpiechu

Nigdy nie ssa­łem tego powie­trza. Nie jestem stąd.
Zabra­łem ze sobą wszyst­kie zaba­wy, wszyst­kie wyli­czan­ki.
Mogę ich tu swo­bod­nie uży­wać i taplać się w for­mach
wybie­ga­ją­cych na zawo­ła­nie.

Ple­ni się zanie­dba­nie. Wezmę któ­re­goś dnia
wiel­ki kawał żela­za i wszyst­ko to wykar­czu­ję,
spe­ne­tru­ję gle­bę jak hisz­pań­ską kochan­kę,
będę gryzł i szar­pał, aż do oczysz­cze­nia.

Lasy i pusty­nie spo­ty­ka­ją się w tań­cu,
ram­ka jest duża, cięż­ka, kolo­ro­wa.
Znasz te chwy­ty jak wła­sne wło­sy, zie­mio.
Czy będzie ci wygod­nie w mojej skó­rze?

Przej­rza­łem wszyst­kie dane, ale nadal nie wiem: jakie jest imię tego świa­ta?
To imię zmie­nia się co minu­tę od począt­ku.
Raz zwa­łem go poko­jem, innym razem morzem,
prze­pysz­nym posił­kiem, na koń­cu nazwę go […]


Poranny, wieczorny

Strach oddać zie­mi, bo ręka słab­nie.
Nikt nie napad­nie w osa­dze­niu stra­chu,
obe­rwa­nie zie­mi w unie­sie­niu stra­chu.

Prze­nie­sie­nie na głu­pich polacz­ków idą­cych do swo­ich
mię­snych: kocham was.

Gdy kupu­je­cie

szyn­ki i rola­dy, chcę poznać wasze imio­na i w nich mówić.


Jabłko

Rozu­miem cię, ale nie odpo­wiem.
Mów­my fon­tan­na­mi.

– Have you seen the apple?
– I threw it away.

Pomo­gę ci zna­leźć odpo­wiedź, ale musisz zapy­tać
jesz­cze pięć razy.

– Have you seen the apple?
– I threw it away.

Wiesz, co powie­dzia­ła mi sio­stra?
Powie­dzia­ła, że wybuch­ną bom­by.

– Have you seen the apple?
– I threw it away.

Ile osób jed­no­cze­śnie fał­szu­je entu­zjazm?
To język socjo­pa­tów.

– Have you seen the apple?
– I threw it away.

To za duże spa­cje mię­dzy przy­stan­ka­mi.
Zro­zu­mia­łem, że sie­dzę w nie­bie­skim uni­for­mie i nie mam nic do powie­dze­nia.

– Have you seen the apple?
– I threw it away.

Jestem trza­ska­ją­cą zimą, wio­sną, latem i jesie­nią
tego jezio­ra.

– Have you seen the apple?
– I threw it away.

– Czy widzia­łeś jabł­ko?
– Wyrzu­ci­łem je.


Mogłem się nigdy nie wychylić

taki zagłó­wek, na któ­rym dziś spa­łem.

Front mówi o poten­cjach, rewers o speł­nie­niach,
jądro to wciąż pły­ną­ca mag­ma.

Jutro, gdy wsta­nę,
podej­dę do sto­łu i zapo­mnę.


Ujście

Nie jestem tym, za kogo się poda­ję,
ale tym komu,
zgod­nie z każ­dą czę­ścią syn­te­zy i z niczym.

To nie przed każ­dym zda­niem może­cie sobie
wziąć. Chcę, żeby myśl była jak żarów­ka.

Jem śpiąc, idę śpiąc, śpiąc to opi­su­ję.
Idę wraz z ludz­ko­ścią, czy­li – bar­dzo wol­no.

O autorze

Przemysław Suchanecki

Ur. w 1992 r. w Szczecinie. Poeta. Publikował m.in. w „Odrze”, „Opcjach” i „2miesięczniku”. Laureat „Połowu” oraz projektu „Pierwsza książka” w ramach festiwalu Stacja Literatura. Mieszka w Krakowie

Powiązania