Foremka
Wszystko było skończone i czekałem tylko na autobus
takie dopełnienie kompozycji brakujący puzzel albo
fragment łazienkowej mozaiki w którą kiedyś tak
intensywnie się wpatrywaliśmy jakby była spisem
praw na jakie można sobie pozwolić gdy tak ciepło
gorąco i wanna wzbiera wodą Ten ruch płuc przełożony
na skórę sprawiał wrażenie końca choroby warunkowego
zwolnienia z bólu tak skrupulatnie gromadzonego pod
włosami na cienkim sklepieniu czaszki gdzie wieczór
podsyca zapachy i można wejść w nie tak głęboko
że traci się poczucie
– Chyba właśnie uciekł Panu autobus
nie szkodzi mogę się pochylić i zebrać to co zostanie
z lusterka rozbitego w kieszeni przez nerwowe palce
Paralaksa w weekend
Dzisiaj przycinałem z matką winorośl,
byłem głodny, tajałem na słońcu.
Matka wybierała pędy bez owoców
zielone, lepkie. Łamałem je, a sok lepił
palce. Ręce umyłem w stawie.
Matka w słońcu wygląda jak rdza.
Patrzę na nią i widzę tylko mgiełkę dymu.
Jest w tym jakiś sprzeciw, ale pełen
ciała.
Jest w tym jakiś sprzeciw, na skórze,
pod skórą; daleko, wzdłuż tego, co jadalne.
1. miłość, poezja, narkotyki
śmierć to bardzo swoisty korut. nie do oddania. swojej nie
oddalabym za nic
ja długo zastanawiałem się jak to oddać a wystarczyło pożyczyć
i’m already dead
poeta, który dożył starości pytał: Can we play dead in some
Rother language? lecz ja mu
„nie wierzę”
i nie będę po nim powtarzać, bo po nikim
tylko po sobie mogłabym płakać
a teraz specjalnie dla Was
zdradzę jak się czuje
czuje się bosko, za kilka godzin umre.
jedyne czego się boję to to ze się nie uda,
ze wyskoczy żyłka, nie zechce opuścić
zostanie choćby w przypisie
jestem przepełniona ilością przejdzionych dni
niezakotwiczyłam
stosunek ambiwalentny do spółgłosek frykatywnych
budowanie ‘najlepiej’ możliwe dzięki fundacji ‘poza
wartościowaniem’
bo dobrze przestało się mieścic a zaczęło Mościc
zazdroszczę szczerzącemu się podmiotowi lirycznemu
beztrosko i niezasłużenie
wszystko w zenicie
można? Można
skoro mogę to dlaczego mam nie mów – jako motyw woli
dozgonny brak słów
miłość odbija się na życiu bialym proszkiem
bolubimy przytup
jestem
nie jestem ani border ani Line
wiem ze isnieje widzenie się
bo przecież mi się powiodło Tobą
skrzywdzona imieniem wyprowadziłam się na prostą wiodącą nie
tam gdzie wasza prosta
stosunek do życia w chwili tantrycznej ekstazy: ambiwalentny!
jestes niezniszczalny tak jak ja skoczony wiec będziemy istnieć do
samego konca
3 przykazania malucha:
1/ maluch jest mały
2/ sprawiedliwie nie znaczy po równo
3/ miłość to korut korutów – mistrzyni stymulacji, egoizmu w
dwójnasób pojętego,
paradoksów
jestem o ile mnie kochasz
masz mnie w kieszeni zamiast węzowatych fantazmatów
przyznaję się chętnie
idę bo tak zadecydowałam, muszę wziąć Cie ze sobą żeby się nie
bac
o istnienie zaświatów
i tak zawsze byłam poza sensem
poza to taki pieprzyk, niestety na czole.
rzutuje jak limo Balladynie
nie przepraszam nie dziękuje
zachowam bezsens pewnych spraw do konca
wszystko co złe zostało nabyte,
(…)
Dopieszczać umieranie w żegnaniu pod dwuznacznością
gestu, eksponować urok uskutecznianej saudade. Szumi
w krwioobiegu. Wycieczka po koksik: kupon przy śluzówce,
skradziony loterii – still steali na łańcuszku, zwisające z
szyi. Z kim Sosnowski przeżywał lato ’87? Bepop de luxe
to nie jest bajka o nas
bezbrzeżne uczucie.
nie wiem jakie
na pewno nie znane
wiedzieć ze się może i słodko to popierdolić
bez zająknięcia,
strata dla mas i potencjalnego pracodawcy
na szczęście ze zależy mi az na tobie
koniec listy
była sobie tabula rasa, jak każde bejbi born
ktos mnie nasrał
ale spoko
instynkt przetrwania
kazał zabić wewnętrzną matkę
mając świadomość
jestem niedo ruszenia i ile sama nie zechce się ruszyc
a nie zechce
żeby nauczyc ludzi bezczelenia
jako nieodzownego czynnika szczescia
chyl czoła
umykam chyżo zakręcić kołem sansary
własnoręcznie
cudownie!
jesli mogę w naszym związku być zazdrosny o cos
to o język i Twoje z nim romanse.
Najpiękniejszej dziewczynie świata
Wiesz, że na twojej twarzy kończy się przyjemność?
Jakkolwiek o niej mówić, pisać lub haftować.
Naszywać na spodnie jak łatkę, bo rozdarcie.
Bo brat był na drzewie i zrywał śnieg. Płatami.
Palcami przez policzek, piegi, płatek ucha i skroń,
na rzęsy. Wiesz, że na twojej twarzy kończy się
myślenie? Cienie dookoła szyi, dookoła kadru, przez
jakieś pierdolenie w zw. z rytmem, rymem, kończeniem
dobrą zgłoską albo lepszym morfemem. Nic tutaj po
przekleństwach. Popiół. Wiesz, że rozebrać się ze
świata, światła, święta – nie można wobec tego, że
inne dziewczęta, inne kraje, całkiem inne choroby
są we mnie, aniżeli w tobie. Że są sposoby na seks,
pocałunki, pieszczoty, ale nie ma nic ponad dziecko
wyjęte spomiędzy twoich warg. Zza mojego języka.
Do Tomka Pułki (cover)
Dzień dobry Tomku lufkę spal
i otwórz film Tuż spod stóp
wypełza brudny spokój grób
to ziemia milczy znaną mową
to jest klasyczny szept bezpieczny
który tak dobrze zna twój polski
to cień przedwieczny jasny cień
o twarde rzeczy morze w wąski
dzwon Nie bije Nie usłyszysz szumu
żadnego ruchu Stawia twe litery
beztroska stagnacja serca i rozumu
zanim powstaną kolejne wymiary
cóż ci – w ciele drzeć (się)
i nigdy w ogień dmuchać pić eter
gryźć pixy znaleźć rozrzutne słowa
i zakopywać w sobie blask żyjących
wciąż gorzej Tomku nerwy złóż
i pod jasnością podaj szkiełko
niech pęknie płonąc w lekki kurz
jak w masywny gong kosmos wdzięku
nie zdradzi nas kosmos fizyka kwantowa
rachunek za gaz i głupota straty
i twoja małość nazbyt mała
i twój radosny śmiech z zabawy
Wierszyk z materaca
Ktoś (?) dał mi lekkość w kreśleniu
wierszy ze stołu stojącego w rogu
pamięci (z jej fragmentów zrobiłem
dla ciebie latawiec), bo używam
pamięci jak narzędzi wobec części
(mnie? w dłoni? jak kartkę?), które
beztrosko zawodzą kolaturowym
tłem na którym ktoś już kiedyś
(Przemek?) zostawił napis: „KORUT”.
Przecież (?) nie będę korzystał z urody
języka, co to we mnie szaleje jak na
zagranicznych sylwestrach, gdzie coś
w nosek, płucko, no i właśnie – pod
język, na pewno. Kiedy napisałem
swój (?) pierwszy wers z wierszem
jako ramą (hare rama hare krishna)
spłonęło sąsiedztwo a rzeka zatruła
się barwą.
Ta (?) barwa to pokój umeblowany
frazą (wygodnie mi w zdaniu „się na
siebie”) ukradzioną sobie, gdzieś na
brzegach wspomnianej pamięci, na
nieprzytomnej plaży, gdzie się z tobą
opalam jak czarniutką lufkę.
Funkcja celu
Jednostka oznacza maksymalizację: „Boziu! Jaki
jestem szczęśliwy!” W kościele następnej niedzieli
nakłady jak traktowanie systemu złudzeń, fałszywych
idei, to fetyszyzacja oparcia w najszerszym znaczeniu
burżuazyjnej literatury (określa konserwację), bowiem
trwałe środki zachowują swą postać naturalną, gdy
pseudonaukowe teorie kształtują świadomie cały rozwój
gospodarczy społeczeństwa.