Aborcja party
Pewnego dnia do naszych drzwi zapukała policja, a ja ukryłam się pod zakurzonym dywanem, obawiając się, że przyszli mnie aresztować za szukanie informacji na temat aborcji. Okazało się, że nie chodziło o moją ciekawość, a o to, że babcia od strony taty ukradła drzewko cytrynowe.
– Oskarżona podkreśliła, że chciała mieć materiał na drinka z ginu, nie tylko dla siebie, ale też dla synowej, która pije same pomyje. Podobno pani zleciła jej kradzież i opętała jej mózg, częstując ją ginem szesnaście lat temu na stypie – poinformowała moją matkę policja.
(…)
– A jak ja się poczęłam?
Gałki oczne matki znieruchomiały jak zastygająca polewa, która jest znacznie droższa niż ta swobodnie lejąca się po całym lodzie. Wpatrywała się we mnie tępo, zupełnie jakbym odgryzła jej kawałek ręki.
– Boże drogi. Dziecko moje. Tak nie wypada. Pytać o takie rzeczy. Nie przystoi. Do zawału mnie dziś doprowadzą.
Odpuściłam jej przesłuchanie, w jaki sposób dotarła do wiedzy o poczęciu ojca. Swoją historię poznałam tydzień później, podsłuchując pijacką rozmowę rodziców w kuchni.
– I wyobraź sobie, że ona mnie, Krzysiu, zapytała, jak my ją ten-tego, wiesz, no, stworzyliśmy.
– Ano trzeba było jej wyznać, że miłością i namiętnością dwóch rozpalonych zająców.
Kto nigdy nie zwymiotował na wieść o swoim poczęciu, niech pierwszy rzuci opowieścią o seksie rodziców.
– To jeszcze dziecko, ona pewnie nawet nie wie jak… – Wiedziałam.
– To mogłaś powiedzieć, że przyniósł ją upośledzony bocian. – Wtedy i tak pomyślałabym, że chodzi o ojca.
– Dlaczego upośledzony?
– Bo gdyby zwyczajny był, to by dziewczyna wiedziała, że takich pytań zadawać nie przystoi.
– Ale pamiętasz, Krzysiu…
– Pamiętam.
– Tak zimno wtedy było. Cholernie. – Mnie też zmroziło.
– No i cię rozgrzałem. – O Boże.
– Aż obrazek z Bozią odwróciłam. Żeby nie patrzyła, jak ty mi tam.
– Ja ci tam niejedno ten-tego.
– I potem zapukał Jędrek. – Całe szczęście. – A my nie przestawaliśmy…
– Nawet jak wszedł do domu. I herbatę sobie zrobił.
– Z cytryną, tak. Wciskałeś mi głowę w poduszkę…
– Pamiętam. Myślałem sobie, że jak cię zaduszę, to Jędrek pomoże mi wynieść zwłoki.
– Ale nie umarłam. Życie się poczęło. A gdzie była wtedy Anetka?
– Bawiła się różańcem.
– Boże. Że też się na nim nie powiesiła.
– Ręka boska ją uchroniła. Zresztą na łóżku działy się cuda.
– Jędrek zapukał do pokoju. A ty powiedziałeś…
– Stary, jeszcze minutę!
– A on do ciebie…
– Krzysiu, wiedziałeś, że piłkarze z Zielonych Cyców szczają na murki pod blokiem?
– I wstałeś wtedy, zostawiłeś mnie taką. Niezaspokojoną. Czekającą. Leżałam nago godzinę, a ty nie wracałeś. Zachwycałeś się penisami piłkarzy, a potem piłeś z nimi kasztelana. Przynajmniej ty skończyłeś.
Na to ojciec już odpowiedzi nie miał. Chyba nawet zasnął, bo usłyszałam miarowy oddech, ciche pochrapywanie. Matka wstała od stołu, a ja czmychnęłam do pokoju. Położyłam się na podłodze. Trudno było mi przetrawić tę historię. Bo co, jeśli Jędrek, kimkolwiek był, zapukałby trochę wcześniej? Czy wtedy zakłóciłby moje poczęcie? Czy byłabym w ogóle tą samą osobą, gdyby matka urodziła mnie później? Czy Jarek był moim hipotetycznym mordercą?
ŚLEDZĘ SWOICH STARYCH PRZEZ 24H CHALLENGE
Poznałam zwyczaje menstruacyjne swojej dziewczyny, różnicę między pomidorem malinowym a bawolim, szczegóły postępowania w przypadku bycia świadkinią przemocy, ale nie miałam pojęcia, kim byli moi rodzice. Spędziłam więcej czasu, zaśmiewając się razem z postaciami z sitcomów ze srania do wora, niż modląc się z mamą nad wiórkami goudy. O Phoebe i Chandlerze wiem więcej niż o własnym ojcu.
Estera powiedziała, że najlepszym pomysłem na randkę jest wspólne udawanie dziadów – siedzenie z nogami w misce z wodą i czytanie starych gazet. Szczególnie nadawały się do tego gazetki „Bravo” z niezawodną rubryką porad dla zagubionych nastolatków od zagubionych dorosłych (czy moja ciąża w kolanie to trojaczki? czy gdyby Harry Potter istniał, to Daniel Radcliffe zostałby poinformowany o kradzieży tożsamości? czy każdy nadgarstek śmierdzi czosnkiem?). Tylko skąd pomysł, że cokolwiek jest dziadowe? Czy mój ojciec, który zamiast moczyć nogi, wolał moczyć ser, zyskiwał miano młodzieżowego ekscentrycznego artysty? Zaproponowałam jej randkę typu esej. Smutek nastolatki: potrzebowałam aprobaty swojej dziewczyny, by spojrzeć na rodzinę jak na odcinek paradokumentu.
Potraktowałam to jako challenge. W internecie widziałam już wszystko: elektrowstrząsy, niemowlaki jako ekstremalne morsy, tępy cień mgły, doprowadzanie swoich partnerów do traum poprzez włamanie się do ich domu, prankowanie rodziców tekstami piosenek najwulgarniejszych raperów lub piosenką z Klanu. Mój challenge-randko-esej wydawał mi się całkiem niewinny.
Postanowiłam śledzić członków swojej rodziny.
Gdy poszłam do mamy z włączoną kamerą, kroiła gąbkę do mycia naczyń na cztery mikrogąbki. Już dawno przestaliśmy chować swoje kawałki zmywaków, bo ojciec był ojcem, Aneta wyjechała, Marta uzyskała przywilej niezbliżania się do naczyń, by jeszcze bardziej się nie ukobietkować, a ja zawsze wolałam teorię od praktyki. Moja mama zmywała górę naczyń, żebym ja mogła zaczytywać się w analizach istnienia porządków domowych jako patriarchalnej opresji, z którą zmagają się matki. Moja matka smażyła plaster sera, żebym miała siłę, by perorować o zwierzęcej krzywdzie. Moja matka ukisiła się z nami w jednym ulu, żebym nie latała jak głupia pszczoła w bezmatku.
Miałam na szyi dzwoneczek od niej, zdjęty jak z krowy, którą pokrył mój stary – rybny byk. Nie chciałam, żeby pokrywał mnie jakiś samiec, ale wiedziałam, że jeśli mój esej będzie wnikliwy i seksownie inteligentny, to Estera może zechcieć mnie pokryć.
Dzwoneczek dzwoneczkował głośniej, niż matka matkowała. Stara patrzyła w ścianę, by nagle przeszedł przez nią prąd i włączył się automat – wyrzucanie śmieci, wylewanie piwska, uzupełnianie go mieszaniną soku z olejem, szorowanie dzwonu, zakrywanie oczu gnijącej rzeźbie babci z sera.
Zjadłam jej oko, którym zwymiotowałam na własne stopy. Jej nierozumiejący wzrok.
– Nie pal głupa. Sery jeszcze odbiją.
Socjologiczna analiza starego, dzień 1: w wiele kuprów pijany.
Socjologiczna analiza starego, dzień 2: pijany.
Socjologiczna analiza starego, dzień 3: przyzwoicie pijany.
Socjologiczna analiza starego, dzień 4: trochę pijany, ale co z tego?
Trudno było mi przebić się przez piwny sufit. Chciałam ojca, który będzie tak zabawny jak Chandler. Piękny jak Joey. Znający się na dinozaurach jak Ross.
Mimo iż znałam kilka historii z jego życia, traktowałam go jak serojada bez biografii. Był dla mnie mniej ciekawy niż Estera, bo nie chciał lizać książek znanych socjologów i nie inwestował kapitału w tonic espresso.
Dopiero kamerując jego wielkie ręce ugniatające dla mnie żółte serduszko, dostrzegłam w sobie pretensjonalną idiotkę z sercem po złej stronie.
– To dla twojego chomika, mała.
Nieważne, że nie miałam chomika i nie byłam mała. Wzruszki.
Mój stary. Wyrzygany przez system wytwór frustracji. Szukający ucieczki tam, gdzie inni szukają kanapeczki.
Moją Bardzo Naukową Analizę przerwała Marta, która wtargnęła do mieszkania w podartych rajstopach. Ojciec ukrył się za nowo powstałą wieżą z butelek. Matka zaczęła hiperwentylować nad zlewem. Stanęłam siostrze na drodze.
– Hej, mała. Chodź ze mną za szafę.
Wcisnęłyśmy się za najcięższy mebel w domu, przytulając się do wilgotnej ściany.
– Co myślisz, o Anecie? Gdyby mama nie obwieszała jej różańcami, wkręciłaby się w horoskopy? Mam sporo przemyśleń do eseju, umówiłam się z Esterą na randkę, w której wywlekamy rodzinne traumy. Na szczęście ciebie nie muszę przepytywać, bo znam cię jak godzinę śmierci żółtego widma.
Marta przycisnęła mnie do szafy tak, że prawie wypadły z niej wszystkie kubraczki.
– Ja pierdolę. Jesteś przemądrzałą podpuszczką. Ty nic o mnie nie wiesz.
Gdyby siniaki zareagowały na te słowa wystarczająco szybko, ułożyłyby się w znaki zapytania.
– Przecież cię nie misgenderuję i…
– O KURWA!!! NO DZIĘKUJĘ. NAJLEPSZA SIOSTRA EVER.
– Co.
– Gówno. Przecież wiem, że widzisz we mnie tylko transówę. Ciekawą siostrę, której dajesz tyle wsparcia, wooow, ty to jesteś, mmm, spuszczanie się nad empatią, przenikliwy esej, aktywizm, no, nie zesraj się. Szkoda, że od lat nie pytasz o nic innego. Wspierasz mnie tylko w byciu nie-Markiem, i to nie tak, że nie jestem wdzięczna, bo gdyby nie ty, to pewnie strzeliłabym samobója, ale jak to jest, że masz w dupie wszystko inne? Myślisz, że lubię być nerdem? Zajebiście, że masz dziewczynę, bo ja nigdy nie będę miała chłopaka. Może znajdę co najwyżej laskę, która leci na typa o pedalskim wyglądzie.
– Nie powinnaś tak mówić, to nie…
– Niepoprawne? Niepoprawne jest to, że koleżanki nie zdejmują przy mnie bluzki, bo boją się, że mi stanie. I wiesz co? Ja też się tego boję. Dlatego nie mogę chodzić w rurkach. Nigdy nie próbowałaś zabrać mnie do kina, na żadne mądre spotkanie, obchodzi cię tylko, czy ktoś powiedział do mnie martwym imieniem, i chwała ci za to, ale ja chcę zwykłej siostry. Chcę ci dać po mordzie i szukać z tobą ładnych kamieni. Chcę, żebyś znów zabrała mnie na sesję zdjęciową kotków.
– Proponowałam ci seans Harry’ego Pottera…
– A J.K. Rowling to transfobka.