
Oclone przyjemności
dzwieki / WYDARZENIA Bogusław Kierc Krzysztof Jaworski Tadeusz PióroZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Krzysztofa Jaworskiego, Bogusława Kierca i Tadeusza Pióry podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejFragmenty książki Zaskroniec Bogusława Kierca, wydanej w Biurze Literackim 2 kwietnia 2004 roku.
Jezus chodził po morzu – z tego nie wynika
oczywistość chodzenia po wodzie nartnika,
ni to, że mucha żwawo chodzi po suficie,
że we mnie albo na mnie wyżywa się życie,
że nasze ciała leżą ze sobą osobne,
że szczera prawda szczerzy nieprawdopodobne
zęby w szyderczym śmiechu, którego nie widzisz
ani nie słyszysz, kiedy sobie ze mnie szydzisz
patrząc, jak się przymilam odbitym niebiosom,
po których na przybrzeżnej łasze chodzę boso,
ale już nie po ludzku, nie po owadziemu -
chodzę Ojcu, Synowi, Duchowi Świętemu.
Zgubiła lata. Lata po mieszkaniu nago
z nadwrażliwością duszy i tuszy nadwagą
(przez tamtą przeczuwając a przez tę nie wierząc,
że ją łakome oczy niedo-kota śledzą);
miała wrzeciono – nie ma, ma za mało czasu
na lubieżne ablucje złudnego atłasu
skóry spoconej myszy, w którą się przebrało
to jej ciało niestałe – w urojone ciało
przemienione na chwilę przed skryciem się w szarej
norze auta (wyjedzie!); nie znajduje miary
dla swojej obecności poza tym, co widać
jako niezgodne z prawdą (lecz może się przydać
do knucia przeciw prawdzie, która być powinna
byciem-u-samej-siebie, ale jako inna,
nie jest ani – u‑samej-ani – siebie) – lata
między sobą a sobą na granicy świata
przeszłego i przeszłego z dodaną przyszłością,
co oczywiście bywa nieoczywistością
w ciele przez kocio-ludzkie oczy podglądanym
chłopca, co się jej przyśnił o czwartej nad ranem.
Ze dwa metry – no, może półtora – przede mną
szedł, że mogłem wyraźnie widzieć ornamenty
na skrzydłach, gdy rozkładał je, żebym daremność
zbliżenia się do niego wreszcie uznał; święty,
święty, święty wyszeptać mógłbym, lecz się zrywał
do lotu, kiedy śmiałem zmniejszyć dystans, a nie
uciekał. Czy prowadził mnie? Och, ta prawdziwa
skrzydlatość i spojrzenie na mnie! Mógłbym Panie,
nie jestem godzien mówić, ale byłem zgoła
zaskoczony, że zdarza mi się szczęście takie:
widzę przed sobą blisko jawnego anioła,
który zechciał uprzejmie okazać się ptakiem.
Miauczy, mruczy, mamrocze, wygina się, szura
puszyście po dywanie, przywabia kocura,
który – choć go nie widać – przygniata ją swoim
ciężarem ni to światła ni mroku; nie koi
kocich chuci (dla ludzi niewidzialny) kocur,
ani tego faceta, co nago na kocu
leżąc widzi widzialnej z niewidzialnym ksiuty,
nie koi wspólne brzmienie z kocią ludzkiej nuty,
kiedy przedrzeźnia kotkę miaukliwym śpiewaniem;
bo jemu na tym kocu jak jej na dywanie
też brakuje przedziwnie przeciwnej istoty,
co dla niego człowiekiem, tak jak dla niej kotem
byłaby; chciałby człowiek i kotka by chciała
wypełznąć ku niej z tego chwilowego ciała.
Siedział i patrzył na kamień omszały,
który łagodnie fale oblewały;
Bałtyk się jąkał na tę samą nutę,
w polu widzenia siać sieci jął kuter,
gdy nasz samotnik wczytał się w omszałą
zieleń kamienia jak w stronicę mszału,
i może było coś z liturgii godzin
w tym zaczytaniu, lecz nie o to chodzi,
żeby pobożne było porównanie,
kiedy widzący nawet nie jest w stanie
dociec, czy widzi to jeszcze przez siebie,
czy się rozpuścił w tym nie-wie czy niebie,
czy jest sam w sobie czy w swoim odbiciu
jeszcze za życia, czy już – nigdy w życiu,
jeszcze w namiocie czy poza namiotem -
chyba nie dowie się już nigdy o tem,
choć mu łaskawie rozchylała uda
(może się uda, może się nie uda)
czwarta czterdzieści; w półśnie i półjawie
czuł, że jest żywy i szczęśliwy prawie
i właśnie wtedy zaczął się rozpływać
w żeńskim istnieniu, które nieraz bywa
istnieniem nieba; niewie-niebieściało,
aż przemieniło się w niebieskie ciało
światła, co siadło na kamień omszały,
który łagodnie fale oblewały.
Składam ci łóżko i życzenia
nie śnienia mnie, nie przebaczenia
mi,
że śni
mi się twój sen o moim byciu
w twoim igielnym uchu nicią
zbyt
na byt
albo na pobyt w tobie – grubą.
Ale to tylko było próbą:
wzwód
złych nut
do szycia życia, żeby ciszej
nucąc w snu nowych szatach wyszedł
ból,
nasz król.
Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.