książki / POEZJA POLSKA OD NOWA

Złotniejący świat

Maria Konopnicka

Piotr Matywiecki

Fragmenty książki Złotniejący świat Marii Konopnickiej w wyborze Piotra Matywieckiego, wydanej w Biurze Literackim 8 października 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Przygrywka

Wko­ło mnie oto­czy­ły moje rów­nie sen­ne,
Pasmem jed­na­kiem…
Ale ja sobie lecę w kra­iny odmien­ne -
Umiem być pta­kiem!
Błę­kit­na prze­strzeń mru­ga, zapra­sza do sie­bie,
Skrzy­deł nie nuży…
Pędzim sobie we trój­kę: ja, obłok na nie­bie,
I listek róży.
Listek naj­pierw­szy upadł na wio­sko­wym kop­cu
Cudzej gra­ni­cy,
Jak rzu­co­ne słó­wecz­ko dro­gie­mu mi chłop­cu
Mdłej obiet­ni­cy…
A obłok powiał dalej… Pod słon­ko się stroi
W biel i we zło­to,
Aż u cha­ty ostat­niej, co w kra­ju mym stoi,
Zadrżał tęsk­no­tą…
Wiatr szarp­nął go za sza­tę, roz­rzu­cił mu wło­sy;
Toż łza­mi leci
Na łącz­kę, gdzie pod gru­szą sie­dzi dzia­duś bosy
I kup­ka dzie­ci…
Nie chce odle­cieć dalej! Z tej mgły uro­dzo­ny,
Z opa­rów rze­ki:
Gdzież mu zwie­dzać świat obcy, inne jakieś stro­ny
I kraj dale­ki?
Więc sama lecę… sama, choć ser­ce mnie boli
I smut­no wró­ży…
Cze­muż nie chciał obło­czek podzie­lić mej doli,
Ni listek róży?
Z obłocz­ka jabym sobie wie­czo­rem pod gło­wę
Zwi­ła posła­nie;
A z list­ka zasię róży – toć cza­ry goto­we
Na zako­cha­nie.
Lecz sil­na dal pocią­ga i wabi i nęci,
Jak cud nie­zna­ny…
Ej! ujrzę raz na oczy insze sia­no­żę­ci,
Insze kur­ha­ny!
Ej! posły­szę ja prze­cież, jak­to ludzie gwa­rzą
Obcym mi gwa­rem…
I wypa­trzę mie­sią­czek, z jaką wsta­je twa­rzą
Nad cudzym jarem…
I dowiem się raz wresz­cie, gdzie tęcza podzie­wa
Wstą­żek swych koń­ce
I jakie tam pio­sen­ki o zmro­ku roz­brzmie­wa
Echo mdle­ją­ce.
U nas w wio­sce znam wszyst­ko… wszyst­kie­gom już syta,
Aż do znu­dze­nia…
Codzień z za tego wzgó­rza słoń­ce ran­kiem świ­ta,
Nic się nie zmie­nia.
Wiem, gdzie rosną dzie­wan­ny, a gdzie nie­za­bud­ki
W przy­droż­nym rowie;
Wiem, gdzie sza­ry sło­wi­czek zwił domek malut­ki
W naszej dąbro­wie;
Wiem, gdzie ojciec łan orze, gdzie mat­ka wybie­la
Cie­niut­kie płót­na;
Wiem, jak w świę­to wie­czo­rem grzmi wiej­ska kape­la,
Jak flet­nia smut­na…
Lasek, cmen­tarz, kośció­łek, sta­re­go ple­ba­na,
Znam już z pamię­ci…
Tęsk­no mi! – Hej, pocią­ga dal sina, nie­zna­na,
Wabi i nęci!


Sorga

Sor­ga nie śpie­wa sone­tów. Jej szu­my
Nie zna­ją słod­kiej, poetyc­kiej mia­ry;
By iść za dźwię­kiem miło­snej cyta­ry,
Nad­to w niej siły i zbyt wie­le dumy.

Ona, gdy huczy, trzę­sie skal­ne tumy;
Kie­dy wybu­cha, w nie­bo ciska pary;
Gdy mil­czy, wiel­ki smu­tek świa­ta sta­ry
Pustem w niej okiem patrzy, wśród zadu­my.

W bły­ska­wi­co­wej i burz­li­wej nocy
Widzę Cię jesz­cze, Sor­go! Jesz­cze sły­szę
Huk twój, Dru­idów srebr­nych har­fo grzmią­ca!

Ty śpie­wasz, jako śpie­wa­li pro­ro­cy,
W bez­dusz­ną cza­sów i naro­dów ciszę
Pieśń wyrzu­ca­jąc, jak grom i błysk słoń­ca!


Który ma złoty klucz…

Któ­ry ma zło­ty klucz od jasnej zorzy,
Któ­ry zawie­ra, a nikt nie otwie­ra,
Któ­ry otwie­ra, a nikt nie zawie­ra,
Wro­ta jutrzen­ki nad świa­tem roz­two­rzy.

I spy­ta: – »Któ­rzyż są przed drzwia­mi memi?
Skąd przy­szli? W jakie oble­cze­ni zbro­je?
Są‑ż to set­ni­ki i namiest­ne moje,
Któ­rem za sie­bie posta­wił na zie­mi?« -

Lecz ujrzy rze­sze ciche, jak łan żyta,
I nie­odzia­ne żela­zem ni zło­tem,
Rze­sze, co we lnach cho­dzą, zla­ne potem,
I zadu­mie­je w sobie – któ­ry pyta.

I puści świa­tło i onym otwo­rzy,
Co oczy wzno­szą do jutrz­ni roz­bły­sku
A żyją chle­bem swo­je­go uci­sku…
Któ­ry ma zło­ty klucz od jasnej zorzy.


Tu się droga załamała…

Tu się dro­ga zała­ma­ła,
Tu się dro­ga zawró­ci­ła,
Gdzie ta brzo­za stoi bia­ła
I gdzie stoi ta mogi­ła…
Gdzie ta pro­chu garst­ka mała,
Co biją­cym ser­cem była…
Tu się dro­ga zała­ma­ła,
Tu się dro­ga zawró­ci­ła.

Jesz­cze szep­tał liść zie­lo­ny,
Nagle – strzą­sła go wichu­ra…
Jesz­cze śpie­wał ptak i nagle
Zamilkł, mar­twe jeżąc pió­ra…
Jesz­cze wid­ne było słoń­ce,
Nagle – w noc się skry­ło ciem­ną…
Jesz­cze cichość była polna,
Nagle – świat się wstrząsł pode mną.

Żaden głos nie prze­mknął głu­szą,
Żaden cień nie prze­mknął dro­gą,
A wie­dzia­łam – posły idą,
A wie­dzia­łam już – od kogo…
Żaden dreszcz nie zmarsz­czył toni,
Żaden krzyk nie prze­bił nie­ba,
A wie­dzia­łam, że się sta­nie,
A wie­dzia­łam już, że trze­ba.

Anioł, co przede mną sta­nął
W głu­chej ciszy, co aż dzwo­ni,
Ten miał wiel­kie, czar­ne skrzy­dła
I sze­ro­ki miecz miał w dło­ni.
Ani proś­by, ani groź­by
Usta jego nie wyrze­kły,
Tyl­ko dłu­go patrzył na mnie,
Tyl­ko z oczu łzy mu cie­kły.

A wtem – zie­mia się otwar­ła
U nóg moich w czar­ną jamę…
Oczy moje w ogniach bie­gły,
Na dno jamy bie­gły same…
Na dnie jamy – mar­twa gło­wa,
Naj­droż­sza mi gło­wa była…
.….….….….….….….….….…
Tu się dro­ga zała­ma­ła,
Tu się dro­ga zawró­ci­ła.


W zakrystii na Murano

Sta­ry, dębo­wy pul­pit, sta­ra na nim księ­ga,
Przed pul­pi­tem mnich sie­dzi pod­par­ty w zadu­mie,
Gałąź aka­cji, w cichym chwie­ją­ca się szu­mie,
W otwar­te okno bije i do wnę­trza się­ga.

Na mozai­kach pod­ło­gi leży słoń­ca wstę­ga,
Psz­czo­ła brzę­czy i tonie w gwiaź­dzi­stym aru­mie,
Może gra, niby organ w odle­głym gdzieś tłu­mie…
Traw sko­szo­nych woń bije ożyw­cza i tęga.

Mnich gło­wę pod­niósł, oko wypu­ścił dale­ko,
Patrzy w lazur sło­necz­ny zmru­żo­ną powie­ką,
Na usta mu powra­ca mło­do­ści pieśń zło­ta…

A pąt­nik, co tu przy­szedł oglą­dać Madon­nę,
Widział cud! Widział ser­ce, kwit­ną­ce i won­ne,
Na kol­cza­stej gałę­zi zeschłe­go żywo­ta.


Żyj – nie w chwili…

…Żyj – nie w chwi­li, co ula­ta,
Ani w minio­nej godzi­nie,
Ani w tej, któ­ra przyj­dzie i zno­wu prze­mi­nie,
Lecz w nie­skoń­czo­nym d z i ś świa­ta.

O autorach i autorkach

Maria Konopnicka

Polska poetka i nowelistka okresu realizmu, krytyk literacki, publicystka i tłumaczka. Cykl lirycznych wierszy W górach zamieścił rok później „Tygodnik Ilustrowany”. Bardzo szybko jej twórczość poetycka przepełniona patriotyzmem i szczerym liryzmem, stylizowana „na swojską nutę” zdobyła powszechne uznanie. Pierwszy tomik Poezji wydała w 1881, następne ukazały się w latach 1883, 1887, 1896. Nowele pisała od początku lat osiemdziesiątych XIX wieku aż do śmierci. Dym opublikowany został w roku 1893. Zmarła w 1910 roku.

Piotr Matywiecki

Urodzony 5 czerwca 1943 roku w Warszawie. Poeta, eseista, krytyk literacki, autor antologii poetyckich, edytor. Wieloletni pracownik Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1980–1989 działacz Solidarności jawnej i w konspiracji. Autor wielu tomów poezji, m.in. Zdarte okładki – wiersze zebrane (2009), a ostatnio Poematy biblijne (2020) i Cykle (2024). Napisał kilka książek eseistycznych, w tym Kamień graniczny (1994) poświęcony filozoficznym i egzystencjalnym problemom Zagłady Żydów, a niedawno tom esejów o sztukach wizualnych Własne oczy (2024).

Powiązania