Przygrywka
Wkoło mnie otoczyły moje równie senne,
Pasmem jednakiem…
Ale ja sobie lecę w krainy odmienne -
Umiem być ptakiem!
Błękitna przestrzeń mruga, zaprasza do siebie,
Skrzydeł nie nuży…
Pędzim sobie we trójkę: ja, obłok na niebie,
I listek róży.
Listek najpierwszy upadł na wioskowym kopcu
Cudzej granicy,
Jak rzucone słóweczko drogiemu mi chłopcu
Mdłej obietnicy…
A obłok powiał dalej… Pod słonko się stroi
W biel i we złoto,
Aż u chaty ostatniej, co w kraju mym stoi,
Zadrżał tęsknotą…
Wiatr szarpnął go za szatę, rozrzucił mu włosy;
Toż łzami leci
Na łączkę, gdzie pod gruszą siedzi dziaduś bosy
I kupka dzieci…
Nie chce odlecieć dalej! Z tej mgły urodzony,
Z oparów rzeki:
Gdzież mu zwiedzać świat obcy, inne jakieś strony
I kraj daleki?
Więc sama lecę… sama, choć serce mnie boli
I smutno wróży…
Czemuż nie chciał obłoczek podzielić mej doli,
Ni listek róży?
Z obłoczka jabym sobie wieczorem pod głowę
Zwiła posłanie;
A z listka zasię róży – toć czary gotowe
Na zakochanie.
Lecz silna dal pociąga i wabi i nęci,
Jak cud nieznany…
Ej! ujrzę raz na oczy insze sianożęci,
Insze kurhany!
Ej! posłyszę ja przecież, jakto ludzie gwarzą
Obcym mi gwarem…
I wypatrzę miesiączek, z jaką wstaje twarzą
Nad cudzym jarem…
I dowiem się raz wreszcie, gdzie tęcza podziewa
Wstążek swych końce
I jakie tam piosenki o zmroku rozbrzmiewa
Echo mdlejące.
U nas w wiosce znam wszystko… wszystkiegom już syta,
Aż do znudzenia…
Codzień z za tego wzgórza słońce rankiem świta,
Nic się nie zmienia.
Wiem, gdzie rosną dziewanny, a gdzie niezabudki
W przydrożnym rowie;
Wiem, gdzie szary słowiczek zwił domek malutki
W naszej dąbrowie;
Wiem, gdzie ojciec łan orze, gdzie matka wybiela
Cieniutkie płótna;
Wiem, jak w święto wieczorem grzmi wiejska kapela,
Jak fletnia smutna…
Lasek, cmentarz, kościółek, starego plebana,
Znam już z pamięci…
Tęskno mi! – Hej, pociąga dal sina, nieznana,
Wabi i nęci!
Sorga
Sorga nie śpiewa sonetów. Jej szumy
Nie znają słodkiej, poetyckiej miary;
By iść za dźwiękiem miłosnej cytary,
Nadto w niej siły i zbyt wiele dumy.
Ona, gdy huczy, trzęsie skalne tumy;
Kiedy wybucha, w niebo ciska pary;
Gdy milczy, wielki smutek świata stary
Pustem w niej okiem patrzy, wśród zadumy.
W błyskawicowej i burzliwej nocy
Widzę Cię jeszcze, Sorgo! Jeszcze słyszę
Huk twój, Druidów srebrnych harfo grzmiąca!
Ty śpiewasz, jako śpiewali prorocy,
W bezduszną czasów i narodów ciszę
Pieśń wyrzucając, jak grom i błysk słońca!
Który ma złoty klucz…
Który ma złoty klucz od jasnej zorzy,
Który zawiera, a nikt nie otwiera,
Który otwiera, a nikt nie zawiera,
Wrota jutrzenki nad światem roztworzy.
I spyta: – »Którzyż są przed drzwiami memi?
Skąd przyszli? W jakie obleczeni zbroje?
Są‑ż to setniki i namiestne moje,
Którem za siebie postawił na ziemi?« -
Lecz ujrzy rzesze ciche, jak łan żyta,
I nieodziane żelazem ni złotem,
Rzesze, co we lnach chodzą, zlane potem,
I zadumieje w sobie – który pyta.
I puści światło i onym otworzy,
Co oczy wznoszą do jutrzni rozbłysku
A żyją chlebem swojego ucisku…
Który ma złoty klucz od jasnej zorzy.
Tu się droga załamała…
Tu się droga załamała,
Tu się droga zawróciła,
Gdzie ta brzoza stoi biała
I gdzie stoi ta mogiła…
Gdzie ta prochu garstka mała,
Co bijącym sercem była…
Tu się droga załamała,
Tu się droga zawróciła.
Jeszcze szeptał liść zielony,
Nagle – strząsła go wichura…
Jeszcze śpiewał ptak i nagle
Zamilkł, martwe jeżąc pióra…
Jeszcze widne było słońce,
Nagle – w noc się skryło ciemną…
Jeszcze cichość była polna,
Nagle – świat się wstrząsł pode mną.
Żaden głos nie przemknął głuszą,
Żaden cień nie przemknął drogą,
A wiedziałam – posły idą,
A wiedziałam już – od kogo…
Żaden dreszcz nie zmarszczył toni,
Żaden krzyk nie przebił nieba,
A wiedziałam, że się stanie,
A wiedziałam już, że trzeba.
Anioł, co przede mną stanął
W głuchej ciszy, co aż dzwoni,
Ten miał wielkie, czarne skrzydła
I szeroki miecz miał w dłoni.
Ani prośby, ani groźby
Usta jego nie wyrzekły,
Tylko długo patrzył na mnie,
Tylko z oczu łzy mu ciekły.
A wtem – ziemia się otwarła
U nóg moich w czarną jamę…
Oczy moje w ogniach biegły,
Na dno jamy biegły same…
Na dnie jamy – martwa głowa,
Najdroższa mi głowa była…
.….….….….….….….….….…
Tu się droga załamała,
Tu się droga zawróciła.
W zakrystii na Murano
Stary, dębowy pulpit, stara na nim księga,
Przed pulpitem mnich siedzi podparty w zadumie,
Gałąź akacji, w cichym chwiejąca się szumie,
W otwarte okno bije i do wnętrza sięga.
Na mozaikach podłogi leży słońca wstęga,
Pszczoła brzęczy i tonie w gwiaździstym arumie,
Może gra, niby organ w odległym gdzieś tłumie…
Traw skoszonych woń bije ożywcza i tęga.
Mnich głowę podniósł, oko wypuścił daleko,
Patrzy w lazur słoneczny zmrużoną powieką,
Na usta mu powraca młodości pieśń złota…
A pątnik, co tu przyszedł oglądać Madonnę,
Widział cud! Widział serce, kwitnące i wonne,
Na kolczastej gałęzi zeschłego żywota.
Żyj – nie w chwili…
…Żyj – nie w chwili, co ulata,
Ani w minionej godzinie,
Ani w tej, która przyjdzie i znowu przeminie,
Lecz w nieskończonym d z i ś świata.