Machina czasu
dzwieki / AUDYCJE Konrad Wojtyła Rafał WojaczekAudycja „Machina czasu” Konrada Wojtyły poświęcona twórczości i życiu Rafała Wojaczka.
WięcejEsej Konrada Wojtyły towarzyszący premierze książki Szare światło. Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem Jarosława Borowca.
1
Miłobędzka i Falkiewicz. Ona i on. Wywiad i rzeka. Tym razem on i ona. Dwa życia złączone w jedno. Więc życie. A skoro życie, to i obawa, i strach. Strach, że nie da się tej historii opowiedzieć jak należy, że bohaterowie będą skrywać się za szarym światłem przeszłości. Obawa, że rozpłyną się w oczekiwaniu na słowa konieczne. Że znikną za kurtyną wierszy, że rozpłyną się tuż przed rozpoczęciem spektaklu pamięci. Że nie da się tego opowiedzieć. Przecież to będzie przypominało łapanie wody w palce. Tyle tu głębi znaczeń, wirów (bez) namiętności. Miejsc niezbadanych i groźnych. Z nurtem i pod prąd. Tyle słów. W najlepszym razie można dryfować, ale co dalej? Poszukiwanie potwierdzenia przez zaprzeczenia? Podważanie zaprzeczeń? „Treści życia nie da się streścić, życie samo jest swoją treścią!” I jakimż karceniem wydają mi się tedy inne słowa Krystyny Miłobędzkiej – „Nie wolno powtarzać tych samych gestów, słów”. Nie wolno?
2
szare światło, zapis rozmów, jakie z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem prowadził Jarosław Borowiec, to książka niezwykła. To wielopoziomowy labirynt bez pewności, że zaplanowano z niego jakieś wyjście. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że to książka o życiu/życiach. O zmaganiu z własnym/cudzym „ja” i ciągłym konfrontowaniu go z rzeczywistością. To historia wyborów i decyzji, pozornej przyswajalności i notorycznej niezgody. Plątanina DNA, faktów i zdarzeń. Teatru i filozofii. Miłości i literatury. Wreszcie miłości do literatury. Aby to opowiedzieć, kolekcjonuję z wielką wprawą poszczególne wyrazy, przecinki i kategoryczność sensu. Wsłuchuję się w dobrze znaną dykcję i z otwartymi ustami czekam na ciągi dalsze. Perfidnie podkradam słowa Falkiewicza, by o Falkiewiczu opowiedzieć. Podszywam się. Zabieram zdania Miłobędzkiej, by jej językiem o niej opowiedzieć. To klucz do opowiedzenia tej historii. Tylko tak można TO opisać. Można?
3
W 2005 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” Jarosław Borowiec zapytał: „Jakie wartości są nieprzemijające w literaturze?”. Andrzej Falkiewicz odpowiedział wówczas: „To, co do literatury przychodzi spoza literatury, i to, co z literatury wychodzi poza literaturę. Mówiąc dokładniej: to, co dzieło bierze z osobowości, z doświadczenia swego twórcy, i to, co z dzieła przedostaje się w osobę, w doświadczenie, w życie czytelnika”. Teraz po raz drugi to zdanie do mnie powraca. Zmieniły się dekoracje, deklaratywność w kontekście całej książki nabrała mocy. Chciałbym ją sobie przyswoić i przetransponować. Oto spoza literatury przychodzą do nas Miłobędzka i Falkiewicz. Towarzyszy im pilny słuchacz, który od czasu do czasu podrzuca kolejne pytania – Borowiec. Kto z literatury wychodzi? Ci sami? Odmienieni? Odpowiedź na to pytanie stanowić będzie podsumowanie tej książki. Nie można tego zrobić już teraz. Za chwilę pojawi się tu Krystyna Miłobędzka, zaraz się zacznie rozmijanie i nieskładność. Wszystko, co usankcjonowane, będzie podważone. Będzie prawie. Będzie nie do końca. Bowiem – jak powie Miłobędzka – „Wszystko, co się zapisuje, jest prawie – prawie takie, jak to zdarzone. Prawie żywe. Prawie dotykalne. Prawie rzeczywiste. Prawie podobne do prawdy. Mówi się: ‘przenieść na papier’. Co przenieść? ‘Co słyszę nie widzę, co widzę nie jest tym co słyszę’ ”. Więc znów od nowa?
4
Co piszę, kiedy nie widziałem, co widziałem, kiedy znam to z opowieści? Wierzę w ciągi dalsze. To nasza wspólna wiara. Oto oni. Niezwykłe małżeństwo literackie naszych czasów. Gdyby nie Edward Balcerzan i Bogusława Latawiec pomyślałbym, że jedyne. Że ostatnie. On osiemdziesięciolatek. Ona z mniejszym o trzy lata bagażem doświadczeń. Razem ponad czterdzieści lat. Saldo we dwoje rozpisane (opowiedziane) na 180 stron, aż i tylko 16 rozdziałów. Biografia zamknięta. Książka gadana. Twórczość domykana. Wciąż otwarta?
5
To swoisty rodzaj uzależniania i wzajemnej odpowiedzialności. „Nie ma dwóch ludzi bardziej różnych” – powiada Falkiewicz szukając recepty na udany związek. Zanim zaczęli nazywać to, co ich łączy, napisali do siebie setki listów. Poznali się w słowach i za pomocą słów. Więc na początku było słowo. Ona z odrywającym się ojcem od skalnej półki w pamięci, pierwszymi wierszami w gazetce „Promień” i w nienajlepszym małżeństwie, on ekonomista, filozof bez certyfikatu, sąsiad z Puszczykowa uwodzący Krystynę – kobietę swojego najlepszego przyjaciela. Tak się stało i zostało. Musiało tak być. To wspólna osobność. Wybijanie się na niepodległość. „Tak naprawdę, będąc razem, każdy z nas jest osobno i tej drugiej osoby właściwie nigdy nie poznamy w pełni, to będzie zaledwie jej część. Samemu się śni, samemu się myśli i samemu ma się swoje poprzednie życie, które jest takie, a nie inne. I my o tym życiu drugiego niewiele wiemy” – tłumaczy Miłobędzka. „My się ciągle w tym rozmijamy. To naprawdę nie jest przesadą, że jesteśmy skazani – nie wiem, czy słowo ‘skazani’ jest tu na miejscu – na to, żeby przy największych bliskościach ciągle nie wiedzieć, nie znać, nie mieć pewności wobec drugiego”. Skazani na niepewność? „Miłość jest tym, co robimy, a nie co mówimy” – odpowiada Krystyna. A jednak mówi?
6
Miłobędzka dopowiada ich wspólne życie, cyzeluje styl i stawia kropki. Dopowiada w jakiś magiczny sposób twórczość męża. Falkiewicz godzi się z tym stanem rzeczy, podoba mu się nawet ten układ. Bez zażenowania tłumaczy się z kłopotliwych sytuacji: „Wyznam panu, że kiedy dręczą mnie jakieś niepokoje, jestem w złym humorze, to trafiam na teksty Krystyny, które mnie podnoszą na duchu. Przepowiadam je sobie. Znam je na pamięć. A gdy zapomnę jakiegoś słowa, wstaję w nocy i szukam, uzupełniam tekst. Zasypiam uspokojony”. Bez wątpienia różni ich podejście do cielesności. Falkiewicz nie boi się obnażenia w tekście, Miłobędzkiej – która nie chce granic w pisaniu i mówieniu – taka postawa jest jednak zupełnie obca. Podziwia Andrzeja za to notoryczne odsłanianie przy jednoczesnym zastrzeżeniu i wskazaniu na własne ustępstwa w tej dziedzinie. Ja tak nie potrafię i nie chcę potrafić – zdaje się mówić poetka. Nie?
7
To on – jak powiada poetka – wydzierał i wciąż wydziera jej zapisy. W odróżnieniu od Andrzeja, nie posiadała przymusu pisania i w dalszym ciągu go nie rozumie. Mogłaby hodować konie lub robić inne rzeczy. Pielęgnacja ogrodu – znów blisko Karpowicza. Miłobędzka wciąż boi się oczywistości, zmaga się z własną prywatnością i potencjalnym nieporozumieniem, które wynika z niezrozumiałości zapisu. To lęk, który towarzyszył jej na początku i który do dziś jej nie opuścił. Wypalając papierosa za papierosem i mozolnie szukając słów przyznaje, że każde pytanie Borowca jest nieoczekiwane, a co za tym idzie, budzące trwogę. Już w porządku?
8
„Wszystko, co mi się zdarza, jest w porządku. To nie życie daje mi w mordę. Po zastanowieniu widać, że to ja sobie sama daję w mordę. Żeby jednak człowiek w każdej chwili potrafił tak myśleć, powinien być z sobą samym nie w porządku”. Miłobędzka, wewnętrznie rozdarta, zdaje się być na zewnątrz pogodzona. Nie wymaga za dużo ani od siebie, ani od życia. W zasadzie przyjmuje to, co się zdarza. Bierze, co dają, zabiera, co się daje zabrać. Co?
9
„Wymaganie czegoś od życia to jest bezczelność”. Nie ma tu wybiegania w przyszłość, nad przeszłością unosi się zwolna mgła zapomnienia. W pamięci pozostają tylko rzeczy ważne. W pamięci zmartwychwstają poeci i ich wiersze. Całe życie mieli wspólne lektury. Wraca Słowacki, Mickiewicz, Leśmian, Karpowicz, Dickinson, jest Buczkowski, Piotrowski, Gombrowicz, wreszcie Grotowski, Kantor i ukochany Helmut Kajzar. Długie rozmowy, ocalanie sensów. Zza grobu do tej rozmowy przyłącza się ojciec, między wierszami pojawia się matka. Na nowo ożywają górskie pejzaże i wszystko, co „zielone”. To wszystko pomaga w zrozumieniu twórczości Miłobędzkiej, to określa także jakoś Falkiewicza. Jej walki ze słowem i o słowo. Mierzenia się z tematem, sposobem jego ujęcia. Nie można się uwolnić, bo całe życie pisze się jeden tekst. One nigdy nie są skończone – mówi Miłobędzka. Liczy się tylko co tu i teraz. Na przyszłość nie mamy wpływu, przeszłość już się wydarzyła. Wciąż ginie w naszej pamięci. Zapada się. „W prywatnej wypowiedzi zawsze są koszty i jest ryzyko”. Więc znów ryzykownie?
10
Strona po stronie. Plecionka biografii. Znów roi się od wierszy. Życie można opowiedzieć tylko za pomocą wierszy, za pomocą poszczególnych fraz. „Mówienie jest aktem litości, dla siebie, dla innych, dla świata”. Stąd nawet w błahej rozmowie poetyka wykreśleń, poetyka „koniecznych słów”. Nawet Borowiec zdaje się cyzelować każde słowo, by pasowało do dykcji swoich bohaterów. Nawiązanie wspólnego dialogu to poszukiwanie jedynych słów. Jeśli odpowiada się za pomocą wierszy, pytanie staje się wierszem, cytatem. Rozpisanie świata. Czasami trzeba się wycofać, by rozmówcy przejęli inicjatywę. Wtedy spierają się między sobą o słowa, o nazywanie, o odczucia. Prowadzą w najlepsze swoje wspominki. Prześcigają się w opowieściach, anegdotach, rekonstruują fakty, przywołując dokładnie daty, nazwiska i zdarzenia. Tyle w nich pozostało. Aż tyle?
11
Bezradny podziw. Karpowicz jako poeta możliwych niemożliwości, jako osobny „czarnoksiężnik”, a przy tym pilny i uważny czytelnik Miłobędzkiej. Tu nie ma przypadkowości. Wszystko się zazębia, zapętla. Co rusz Borowiec uruchamia kolejne trybiki, które w szczególny sposób nakręcają machinę poznania. Miłobędzka wzruszona i zawstydzona faktem, że ktoś czyta uważnie jej teksty. Więc to nie jest już moje? – zdaje się pytać. Zapisane na własnej skórze, nie na cudzej. A tu takie zainteresowanie? Sympozja, wykłady, prace zbiorowe. Zwielokrotnienie. Rozbieranie Miłobędzkiej na części? Potem znów o rodzeniu słów i wierszy, o porządkowaniu życia za pomocą koła, o pisaniu rozpatrywanym w kategoriach spłaty i długu, o „poezji macierzyńskiej”. Kurtyna prawie podniesiona, życie prawie odsłonięte. Jeszcze czasy współczesne. Solidarność. Walentynowicz, Frasyniuk i Wałęsa. Poeci – stwierdza nagle Krystyna – powinni zazdrościć Wałęsie obrazowego języka! Więc na koniec zazdrość?
12
Już to znamy z wierszy. Z tego, co poza słowne i niewyrażalne. Życie i śmierć. A więc i Bóg? Jest czy go nie ma? „Ja bym wcale nie powiedziała, że mi coś Bóg scala. Mnie nie scala… Powiedziałabym, że Bóg jest wszędzie, ponieważ wszędzie jest życie. Można to nazwać panteizmem, wszystko jedno. Nie mam zaufania do żadnych terminów, także tych religijnych.” Wybór już dawno został podjęty, nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Kłopotem jest odejście jako takie. Nieważne gdzie, dlaczego i po co. Tak musi być, tak to zostało pomyślane. „Moim osobistym kłopotem – mówi na koniec Falkiewicz – nie jest ani rozrost sieci informatycznej, ani nieskończona rozmaitość interpretacji Platona czy Hegla. Moim kłopotem jest fakt, że muszę umrzeć. A chcę, żeby to, czym żyłem, nadal było żywe. I kiedy oglądałem w telewizji upadające wieże WTC, zastanawiałem się, ilu ludzi pomyślało podobnie”. Gra toczy się o ocalenie pamięci, o zachowanie przy życiu tego, co ważne. To bój o dawno już napisane książki, o słowa, które się wypowiedziało.
13
Znów od początku. Znów figura koła. To, co do literatury przychodzi spoza literatury, to Miłobędzka i Falkiewicz. To, co z literatury wychodzi poza literaturę to też Miłobędzka i Falkiewicz. Mówiąc dokładniej: to dzieło bierze się z osobowości, z ich doświadczenia, filozofii, mądrości i już napisanych książek. To z nich przedostaje się w nowe doświadczenie, w życie czytelnika, jest w nas. Weszło i nie wyjdzie. Tak się przechodzi do historii literatury. Oto genialne ocalanie pamięci. Bastion ze słów, którego nie zdobywa się krytyczną szarżą. Zazdroszczę Borowcowi, że maczał w tej rzece palce. Ja tylko łapałem krople. Gubione.
Urodzony w 1979 roku – poeta, dziennikarz, krytyk literacki. Wiceprezes Fundacji im. Sławomira Mrożka. Publicysta Radia Szczecin. Wydał pięć tomów poetyckich; ostatnio: może boże (Lubuski Wawrzyn Literacki 2010) i Czarny wodewil (2013). W 2014 roku ukazała się jego książka Rewersy. Rozmowy literackie. Rok później przełożył z jidisz na polski nieznane wiersze Eliasza Rajzmana zebrane w tomie Mech płonący (2015). W latach 2005-2009 zastępca redaktora naczelnego kwartalnika literacko-filozoficznego [fo:pa]. Od 2012 do 2014 roku pierwszy redaktor naczelny pisma „eleWator”. Publikował m.in. w „Odrze”, „Twórczości”, „Portrecie”, „FA-arcie”, „Kresach”, „Śląsku”, „Arkadii”, „Pograniczach”, „Przeglądzie Polskim” (USA), „Radarze”, „Gazecie Wyborczej”. Tłumaczony na języki angielski, niemiecki, ukraiński i czeski.
Audycja „Machina czasu” Konrada Wojtyły poświęcona twórczości i życiu Rafała Wojaczka.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły towarzysząca premierze e‑booka Kory Stoję, czuję się świetnie, wydanego w Biurze Literackim 18 stycznia 2016 roku.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.
WięcejEsej Konrada Wojtyły towarzyszący premierze książki Myśli do słów. Szkice o poezji Piotra Matywieckiego.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki gubione Krystyny Miłobędzkiej.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Czy Nobel zasłużył na Różewicza?”.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Polskie znaki Wojciecha Bonowicza.
WięcejKomentarze Zdzisława Jaskuły, Andrzeja Nowaka, Mieczysława Orskiego, Piotra Śliwińskiego, Adama Wiedemanna oraz Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Trop w trop Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Dożynki 2008”.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Książka 2008”.
WięcejKomentarze Piotra Czerniawskiego, Grzegorza Jankowicza, Anny Kałuży, Bogusława Kierca, Karola Maliszewskiego, Edwarda Pasewicza, Tomasza Pułki, Justyny Sobolewskiej i Konrada Wojtyły.
WięcejKomentarze Sławomira Kuźnickiego, Konrada Wojtyły i Jarosława Borowca.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Wojaczek wielokrotny.
WięcejRecenzja Anity Jarzyny z książki Szare światło Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem Jarosława Borowca.
Więcej