Dom, w którym straszy tak pięknie
recenzje / ESEJE Michał TabaczyńskiRecenzja Michała Tabaczyńskiego z książki Joanny Mueller intima thule, która ukazała się w czasopiśmie „Fabularie”.
WięcejRecenzja Michała Tabaczyńskiego z książki Niosłem ci kanapeczkę Kārlisa Vērdiņša.
To pierwsze, krzyczące w tytule zdrobnienie, wciąga w pułapkę niedorzecznych oczekiwań; prawda, pociągające jest, filuterne, zalotne, owszem, łasi się nieprzyzwoicie do wszystkich zmysłów. „Kanapeczka”! Mechanika tej zastawionej w tytule pułapki, gdy już ją na chłodno analizować, nie jest wcale skomplikowana, może zresztą w tej prostocie tkwi jej siła. Może jej siła tkwi w czającym się za tą frazą echu innej zupełnie, bo ewangelicznej, obietnicy: „Przynoszę wam nadzieję”? Tyle że tytuł jest obietnicą niepewną, za którą czai się możliwe rozczarowanie (ten niedokonany czas przeszły). Tyle przynajmniej dobrego, że jest on obietnicą konkretną: nie jakąś tam nadzieję, a pewnik, nieważne że malutki, skoro filuterny, zalotny, łaszący się do wszystkich zmysłów.
I te skuszone, połechtane i wciągnięte w pułapkę zmysły kierują teraz lekturą, nadają jej rytm galopu za lekkomyślnie rozbudzonym, a niespełnialnym przecież, oczekiwaniem, pogoni za kolejnym połechtaniem. Taka jest bowiem natura naszych zmysłów i tę wiedzę o nich nam, czytającym ciałom, odkrywa się w czasie lektury. Czytające ciało bowiem wszystkimi swoimi zmysłami chce zaspokojenia. Ale wybór poetyckich próz (proszę wybaczyć tę ekscentryczną personifikację) jest bardziej przebiegły i wie, że zaspokojenie nie jest możliwe, że równa się ono przesytowi, którego skutki są zabójcze, dlatego na chłodno dawkuje deminutiwa, na które rzucają się goniące za nimi zmysły: „pelerynka”, „taborecik”, „świnka”, „mamusia”, „ptaszki”, „wierszyk”. I od nowa: „pelerynka”, „taborecik”, „świnka”, „mamusia”, „ptaszki”, „wierszyk” i jeszcze dalej: „gwiazdeczki”, „kieszonka”, „mikrobusik”…
Opowieść rozpoczęta od tego „niosłem ci kanapeczkę” zatacza kolejne kręgi. Jest zresztą na tyle pojemna, by zmieścić w sobie wiele rozmaitych rejestrów i gatunków, od narracji rozwojowej, inicjacyjnej, miłosnej, i tak dalej, do łotrzykowskiej włącznie, biegnie bowiem szlakiem mrocznych zaułków i tłocznych miast, idzie drogą odezw, prywatnej korespondencji, zwierzeń, wreszcie – czułych szeptów. Jedno tylko jest niemal niezmienne – ścieżka wiedzie wśród mroku, nawet jeżeli otaczają ją rozświetlone słońcem dekoracje, nawet jeżeli rozświetla ją złośliwostka, ironijka, grymasik. Mimo że droga prowadzi ostatecznie do miłości? Czy właśnie – dlatego?
Te rozrzucone na drodze do miłości zdrobnienia (w tej metaforze może im przypaść w udziale rola, powiedzmy, latarenek) zdają się teraz oczywiste: droga do miłości wiedzie przez kolejne oszczędnie dawkowane podniety, rozbudzane kolejno oczekiwania, podsycany za każdym razem żar. Ale czytające ciało, o ile nie zatraci się w tym gąszczu przygód i innych ciał, o ile ma oczy widzące i uszy słyszące, powinno rozpoznać coś jeszcze, w gruncie rzeczy banał, o którym już wspominałem: to nie są wiersze, są to prozy poetyckie. Ich rozpiętość stylistyczna, której bieguny wyznaczają z jednej strony te mieniące się zdrobnienia, a z drugiej – ciężkie augmentatiwa, ta rozpiętość może być pochodną braku innych wyróżników poetyckości. Może. Może być prostą kompensacją, może być owocem braku obaw przed nieznośną przesadą. Pewnych odpowiedzi tu być nie może (czytające ciało cierpnie z niewygody), bo ani w polskiej poetyckiej teraźniejszości proza poetycka nie jest formą dowartościowaną, ani nie ma w polszczyźnie solidnej tradycji, ani może nawet nie ma przed sobą wielkiej przyszłości. Takie właśnie zbawienne niepewności i niewygody przynosi nam ten ich zbiór razem z tytułową kanapeczką.
„Niosłem ci kanapeczkę”, tak się zaczyna ta odyseja. Przez nocny, nieprzyjazny świat niósł mu, jak czytamy, kanapeczkę kupioną w barze – nie mogło być po prostu inaczej – I Love You. Tylko z takich barów powinniśmy jadać kanapeczki, nawet gdyby ich czuli dostawcy, tak jak w tym przypadku, nie byli dość silni, by nie mógł ich na trochę skusić świat, by błądzili z wystygłą strawą całe trzy dni. Tak właśnie powinna koić nasze głody literatura, doniesioną nareszcie kanapeczką, niech już będzie, z serem (odwracając, zauważmy przy okazji, sadystyczny incydent z Williamsowskimi śliwkami, tymi samymi, które – takie zimne i słodkie – zostawione na śniadanie w lodówce, nie doczekały poranka).
Tak właśnie powinna karmić nas literatura w tej przerażającej podróży przez ciemny świat, w którym roi się od wszystkiego; straceńczym wysiłkiem byłaby zarówna prosta enumeracja jego składników, jak i każda próba ich systematyzacji. Tak powinna zajmować się nami literatura, która dysponuje wszystkim, opiekować się, być „matką, ojcem, bratem, żoną i mężem” (tak właśnie, stając ponad płciowymi rolami i rodzinnymi koligacjami), skoro w miłosnym uniesieniu życzy nam jak najlepiej: „świnki, zapalenia płuc, psychozy, neurozy, ospy i odry”, bo życzy nam tym samym pełnej zależności od siebie. Taka właśnie, zaborcza, zaborcza jak uczucia Kārlisa Vērdiņša powinna być literatura.
Urodzony w 1976 roku. Tłumacz, eseista i krytyk literacki. Ostatnio opublikował książki eseistyczne Widoki na ciemność (2013) i Legendy ludu polskiego (2014). Współautor książek: Tekstylia bis (2006), Kultura niezależna w Polsce 1989-2009 (2010) i Hrabal i inni (2013). Tłumacz klasycznych książek z dziedziny nowych mediów: Przestrzeni pisma J.D. Boltera (2014) i Cybertekstu E. Aarsetha (2014).
Recenzja Michała Tabaczyńskiego z książki Joanny Mueller intima thule, która ukazała się w czasopiśmie „Fabularie”.
WięcejRecenzja Krzysztofa Zabłockiego z książki Niosłem ci kanapeczkę Kārlisa Vērdiņša.
WięcejKomentarz Jacka Dehnela do utworu Come to me Kārlisa Vērdiņša, towarzyszący premierze książki Niosłem ci kanapeczkę, wydanej w Biurze Literackim 3 sierpnia 2009 roku.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z książki Niosłem ci kanapeczkę Kārlisa Vērdiņša.
WięcejNota Agnieszki Mirahiny o książce Niosłem ci kanapeczkę Kārlisa Vērdiņša.
WięcejKārlis Vērdiņš, autor wydanej w Biurze Literackim 3 sierpnia 2009 roku książki Niosłem ci kanapeczkę, w rozmowie z Jackiem Dehnelem.
Więcej