recenzje / KOMENTARZE

Alessandro Del Piero otwiera Cyc Gada i myśli sobie, jakie to jest dobre

Dawid Mateusz

Impresja Dawida Mateusza na temat zestawu wierszy Wieże Juliana Rosińskiego, laureata 15. edycji Połowu.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Czy­tel­nicz­ka tych wier­szy nie musi wie­dzieć, że Julian Rosiń­ski ma dzie­więt­na­ście lat, że uro­dził się w Bia­łym­sto­ku, że stu­diu­je etno­lo­gię i antro­po­lo­gię kul­tu­ro­wą na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim. Nie musi też wie­dzieć, że kibi­cu­je on dru­ży­nie pił­kar­skiej Juven­tu­su, któ­rej styl gry zna­czą­co odbie­ga od sty­lu gry same­go auto­ra. Przede wszyst­kim nicze­go nie muszą jed­nak te wier­sze, spra­wia­ją­ce wra­że­nie nota­tek zapi­sa­nych od nie­chce­nia na tele­fo­nie. Do nicze­go nie sta­ra­ją się prze­ko­nać, nicze­go nie chcą udo­wod­nić. Za spra­wą swo­jej nie­sły­cha­nej lek­ko­ści zosta­wia­ją czy­tel­ni­ka bez­rad­ne­go, rzu­ca­ją go w sam śro­dek nie­zba­da­nych prze­strze­ni, a wte­dy ów uświa­da­mia sobie, że wła­śnie otrzy­mał wszyst­ko naj­lep­sze, co mógł otrzy­mać od wier­sza pol­skie­go.

Jeże­li mówi­my o Juven­tu­sie, to raczej o tym Lip­pie­go niż Alle­grie­go, bo zde­cy­do­wa­nie bli­żej Rosiń­skie­mu do wyobraź­ni i nie­prze­wi­dy­wal­no­ści Ales­san­dra Del Pie­ro niż do sier­mięż­ne­go, wymę­czo­ne­go 1:0. Każ­dą kolej­ną fra­zą Rosiń­ski wybi­ja czy­tel­nicz­kę z jej przy­zwy­cza­jeń, zaska­ku­je cią­giem sko­ja­rzeń, a kie­dy już czy­tel­nicz­ka stwier­dzi, że „jest w domu”, dosta­je nagle wol­tę, któ­ra prze­no­si ją w zupeł­nie inne rejo­ny. Musia­ła­by zaczy­nać nie­ja­ko od nowa, gdy­by nie tajem­ni­cze prze­ko­na­nie, że znaj­du­je się dokład­nie tam, gdzie powin­na się zna­leźć. Czy­li gdzieś, gdzie rzu­ca­ły nas przed laty poety­ki auto­rów zwią­za­nych z pismem Cyc Gada (Waw­rzyń­czyk, Janic­ki, Bie­lic­ki, Szew­czyk, Gro­bel­ski, Szpin­dler).

Wie­dza o tym, z jaką ska­lą talen­tu mamy do czy­nie­nia, jest już, zda­je się, wie­dzą powszech­ną i spra­wą sze­ro­ko komen­to­wa­ną w wąskich krę­gach poezji pol­skiej. Łat­ka won­der­ki­da ma swój cię­żar, wszak zna­my przy­pad­ki Freddy’ego Adu, Ney­ma­ra i wie­lu innych mło­dych poetów. Życzył­bym auto­ro­wi (jak i sobie), żeby nie przy­tra­fi­ła mu się nigdy żad­na poważ­na kon­tu­zja, żeby roz­wi­jał się har­mo­nij­nie i nie prze­cią­żał nazbyt swo­je­go orga­ni­zmu, a wszyst­ko będzie dobrze.

„Cze­kam na pol­ski šala­mu­nizm!” – napi­sał do mnie Julek Rosiń­ski na począt­ku przy­gód z niniej­szą anto­lo­gią. Sko­ro zdra­dzam tajem­ni­cę kore­spon­den­cji, to pra­gnę mu teraz publicz­nie odpo­wie­dzieć: po pro­stu rób swo­je.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry, Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go i Spor­tu pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go.

 

O autorze

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Powiązania